Bill x Ellie
Zazdrość to niezwykle delikatne, ale i też gniewne uczucie. Najczęściej właśnie przez to robimy głupoty. Jest to też w pewnym sensie brak zaufania. Bill Denbrough znał definicje słowa zazdrość, aż za dobrze. Zazdrość gdy widział starszego i młodszego brata, a on sam tego nie miał. Kiedy widział całą rodzinę, chodzącą do jakiejś restauracji, śmiejących się albo gdy jakaś para chodziła za rękę.
Prawda była taka, że Bill potrzebował miłości. Przyjaciele, oczywiście w jakimś stopniu mu ją dawali. Bądźmy jednak szczerzy, Richie Tozier nie chwyci go za rękę, nie przytuli i nie zaśnie z nim w jednym łóżku... Chyba, że po pijaku.
Potrzebował Ellie Collins. Szatynki o pięknych niebieskich oczach. Zawsze miała dla niego czas, gdy był chory zawsze przy nim była, gdy miał koszmar, dzwonił do niej, a ona zawsze odbierała i rozmawiali dopóki jąkała się nie uspokoił. Brakowało mu jednak, tego ciepła, gdy ktoś go przytulił, czule pocałował w czoło.
Bał się cholernie, powiedzieć to co do niej czuje. Wolał, żeby nazywała go przyjacielem, ale trzymała blisko, tak aby nie stracić nocnych rozmów, dnia burgera w piątek, ani wspólnych spotkań z frajerami.
- Jesteś do dupy, Bill - westchnęła szatynka. Siedziała na jego parapecie i popijała, herbatę, którą jej zrobił. Ten spojrzał się na nią zaskoczony. - Opowiadam ci to jak, spieprzyłam z Beverly, a ty nawet nie chcesz mi przysrać, że źle zrobiłam... - dodała po chwili.
- Miałbym na ciebie krzyczeć, za to, że pokłóciłaś się Bev? - spytał i usiadł na swoim łóżku, przyglądając się jej. Zmarszczyła brwi spoglądając na niego to na herbatę.
- Masz rację to bez sensu... - mruknęła.
- Jesteś zła na siebie, że na nią nakrzyczałaś - stwierdził podnosząc się z miejsca.
- Mniej więcej...
- Mniej więcej?
- Po akcji z Benem, zabrałam jej też klucze z mieszkania - odparła wzdychając i rzuciła je na łóżko Billa. Zdziwił się nieco i zaczął zastanawiać, dlaczego pokłóciła się ze Bev i co w tym wszystkim robi Ben.
- A chcesz ją przeprosić? - spytał podchodząc do niej. Ellie przytaknęła głową prawie niewidocznie.
- Czasami czuje się jak taka cholerna czarna dziura, Bill - oznajmiła patrząc lekko załzawionymi oczami na niego. Poczuł jakby jego serce nagle zaczęło się kurczyć, a wszystko zapadać.
- Pokłóciłam się ze Stanem, z Beverly, z Benem - dodała łamiącym się głosem. patrzył na nią i niepewnie ukucnął. Chwycił ją za rękę, jak najbardziej delikatnie tylko umiał.
- E-Ellie, nie jesteś czarną dziurą. J-ja zawsze...
Dzwonek do drzwi przerwał wyznanie Billa. Obiecywał sobie, że osobiście udusi tego, kto mu przerwał. Westchnął głośno i puścił rękę Ellie.
- Pójdę otworzyć - powiedział i ruszył do wyjścia ze swojego pokoju. Stanął nagle w miejscu i obrócił się za siebie. - Nie płacz już, Ellie - szepnął troskliwie i poszedł na dół, aby otworzyć drzwi.
Otworzy drzwi. Czerwony bukiet kwiatów w ręku, ułożone włosy, drżące dłonie i zdesperowany uśmiech. Stanley Uris.
- C-co tu ro-robisz? - spytał Bill mierząc go wzrokiem.
- J-ja... - westchnął, a Denbrough podniósł wysoko brwi ze zdziwienia. jąkała się - pomyślał. - Przyszedłem przeprosić, Ellie - oznajmił już pewniejszym głosem. Wpuścił go do środka. Bez słowa ruszyli na górę, gdzie siedziała Ellie patrząc przez okno i zastanawiając się najpewniej nad tym jak przeprosić rudowłosą.
- Elen - odezwał się Stanley zwracając tym samym uwagę szatynki. Nie lubi kiedy mówi się do niej pełnym imieniem - pomyślał Bill marszcząc przy tym brwi. Collins podniosła się na nogi i patrzyła na Urisa, wyraźnie zaskoczona. Przetarła oczy i pociągnęła nosem.
- Stan - powiedziała przybliżając się nieco do niego. Blondyn spojrzał się za siebie na swojego przyjaciela, który dokładnie się im przyglądał.
- Bill, mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? - spytał Uris drapiąc się nerwowo po karku. Spojrzał się na nią, chciał wiedzieć, czy może chciała aby został. Skrzyżowali przez chwilę wzrok, po czym Denbrough po prostu wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Pomyśleć, że potrafili oni w sekundę odgadnąć swoje myśli. Został jednak przed drzwiami i przystawił ucho do drewna, w razie gdyby potrzebowała wsparcia.
- Więc? - spytała.
- Chciałem cię przeprosić... za to co zrobiłem. Przeze mnie pokłóciłaś się z Benem, a potem z Beverly - oznajmił. Co zrobiłeś, Stan?
- To co zrobiłeś, było chamskie Stanley - westchnęła.
- Wiem - przyznał.
- Po chuja mnie wtedy przytuliłeś? Najpierw wyzywasz mnie od najgorszych, a potem jakby nigdy nic tulisz? - spytała, a Denbrough wzdrygnął się. Zastanawiał się czy nie wkroczyć do akcji. Zapadła cisza, a on nie wiedział co się dzieje. - Jesteśmy przyjaciółmi, Stan - powiedziała niemal niesłyszalnie. - Jeżeli twój ojciec, nie rozumie tego, że nie chcesz być taki jak on i chcę cię wyrzucić z domu. Zawsze, ale to zawsze znajdziesz u mnie pomoc - dodała. Znowu tego dnia coś ukłuło go w sercu. Nie był to jednak smutek. To była zazdrość. Tak cholernie duża, że nie powstrzymał się i wszedł do pokoju.
Spojrzał na nich tulących się do siebie. Zmarszczył brwi ze złości, zrobił się czerwony na twarzy. Ellie patrzyła na niego z uśmiechem, póki nie zobaczyła, jego zaciśniętych pięści. Odsunęła się od Stana.
- Mam tego dość! - krzyknął niespodziewanie Bill.
- Co się stało? - spytał zdezorientowany Stan.
- Co się stało?! - wrzasnął. - To się stało! - dodał wskazując na nich. - Tymczasem, gdy wy się do siebie kleicie, ja w cholerę cierpię. Ellie, jesteś powodem, dla którego zawsze, równo o dwudziestej trzeciej dzwonię do ciebie i mówię "dobranoc". Powodem tego, że mój szkicownik, jest wypełniony, twoimi niebieskimi jak ocean oczami i twoim radosnym uśmiechem. Powodem dlaczego, tak bardzo zaniedbałem przyjaźń z frajerami. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, a tulisz się do niego?!
Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Uris wolał nic nie mówić i nie pogarszać sytuacji, więc po prostu usunął się z linii ognia.
- Bill... - zaczęła niepewnie, robiąc krok do przodu. - Ja i Stan jesteśmy przyjaciółmi, mamy prawo się przytulać, tak samo jak ty i ja...
- Właśnie o to chodzi, Ellie. Zakochałem się w tobie jak idiota, a ty widzisz we mnie tylko przyjaciela - mówił łamiącym się głosem. Zapadła cisza. Stan wyszedł z pokoju, mówiąc "to na zostawię was samych". Bill zaczął łkać i położył na swoim łóżku odwracając się od niej plecami. Za to serce Ellie biło niesamowicie szybko. Poczuła jak łaskocze ją brzuch, zresztą jak zawsze przy nim, tyle że trzy razy mocniej. Kochał ją.
Bill poczuł jak materac obok niego ugina się. Ciepła dłoń dotknęła jego głowy i zmierzwiła mu włosy.
- Billy?
- Idź sobie, Ellie
- Nie zamierzam - oznajmiła pewnym tonem kładąc się obok niego i przytulając się do jego pleców. - Jak mogłabym cię zostawić idioto, skoro cię kocham?
Wybacz, za spóźnienie ale Wattpad nie chciał opublikować tego rozdziału i w ogóle coś się pochrzaniło. Mam nadzieję, że ci się podoba :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro