Astoria Chamberline x Steve Harrington
❀━━━━━━━━━━❀
- co takiego? - spytała Astoria próbując przekrzyczeć tłum ludzi i muzykę. Impreza nie należała do tych grzecznych. Piwo lało się strumieniami, pary obściskiwały się po kątach, a ci bardziej nachalni zgonowali na podłodze, albo w sypialni.
Astoria Chamberline nienawidziła tłumów. Imprez. Alkoholu. Czegoś co nie jest pod kontrolną. Balansowania na cienkiej nitce nad przepaścią. Ludzi, których nienawidziła można było policzyć na palcach jednej ręki, ale zaczęła się zastanawiać czy szóstym nie będzie nowo przybyły Kalifornijczyk, który został okrzyknięty "Piwnym królem". Jej przyjaciółka, która tak samo jak ona w zasadzie nie wiedziała co tam robiła, próbowała z nią rozmawiać. Nie dało się oczywiście.
- Steve Harrington - wskazała na niego palcem. Opierał się o ścianę i miał spuszczoną głowę w dół.
- Gdzie Nancy? - spytała zaciekawiona Astoria, chociaż ucieszyłaby się gdyby w końcu zerwali. Wheeler była miłą osobą, za to Harrington zwykłym dupkiem z ładnie ułożoną fryzurą.
- Cholera wie - odparła Robin. - Słuchaj, nie wiem jak ty, ale znalazłabym twojego chłoptasia... nie widziałam go ostatnio - powiedziała, a Astoria zmarszczyła brwi. Rozejrzała się po pomieszczeniu i rzeczywiście miała rację. Warrena nigdzie nie było. To on był w zasadzie powodem, dlaczego te dwie nie lubiące imprez dziewczyny znalazły się w tej idiotycznej sytuacji, pośród ludzi przebranych za jakieś stwory. Brunetka wzięła głęboki wdech i położyła dłoń na ramieniu Robin.
- Sprawdzę górę, ty ogarnij dół i spieprzamy stąd - oznajmiła, a Robin zaśmiała się i zasalutowała. Astoria uśmiechnęła się i zaczęła powoli wchodzić po schodach.
Steve Harrington zerknął na nią kątem oka i powrócił do wgapiania się w podłogę.
Spojrzała z degustacją na parę obok drzwi do sypialni. Pewnie czekali na swoją kolej, chociaż widząc jak liżą sobie migdałki nie była pewna czy nie zrobią tego na korytarzu. Minęła ich i zobaczyła dziewczynę siedzącą na ziemi i palącą papierosa, uśmiechając się do siebie.
-- Widziałaś Warrena Dickensa? - spytała dziewczynę, a ta pokiwała energicznie głową i wstała z podłogi.
-- Chyba jest w sypialni z Thompson - powiedziała i wzruszyła ramionami. Astoria nie czekała dłużej żeby nie przyłapać go na gorącym uczynku.
-- Której.
Palaczka wskazała na drzwi przy których czekała para. Jej nogi zmiękły. Warren był dobrym facetem i pisała z nim swoją przyszłość. W tym momencie wszystko pękło jak bańka mydlana. Otworzyła drzwi. Gdyby tylko mogła wymazała by sobie ten widok z pamięci. Bynajmniej nie chodzi o to że ją zdradził. To było obrzydliwe. Zamknęła drzwi. Nie ruszała się przez chwilę. Wzdrygnęła się gdy poczuła na swoim ramieniu ciężar.
-- przykro mi - powiedziała palaczka, która nie uśmiechała się jak przedtem. - jeśli chcesz mam w torebce zioło - oznajmiła. Brunetka zaśmiała się nerwowo. Jej szare oczy stały się nagle większe.
-- Ja... nie, dzięki - oznajmiła i zbiegła po schodach. Szukała Robin wzrokiem ale nigdzie jej nie było. Nie myśląc za wiele poszła do barku i zamiast ponczu wzięła wódkę i wypiła hausta. Zakrztusiła się i skrzywiła, ale wzięła kolejny łyk. Po jej ciele rozpłynęło się przyjemne ciepło.
Kolejny łyk.
Kolejny.
Kolejny...
Nie minęło więcej niż pół godziny, a Astoria była pijana. Zachwiała się gdy chciała wziąć jeszcze jeden łyk. Przechyliła już butelkę, parę mocno gorzkich kropel spadło jej na język i poczuła jak już nie trzyma butelki. Ktoś ją przerzucił przez ramię. Zobaczyła jak jeansy, które idealnie przylegały do pośladków, gibają się w lewo i w prawo. Zaśmiała się wesoło. Wyszli na zewnątrz, dom powoli się oddalał. Poczuła jak zaraz puści pawia od tej pozycji i tak też zrobiła. Zostawiła za sobą ślad i poplamiła buty gościa od ładnego tyłka.
-- cholera! - zawołał, a Astoria jakby coś zaświtało. Znała ten głos. Otarła dłonią usta.
-- Harrington? - spytała niepewnie. Chłopak mruknął coś cicho pod nosem. Zatrzymał się nagle i usłyszała jak drzwi od samochody się otwierają. W tamtym momencie straciła na chwilę przytomność.
Obudziła się w drodze do... domu? Siedziała na tylnym siedzeniu. Alkohol nadal był w jej głowie, ale troszkę wytrzeźwiała. Spojrzała się na kierowcę, a następnie na lusterko. Był W nim skupiony Harrington. Zagryzł dolną wargę i patrzył się na drogę. Bała się odezwać przez to, że mógłby się przestraszyć i gwałtownie zahamować. Nie musiała się już odzywać. Widocznie poczuł jak na niego patrzy. Również spojrzał na lusterko. Zerknął na drogę i znowu na nią.
-- Odwiozę cię do domu - powiedział cicho jak na niego. Astoria poprawiła się na siedzeniu.
-- Dlaczego? - spytała. Chłopak zmienił biegi zanim odpowiedział.
-- Bo byłaś pijana - wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko. Znów na nią spojrzał - w sumie to nadal jesteś - zaśmiał się.
-- Nie, dlaczego Ty mnie odwozisz? - zapytała ponownie. Westchnął cicho, ale nic nie mówił. Astoria postanowiła kontynuować - Jesteś zwykłym dupkiem. Wszędzie Ciebie pełno żeby zebrać atencję... do tego gnoiłeś mnie w szkole...
Steve zagryzł policzki od wewnątrz. Zmierzwił swoje włosy i przez moment wydawało się jej, że chce zatrzymać auto.
-- Zmieniłem się, okej? - powiedział. Astoria prychnęła i założyła ręce na piersi jak mała dziewczynka, która nie dostała zabawki.
-- Czy Ty w ogóle wiesz jak się nazywam? - zapytała. Nie odpowiedział, ale ona sobie coś przypomniała. - "Ta, która zrobi ci dobrze w kiblu" tak to szło, Harrington? - spytała. Brunet spojrzał się na nią z deka zażenowany.
-- Chcę ci po prostu pomóc i wiem, że byłem dupkiem - oznajmił. - dam Ci wodę - powiedział i otworzył schowek z przodu. Podał w połowie pełną butelkę. Astoria przyjęła ją niepewnie, ale łapczywie wypiła całą zawartość.
-- skąd wiesz gdzie mieszkam? - zapytała widząc jak mijają plac zabaw na którym bawiła się jak była mała.
-- Twój chłopak organizował tam jakąś imprezę pod twoją nieobecność - oświadczył.
-- co za gnój... i to mój były - stwierdziła, a Steve zerknął na nią w lusterku.
Zatrzymali się przy domu 24a. Wysiadł pierwszy. Również wysiadła i prawie upadła jak długa, ale w ostatnim momencie chwyciła się ramienia bruneta. Zaprowadził ją do drzwi i gdy już chciał nacisnąć dzwonek, Astoria uderzyła go w wierzch dłoni.
-- Mojej mamy nie ma, ma nocną zmianę - bąknęła cicho. - nawet gdyby była lepiej żeby nie zobaczyła mnie w takim stanie - dodała i zaczęła grzebać w swojej kieszeni. Wyjęła z niej pęk kluczy i od razu wiedziała, który jest prawidłowy. Steve spojrzał się niepewnie, gdy po raz drugi zaczęła próbować włożyć klucz w zamek. Wyciągnął rękę, żeby jej pomóc, ale ta szybko trzepnęła go w dłoń.
- Ał - westchnął i dziewczyna w końcu trafiła. Przekluczyła i otworzyła drzwi. Gdy chciał jej pomóc uprzedziła go gestem dłoni. Dosłownie zatrzymała go w progu, ze zmarszczonymi brwiami i chwiejnie stając.
- P-poradzę sobie - oznajmiła, ale słychać było w jej głosie nutkę niepokoju. Nigdy się nie upiła, a przynajmniej nie aż do takiego stopnia. Kiedyś przypadkowo wypiła jakiegoś drinka, który przyszykował jej Warren. Nie wiedziała, że są tam dwa shoty wódki, ponieważ wszystko przykryło słodki smak soku jabłkowego. Tym razem jednak zrobiła to celowo. Żałowała. A przynajmniej na razie...
- Odprowadzę cię tylko do łóżka, albo do kanapy, okej? - spytał i przygryzł wargę. Chciał pomóc. Spojrzała na niego podejrzliwie, ale po chwili przytaknęła, wiedząc, że gdyby sama chciała przetransportować swój kuper do pokoju, upadłaby na deski. Nie widziało się jej kac następnego dnia i siniaki.
Pozwolił jej sam iść, ale kiedy potknęła się o własne nogi złapał ją za łokieć i podtrzymał. Bąknęła ciche "dzięki" tak naprawdę spodziewając się własnej niezdarności. W głowie kręciło się jej nie miłosiernie, a dodatkowo... cholera wie skąd, ale w zaczęła nucić Jingle Bells. Chwila trzeźwiejszego myślenia minęła. Steve spojrzał się na nią roześmianym wzrokiem po czym ta zabiła go wzrokiem.
- Moja kwatera jest po lewej, mistrzu - powiedziała, a ten zaśmiał się krótko i otworzył drzwi. Nie to nie był jej pokój, a toaleta. Mistrz Harrington stwierdził, że pomyliły się jej kierunki świata więc poszedł w prawo i otworzył żółte drzwi.
Poczłapała do niego, przepychając się i zgonując na łóżku, które stało po lewej stronie. Dosłownie upadła na pościel w słoneczniki. Rozejrzał się po pomieszczeniu zaciekawiony. Astoria miała ciekawy gust. Nad łóżkiem w słoneczniki wisiały plakaty Black Sabbath, a gdy spojrzało się zaraz obok na komodę, były tam również płyty tego zespołu i wielu innych. Po drugiej stronie biurko i fotel, który swoją drogą wyglądał na wygodny.
Zerknął na nią. Brunetka wyglądała spokojnie, klatka piersiowa poruszała się w górę i dół cały czas tak samo. Bał się ją zostawić. Coś kazało mu zostać. Poczuł, że rozumie Astorię. Być może, ona też zrozumie jego, a tego mu było trzeba. Wziął kocyk, który leżał na wierzchu wygodnego fotela i przykrył nim ją.
❀━━━━━━━━━━❀
Astoria obudziła się z wielkim bólem głowy oraz wrażeniem, że jest wielkości beczki. Coś spadło. Garnki. Dźwięk był tak nieprzyjemny dla uszu, że jęknęła z bólu.
- Mamo?! - zawołała, ale chyba zbyt cicho, aby jej odpowiedziała. Próbowała sobie przypomnieć co się stało, ale... nic. Wzięła głęboki oddech i zmusiła się, żeby wstać od miękkiego łóżka.
Podreptała w stronę kuchni skąd usłyszała dźwięk. Uśmiechnęła się gdy poczuła zapach jajecznicy i bekonu. Ciągnęła nogę za nogą, aż w końcu stanęła sparaliżowana w wejściu do kuchni. Pan Idealne włosy robił jajka i bekon w jej kuchni. Jakieś wspomnienia z poprzedniej nocy mignęły jej przed oczami. Miała nadzieję, że oni nie...
- Oh, hej - przywitał się jakby gdyby nigdy nic - Na stole masz już swoją porcję - oznajmił i wskazał palcem na talerz. Spojrzała w tamtą stronę i zarumieniła się mocno.
Nigdy nie spodziewała się, że Steve Harrington kiedykolwiek znajdzie się w jej domu.
Nigdy tego nie chciała.
Nigdy nie wiedziała, że to spotkanie na imprezie będzie początkiem czegoś większego.
A już z pewnością nie spodziewała się, że będzie niańczyć trzynastolatków i walczyć z potworami.
❀━━━━━━━━━━❀
Mam nadzieję, że się podoba :) Soo jeszcze jeden one shot ze Stevem i zabieram się za drugą część Alice x Richie - to tak informacyjnie :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro