𝑍𝑖𝑎𝑟𝑛𝑜 𝑑𝑦𝑠ℎ𝑎𝑟𝑚𝑜𝑛𝑖𝑖 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎ł𝑜 𝑧𝑎𝑠𝑖𝑎𝑛𝑒
Księżyc zawitał nad Florencją, gdy Państwo Jeager zawitali do swojego domu. Obydwoje byli wyczerpani i pragnęli, by to wszystko się już skończyło. Nie mogli jednak teraz odpoczywać. Już w drodze do domu, Grisha dostał powiadomienie e-maila od Sashy. Postanowił go sprawdzić do razu w domu i to zamierzał zrobić. Szybko ruszył do komputera, ówcześnie zostawiając zbędne odzienie w przedpokoju.
Usiadł na kanapie z laptopem, uruchomił go i włączył przeglądarkę. Carla od razu usiadła obok niego, gdy ten logował się na swojego maila. Wstrzymał oddech, widząc wiadomość od przyjaciółki jego syna. Kliknął w nią.
— Panie Jeager. Udało nam się znaleźć pewien ślad w sprawie Eren'a. Mamy nadzieję, że będzie on pomocny. Więcej nie możemy już zrobić, nasze możliwości się tu kończą — przeczytał na głos.
Dobrze wiedział, co sugerowała Springerówna. Sprawa wydawała się być na tyle skomplikowana, że Grisha musiał użyć swoich możliwości, by odnaleźć syna.
— Myślisz, że znaleźli coś ważnego? — spytała przejęta Carla.
— Mam nadzieję — odpowiedział jej, puszczając nagranie.
Po obejrzeniu nagrania, Grisha już wiedział co ma robić. Zadawał sobie sprawę, że muszą przenieść okręg poszukiwań na całe Włochy. Nie mógł jednak polegać na policji. Dlatego też wybrał numer do jedynego człowieka, któremu mógł aktualnie zaufać.
Po jednym telefonie niezależna jednostka o nazwie ''Rose velenose''* zaczęła poszukiwania poszukiwanego auta. Starali się także na tyle rozjaśnić nagranie, by móc dojrzeć twarze sprawców. Grisha odetchnął z ulgą. Wreszcie gdzieś ruszyli. Znów zyskał nadzieję na lepsze jutro. Objął mocno swoją żonę, która także wierzyła, że będzie już tylko lepiej.
Mijały dni, a nowych wieści nie było. W czasie, gdy Pan Jeager starał się zachować cierpliwość, matka nie była w stanie siedzieć spokojnie, gdy ktoś po prostu porwał jej jedynego syna. W końcu nie wytrzymała. Nie potrafiła kumulować w sobie tych narastających emocji. Wszystko kłębiło się w niej od miesiąca, kiedyś musiało mieć ujście.
— Ta jednostka niby taka dobra i skuteczna, a minęło kilka dni — warknęła, przeglądając gazetę.
— Możesz Carla powiedzieć, o co ci chodzi?
— O co mi chodzi?! — wybuchła. — Żartujesz sobie prawda? Nasz syn zaginął, Grisha! Nie znaleźliśmy go od ponad miesiąca, może leżeć w jakimś rowie martwy, a ty się mnie pytasz o co mi chodzi?!
— Tak, tak pytam. Robię wszystko co mogę, by go znaleźć. Jego przyjaciele robili wszystko, co mogli. Ty jedyne co robisz to łazisz i jęczysz, siejesz panikę i ryczysz!
Kobieta spojrzała na niego zszokowana. Nie wierzyła, że takie słowa padły z ust jej męża. Jak on śmiał sugerować, że nic nie robiła? Kochała swojego syna bardziej, niż wszystko! Starała się robić wszystko co mogła, ale nie miała takich znajomości jak mężczyzna.
— Czego ode mnie właściwie oczekujesz, Grisha?! Nie mam twoich znajomości! Nie znam się na komputerach, jak córka Springerów! Robiłam co mogłam, a ty jeszcze śmiesz sugerować, że nie!
— To skoro łażenie po wsiach było szczytem twoich możliwości to usiądź na dupie i pozwól mi się wszystkim zająć! My syna szukamy miesiąc, a oczekujesz, że oni go znajdą w dwa dni?! Takie auto może mieć każda osoba w kraju i poza! Może być wszędzie! Więc jeśli nie masz propozycji, jak przyspieszyć poszukiwania, zamknij się i czekaj na wieści! — wykrzyczał, gromiąc żonę wzrokiem.
Do oczu kobiety naszły łzy. Nie wiedziała czemu słowa męża ją zabolały. Naprawdę chciała zrobić więcej, niż chodzenie po wsi i wypytywanie ludzi o informacje. Ale co innego mogła, gdy policja nawet nie była po ich stronie? I wtedy nagle ją olśniło.
— To twoja wina, że zaginął! — krzyknęła. — Gdyby nie te twoje szemrane znajomości i jakieś dziwne interesy to nasz syn dalej by tu był! — łzy płynęły po jej policzkach, a gniewne spojrzenie utkwiła w mężczyźnie przed nią.
— No tak, zwalaj teraz winę na mnie bo robiłem wszystko, by utrzymać naszą rodzinę! Taka sprawa mogła się wydarzyć dosłownie każdemu i porwać mógł go dosłownie każdy, równie dobrze dla okupu!
— Gdyby chcieli okupu, dostałbyś żądanie już miesiąc temu — wykrzyknęła, a jej głos był pełny bólu z głębi jej serca. — Nasz syn na pewno już nie żyje. Sprzedali go na czarnym rynku, wycięli mu organy albo zrobili z niego jakąś swoją dziwkę — mamrotała, łapiąc się mocno za włosy.
— Carla, nie bądź niedorzeczna i uspokój się — dał dłonie na jej ramiona, chcąc by się otrząsnęła.
— Nie dotykaj mnie! — odepchnęła od siebie męża. — To wszystko twoja wina! Mój syn zaginął, pewnie jest martwy i to przez ciebie!
— To jest także mój syn, Carla! Nigdy nie pozwoliłbym go skrzywdzić!
— Tak?! Więc gdzie on teraz jest?! — echo jej krzyku rozniosło się po ścianach domu.
Nastała cisza. Grisha nie potrafił odpowiedzieć jej na to pytanie, a kobieta bardzo dobrze o tym wiedziała. Winiła męża za to wszystko. Nawet gdyby nie był winny to i tak by go winiła. Skazał ich jedyne dziecko na niebezpieczeństwo swoimi głupimi interesami, kontaktami i jakichś szemranych typów. I na co? Dla pieniędzy i władzy!
— Rodzina się dla ciebie nie liczy, a władza i pieniądze. Jesteś zwykłym materialistą i niczym więcej! Brzydzę się tobą i twoimi szemranymi papierkami!
— Jakoś nie brzydziłaś się, gdy szłaś ze mną do łóżka i brałaś ze mną ślub! Mogę być materialistą, ale przynajmniej mam do siebie jakikolwiek szacunek i nie oddałbym swojego ciała za pieniądze!
Do ich uszu dotarł dźwięk dłoni uderzającej o policzek. Grisha złapał się za piekące miejsce w szoku, a Carla przepełniona była furią. Tego wszystkiego było jej za wiele. Nie chciała go nigdy więcej oglądać na oczy. Ale potrzebowała go, by znaleźć syna. Nic więcej się dla niej już nie liczyło. Tylko Eren.
— Gdy to wszystko się skończy — zaczęła, mówiąc przez zaciśnięte zęby. — Rozwodzimy się. Nie chcę cię nigdy więcej oglądać na oczy.
Po tych słowach kobieta udała się do ich wspólnej sypialni. Nie zamierzała jednak spać w jednym łóżku z osobą, która zraniła ją słownie w taki sposób. Uszykowała sobie kanapę jako nowe łóżko. Nie potrzebowała ani Grishy, ani jego pieniędzy. Ale potrzebowała jego wpływów do znalezienia dziecka. Nie będzie czuć się źle, wykorzystując tymczasowego męża w ten sposób. W końcu to jego wina, że tak to wszystko wygląda. Coś w środku mówiło jej, że wcale się nie myliła.
——————————————————
*Rose velenose - z włoskiego trująca róża.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro