Rozdział 1
~Alec~
Leżałem na łóżku w moim pokoju, opierając głowę o poduszki, a na brzuchu mając laptopa. I w ręce do tego ciastko od Milki. Bodajże "pieguski".
Ubóstwiam.
Tak.
W sensie, ubóstwiam wszystko co słodkie.
Tak.
Kocham słodycze.
Oglądałem właśnie "13 Reasons Why" na Netflixie. Musiałem sobie znaleźć jakiś serial, inaczej nie wytrzymał bym tych nudnych, długich i jakże gorących wakacji. Nie żebym lubię szkołę... Tego też nienawidzę. Nie jestem kujonem ani nerdem... Z tym drugim nie jestem pewien, ale to zależy. Wracając... Nie jestem też z jakiejś popularnej elity, chociaż należy do niej mój adoptowany brat Jace, i siostra Isabelle. W naszym liceum powodzi im się świetnie. Poza tym, mięśniaki z drużyny koszykarskiej musieli mieć jakiegoś kozła ofiarnego, prawda? A ja chyba idealnie się nadawałem.
Prychnąłem pod nosem. Niewyżyte koksy na sterydach. Kurwa. Chuj tam, nie będę tego wspominał.
Teraz z rodzeństwem jesteśmy w 2 klasie liceum, po wakacjach będzie 3. A to dopiero 3 dzień wakacji. Ehh... Uczęszczamy do liceum ogólnokształcącego w naszym mieście, w którym mieszkamy. Zwykły dom na przedmieściach. Dwójka rodziców i czwórka dzieci. Jace, Izzy, ja i dochodzi jeszcze mały Max.
Izzy, czyli Isabelle, jest moją o rok młodszą siostrą. Wysoka szatynka, kusząca chłopców swoimi długimi i smukłymi nogami. Ale jak i płaskim brzuchem. Ma wygląd modelki, chociaż nie przepada za tym zawodem. Za to lubi bawić się chłopcami, szaleć na imprezach i zawsze, ale to zawsze ubierać się modnie, wraz z sezonami. Nie wiem jak ona to rozpoznaje, ale mniejsza.
Jace jest muskularnym, choć nie tak bardzo, przystojnym blondynem. Robi raczej za zabawnego, odważnego śmieszka bez mózgu i naprawdę czasem zastanawiam się, czy z tym ostatnim to nie prawda... Tak samo jak Izzy, tylko odwrotnie, lubi zaliczać sobie kolejne panienki. Często tworzy o nie zakłady z kolegami ze szkoły. Raz nawet założył się o 100 zł, STO ZYLA, o to, czy śliczna blondynka z najstarszej klasy prześpi się z nim po tygodniu znajomości. Cóż... wygrał. Tak, jest strasznie pewny siebie, pewnie dlatego dziewczyny tak go kochają. Pf, oczywiście dochodzi do tego to, że zadaje się ze szkolną elitą.
O Maxie nie ma co dużo mówić, jest bystrym 10-latkiem. Cieszę się, że ma w sobie jeszcze dziecięcą radość, której mi tak bardzo brakuje.
Cała nasza rodzina jest wesoła, rodzice tak samo. Tata trochę mniej, ale też. A ja? Markotny i depresyjny odludek. Aspołeczne pośmiewisko szkolne.
Kiedyś kochałem życie. Na prawdę. Ale po 3 latach gimnazjum i 2 liceum... Cóż... Moje poglądy na temat egzystencji na świecie wyglądają teraz... Źle, koszmarnie, przerażająco. A wszystko przez kogo? Oczywiście kochanych przyjaciół, ludzi ze szkoły, rodziny. Ogólnie - populacji ludzkiej. Nie znoszę tej rasy najbardziej niż czegokolwiek, a wierzcie mi, nie trzeba dużo, by mnie przestraszyć, zdenerwować, zirytować, czy dać kolejne już powody do samobójstwa.
Wszyscy mówią, że samobójcy to tchórze, ponieważ woleli umrzeć, niż żyć z problemami. Przepraszam bardzo, czy ktokolwiek, kurwa, wiedział, co czuły takie osoby? Bo chyba nie były to małe problemy, skoro posunęli się do takiego kroku. Sam bym to zrobił... Gdybym nie był takim tchórzem.
Nie będę siebie opisywał, bo to wyglądałoby jakby jakaś nastolatka z kompleksami pisała pamiętnik. Tak, dobre porównanie.
Chociaż nie bierzcie mnie tu za jakiegoś chama i gościa bez emocji. Ludzi traktuję z wzajemnością gdy mam dobry humor, a tak to po prostu odburkam na pytania i się nie odzywam. Mam uczucia, serce chyba jeszcze też. Po prostu to ukrywam. W chuj głęboko w sobie. Tak jakbym już kilka lat temu zakluczył swoje serce na kilkanaście żelaznych kłódek, a kluczyk? Już dawno go wyrzuciłem. Nie jest mi potrzebny. Nie dam się zranić więcej razy, gimnazjum i liceum wystarczająco robiły za kurs przetrwania...
Ocknąłem się z zamyśleń i zauważyłem, że na ekranie laptopa, gdzie powinien lecieć serial, teraz są napisy końcowe. Super.
Ugryzłem kawałek ciastka, które trzymałem w ręce i niemal słyszałem jego ciche wołanie o pomoc do pozostałych pyszności z opakowania, które leżało obok mnie, kiedy zauważyłem, że coś z tym ciastkiem jest nie tak. Bardzo, KURWA, nie tak. Odsunąłem rękę z nim od ust, przyglądając się uważnie dla jedzenia bogów. A tu co? Te ciastko wyraźnie miało w sobie owiele za mało kawałków czekolady, niż inni jego bracia. Jak tak można? Fuknąłem z rozczarowaniem przeklinając w myślach tego, lub to, co je robiło. Ale zjadłem ciasteczko. Nie może się zmarnować.
Zamknąłem i położyłem laptopa na bok, na nim niedokończone ciastka i usiadłem na brzegu łóżka, spuszczając nogi i tym samym gołe stopy na panele. Otrzepałem koszulkę pod brodą i w miejscu klatki piersiowej, bo oczywiście ciastka postanowiły się załatwić przed śmiercią w postaci swoich okruszków.
Zaśmiałem się cicho na tę moją absurdalną myśl. Zajefajne mam poczucie humoru, nie prawdaż?
Spojrzałem na zegarek wiszący nad drzwiami. Wskazówki wskazywały 2:34. Do tej godziny od chyba 22 oglądałem serial, podjadając ciastka. Dziwiłem się sam sobie, że nie wziąłem szklanki mleka. Już dawno przyzwyczaiłem się, że jeśli są ciastka, musi być mleko. Gdy maczasz je w tym białym czymś, nie są takie suche. Co za tym idzie - smakują jak przystawki bogów, którzy rozsiedli się na chmurowato-podobnych krzesłach i czekali na główne dania w jakiejś swojej restauracji.
Lubię myśleć o niebie i wszechświecie. Niebo jest ładne. Błękitne, o zachodzie i wschodzie słońca przechodzi w barwy od żółtego do czerwonego, a podczas burzy nad nami jest granatowo, a wręcz powiedziałbym, że fioletowo. Chmury tak samo są fascynujące. Można sobie wyobrazić jakiegoś dziwnego stwora, a potem szukać go wśród tych białych obłoczków, bo kształty to one mają, nie zaprzeczycie.
Znów się zamyśliłem... Co ze mną jest nie tak?!
Wywróciłem oczami jednocześnie wzdychając. Spojrzałem raz jeszcze na zegarek, i wskazywało na to, że siedziałem pogrążony w myślach o niebie jakieś 10 minut. Super... Chociaż nie żebym przejmował się tym cholernym czasem i odliczaniem, w moim przypadku sekund, minut, godzin, dni, tygodni, miesięcy, lat, dni, nocy... Aż do mojej śmierci. Nieważne...
Wstałem w końcu z tego łóżka, przeczesując włosy palcami, by postawić je choć odrobinę na górę, bo te czarne, irytujące farfocle wpadały mi do oczu. Czując już rezygnacje, podszedłem do drzwi. Otworzyłam je cicho by broń Boże nie zaskrzypiały i wyszedłm na korytarz.
Ciemny i mroczny, a jedyne światło padało przez duże okno na jego końcu. Mogłem dostrzec małe kropelki wody na szybie co wskazywało, że padało, lub po prostu kropi. Ruszyłem do schodów i jeżdżąc ręką po barierce zszedłem na dół.
Podszedłem (chyba, bo jest ciemno jak w rurze, do której wchodziły dzieciaki z filmu "To") do drzwi od kuchni i obok na ścianie próbowałem wymacać przełącznik światła. Gdy mi się to udało wszedłem do kuchni.
Zmrużyłem oczy, czując zimno kafelków, od których przez moje stopy i nogi przeszedł zimny prąd, powodując dreszcze na moim ciele. Potarłem więc ramiona i podszedłem do zlewu. Oparłem się tyłkiem o blat i chłeptałem zimną wodę, którą nalałem do wcześniej wyciągniętej szklanki.
Wyluzowałem się i poczułem rozluźnienie mięśni, gdy zimna woda przepływała sobie przez moje gardło i trafiała do żołądka. Odstawiłem puste naczynie do szafki, i wyszedłem z kuchni. Teraz skierowałem się do łazienki. Wszedłem do niej po zapaleniu światła i podszedłem do umywalki w zamiarze umycia zębów po moim ciastkowym szaleństwie.
Gdy szorowałem już zęby, czując jak piany w moich ustach robi się coraz więcej, mimowolnie uniosłem głowę by spojrzeć w lustro. Pożałowałem tego widoku.
Blady nastolatek naprzeciw mnie miał szare wory pod oczami. Jego niebieskie tęczówki w oczach straciły radość i przede wszystkim chęć do życia. Czarne, roztrzepane i trochę tłuste włosy opadały na pół czoła, bo druga połowa grzywki sterczała prosto. Reszta włosów po prostu w różne kierunki świata.
Większość z nich jednak pięła się ku górze, jakby niewidzialne anioły ciągnęły go już do nieba, bo wiedziały, jak bardzo ludzie go zdeptali, przez co z całego swojego kruchego serca nienawidzi ludzi.
Pokręciłem głową, kończąc szorowanie zębów. Opłukałem buzię, czekając trochę aż z kranu wyleci choć trochę ciepła woda i wytarłem usta ręcznikiem. Nie czekając dłużej i nie marnując swojego cennego czasu (ha, śmieszne) wróciłem do pokoju.
Już chciałem rzucić się na łóżko, kiedy w ostatniej chwili przypomniałem sobie o laptopie i ciastkach na nim. Podziękowałem Bogu z myślach. Inaczej narobił bym tyle hałasu, że starczyło by na obudzenie całej rodziny Lightwoodów, razem z ich psem.
Tak, w domu z nami mieszka jeszcze 4-letni, brązowy labrador Duck. Uwielbiam go. Obecnie śpi w pokoju Maksa. Czekoladowy zdrajca... Yup, ma sierść w kolorze wspaniałej, mlecznej czekolady, dlatego czasem mówię na niego "Czeko". To zdecydowanie bardziej do niego pasuje niż jakieś "Duck", które nadał mu nasz ojciec, a
my nie mieliśmy za wiele do gadania.
Pamiętam, jak czasem Jace, specjalnie lub nie, przekręcał imię psa na "Fuck". Mama, gdy tylko była przy jednym z takich momentów, patrzyła na blondyna z błyskawicami złości i frustracji w oczach. Ja tylko parskałem śmiechem, bo zawsze mnie to potrafiło rozbawić, niezależnie ile razy w ciągu dnia miało to miejsce.
Niektórych rzeczy nie da się zmienić. Oczywiście w przeciwieństwie do pozostałego rodzeństwa, które wręcz dusiło się ze śmiechu, ja... Nie pozwalam sobie na przesadne okazywanie uczuć. Dochodzi do tego uśmiech i śmianie się.
Czyżbym kolejny raz pogrążył się w myślach? Muszę się chyba przyzwyczaić. Poraz już 3 zwróciłem swoją uwagę na zegar, który teraz pokazywał 3 godzinę. Ziewnąłem długo i przeciągle, rozdziawiając buźkę jak chyba hipopotam i po odłożeniu laptopa i resztek ciastek na ziemię, upadłem brzuchem na łóżko.
Twarz wlepiłem w miękkie poduszki, a za chwilę po wypowiedzeniu cichej modlitwy by rano się nie zbudzić (przypominam i ostrzegam, jestem jak nastolatka z depresją) usnąłem.
HEJO Stokrotki 🌻💘
To moja pierwsza książka 😊 pisana jakoś z nudów..ale w głowie mam dużo pomysłów do niej 😀 piszcie oczywiście komentarze, przyjmuję nawet ostrą krytykę, od czegoś trzeba się uczyć 😘 czekam! 😉😊😋😎😎😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro