CIGARETTES; steve & james
Czasami wracam w tamte uliczki.
Uliczki, które mnie powinny były nauczyć pokory, a uczyły ciebie cierpliwości. Uliczki, których chodniki tak często naznaczała moja krew, że zaczynałem wierzyć, iż jest ich dekoracją.
Z uliczek zbarwionych krwią z popękanych warg często odchodziły schody kamienic. Siadaliśmy na nich, ty zapalałeś papierosa, a ten tlił się melancholijnie na tle wieczoru.
Wytykałem ci nawyk. Nawet nie próbowałeś mnie słuchać, rzucając tym swoim "Och, Steve", po czym palce na powrót obejmowały narkotyk.
Nienawidziłem twoich papierosów. Ale bardziej znienawidziłem wojnę.
Teraz sam zapalam papierosa. Tli się na tle wieczoru tak samo jak wtedy, gdy jeszcze byłeś obok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro