Rozdział 22
~Alec~
Doszliśmy do domu Magnusa, każdy pogrążony we własnych myślach.
O czym myślałem? O tym, jak bym na pewno, z całą pewnością, naprawdę, prawilnie, dosłownie skoczył pod pociąg, gdyby mnie zostawił. Oddałem mu ostatni, w miarę nie zepsuty kawałek serca. Teraz, co się z nim stanie i co razem z tym zadzieje się ze mną, zależy od Magnusa.
Azjata otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich. Szybko wszedłem do środka, przyklejając się od razu całym swoim mokrym ciałem do grzejnika, którego dostrzegłem z boku na ścianie. Nie był tak ciepły jak Magnus...
~Magnus~
Zamknąłem za nami drzwi, a kiedy się odwróciłem, myślałem, że uduszę się ze śmiechu z tego powodu, w jakieś pozycji dostrzegłem Alexandra. Mój biedny i drżący aniołek przytulał się do grzejnika.
- Alexa... - urwałem, by za chwilę mile zaskoczony zdać sobie sprawę, że niebieskooki rzucił się na mnie, przyklejając jak rzep.
Objąłem go szczelnie ramionami. Zrobiło mi się ciepło na sercu, mimo, że chłopak był cholernie zimny i przemoczony. Ja tak samo. Chwila... Dla mojego aniołka jest zimno!
- Alexandrze... Chodź do mojego pokoju. Musisz się przebrać z tych mokrych ubrań, bo się przeziębisz.
Chłopak wymamrotał coś niezrozumiale w moje ramię.
- Co? - zaśmiałem się.
- Mówię, że... - odsunął się lekko ode mnie i stykaliśmy się ze sobą końcówkami swoich nosów. - Że jesteś jak grzejnik. Wystarczysz...
Uśmiechnąłem się czule, widząc, jak się rumieni. Jednak dalej czułem, jak drżał, więc musiałem zachować się jak surowa matka.
- Już mi się przebierać! Nie będziesz chory przeze mnie! - z bólem serca próbowałem się od niego odkleić, jednak ten tylko mocniej zacisnął ręce na mojej koszuli.
- Zimno mi będzie jak się odsuniesz... - mruknął.
- Oj, aniołku - westchnąłem zrezygnowany i ucałowałem go w czoło. - W takim razie... Uwaga...
Chłopak spojrzał na mnie, marszcząc brwi i nie wiedząc, o co mi chodzi, a ja złapałem go nagle za pośladki.
~Alec~
- Oj, aniołku - westchnął i ucałował moje czoło. - W takim razie... Uwaga...
Spojrzałem na niego, marszcząc brwi. Z moich ust niekontrolowanie wyrwał się oszołomiony krzyk, kiedy poczułem, jak Magnus szybkim i zdecydowanym ruchem ujmuje w dłonie mój tyłek i podsadza do góry. Dalej przestraszony i spanikowany, objąłem go nogami wokół bioder.
Zamrugałem kilka razy i spojrzałem na niego odrobinę z góry, przełykając gulę strachu i podniecenia w jednym, która w tej krótkiej sekundzie utworzyła się w moim przełyku.
Podniecenia...? Masochista ze mnie się zrobił...? Wiem tylko, że nawet mi się spodobało, gdy ręce Magnusa znalazły się akurat w tam... STOP! Stop, stop, stop...
- Wszystko w porządku? - Magnus z dołu spojrzał w moje oczy.
- Mhm - zacisnąłem usta w wąską linie, obejmując go ramionami za szyją.
- Musiałem, bo nie dałeś mi chodzić, wybacz. Na pewno nie jesteś zły?
- Na pewno...
- Chyba trochę jesteś.
- Nie...
- Tak.
- Nie.
- Tak, Alexandrze. Pamiętasz, co ci mówiłem w altance? Masz mi mówić, kiedy i co czujesz. To ważne. I dla ciebie i dla mnie. Ale ty mi nie obiecałeś. Więc jak? Obiecujesz? - mówił spokojnym i wyrozumiałym tonem głosu, który powodował uwielbione już przeze mnie motylki w brzuchu.
Jego ciepły głos działał na mnie jak kołysanka... A do tego jego ciepłe ręce owinięte wokół moich bioder... Jak grzejnik. Mówiłem.
- Obiecuję... K-ko... - urwałem, czując, jak się kłócę sam ze sobą w środku, by wypowiedzieć to jedno, przeklęte słowo, którego nigdy nie używałem.
- Tak? - obrócił lekko głowę, patrząc na mnie zaciekawiony.
Postanowiłem poszukać odwagi w jego oczach, więc spojrzałem bardziej pewny siebie w te morze złota i blasku.
- Kochanie - powiedziałem.
Oczy Magnusa dały mi siłę, której szukałem. Czułem się jak młody bóg, który zaczyna swoje życie na nowo. Uśmiechnąłem się promiennie do Magnusa, a ten zrobił to samo.
- Kocham Cię, Alexandrze - powiedział i pocałował mnie.
Bezceremonialnie... Kocham te uczucie najbardziej na świecie. Niee... Najbardziej na świecie kocham człowieka, z którym uwielbiam to robić.
Odwzajemniłem moją ulubioną czynność, wplątując jedną dłoń w jego mokre włosy.
Wiedziałem, że to uwielbia i wręcz mogłem przewidzieć, jaka będzie jego reakcja.
Jęknął entuzjastycznie w moje rozchylone wargi, przyciskając mnie mocniej do siebie, a ja ścisnąłem go mocniej nogami, czując gorące dreszcze na plecach. I mrowienie w...
Niech przestanie, bo zaraz będzie wzwód... Tam, gdzie nie trzeba! Pomocy!
Zaczął pogłębiać pocałunek, kiedy odsunąłem powoli swoją głowę. Wydał z siebie jęk niezaspokojenia.
- Nie jojcz - uśmiechnąłem się niewinnie i zagryzłem dolną wargę, studiując wzrokiem jego twarz.
Zatrzymując się czasem na malinowych ustach, i oczach, w których mogłem dostrzec nić zaintrygowania.
- Będę jojczeć, bo potrzebuję twoich ust jak mój telefon ładowarki - spojrzał na moje wargi. - A straaasznie szybko się rozładowuje.
- Ja twoich też. Ale... Mokro mi - parsknąłem śmiechem i poczułem zawstydzenie, zdając sobie sprawę, jak to dwuznacznie brzmi.
Magnus wrócił spojrzeniem na moje oczy i się roześmiał głośno.
- Nie śmiej się! Taka prawda! - poczułem silniejsze parzenie policzków.
- Wiem przecież - próbował przestać się śmiać. - No to złaź, mały rzepie.
- Zimno mi będzie - mruknąłem naburmuszony.
- Jesteśmy w moim pokoju. Zaraz dam ci coś na przebranie.
- W twoim pokoju? Schodami na górze? Kiedy tu doszliśmy? - zaskoczony zamrugałem kilkukrotnie oczami.
- Kiedy byłeś zbyt pochłonięty podniecaniem się, że złapałem cię za tyłek, aniele, i rozmowie. Ja w tym czasie poszedłem po schodach do siebie, a ty nawet nie zauważyłeś. Stoimy tu z kilka minut - zachichotał, widząc zaskoczenie na mojej twarzy, które przybierało na sile, tak samo jak... Pierdolone rumieńce.
- Idiota...
- Twój idiota, skarbie - ucałował mnie krótko w usta.
Uśmiechnął się władczo i poluzował uścisk w moim pasie. Ja szybko spuściłem z niego nogi i kiedy ustałem na nie, odsunąłem się kilka metrów i założyłem ręce obrażony, patrząc w bok. Powstrzymałem się, żeby na niego nie spojrzeć.
No bo kurcze, dalej było mi go mało. Miałem wrażenie, że to sen. Jeśli tak, to zamorduję tego, kto mnie z niego obudzi.
Usłyszałem jego parsknięcie śmiechem i kątem oka zauważyłem, że podchodzi do mnie. Moje serce zagalopowało w szybszym tempie.
- Alexandrze... - zamruczała moja miłość atrakcyjnym tonem.
- T-tak? - dalej uparcie patrzyłem w bok.
Zacząłem nerwowo przystępować z nogi na nogę.
- Za tobą są walizki z moimi ciuchami... - szepnął rozbawiony.
Jak wyrwany z transu odskoczyłem na bok. Otworzyłem usta, ale za chwilę je zamknąłem, czując, że i tak nic z siebie nie wydobędę.
Magnus kucnął i otworzył jakaś walizkę w poszukiwaniu ciuchów. Ja w tym czasie rozejrzałem się po pokoju. Kompletnie nie był w stylu Magnusa. Ale w końcu to dom jego babci.
Ściany były białe. Dywan pod nami gruby i czerwony. Stare i jakże grube łóżko stało pod ścianą, a przed nim duża szafa z lustrem na całe drzwi. Przeglądnąłem się w nim. Wyglądałem jak mokry szczur... A Magnus za to przystojnie i pociągająco. Nawet z tym rozmytym makijażem, o którym jeszcze nie wiedział.
Pod drugą, równoległą ścianą względem łóżka stało nieduże biurko, a na nim mały telewizorek. Biedny Magnus.
- Masz - usłyszałem jego głos i straciłem widoczność, bo na mojej głowie wylądowała jakaś szorstka w dotyku szmata.
Zdjąłem to z głowy i był to ręcznik. Po chwili na ów ręczniku, którego trzymałem w dłoniach, pojawiła się czarna, zwykła bluzka i zielone, krótkie spodenki. Aż się zdziwiłem, że Magnus ma u siebie w garderobie coś, co nie świeci, lub nie jest całe we wzorach.
- A ręcznik po co? - uniosłem na niego pytające spojrzenie.
- Jak to po co? Idziesz pod gorący prysznic. Nie przestajesz drżeć, Alexandrze - w jego oczach dojrzałem troskę.
Miło, gdy ktoś się o ciebie martwi...
Również miał w ręku zwyczajne ubrania. Szara koszulka na ramiączkach i czarne, krótkie spodenki. Oczywiście tak samo ręcznik.
- Nawet tego nie czuję - wzruszyłem ramionami.
Magnus prychnął i założył swoje ubrania z ręcznikiem na swój bark.
- Chodź, zaprowadzę cię do łazienki.
- A mam wybór? - uniosłem brew.
- Masz. Albo samotny prysznic albo razem ze mną - poruszył znacząco brwiami, a ja czułem, jak się rumienię.
- P-prysznic na dole, t-tak? - przełknąłem ślinę, bo czułem na sobie jego wzrok, którym mnie połykał. Albo i rozbierał.
- Na dole, słodko rumieniący się aniołku - złapał mnie za rękę i pociągnął schodami na dół.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro