Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7 || Słowna szermierka

Stałem w salonie, czekając na Chanel, która miała wkrótce przyjść, abyśmy mogli wspólnie zająć się tym projektem.

„Wspólnie zająć” to może zbyt wiele powiedziane – raczej mieliśmy przetrwać to zadanie, nie dążąc do wzajemnego uduszenia się.

Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, rzuciłem okiem na stół, na którym ułożyłem nasze książki, laptopa i kilka przekąsek.

Wiedziałem, że nie zrobi to na niej wielkiego wrażenia, ale warto było się postarać.

Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Chanel w pełnej krasie – długie włosy falujące na wietrze, okulary przeciwsłoneczne mimo późnego popołudnia, i ten wyraz twarzy, jakby miała zaraz rzucić kąśliwe uwagi.

– Cześć, księżniczko – powiedziałem, uśmiechając się szelmowsko i opierając o framugę drzwi.

Chanel spojrzała na mnie znad okularów przeciwsłonecznych, które miała na nosie, mimo że słońce chyliło się już ku zachodowi.

Jej długie włosy falowały na wietrze, a twarz malował jej charakterystyczny, pewny siebie wyraz.

– Księżniczko? Serio, Lusen? – uniosła brew, spoglądając na mnie znudzona. – Jestem tutaj tylko dlatego, że nie chcę dostać trójki za ten projekt... a po tobie spodziewałabym się właśnie takiej oceny – rzuciła, przekraczając próg drzwi.

– Za nisko mnie cenisz – odpowiedziałem, prowadząc ją korytarzem.

– Za nisko, mówisz? – zapytała, przewracając oczami. – Mi się wydaje, że i tak za wysoko.

Westchnąłem, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu, który sam wkradł się na moje usta.

Chanel rozglądała się dookoła z wyraźnym zainteresowaniem, chociaż starała się tego nie okazywać.

Zeszliśmy do piwnicy, gdzie od lat trzymałem swoją muzyczną świątynię.

– No dobra, oto moja magiczna piwnica – powiedziałem, otwierając drzwi. – Witamy w miejscu, gdzie muzyka ożywa.

Chanel weszła do środka, a jej oczy błysnęły zaskoczeniem.

– No proszę, Lusen, nie wiedziałam, że masz tutaj swoją osobistą grotę Aladyna – rzuciła, rozglądając się dookoła.

Ściany były pokryte plakatami koncertów, na półkach stały płyty winylowe, a w kącie leżały różne instrumenty – w tym kilka gitar, z których byłem naprawdę dumny.

Na środku znajdował się mikrofon podłączony do wzmacniacza, a obok stos kartek z moimi notatkami.

– Jestem elementem zaskoczenia – odparłem ze śmiechem, podążając za jej wzrokiem. Widziałem, jak Chanel przesuwa palcami po gryfach gitar, oceniając je spojrzeniem.

– Mój Boże – nagle zatrzymała się przy jednej z gitar elektrycznych, wyciągając rękę, by ją dotknąć. – To jest Fender, prawda? Model Stratocaster?

Zaskoczenie przemknęło przez moją twarz szybciej, niż chciałbym przyznać.

Nie spodziewałem się, że Chanel zna się na instrumentach, zwłaszcza na gitarach elektrycznych.

– Tak, to Stratocaster – przyznałem, starając się brzmieć normalnie, choć w głowie huczało. – Skąd wiesz?

Chanel uniosła brew, uśmiechając się złośliwie, jakby czekała, aż zrozumiem, jak bardzo ją niedoceniłem.

– Może jestem bardziej skomplikowana, niż myślałeś, Carlos – powiedziała, nie odrywając wzroku od gitary. – Gram na gitarze od kilku lat. Mam własnego Fendera w domu, a także Gibsona Les Paula. Zaskoczony?

– Powiedzmy, że nie spodziewałem się tego po kimś, kto zazwyczaj sypie sarkazmem zamiast nutami – odparłem, starając się brzmieć lekko zgryźliwie.

– Może to dlatego, że nigdy nie zapytałeś? – odpowiedziała z lekkim wyzwaniem, przekładając gitarę do drugiej ręki. – Nie oceniaj książki po okładce, Carlos.

– Wowowow, po raz pierwszy powiedziałaś do mnie po imieniu! – powiedziałem radośnie. – A już myślałem, że zapomniałaś, jak ono brzmi – dodałem, wykrzywiając usta w ironiczny uśmiech.

Chanel przewróciła oczami, wydając się znudzona moimi słowami.

– Skoro jesteś taka doświadczona w grze na gitarze, może pokażesz, co potrafisz? – zaproponowałem, patrząc na nią wyzywająco.

Ciekaw byłem, jak daleko była gotowa się posunąć.

– Może innym razem – odpowiedziała, odkładając gitarę z powrotem na stojak.

Jej wzrok przyciągnęły leżące na stole kartki. Bezceremonialnie sięgnęła po jedną z nich i zaczęła przyglądać się tekstowi.

Nie powstrzymałem jej. Może gdyby był to ktoś inny, bym tak postąpił. Ale nie jeżeli chodzi o Chanel.

Z każdą linijką tekstu jej brwi unosiły się lekko, a ona zmarszczyła delikatnie nos, a ja ze zdziwieniem stwierdziłem, że wygląda naprawdę uroczo.

– To jest... naprawdę dobre – powiedziała, odwracając się w moją stronę. – Nie wiedziałam, że piszesz własne teksty.

– Jak już mówiłem, Disney Chanel – zacząłem, opierając się o jej ramię. – Jestem elementem zaskoczenia – dodałem, spoglądając w jej zielone oczy.

Chanel odsunęła się ode mnie i pomachała mi przed twarzą kartką z piosenką.

– Zaśpiewasz? – zapytała, unosząc wyzywająco brew.

Zawahałem się, lecz po chwili sięgnąłem po gitarę akustyczną i usiadłem na pufie.

Chanel usiadła naprzeciwko, a jej oczy nie odstępowały mnie ani na chwilę.

Zacząłem grać, śpiewając:

*When the world around loses its colors, 
And silence sounds too loud, 
A small flame flickers in my heart, 
Hope says: go on.

I don’t know what tomorrow will bring, 
Whether the darkness will lift or not, 
But I hold on tightly to this thought, 
That hope will always find me.

I don’t know if it’s just an illusion, 
Or a real strength that endures, 
But I feel that without it, there would be nothing, 
That it lifts me up when I fall each day.

Chanel wpatrywała się we mnie, jakby cały świat zniknął wokół nas.
Jej oczy mówiły więcej niż słowa, a myśli zdawały się być w harmonii z muzyką.

Gdy skończyłem, zamilkłem, wpatrując się w nią z delikatnym uśmiechem.

Chanel wpatrywała się w mnie, jakby była w stanie dostrzec każdą emocję, która przechodziła przez moją grę.

Uniosłem jedną brew, czekając na jej reakcję.

Brunetka spuściła wzrok, lekko zmieszana.

– No cóż, widać, że umiesz grać... i śpiewać – odparła, po czym podniosła wzrok na mnie, a w jej oczach znowu rozbłysła pewność siebie. – Może nawet zaimponowałeś mi, ale nie licz na to, że z moich ust wyjdą jakiekolwiek słowa pochwały.

– Nie musisz mówić, że ci się podobało – odpowiedziałem, odkładając gitarę na bok. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się. – Widzę to w twoich oczach.

Chanel wykrzywiła usta w jakiś bliżej nieokreślony grymas, który był zapewne jednym z jej ironicznych uśmiechów.

– Chyba emocje ci się mylą, bo w moich oczach odbija się jedynie znudzenie – rzuciła z kpiącym tonem. – Może popracujemy wreszcie nad tym projektem?

Zgodziłem się na zmianę tematu ze śmiechem.

Zwróciłem uwagę, że jej wzrok powrócił do kartki z tekstem, którą wcześniej trzymała.

Zaczęliśmy przemieszczać się z powrotem do salonu, a rozmowa zeszła na dalszy plan.

Pracowaliśmy nad projektem przez resztę popołudnia, a atmosfera między nami była o wiele bardziej swobodna - co wcale jednak nie oznaczało, że Chanel oszczędzała sobie sarkastycznych uwag i komentarzy.

W miarę jak zmieniały się tematy naszej dyskusji, udało nam się znaleźć wspólny język, co sprawiło, że czas minął szybciej niż się spodziewałem.

***

Na koniec dnia, gdy projekt był niemal gotowy, Chanel spojrzała na mnie z uśmiechem, który nie był już tylko wyrazem ironii, ale czegoś znacznie cieplejszego.

– Wiesz, Lusen – powiedziała, odkładając długopis. – Może to wszystko nie jest takie złe, jak myślałam na początku.

– Fakt, jesteś inna niż początkowo myślałem – odpowiedziałem. - Chodź trudno sobie wyobrazić kogoś równie sarkastycznego, bezpośredniego, inteligentnego, wrednego... jak ty - dodałem, unosząc brew w geście wyzwania.

Chanel przewróciła oczami, ale tym razem śmiech w jej głosie był szczery.

– I bądź pewny, że to się nie zmieni – rzuciła, łapiąc za pasek swojej torebki, powieszonej na ramieniu. – Ale może na razie wystarczy, że udało nam się przeżyć ten projekt.

Z uśmiechem pożegnałem ją przy drzwiach, zadowolony, że choćby na chwilę udało nam się przełamać lody.

------------------------------------------------------------
*Gdy świat wokół traci barwy,
a cisza zbyt głośno brzmi,
W sercu tli się mały płomień,
Nadzieja mówi idź.

Nie wiem co przyniesie jutro,
Czy mrok rozwieje się czy nie,
Ale trzymam się tej myśli mocno,
Że nadzieja zawsze znajdzie mnie.

Nie wiem czy to tylko złudzenie,
Czy prawdziwa siła, która trwa.
Ale czuję, że bez niej nie byłoby nic,
Bo to ona podnosi mnie gdy upadam co dnia.

------------------------------------------------------------

Po pierwsze, bardzo was przepraszam za to zamieszanie ze zmianą rozdziału.

Po drugie, jak rozdział?

Piosenkę, którą śpiewa Carlos sama napisałam... Co o niej sądzicie?

Adíos, kochani 👋🏻

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro