Rozdział 52
~Alec~
Dochodziła godzina 16, a ja od rana do właśnie teraz leżałem na łóżku, oglądając seriale i filmy. Z pokoju wychodziłem tylko wtedy, kiedy musiałem do łazienki albo uzupełnić zapasy jedzenia. I słodyczy. Jem słodycze. Jeszcze nie jest ze mną tak źle, jak myślałem.
Kilka razy Izzy i Jace próbowali ze mną rozmawiać, ale ich skutecznie zbywałem. Odziwo, mama tak samo. Mówiła, że potrzebuje odpoczynku. Cóż... Ostatni raz było tak trzy lata temu, kiedy zaczynała się moja depresja. Wtedy mama przyprowadziła do mnie psychologa. Bo tak jak teraz, nie chciałem wychodzić z pokoju, byłem markotny i senny.
Włączyłem kolejny odcinek "Pamiętników Wampirów" i jadłem sobie tym razem ciastka owsiane, bo nic innego nie znalazłem w domu, a do sklepu nie chciało mi się iść. I w międzyczasie ciągle tuliłem się jak głupi do poduszki czy kołdry, wyobrażając sobie Magnusa... Ale to nie był on.
A może jest w domu...? Że też wcześniej o tym nie pomyślałem?! Mieszkam kilka domów od niego i zamiast po prostu tam pójść, gnije w pokoju i wmawiam sobie, że mnie nie kocha.
#JakNastolatkaZDepresją.
Zerwałem się z łóżka i poczułem zawroty głowy... Za szybko wstałem. Przymknąłem oczy i poczekałem, aż przestanie mi szumieć w uszach. Ogarnąłem się jeszcze trochę, bo wyglądałem jak zombie, wziąłem telefon i zbiegłem po schodach na dół.
- Mamo! - krzyknąłem, zakładając buty. - Do sklepu idę! - wyszedłem z domu i skierowałem się do babci azjaty.
*****
Kiedy byłem już pod jej drzwiami, serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a dłonie zaczęły się trząść. Ze strachu, że nie będzie Magnusa? Ze stresu? Z niepewności? Nie wiem.
Zapukałem w drzwi, które się po chwili otworzyły i ustała w nich staruszka.
- Dziendobry - zmusiłem się na lekki uśmiech. - Zastałem Magnusa?
- Oh... Niestety - widocznie posmutniała.
A ja się przestraszyłem. Co się stało? Z Magnusem?
- Em... - zacząłem niepewnie. - A wie pani, gdzie wnuczek jest?
- Wejdź, Alexandrze - przesunęła się w drzwiach.
Zaraz zemdleje jeśli nie powie mi, o co chodzi! Pospiesznie i z duszą na ramieniu wszedłem do środka. Staruszka zamknęła drzwi i usiadła do stołu. Gestem ręki wskazała na krzesło obok siebie, które zająłem.
- Więc? - spojrzałem na nią.
- Nie denerwuj się tak chłopcze, z Magnusem wszystko dobrze - uśmiechnęła się potulnie.
- A... Gdzie on jest? Nie daje znaku życia od dwóch dni...
- W Hiszpanii. Z ojcem. Nie miał wyjścia - westchnęła.
Odetchnąłem z niewyobrażalną ulgą. A już myślałem, że miał jakiś wypadek i jest w szpitalu. Dzięki Bogu...
- A wie pani... Dlaczego mi nic nie powiedział?
- Nie dzwonił?
Pokręciłem przecząco głową.
- Hm... Nie wiem, skarbie. Na pewno niedługo do ciebie zadzwoni, bo widać, że nie widzi świata poza tobą - zachichotała, a ja się uśmiechnąłem. - Może herbaty? - zaproponowała z szerokim uśmiechem.
Chciałem odmówić, ale... No jak?
****
- O! Albo spójrz na te! Nosił takie urocze papucie! - staruszka pokazała mi kolejne zdjęcie małego Magnusa z ich rodzinnego albumu.
Spojrzałem na fotografię, na której był dwu-letni Magnus w niebieskich śpioszkach i małych, różowych kapciach. Zaśmiałem się.
- Był uroczy. I dalej jest - dodałem, biorąc do ręki kolejne ciastko, którymi poczęstowała mnie staruszka. Mamy za sobą już trzy kubki herbaty.
Ta babcia parzy najlepszą herbatę jaką piłem!
Usłyszałem dźwięk telefonu z kieszeni.
- Um, przepraszam - wziąłem telefon do ręki i wstałem z kanapy, na której siedzieliśmy. Odebrałem połączenie, a staruszka poszła do kuchni, mówiąc, że zaparzy więcej herbaty.
- Izzy? Co tam? - spytałem, przykładając telefon do ucha.
- Gdzie ty zniknąłeś na godzinę? Jesteś z Magnusem?
- Niestety nie - westchnąłem. - Ale jestem u jego babci.
- Co ty tam robisz? - spytała zaskoczona.
- Izzy, starsze osoby parzą zajebistą herbatę, częstują ciastkami i pokazują naprawdę urocze zdjęcia swoich wnuczków - zachichotałem, przypominając sobie zdjęcie nagiego, niemowlęcego Magnusa, który siedział na pralce z rękami w górze, gdy owe urządzenie zapewne było włączane i przez to drżało.
- Jezu - zaśmiała się. - A co mam mamie powiedzieć?
- Prawdę - wzruszyłem ramionami. - Że jestem u Magnusa. Nie musi wiedzieć, co robię. Ale ojcu nic nie mów, bo jeszcze się tu wbije - wywróciłem oczami.
- Okey okey. A... Wiesz co z Magnusem w końcu...? Nie mogę patrzeć jak ci depresja wraca, Alec.
- Jem słodycze, jest dobrze - zaśmiałem się. - Magnus wyjechał do Hiszpanii. Ale wróci. Za kilka dni. Ojciec go porwał. Nie wiem, czemu nie dzwonił, ale... Na pewno zadzwoni.
- Dobrze, że masz takie nastawienie. Okey, pogadamy jeszcze jak wrócisz. Mama robi na kolację lazanie! Pa! - rozłączyła się.
Przez następne pół godziny posiedziałem jeszcze u babci Magnusa, głaszcząc Aleca Jr., który się chyba obudził z drzemki i wskoczył mi na kolana. Potem staruszka mnie już puściła i udałem się do domu.
Dochodziła godzina 18, ale było trochę ciemnawo. Zbierało się na deszcz, więc szare chmury pokryły niebo, zasłaniając słońce.
Cóż... Kocham taką pogodę. Uśmiech wkradł się na moje usta, kiedy poczułem zimny wiatr wiejący w moją stronę. Zwolniłem kroku, by się tym nacieszyć. Ale szybko tego pożałowałem. Serce przyspieszyło rytmu, a nogi, czując strach, rozchodzący się po moim ciele, zaczęły się trząść, aż w się końcu zatrzymały. W moją stronę szedł Patryk z dwoma kolegami po swoich obu stronach. Kurwa...
Odwróciłem się i szybko zacząłem iść w przeciwną stronę, modląc się, bym ich zgubił. Ale ja? Taka oferma? Pf...
Zacisnąłem mocno powieki, kiedy poczułem silną dłoń zaciskająca się na moim ramieniu. Strzepałem rękę i odwróciłem się, próbując zachować obojętną minę. A tak serio już mdlałem ze strachu, kiedy zobaczyłem pięść zmierzającą w stronę mojej twarzy...
~Magnus~
Dochodziła już 18, a ja dalej siedziałem na tej durnej kanapie, w domu mojego wujostwa. Rzeczywiście, urodziło im się dziecko. Już szóste. Bo mają dwóch 13-letnich bliźniaków, 12-letnią córkę, i jeszcze dwóch 5-latków.
Właśnie trwało przyjęcie z okazji narodzin nowego syna. Więc część rodziny i znajomi wujostwa chodziła po salonie wokół kanapy, na której siedziałem. Miałem w ręku drinka, którego dopiłem tylko do połowy.
Chciałem już wrócić do domu, pójść spać i obudzić się rano, by odzyskać telefon i zadzwonić do Alexandra. Tylko tego chciałem. Czy to na serio tak wiele?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro