Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 || Cywilizowane niedźwiedzie

Dzień zaczął się jak każdy inny - nudne zajęcia, szybka przerwa na lunch, a potem kolejna seria wykładów.

Z każdą minutą rutyna zaczynała mnie przytłaczać, a monotonia stawała się niemal nie do zniesienia.

Mimo tej powtarzalności, miałem w głowie jedną myśl, która nie dawała mi spokoju.

Coś, co miało przełamać rutynę, coś, co mogło być przełomem tego dnia.

Po ostatnich zajęciach postanowiłem uciec od zgiełku korytarzy i zgiełku szkolnego życia do cichej oazy, jaką była szkolna biblioteka.

Nie dlatego, że szukałem książki - raczej szukałem okazji.

Zawsze traktowałem to miejsce jako schronienie, ale dzisiaj miało ono dla mnie inne znaczenie niż zwykle.

Przechadzając się między regałami, czułem, jak nerwowość, która towarzyszyła mi od samego rana, powoli ustępuje miejsca determinacji.

Wiedziałem, czego chcę - albo raczej, kogo.

I wtedy ją zobaczyłem - Chanel, jak zawsze pochyloną nad książkami.

Jej ciemne włosy, otoczone złotą aureolą słońca wpadającego przez wysokie okna, wyglądały na niesforne, ale jednocześnie idealnie na swoim miejscu.

To był ten moment.

Podszedłem do niej powoli, starając się opanować lekkie napięcie, które ogarnęło moje ciało.

Każdy krok wydawał się być cięższy, ale nie mogłem się cofnąć teraz, gdy już podjąłem decyzję.

- Disney Chanel, mogę cię o coś zapytać? - zagadnąłem, stając tuż obok niej.

Próbowałem przybrać swobodny ton, ale czułem, jak mój żołądek robi fikołki z nerwów.

Król szkoły cały w nerwach, przed rozmową z jedną dziewczyną. Trzymajcie mnie...

Chanel, zaskoczona, uniosła wzrok znad książki. W jej oczach błysnęło coś między ciekawością a sarkazmem - ten błysk, który zawsze dawał mi do zrozumienia, że wiem, iż nie będzie łatwo.

- Zapytać zawsze możesz, jednak nikt nie powiedział, że będę cię słuchać - odparła, czytając opis jednej z książek. Gdy skończyła, podniosła na mnie wzrok. - Co tym razem wymyśliłeś, Carlos? - zapytała, unosząc jedną brew w swoim charakterystycznym stylu.

Jej ton był sarkastyczny, ale znałem ją na tyle, żeby wyczuć, że kryła się za tym również pewna ciekawość.

Oparłem rękę o regał, przy okazji przewracając kilka książek - brawo ja.

Złapałem jedną z nich do ręki, udając że to zamierzony efekt.

- Justin zaproponował wyjazd do domku nad jeziorem, niedaleko San Diego - zacząłem, obracając w dłoni książkę, oraz walcząc z drgającym kącikiem ust. - Pomyślałem, że to świetna okazja, żeby się wyrwać z tej monotonii. Co ty na to?

Chanel uniosła brwi jeszcze wyżej, patrząc na mnie, jakbym właśnie zaproponował weekend w najgłębszej dżungli.

Jej reakcja była dokładnie taka, jakiej się spodziewałem - mieszanka sarkazmu i zaskoczenia.

- Naprawdę, Carlos? Już widzę te niezapomniane przygody: brak zasięgu, zero prądu, a ja utknę w środku lasu z tobą i Justinem. Brzmi jak sen... koszmar, ale wciąż sen. - Jej ton był przesycony ironią, ale kącik ust lekko drgnął, zdradzając, że mimo wszystko rozważa moją propozycję.

Zawsze się droczyła, a ja wiedziałem, że to jej sposób na testowanie sytuacji i sprawdzenie, jak poważnie traktuję nasze plany.

Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
Uwielbiałem ten jej sarkazm, który sprawiał, że każda rozmowa zamieniała się w słowny pojedynek.

- Spokojnie, mamy prąd i zasięg, a jeśli chodzi o rozrywki, to możesz liczyć na nasze pomysły. - Odpowiedziałem, dodając z udawaną powagą: - Więc jak, Disney Chanel? Wchodzisz w to?

Chanel przez chwilę przygladała mi się swoimi intensywnie zielonymi tęczówkami, jakby chciała zajrzeć do mojej duszy i ocenić jaki mam w tym cel.

Koniec końców westchnęła, po czym odparła:

- No dobra. Jeśli przetrwam ten weekend, może być naprawdę fajnie. Kiedy wyjazd?

Poczułem, jak wielki kamień spada mi z serca, a w jego miejsce wkrada się ekscytacja.

Wyjazd do domku nad jeziorem brzmiał teraz jeszcze lepiej, niż sobie wyobrażałem.

- W najbliższy weekend - odpowiedziałem, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, choć wewnątrz byłem jak na haju z emocji.

- Czyli jutro? - Chanel uniosła brew, przyglądając mi się z uwagą.

- Raczej nie inaczej - odpowiedziałem, szczerząc zęby w uśmiech, czując, jak emocje zaczynają przelewać się przez brzeg.

Chanel wzruszyła ramionami, jakby to była najmniej istotna rzecz na świecie, ale jej uśmiech zdradzał, że jest zaciekawiona.

Była jak zawsze pełna sprzeczności - sarkastyczna, ale i otwarta na nowe doświadczenia.

- Carlos - odezwała się, gdy zamierzałem odejść. Zatrzymałem się i spojrzałem na nią pytająco. - Dzięki za zaproszenie.

Jej uśmiech był tym razem ciepły, prawdziwy, a w oczach pojawił się ten szczególny błysk, który czasem ukazywał jej bardziej miękką stronę.

Przyjrzałem się jej uważniej.

Jej ciemne włosy i uśmiech miały w sobie coś, przez co przez dłuższą chwilę nie mogłem oderwać od niej wzroku.

- Nie ma sprawy, Disney Chanel - odpowiedziałem, wracając do rzeczywstości i posyłając jej lekki uśmiech.

***

Gdy wróciłem do domu, byłem pełen energii.

Nie chodziło tylko o udany trening koszykówki, na który poszedłem tuż po rozmowie z Chanel.

Weekend nad jeziorem zbliżał się wielkimi krokami, a ja nie mogłem się doczekać.

Zacząłem przeglądać rzeczy do spakowania, otwierając szafę i wyciągając ubrania: koszulki, spodenki, coś na chłodniejsze wieczory.

Wszystko to lądowało na łóżku, tworząc coraz większy stos.

Pochłonięty przygotowaniami, prawie nie zauważyłem, jak mój telefon wibruje na biurku.

Sięgnąłem po niego i zobaczyłem wiadomość od Chanel.

Uśmiech rozciągnął mi się na twarzy, gdy przeczytałem jej wiadomość:

Disney Chanel: Czy w tym domku nad jeziorem będziemy musieli przetrwać jak na dzikim zachodzie, czy jednak możemy liczyć na jakąś cywilizację?

Zaśmiałem się pod nosem.

Wiedziałem, że Chanel się nie zawiedzie.
Letni domek rodziny Justina był dosyć... luksusowy.

Szybko wystukałem odpowiedź:

Ja: Zależy, o jaką cywilizację ci chodzi. Grupa cywilizowanych niedźwiedzi starczy?

Po chwili wysłałem kolejną wiadomość, tym razem z godziną, o której po nią przyjedziemy.

Czekałem z niecierpliwością na jej odpowiedź, czując, jak lekka ekscytacja rośnie.

Zaraz potem nadeszła jej odpowiedź. Czułem, że mimowolnie uśmiecham się coraz szerzej.

Disney Chanel: O, świetnie, cywilizowane niedźwiedzie to naprawdę coś, na co czekałam!

Disney Chanel: Chwila... JAK TO O ÓSMEJ!? Dlaczego tak wcześnie?

Ja: Ósma to wcale nie tak wcześnie.

Disney Chanel: Ja w weekendy wstaję o dwunastej, Fetorku. Więc dla mnie ósma to wcześnie.

Przyłapałem się na tym, że unoszę jedną brew, tworząc charakterystyczny dla Chanel wyraz twarzy.

Ja: Skoro ósma to dla ciebie wcześnie, to jak określasz szóstą, lub piątą?

Disney Chanel: Mityczne godziny, w czasie których nigdy nie funkcjonowałam.

Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Chanel zawsze miała ten wyjątkowy sposób na rozśmieszanie mnie, nawet jeśli była przekorna.

Ja: Obiecuję Ci, że jutrzejszy wyjazd będzie wart tej porannej pobudki.

Odłożyłem telefon i poczułem się coraz bardziej podekscytowany nadchodzącym weekendem.

Myśl o wspólnym czasie z przyjacielem i Chanel dodawała mi energii.

Przyznaję, byłem podekscytowany jak dziecko przed gwiazdką.

Czekałem na ten weekend, mając nadzieję, że uda mi się lepiej poznać Chanel... i że ona pozna mnie z trochę innej strony.

Z uśmiechem na twarzy wróciłem do pakowania, czując, że wszystko układa się w idealny sposób.

***

Właśnie kiedy złożyłem ostatnią koszulkę, mój telefon zaczęły wibrować.

Spojrzałem na ekran - to Nathan, dzwonił przez wideo czat.

Przesunąłem palcem, by odebrać połączenie, i od razu zobaczyłem jego twarz na ekranie.

- Hej, Nathan - przywitałem się, spoglądając na przyjaciela kątem oka, jednocześnie upychając rzeczy w walizce, aby ta się domknęła.

- Hej, Carlos - przywitał się, jego wyraz twarzy zdradzał ciekawość. - Pakujesz się na ten weekend nad jeziorem? - zapytał, uważniej przyglądając się ekranowi swojego telefonu.

- Tak, wyjątkowo stwierdziłem, że nie będę pakował się na ostatnią chwilę - odparłem. - Pamiętasz jak kiedyś wybraliśmy się do Londynu, a ja przez przypadek zabrałem buty mojej mamy zamiast swoich? - przypomniałem że śmiechem, sytuację z jednego z wyjazdu naszej paczki.

- Pamiętam! A jak przemokły ci adidasy od deszczu, popylałeś w jakiś balerinach - wypomniał z rozbawieniem, a ja przewróciłem oczami.

- Tak czy siak, nie chcę tego powtarzać.

Nathan roześmiał się, jednak po chwili spojrzał na mnie z wahaniem, jakby zastanawiał się, czy powiedzieć coś, co krążyło mu po głowie.

- Carlos - zaczął, jego głos był cichy i pełen troski. - Ten zakład zaczyna mnie martwić. Chanel to naprawdę fajna dziewczyna. Ona też jest człowiekiem, a nie jakimś projektem do zdobycia. Nawet jeżeli nie jest dla ciebie kimś więcej, nie zrań jej.

Jego słowa zaskoczyły mnie. Znieruchomiałem, przestając zwracać uwagę na walizkę, która wyglądała jakby zaraz miała wystrzelić z niej lawina moich ubrań.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Nathan kontynuował.

- Wiem, że czasem traktujesz wszystko jak grę, ale myślę, że Chanel... - przerwał na moment, próbując znaleźć ubrać swoej myśli w słowa. - Nie traktuj jej jak coś, co można odłożyć na bok, gdy już osiągniesz cel.

Wiedziałem, że Nathan ma rację, ale w tej chwili bardziej martwiłem się o to, jak wyjazd przebiegnie i czy wszystko pójdzie zgodnie z planem.

- Rozumiem, Nathan - odpowiedziałem, starając się brzmieć przekonująco. - Nie martw się, zrobię wszystko, żeby się dobrze bawiła I nie skrzywdzę jej.

Nathan skinął głową, ale jego wyraz twarzy nie zdradzał całkowitego przekonania.

- Dobrze, Carlos. Tylko... pamiętaj o moich słowach.

- Jasne, obiecuję - powiedziałem, zamykając rozmowę.

Po zakończeniu czatu dopadły mnie mieszane uczucia.

Z jednej strony miałem świadomość odpowiedzialności, która wiązała się z moimi działaniami, z drugiej - nie mogłem się doczekać, by zobaczyć, jak potoczy się nasz wspólny weekend.

Po chwili wróciłem do pakowania, starając się ignorować rosnącą wątpliwość, która kłębiła się w mojej głowie.

Nie skrzywdzę jej - przekonywałem się w myślach

------------------------------------------------------------
I tak oto rozpoczynamy maraton!

Przyznam, że ten rozdział może się wydawać (albo i nawet po prostu być) dosyć sztywny i nudny.

Mam jednak nadzieję, że nie jest najgorszy 🙃

To czwarty dzień zakładu... 🫣

Co sądzicie o zachowaniu Nathana?

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale :>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro