- Rozdział 23 -
// w poprzednim rozdziale //
- O świetnie że jesteś Węgry! Bo właściwie chcieliśmy was zapytać o-
- o to czy chcielibyście iść z nami nad jezioro. ^^- Wypowiedział z entuzjazmem Słowacja czekając na naszą odpowiedź.
W tym samym czasie spojrzałem się ukradkiem na Węgra. Po chłopaku widać było że jest przemęczony i najprawdopodobniej zarywa nocki. Może powinienem z nim o tym porozmawiać? Jest moim przyjacielem chce dbać o niego jak o własną rodzinę, której już nie mam..
- To jak idziecie gołąbeczki?~ - Słowacja zachichotał czerpiąc z naszej irytacji coraz więcej zabawy.
Westchnąłem cicho. Postanowiłem więcej nie komentować docinek Słowaka i udałem się do kuchni napić się wody.
Muszę przyznać że dzisiaj jest naprawdę bardzo upałny dzień. Spojrzałem przez małe okno w kuchni na termometr który wskazywał iż było powyżej 30°. Naprawdę nie przepadam za takimi temperaturami, szczerze, wole kiedy nie jest ani za gorąco ani za zimo. Coż, Węgry co co innego, on uwielbia jak słońce umie zamienić człowieka w proch.
Nawodniłem się i udałem się po czyste ręczniki i koce. Postanowiłem jednak pójść z nimi nad te ich jezioro ponieważ i tak nie mam nic innego do roboty, a zimna kąpiel w wodzie napewno dobrze mi zrobi.
( oby nie za dobrze heh-he- )
Również Węgry zgodził się pójść z nami, w prawdzie po 15 minutach stękania i narzekania Słowacji na to jaki madziar jeszcze nie jest. Mężczyzna nigdy nie daje za wygraną, ten człowiek zawsze musi postawić na swoim, nie wycofa się i zawsze będzie bronił swego.. nie twierdze że to złe, po prostu taki już jego urok.
Ponownie spojrzałem na chłopaka o ciemnych włosach i bursztynowych oczach.
W duchu naprawdę ucieszyłem się z tej informacji że pójdzie z nami, chociaż na zewnątrz może nie było tego widać. Eh, czasami naprawdę tęsknie za tamtym Polską zanim... zanim stało się to co się stało.
// jakiś czas później //
W końcu dotarliśmy na miejsce. Ku mojego zdziwienia plaża była opustoszała, ani jednej żywej duszy na horyzoncie. Chociaż to dość logiczne, ponieważ w naszej okolicy nie mieszka za dużo osób, praktycznie nikogo tutaj nie ma, cóż może to nawet i lepiej? Czasami wole odizolować się od wszystkiego i pobyć sam ze sobą, dlatego w tym przypadku, skupiska ludzi to napewno nie jest dobry pomysł.
Rozstawiłem swój koc na rozgrzanym piasku i postanowiłem chwilę odpocząć po tej jakże długiej podróży na piechotę, chociaż jezioro mamy blisko miejsca naszego zamieszkania, to w takim upale trudno nawet poruszać się we własnym domu.
Po chwili dosiadł się do mnie Węgier i mruknął coś pod nosem unikając mojego spojrzenia.
- Chyba nie przeszkadza ci to że dosiadłem się tak bez pozwolenia.- wyszeptał delikatnie zarumieniony Węgry.
Kiedy chłopak to powiedział momentalnie.. poczułem coś.. czego nie czuje często.. to uczucie, w końcu coś czuje..
Moje serce zaczęło bić szybciej czując obecność chłopaka. Nie mogłem przestać patrzeć się na jego twarz.. byłem jak zahipnotyzowany.
Naglę chłopak dosunął się do mnie jeszcze bliżej i troskliwie przyłożył swoją dłoń do mojego czoła.
- Lengyelország, wszystko dobrze?- Zaczął machać mi dłonią przed oczami.
- T-tak wszystko w p-porządku!- Posłałem mu nieśmiały uśmiech.
- Napewno? Ostatnio zachowujesz się jakoś dziwnie.- przyznał zmartwionym głosem.
- Naprawdę, nie musisz się niczego obawiać.- uspakajałem chłopaka na co on tylko wzruszył ramionami i oparł głowę o moje ramię. Po minie przyjaciela można było jednak wyczytać, że nie za bardzo uwierzył mi w to co powiedziałem.
- Wiesz..- zaczął po chwili ciszy.- Ciesze się że jesteś.- odparł przysuwając swoją dłoń do mojej dłoni.
Po słowach przyjaciela moje policzki delikatnie poczerwieniały.
- To miłe, dziękuję.- poczochrałem jego ciemne włosy psując przy tym jego fryzurę.
Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł, zaśmiałem się złowieszczo i wstałem z koca. Spojrzałem na błyszczącą wodę mieniąca się blasku słońca.
- Węgryyy~ Lubisz być mokry?~- Poruszyłem dwuznacznie brwiami.
- Że c- nawet nie dalem mu dokończyć ponieważ podszedłem do niego i podniosłem go w stylu „panny młodej".
- P-polska nie rób tego!- powiedział zarumieniony widząc że biegniemy w stronę pomostu. Chłopak pobladł i zaczął się szarpać.
- Kurvaa niee! Jak to zrobisz to pożałujesz.- zagroził.
- hehe~ A co ty mi możesz zrobić, Węgry?~ - Ponownie zaśmiałem się złowieszczo czując przewagę nad przyjacielem.
Staliśmy już na krawędzi drewnianego pomostu.
Ten chwycił się mnie mocnej i wpatrywał się w wodę jakby stanowiła ona dla niego jakieś poważne zagrożenie.
- Proszę niee, nie, nie, nie, neem..- zaczął błagać.
- Ojj~ Nasz kochany Węgry się boji~ - Zakpiłem z niego. Ten na moje słowa lekko się oburzył.
- Kurva chce być suchy! Ty przerośnięty pierogu!.- Krzyknął próbując się wyrwać z moich objęć.
- Przerośnięty pierogu?- Powtórzyłem i zaśmiałem się cicho. Już naprawdę od dawna nikt mnie tak nie nazywał.
- Tak! ty- nie dokończył bo po prostu wrzuciłem go do wody.
Po chwili chłopak wynurzył się rozwścieczony.
- Zajebie cie zaraz!- Zaczął się wydzierać wymachując groźnie swoją ręką.
- Dobrzee Węgierkuu tylkoo nie płacz.- Uśmiechnąłem się do niego uroczo na co on zdenerwował się jeszcze bardziej.
Nagle usłyszałem jakieś krzyki za sobą. Odwróciłem się do tyłu i zobaczyłem Czecha i Słowacje machających do mnie.
Nie słyszałem ich dobrze ale po części jednak zrozumiałem że wołają nas na obiad.
Odpowiedziałem im gestem kciuka w górę i odwróciłem się do Węgra.
- Ej zjebie musimy- nie dokończyłem ponieważ ku mojego zdziwienia chłopaka nie było już w wodzie.
- już iść.- dokończyłem patrząc się w miejsce w którym jeszcze minutę temu znajdował się Węgier.
Podszedłem bliżej pomostu rozglądając się w poszukiwaniu chłopaka.
- Dobra, wiem że robisz sobie ze mnie jaja.- Powiedziałem przewracając oczami, jednak nikt mi nie odpowiedział.
- musimy już iść, Słowacja i Czechy na nas czekają.- Dodałem
- Węgry mówię powa- Nagle poczułem coś zimnego na mojej kostce.
Spojrzałem się na dół ale zobaczyłem tylko urywek dłoni zaciskającej się z ogromną siłą na mojej nodze, nagle to coś pociągnęło mnie do przodu.
Przewróciłem się uderzając głową w pomost. Przed robiło mi się coraz ciemniej aż straciłem przytomność..
Pov: Węgry
Kiedy Polak się odwrócił wykorzystałem ten moment i wpłynąłem pod pomost.
Poczekałem chwile aż chłopak zacznie się rozglądać w moim poszukiwaniu.
Przez szpary od desek widziałem jak zbliża się on do krawędzi pomostu.
Kiedy jego noga była wystarczająco blisko chwyciłem za nią i pociągnąłem do siebie.
Niestety nie przewidziałem tego że chłopak uderzy się dodatkowo głową o drewnianą belkę.
Widok nieprzytomnego chłopaka wpadającego bezwładnie do zimnej wody zmroził mi krew w żyłach.
Szybko wziąłem głęboki oddech i zanurzyłem się pod powierzchnie.
Podpłynąłem za nim prawie pod samo dno na szczęście, byłem już na tyle blisko aby chwycić go za rękę.
Szybko obolem go całego i z całych sił próbowałem wypłynąć razem z nim na powietrze. Po chwili jednak zamarłem widząc że do okola nas powstała czerwona plama krwi.
Przerażony chwyciłem go jeszcze mocniej i zmrużyłem oczy.. Byłem strasznie wyczerpany, nie mogłem już dłużej płynąć, traciłem siły.. ale.. nie mogę się tu teraz poddać.. musze walczyć.. dla niego..
A może..
to faktycznie koniec?
Z ust upłynęło mi moje ostatnie źródło tlenu.
Spojrzałem na nieprzytomnego Polaka, był taki spokojny..
nie miał świadomości tego że zaraz może umrzeć.
Spojrzałem wyczerpany w górę widząc mieniące się słońce na tafli wody.
To nie musi się tak skończyć.
Nie teraz.
Nie pozwolę mu odejść.
Bądź silny.
Spróbowałem ponownie wypłynąć z wody.
Dawałem z siebie wszystko abyśmy przeżyli.
Zacisnąłem mocniej powieki.
- Bądź silny.- powtarzałem sobie co róż w głowie.
Po chwili wiedziałem już że jestem blisko, bardzo blisko..
Szybko wynurzyłem nas obu z wody nabierając łapczywie powietrze do ust.
Z wyczerpania sam czułem się jakbym miał zaraz sam stracić przytomność.
- U-udało się.- Powiedziałem sam do siebie nadal w ciężkim szoku, trzymając krawędź tego przeklętego pomostu.
Wepchnąłem na niego Polskę a po chwili z trudem ja sam na niego wszedłem.
Byłem tak strasznie obolały i wycieńczony ale nadal próbowałem jeszcze przysunąć się bliżej chłopaka.
Drżącą dłonią sprawdziłem mu puls. Był bardzo słaby, chociaż jego ciało wyglądało już nawet.. jakby było martwe..
Po chwili moje oczy zalała fala łez.
- przepraszam, przepraszam..- szeptałem cicho trzymając chłopaka za rękę..- gdybym nie robił sobie takich głupich żartów, pewnie nigdy nie wydarzyłoby się coś tak strasznego..- Mówiłem dalej roztrzęsionym głosem.
Nagle chłopak zaczął kaszleć i wypluwać wodę ze swoich ust.
- P-polska?!- Krzyknąłem do niego z niedowierzaniem a cały ciężar spadł mi z serca.
Byłem taki szczęśliwy że chłopak jednak żyje. Z tego wszystkiego wtuliłem się w jego zimną klatkę piersiową i zacząłem płakać jak dziecko.
- przeprasz-zam-m...- Szlochałem cały czas powtarzając to słowo.
Polak odgarnął swoje mokre włosy zasłaniające mu jego oczy. Ja natomiast nadal trzymałem go w uścisku, kiedy naglę delikatnie podniosłem swoją głowę w górę aby spojrzeć na przyjaciela.
Widząc jego surowe spojrzenie oderwałem się od niego i wstałem na równe nogi.
- W-wszystko już d-dobrze? Coś Cię jeszcze boli?- Zapytałem lekko zestresowany jego ciągłym przeszywającym mnie na wylot spojrzeniem. Jednak on wciąż milczał. Spuścił głowę jednak po mimo tego na jego twarzy mogłem dostrzec delikatny uśmiech.
- T-to j-ja może już pójdę...-powiedziałem roztrzęsiony ocierając łzy. Czułem się w tym momencie jak kretyn. Jak jebany idiota który o nie mal co zabił swojego przyjaciela. Ponownie łzy napłynęły mi do oczu. Odwróciłem się szybko i chciałem już iść, jednak poczułem ucisk ręki na swoim nadgarstku.
Przerażony spojrzałem przez ramię na Polskę który nadal wlepiał się we mnie swoją kamienną twarzą z której można było wyczytać że źle skończę.
Mężczyzna wstał i puścił moją rękę. Przybliżył się do mnie niebezpiecznie blisko nachylając nade mną swoją głowę. Zarumieniony spojrzałem w jego szare oczy w których mogłem jak zwykle ujrzeć sam chłód.
- Węgry.- Powiedział już teraz z lekkim uśmiechem, chociaż jego głos brzmiał naprawdę przerażająco.
- Ja..bardzo Cię przepraszam, to było nie mądre.- Przyznałem ze skruchą.
Mężczyzna westchnął.
- J-jeżeli chcesz możesz ukarać mnie za to.. zasłużyłem sobie.- Dodałem już sam powoli nie wiedząc co mówię.
Polak spojrzał mi się teraz głęboko w oczy, ale jego wzrok nie był już taki surowy jak kilka sekund temu.
- Nigdy Cię nie skrzywdzę.- odparł i wtulił się we mnie.
- A-ale ja.. zasłu- nie dał mi dokończyć.
- Węgry, posłuchaj..- odkleił się ode mnie delikatnie i przysunął swoją twarz bliżej mojej. - Nie zrobie tego ponieważ j-ja..- Na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec.- J-ja Cię.- chłopak nie mógł się wysłowić. Z każdą chwilą słyszałem jak jego oddech przyspiesza.. czy on się boi? Chyba po raz pierwszy widzę go w takim stanie.
- Polska?- szepnąłem patrząc mu w oczy, jednak ten unikał mojego spojrzenia, po chwili westchnął i odsunął się ode mnie.
- Nie ważne, zapomnij.- odparł i chciał już odejść.
- Ważne!- chwyciłem go za rękę. Chłopak spojrzał na mnie oczami pełnymi blasku a jego policzki bardziej poczerwieniały.
- Ja tylko.. chciałem podziękować ci za uratowanie mi życia. - uśmiechnął się nieśmiało. - Po chwili złapał się za głowę i widząc krew na swojej dłoni momentalnie spojrzał się na mnie.
- A za rozwalenie mi głowy znowu popływasz sobie w wodzie.- uśmiechnął się szydersko i wepchnął do zimnej cieszy.
***
- Gdzie byłeś tak długo? Twój obiad pewnie jest już zimny.- Powiedział zatroskany Czechy podając mi talerz.
- To nic, umieram z głodu.- Powiedziałem na co Czech posłał mi szczery uśmiech.
- Gdzie zgubiłeś swojego kochanka Węgry?~ - Dodał nagle Słowacja.
W tym momencie zorientowałem się że Polski jeszcze nie ma przy stole. Pewnie poszedł opatrzyć swoją głowę. - Ehh.. nadal mi głupio, chyba będę musiał mu się za to jakoś odwdzięczyć. - Pomyślałem i zająłem się posiłkiem.
// Jejku kocham ten fanfik X'D
~
1850 słów //
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro