Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

💝Droga do szczęścia💝

Również zawiera OC.

Dzień jak codzień, a jednak bardzo wyjątkowy. Ludzie krzątali się to tu, to tam. Dorośli robili swoje, a dzieci się bawiły. Nieliczne z nich pomagały rodzicom, ale ci nie zwracali na to uwagi. Na dworze królewskim również panował wielki zgiełk. Tak jak i w mieście, służba krążyła po zamku w te i we wte. Mimo całego gwaru w królestwie panowała radość i zadowolenie. Wszyscy byli szczęśliwi. Wszyscy poza jedną osobą.

W wieży pałacu królewskiego, w swej komnacie siedziała w oknie delikatna, piękna istotka. Falowane brązowe włosy były kunsztownie upięte w kok, z którego wystawało co nieco kosmyków. Całość zdobił złoty diadem, wysadzany brylantami i ametystami. Błękitne oczy dziewczyny wpatrywały się gdzieś w dal, a jasna skóra lekko błyszczała w słońcu. Postać siedziała w ładnej liliowej sukni o bufiastych rękawach, rozszerzanej od pasa, ze spódnicą z elementami tiulu. Na szyi miała złoty wisiorek z ametystową gwiazdką.

Była to księżniczka królestwa Chienohoseki* - Aiko Gekko, córka pary królewskiej. Dlaczego ona była jedyną niezadowoloną w królestwie? Otóż zadowolenie ludności było spowodowane zbliżającym się wydarzeniem. Tym wydarzeniem miał być ślub księżniczki z królewiczem z królestwa Hitori**, które sąsiadowało z królestwem Chienohoseki - Daviem Samfordem. Jutrzejszego dnia właśnie miał on przybyć w odwiedziny przedślubne, gdyż ślub miał odbyć się
za dwa dni. Na samą myśl o tym, poczuła ukłucie w żołądku.

Wstała i odwróciła się od okna. Rozejrzała się po swojej komnacie. Była ona w miarę duża, wyłożona ciemnobrązowym linoleum. Ściany pomalowano na jasny fioletowy, a meble wykonane z jasnego drewna, idealnie kontrastowały z wykładziną. Ogółem pokój urządzono w kolorach fioletowym, białym i niebieskim.

Księżniczka podeszła do łóżka i usiadła na nim. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, umieszczonym przy toaletce. Jej wzrok skupił się na ametystowym wisiorku na jej szyi. Obok lusterka wisiał inny. Jednak nie był on ze złota i nie był wysadzany drogimi klejnotami. Był zrobiony ze zwykłego czarnego sznureczka, do którego przyczepiony był ładny kamyk ze strumyka. Wyryty był w nim niewielki zarys serca.

Dziewczyna wzięła go do ręki. O wiele bardziej wolała ten wisiorek z kamykiem niż kosztowny ametystowy naszyjnik. Zawsze przypominał jej osobę, która była najbliższa jej sercu. Bliższa niż rodzina.

Osoba, która żyła na pograniczu obu królestw w niewielkiej chatce tuż przy lesie.
Osoba, która nie była wybitnie bogata.
Osoba, która nie była idealna, a jednak to było w takie wyjątkowe.
Osoba niezwykła.

Tą osobą był grajek, były złodziej, zbuntowany syn królewskiego kowala, ukochany naszej królewny - Caleb Stonewall.

Wszyscy uważali go za niedobrego i niegrzecznego chłopaka, który przynosił wstyd swojej rodzinie. Nie lubili go, a zwłaszcza, że niektórych okradł i to nie raz. Traktowali go jak wyrzutka społeczeństwa. Niektórzy nawet celowo próbowali sprawić, by chłopak popełnił jakieś przestępstwo albo sami je popełniali i zwalali winę na niego. Mimo to, za każdym razem sąd uznawał go za niewinnego i mógł dalej żyć na wolności otoczony krzywymi spojrzeniami.

W jaki sposób się poznali?

Królewna miała wtedy może z jedenaście lat. Chłopak był od niej rok starszy. Dziewczynka chadzała sobie po łące niedaleko miasteczka leżącego w pobliżu zamku, podczas, gdy służąca dworska robiła zakupy. Królewna zbierała kwiatki i tworzyła z nich wianek. Nie przejmowała się niczym, bo wiedziała, że jest bezpieczna. Wiele razy słyszała, że dzieci przychodziły się tu bawić i nic im się nie stało. Klejnociki w jej koronie i naszyjniku wesoło błyszczały w słońcu. "Gdyby tu były sroki, pewnie by się połasiły na te klejnoty" - pomyślała dziewczynka.

O ile Caleba dało się nazwać sroką, to miała rację. Chłopiec schowany za pobliskim drzewem obserwował bacznie poczynania królewny. Czekał na odpowiedni moment.

Gdy takowy nadszedł, wyszedł on z kryjówki i cichutko zakradł się do dziewczynki. "To będzie proste." - pomyślał. Sięgnął do korony na głowie królewny. Zdjął ją jednym ruchem i szybko założył na głowę, po czym chciał rozpiąć drogi wisiorek, lecz w tym momencie, dziewczynka poczuła, że coś ciężar z jej głowy się zmniejszył i odwróciła się za siebie. Chłopak zastygł.

- Co tu robisz? - zapytała, po czym ujrzała swą koronę na jego głowie. - Wiesz, że kradzież jest przestępstwem?

Chłopak milczał. Normalnie już dawno by uciekł, lecz nogi odmówiły mu posłuszeństwa w tej sytuacji.

Królewna podeszła do niego i wzięła swoją błyskotkę spowrotem, a następnie zlustrowała go od stóp do głów.

- Wyglądasz na kogoś z biednej rodziny... - zauważyła.

- Nie, cholera, jestem wszechbogatym lordem, kur... - prychnął chłopak, ale słowa z łaciny podwórkowej nie dokończył, bo poczuł palec królewny na swoich ustach.

- Cii... Nie mów brzydkich słów. Nie to miałam na myśli. - rzekła, zdejmując wisiorek z szyi.

- Wam, bogaczom, to najbardziej woda sodowa uderza do głowy... - mruknął, po czym spostrzegł, że dziewczynka wyciąga do niego rękę z drogim łańcuszkiem.

- Jak się nazywasz? - spytała nagle.

Zdezorientowany chłopak mruknął tylko:

- Caleb Stonewall...

Ta uśmiechnęła się do niego.

- A więc, Calebie, oddaję ci ten wisiorek jako prośba, abyś więcej nie kradł. - wygłosiła, podając mu wspomnianą rzecz.

Zszokowany chłopak przyjął podarunek. Po raz pierwszy spotkał się z taką sytuacją. Zwłaszcza zdziwił się dlatego, że gest ten był od bogatej królewny. Wydukał tylko "Dziękuję" i rzucił szybkie "Pa", po czym zniknął w gęstwinach lasu.

Tak oto rozpoczęła się ich relacja.

Później, co jakiś czas widywali się w różnych miejscach i sytuacjach, aż zaczęli się umawiać na spotkania. Nie będę ich opisywać, bo po co to komu.

Wracając do czasów teraźniejszych naszej opowieści.
Królewna była w tym samym humorze przez resztę dnia. Wieczorem, gdy zapadał już zmierzch, królewna siedziała i wpatrywała się w siebie w lustrze. Rękę miała opartą na łokciu i trzymała w niej kamyczkowy wisiorek. Popatrzyła w swoje oczy. Zauważyła, że w błękitnych oczach pojawia się fala błyszczących krystalicznie łez.

Nie mogła dłużej powstrzymać płaczu. Delikatne krople zaczęły tworzyć na blacie toaletki drugie Morze Bałtyckie - co ja gadam, Pacyfik!

Nie mogła przestać. Płakała z dobre kilkanaście minut.

"Nie chcę zawieść rodziców... Ale nie chcę też poślubić kogoś, kogo nie kocham..." - myślała - "Jestem ciekawa, co ten cały książę czuje. Czy on jest we mnie zakochany?" - kontynuowała rozmyślania.

Łkania królewny nikt nie usłyszał. Ani rodzice, ani służba. A jedynie osoba wdrapująca się wieżą do okna dziewczyny.

***

Tymczasem w sąsiednim królestwie Hitori, z królewiczem działo się podobnie do tego, co działo się z następczynią tronu sąsiedniego krolestwa. David siedział w swojej komnacie sam. Raz to siedział przy stole i miał twarz schowaną w dłoniach, raz chodził po pokoju w kółko, raz też rzucał się na łoże i wzdychał głośno. Po parokrotnie powtórzonej tej czynności usłyszał pukanie do drzwi. Przerwawszy swoją nową rutynę, powiedział "Proszę...". Stanął na środku pomieszczenia, zaś do pokoju wszedł bibliotekarz i doradca księcia (który jednocześnie uczył go kiedyś łucznictwa i był bliskim przyjacielem królewicza) Jude Sharp.

- Czy wszystko dobrze, mój panie? - zapytał niepewnie.

Dave przewrócił oczami i ponownie walnął się na łóżko.

- Tak, wszystko jest w porządku. - fuknął sarkastycznie. Wyglądał jakby był lekko zdenerwowany.

Sharp zamierzał już wycofać się z pokoju, gdy królewicz przemówił dalej:

- Nic nie jest w porządku... - znowu westchnął - Poza tym, mówiłem ci tyle razy, że możesz mówić mi po imieniu, Jude. - dodał po chwili namysłu.

Sharp nadal nie wyglądał na zbytnio pewnego.

- W każdym razie, cóż się stało, mój pa--znaczy, David? - automatycznie poprawił się, napotykając srogi wzrok księcia.

Ten znowu westchnął.

- Chodzi o ten cały zasrany ślub. - odrzekł krótko.

Jude rozszerzył lekko oczy. Wcześniej królewicz nie narzekał na ten temat, czemu więc nagle zmienił zdanie? Nie to, żeby Sharpowi podobał się pomysł zaślubin tamtej dwójki. Dał królewiczowi znak wzrokiem, żeby kontynuował swój wywód.

- Dlaczego muszę poślubić osobę, której nie kocham? - mruknął.

- Taka jest wola twego ojca, paniczu. - rzekł Sharp jak z automatu.

- Wiem! To było pytanie retoryczne! - wybuchł książę. Po chwili kontynuował spokojniej. - Chodzi o to, że ja już mam wybranka serca. I nie chcę tak po prostu żenić się z jakąś księżniczką-sąsiadką ot tak, bo mój ojciec tak chce! - tak oto Samford wyrzucił z siebie wszystkie dręczące myśli.

Sharp stał w milczeniu.

- Jude, powiedz co ja mam zrobić? - zapytał nagle.

Jude zaskoczony odparł:

- N-nie wiem...

- To się dowiedz! Jesteś przecież moim doradcą, nie? Masz mi doradzać! - ponownie wybuchł David.

Biedny bibliotekarz rzucił przerażonym głosem:

- S-spróbuję!

Przymknął oko, jakby miał zaraz dostać od królewicza w twarz.

- Nah, dobra, przydaj się ma coś i przyprowadź mi tu Josepha! - krzyknął królewicz.

- T-tak jest, mój p-panie! - Sharp czym prędzej pobiegł po wskazaną przez królewicza osobę.

Jakiś czas później do pomieszczenia zawitał ów osobnik. Herbaciane oczy Samforda lekko pojaśniały, widząc błękitnookiego, brązowo włosego, dobrze zbudowanego strażnika.

- Wzywałeś mnie, David? - zapytał, tym swoim pięknym dla księcia głosem.

- Owszem. Przecież nie wysłałem Jude'a po ciebie tylko dlatego, że zachciało mi się na ciebie popatrzeć. - odpowiedział królewicz.

Joseph zachichotał.

- Wiesz, ciebie na to stać. - zażartował.

- Ej! Ja tu chcę rozmawiać na poważnie, a ty mi tu cyrki odwalasz! Co ty, Jevil*** jesteś?

Po tych słowach przez chwilę nastała cisza.

- Więc o czym chciałeś rozmawiać? - spytał King, odnosząc się do wypowiedzi Dave'a.

Książę złapał strażnika za tzw. fraki i przyciągnął go do siebie. Popatrzył mu z uwagą w oczy. Błękitnooki przez chwilę się zdziwił.

- Dobrze wiesz, jaka jest wola mojego ojca, prawda? - strażnik pokiwał głową. Oczy herbacianookiego spowił delikatny błysk łzy. Głos zaczął mu drżeć. - A-Ale, jeśli nie uda mi się zmienić jego zdania... Czy nie będziesz m-mnie nienawidził?

Joseph, słysząc te słowa o mało co nie zaczął krztusić się kaszlem. Gdy uspokoił się, uśmiechnął się pod nosem.

- Ogłupiałeś? Jakże bym mógł cię nienawidzić... Przecież cię kocham, nawet jeśli będę musiał to ukrywać. - oznajmił King.

- Ja ciebie też. - odrzekł królewicz, po czym przytulił się do wyższego chłopaka.

Niedługo jednak trwała ta chwila, gdyż usłyszeli dźwięk rozbijanego szkła, dochodzący zza drzwi komnaty.

Pewnie korci was, by dowiedzieć się co się stało, co nie? A potrzymam was w niepewności.*'*

***

Jak już było wspomniane wcześniej, łkanie królewskiej córki słyszała tylko osoba, która wspinała się ku jej oknu. Zwinnie niczym małpka wskakiwała to tu, to tam.

Blat toaletki być calutki zalany słoną wodą i tak powstało nowe morze o wysokim zasoleniu. Nic tylko port otwierać. A tak na serio, w jeziorze łez leżał teraz kamyczkowy wisiorek. Piękna suknia również zaczynała być mokra. Wtem do uszu zapłakanej dotarł głos:

- A co to za basen się tu staje?

Odwróciła głowę i zauważyła siedzącego na oknie Caleba.

- Caleb? Co ty tu... Jak ty tutaj wlazłeś? - zapytała zaskoczona Aiko, wycierając oczy.

- Wspiąłem się. - odrzekł krótko, jakby od niechcenia, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Ta tylko pokiwała głową. Jednak nie uśmiechnęła się.

- Po co przyszedłeś? - spytała.

- Życzyć ci szczęśliwego małżeństwa, wiesz? - odparł sarkastycznie i dodał - Przyszedłem cię stąd wyrwać.

- Że co? - zdziwiona księżniczka uniosła brwi.

Chłopak przewrócił oczami i pokręcił głową.

- Chyba nie powiesz mi, że zgadzasz się na te całe śluby. - powiedział, po czym wziął ukochaną za rękę.

Nie musiała odpowiadać.

- A teraz niech pani pozwoli, że pomogę jej uciec od tego weselnego szaleństwa. - wziął ją na barana i niczym ninja umknął w las, tuż po zejściu ze ściany.

***

Nazajutrz z samego rana książę David wraz z niewielką grupą służby (w tym Jude i Joseph) oraz swym jakże wspaniałym ojcem zawitali do królestwa Chienohoseki. Oczywiście wieść o zniknięciu królewny nie obiła im się o uszy.

Weszli do holu zamkowego i zmierzali w stronę sali tronowej. Powitał ich (kurde, ten mały knypek co zapowiada gości) dźwięk fanfarów i zapowiedź:

- Jego Wysokość król Samford z synem i służbą!

Wspomniane wcześniej osoby podeszły w stronę tronów. David zdziwił się, że tron należący do królewny jest pusty. Gdy byli już nieopodal władców, przywitawszy się, ojciec królewicza odezwał się:

- A gdzież jest królewna?

- Mój przyjacielu, czy mógłbym cię wziąć na słowo? - rzekł władca królestwa Chienohoseki.

Władca Hitori kiwnął głową i obaj władcy wyszli z sali. W pomieszczeniu została tylko królowa i goście.
David podszedł do Josepha.

- Jak myślisz, co się stało? - chłopak tylko wzruszył ramionami.

Cyjanowowłosy spojrzał na swojego doradcę. Ten tylko poprawił okulary *' i rzekł niepewnie:

- Najwidoczniej zaszły jakieś komplikacje. - po czym dodał - Zapewne chodzi o coś związanego z królewną, gdyż jak widzieliśmy nie pojawiła się.

Dave pokiwał głową. Przez parę następnych minut czekali w ciszy. Wreszcie do sali powrócili obaj królowie. Książę szybko podszedł do ojca.

- Ojcze, co się stało? - zapytał.

Król przez chwilę stał w miejscu i ciszy. Wreszcie rzekł:

- Ślub został odwołany.

Nasze trio (w składzie: David, Joe i Jude) wytrzeszczyło oczy.

- Co? - wydukał David.

Wtedy zabrał głos władca Chienohoseki:

- Przepraszam za zaistniałą sytuację. Wczorajszego wieczora, moja córka...
Uciekła. - oznajmił.

- Tak więc, zaraz wracamy do siebie. - dodał ojciec królewicza, zwracając się w stronę syna.

Na twarzy Davida pojawił się wielki uśmiech. Popatrzył ze szczęściem na Josepha, znowu na ojca i ponownie na Josepha, jednocześnie rzucając się na strażnika z przytulasami.

- Tak się cieszę! - pisnął pełen radości. Strażnik zaskoczony, ale również szczęśliwy odwzajemnił uścisk.

Nie obchodziło ich, co sobie pomyślą inni. I nie musieli się tym przejmować. Rodzice niedoszłej pary młodej patrzyli na to z uśmiechami. Zrozumieli, że wymuszanie na dzieciach małżeństwa na nich.
Tak więc, decyzja królewny sprawiła, że wszyscy zakończyli drogę do szczęścia. Każdy był zadowolony. No, może poza osobami planującymi wesele.

David nadal obejmując Josepha mruknął:

- Kocham cię.

Ten zaś mu odpowiedział:

- Ja również.

Jude patrząc na nich uśmiechał się, ale w jego oczach było widać nutkę smutku.

A co z królewną?
Zamieszkała wraz ze swym ukochanym w jego domku. Nie żyli jednak w wielkim ubóstwie, gdyż Caleb obmyślał plan wcześniej i w bliżej nieokreślonym czasie podwalił kosztowności pozostałe w komnacie królewny.

-------------------
2140 słów

Aikosiowa: *myśli czy nie zrobić z tego książki*

Tak, wiem, długo mi zeszło, ale miałam dużego write blocka. I wiem, że zmarnowałam tylko czas. No cóż.

PONOWNIE historia OC zmieniona na potrzeby one-shota. W kanonie Aiko jest ona zakochana w Judzie (lol hejty się POSYPIĄ). Mimo że w pewnym RP ship przedstawiony w tym one-shocie istnieje...

*Chie no hoseki (jap.) - kryształ mądrości

**Hitori (jap.) - lodowy ptak

***musiałam xD Dla niekumatych:
Postać z ala sequelu Undertale - Deltarune.
*'*Jeżeli będzie kontynuacja.
*' Tak, okulary, nie gogle

Następny one-shot:
✉ Post ✉ Axel x Jude
(zamówienie od Wilczaq123456 )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro