Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 63

~Magnus~
Alexander momentalnie zeskoczył z moich kolan, jakby poraził go piorun. Jednak wiedziałem, czemu to zrobił. Ktoś nam przeszkodził. Do sauny wszedł Samuel.

- No, znalazłem was w końcu! - wyrzucił ręce do góry. - Już się zbieramy. Chwila... Co wy tu robiliście? Całą godzinę? Bo widziałem, jak wchodzicie tu.

- Godzinę?! - spytałem równocześnie z Alexandrem, obaj ostro zszokowani i spojrzeliśmy na mężczyznę, na którego twarzy pojawił się teraz dwuznaczny uśmieszek.

- Ehh, bierz pedałów w publiczne miejsce i już udają psy podczas rui. Ogarnijcie się, bransoletki do recepcji i do auta! - skwitował i wyszedł, zostawiając nas samych.

Jak się czułem? Zawstydzony. Pierwszy raz w obecności Alexandra. Bo to, co działo się zanim Samuel nam przerwał, było... Nie do opisania. Zacząłem patrzeć na niego w zupełnie nowy sposób.

Potrząsnąłem głową, by się nie zamyślić i spojrzałem na niego, podczas gdy ten wpatrywał się w podłogę.

- Alexandrze? - spytałem, gdy cisza między nami zaczęła robić się niezręczna.

- Hm? - szybko podniósł na mnie wzrok, a ja się zaśmiałem z niego, bo dalej wyglądał na mega podnieconego, podczas gdy ja rozluźniłem się. Pomogła mi w tym sauna, w której jeszcze byliśmy.

- Musimy iść - wstałem z ławki z zamiarem podejścia do niego, ale on zniknął mi z oczu, wychodząc z sauny. Zostawił mnie zaskoczonego na środku zaparowanego pomieszczenia.

Co się stało...? Czyżbym przesadził...? Zrobił coś wbrew jego woli? Ale nie wyglądał jakby żałował... JEZU. Nienawidzę, gdy nie mogę sam odpowiedzieć sobie na pytania, które wymyśla moja głowa.

- Ogarnij się - odezwałem się sam do siebie i potrząsnąłem głową. Pokręciłem szyją w koło, słysząc strzykanie karku, po czym wyszedłem z sauny.

****
Kiedy ubieraliśmy się i braliśmy swoje rzeczy, nie odzywaliśmy się między sobą z Alexandrem. Ale szczerze... Było to naturalne. Każdy z nas zapewne myślał o sytuacji w saunie. Bo ja tak...

****
Gdy już oddaliśmy recepcji nasze bransoletki, wyszliśmy z budynku i udaliśmy się do auta, które zatrąbiło, gdy wyszliśmy na jego widok zza rogu. Wsiedliśmy do niego, siadając na siedzeniach obok siebie. Alexander usiadł na środek między mną a znudzonym Patrykiem.

- W końcu. Zbieracie się jak dziewczyny - skomentował Samuel i ruszył z parkingu.
Spojrzałem w bok na zamyśloną twarz Alexandra i patrzyłem się tak na niego przez resztę drogi.

****
Dochodziła godzina 16:30, kiedy podjechaliśmy pod dom Lightwoodów. Ojciec Alexandra nie wychodził, więc chodziło tylko o nas. Wysiadłem z auta i podszedłem do bagażnika, by go otworzyć. Wyciągnąłem z niego torbę moją i mojego chłopaka i zamknąłem klapę. Alexander zdążył już wysiąść i kiedy zamknął drzwi, auto odjechało.

Spojrzałem na czarnowłosego, a on również patrzył się na mnie. Nie mogłem nic wyczytać z jego spojrzenia. To było męczące. Chciałem go o to zapytać, ale ruszył w stronę domu. Zdziwiony i coraz bardziej zaniepokojony, ruszyłem za nim z naszymi torbami zawieszonymi na jednym ramieniu.

Wszedłem za Alexandrem do budynku. Odstawiłem torby na ziemię i gdy się wyprostowałem, zostałem przyszpilony do ściany. No nie powiem, jeszcze nigdy nie byłem taki zdezorientowany. Zobaczyłem niebieskie, pewne siebie tęczówki mojego Anioła tuż przed moją twarzą. A raczej już "Diabła".

Chwila... TAK! O to chodziło! Sam przecież chciałem poznać jego drugie, głęboko zakopane oblicze, kiedy to oblicze właśnie stało przede mną! Władcze, pewne siebie. Bez strachu ani zawstydzenia. Diabeł, zamiast Anioł.

I szczerze? Nie wiem, które lepsze... Oba są wspaniałe, bo to w końcu Alexander. Ale... Nigdy jeszcze nie czułem się tak jak teraz. Zawstydzony, niepewny, nieśmiały. Chyba zamieniłem się rolami z Alexandrem... Ciekawe doświadczenie.

Choć chyba wolę patrzeć na niego, kiedy jest słodki i niewinny. Taki jak teraz może być sobie w łóżku. Albo nie, bo ja nie jestem pasywem... CHUJ TAM, NIC JUŻ NIE ROZUMIEM.

Z głupich zamyśleń wyrwał mnie zachrypnięty i pewny siebie głos Alexandra.

- Nigdy więcej... - odezwał się stanowczo. - Takiego czegoś w miejscu publicznym. Inaczej znowu ktoś nam przerwie.

Patrzyłem się na niego szeroko otwartymi oczami. I zapewne z opuszczoną szczęka. A zawsze myślałem, że to ja jestem nieprzewidziany... Poraz setny chyba raz powtarzam - on nie przestanie mnie zaskakiwać.

- Jasne, Diablo - przełknąłem ślinę, patrząc w jego oczy. Odwrotność mojego Anioła, jednak gdzieś tam w nich dalej był ten nieśmiały chłopiec.

- Okey - odsunął się ode mnie. Skulił się nieco, odwracając wzrok i z powrotem zamieniając się w mojego Aniołka.

Kurwa... Instrukcja nad tym człowiekiem chyba nie będzie miała końca. Codziennie zbieram co niej jakieś punkty.

- Dzięki Bogu - odetchnąłem z ulgą, że jednak nie chodzi mu o to, że posunąłem się za daleko. Poczułem, jak wraca mi pewność siebie. - Nie strasz mnie tak więcej - podszedłem do niego i położyłem dłonie na jego biodrach.

- Wystraszyłem cię? - zachichotał.

- Nie odzywałeś się do mnie odkąd wyszliśmy z sauny! Oczywiście, że się bałem.

- Też się nie odzywałeś - wystawił do mnie język, uśmiechając się głupio.

- Gdzie mi z tym językiem... - warknąłem, ale nie ukrywałem rozbawienia. Przez co chyba nie zabrzmiałem groźnie.

- W końcu wrócił mój abstrakcyjny i władczy facet - oznajmił z uśmiechem i przytulił się do mnie. Zaśmiałem się mile zaskoczony jego słowami i również go objąłem, ciesząc się jego bliskością.

- Magnus... - zamruczał w moją szyję.

- Tak, Aniele?

- Jestem w chuj głodny.

- Ja też. Co jemy?

Oboje się zastanowiliśmy. I za chwilę oderwaliśmy się od siebie z szerokimi uśmiechami, krzycząc jednocześnie "Sweet&Caffe"!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro