Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ɢᴅʏ ᴘʏᴛᴀsᴢ, sᴋąᴅ sɪę ʙɪᴏʀą ᴅᴢɪᴇᴄɪ

ɴᴀɢᴀᴛᴏ
Gdy Pain patrzył z góry na Wioskę Deszczu, mała (t.i) siedziała niedaleko i układała budowle z klocków. Konan od czasu do czasu wpadała do środka zobaczyć, czy z dzieckiem wszystko w porządku. Teraz tata wraz z córką siedzieli sami, a dziewczynce do głowy wpadło jedno pytanie.
— Tato? — zagadnęła, unosząc wzrok znad zabawek. — Jak się robi dzieci?
Bóg nowego świata zdębiał. Pytanie go zupełnie powaliło i nie wiedział, co może odpowiedzieć.
Prawdę?
Nie, zdecydowanie nie.
— Potrzebne jest ciało. Odpowiednio zimne, ale bez oznak braku życia, dlatego wszelka zgnilizna nie wchodzi w grę — rozpoczął przemówienie wątpliwymi słowami. — Następnie musisz załatwić pręty. Odpowiednia grubość, odpowiedni materiał, by chakra mogła swobodnie przepływać...
— Kłamiesz, prawda? — przerwała mu (t.i) z niezadowoloną miną.
Speszony mężczyzna odwrócił się, nie chcąc okazać swego zawstydzenia.
— Konan! — zawołał, a anielica zjawiła się obok niego w ułamku sekundy. — Zabierz (t.i) do siebie i powiedz jej... po prostu odpowiedz na jej pytanie.
Kobieta posłusznie kiwnęła głową i zabrała dziecko, a lider organizacji przestępczej odetchnął z ulgą.
To nie było na jego możliwości.

ɪᴛᴀᴄʜɪ
Uchiha nie był zdziwiony, gdy (t.i) zaczęła zadawać pytania, które wykraczały swą dojrzałością nad jej wiek. Sam, gdy był mały, zastanawiał się nad pojęciem dobra i szczęścia, podobnie jak córka chciał wiedzieć, dlaczego ludzie umierają i dlaczego się rodzą.
Chociaż niekoniecznie zastanawiało go, jak się ludzi robi.
— Tato... — zagadnęła mała dziewczynka i podała ojcu pudełko z herbatą. — Jak powstają dzieci? Gdy spytałam wujka Kisame, zaczął mówić o małych rybkach... Nie sądzę, że mówił prawdę. Dlaczego nie chciał mi powiedzieć?
Młody mężczyzna odchrząknął i przybrał na twarz obojętną minę, chcąc zamaskować niepokój. Jego córka była o wiele inteligentniejsza i zauważała o wiele więcej, niż było to dla wszystkich stosunkowo bezpieczne.
— To skomplikowany proces, myślę, że Kisame-san chciał dobrze to zobrazować — rzekł pierw, by wybronić towarzysza, który pokusił się o historię o narodzinach ryb. — Przede wszystkim, by stworzyć dziecko, musisz mieć w sobie miłość. Myślę, że ktoś, kto jest jej pozbawiony, nie będzie dobrym rodzicem, a przecież sprowadzając na ten świat istotę, powinno się zapewnić jej godne życie, prawda?
Dziecko pokiwało z powagą główką.
— Potem... Potem... Potem... — W tym momencie mózg Itachiego przestał z nim współpracować. Shinobi odwrócił zawstydzony wzrok. — Chodź.
Dziewczynka podeszła bliżej, a Itachi pacnął ją palcami w czoło. Widząc jej niezadowoloną minkę, uśmiechnął się.
—Następnym razem, (t.i).

ᴅᴇɪᴅᴀʀᴀ
(t.i) rosła z dnia na dzień i każdego dnia zadawała Deidarze mnóstwo pytań. Jak się robi glinę? Jak działa wybuch? Gdzie się podział pan Sasori? Dlaczego Tobi jest idiotą? Te pytania nie miały końca.
Deidara obawiał się, że córeczka kiedyś spyta go o sprawę.
Gdy siedział razem z nią i zamaskowanym partnerem, nagle wypaliła:
— Braciszku, a skąd się biorą dzieci?
Tobi pisnął cicho i uniósł ręce w akcie niewiedzy.
— Bocian przynosi? — zaproponował mężczyzna i odwrócił głowę w stronę Deidary. — Deidara-senpai na pewno wie!
(t.i) wyszczerzyła radośnie ząbki.
— Tak, tato, powiedz nam!
Blondyn odchrząknął. Patrząc na pomarańczową maskę i rumieńce na twarzy córeczki, miał ochotę spanikować i po prostu uciec z pomieszczenia. Jednakże był szanowanym artystą, który musiał dbać o opinię publiczną, więc wziął głęboki oddech.
Jak na artystę przystało, rzekł:
Tworzenie dzieci to sztuka w czystej postaci! — Uśmiechnął się, chcąc zamaskować chęć wybuchnięcia płaczem z zażenowania. — Potrzebne odpowiednie narzędzia...
— Jakie? — zapytali chórem (t.i) i Tobi.
Deidarze drgnęła powieka.
Odpowiednie — warknął. — Ważni są też artyści i pełne pasji wykonanie sztuki. No i, powiedz mi, (t.i), co to sztuka?
— Wybuch!
Tata pokiwał poważnie głową.
— I tak właśnie robi się dzieci.
Słuchacze przekrzywili głowy w wyrazie zdezorientowania. Mała dziewczynka zrobiła obrażoną minkę.
— Nic z tego nie zrozumiałam. — oświadczyła. — Robienie dzieci nie ma sensu.
Młody tata zgodził się z nią w duchu.

ʜɪᴅᴀɴ
Dla Hidana nie było tematu, którego bałby się poruszyć przy dziecku. Morderstwa, tortury, dręczenie ludzi? (t.i) miała to we krwi i od lat wiedziała, na czym to polega. Od początku było wiadome, że nie będzie wymyślał, gdy dziecko zapyta go o sprawy robienia dzieci.
Gdy do tego doszło, siedział w salonie z córką i Kakuzu. Dziewczynka zajmowała się swoimi kolorowankami, oczywiście nadużywając czerwonej kredki. Srebrnowłosy ze wzruszeniem obserwował śliczne rysunki dziewczynki, na których nie brakowało krwi i wnętrzności.
Nagle dziewczynka podniosła wzrok i ściągnęła brwi.
— Co się stało, księżniczko? — spytał tata.
Kilkuletnia istotka odłożyła kredki i usiadła wygodniej na kanapie. Nawet Kakuzu uniósł zaciekawiony wzrok znad książki.
— Tato... skąd tak właściwie biorą się dzieci?
Hidan wyszczerzył radośnie zęby, ciesząc się, że w końcu może popisać się wiedzą.
— Wiesz... w tym wszystkim tak naprawdę chodzi o ruchanie! — palnął, by zaraz potem Kakuzu rzucił z całej siły książką w jego głowę. — Za co to?!
— Do reszty zdurniałeś! Małemu dziecku będziesz mówił takie rzeczy? — Mężczyzna był wściekły, lecz gdy tylko popatrzył na przestraszoną dziewczynkę, złagodniał. Podniósł ją delikatnie i poszedł do swojego pokoju po kilka kaset z bajkami edukacyjnymi.
— Dziadku? — zagadnęła zdezorientowana (t.i).
— Już dobrze, kwiatuszku. Nie słuchaj przygłupiego ojca, w tych bajkach jest to ładnie wytłumaczone. Adekwatnie do twojego wieku.

ᴏʙɪᴛᴏ
Mała (t.i) krążyła po pokoju, co chwilę wzdychając. Odkąd w telewizji leciał film na temat powstawania ludzi, a bezpieczniki przepaliły się akurat w najciekawszym momencie, dziewczynka była sfrustrowana i zła na Kakuzu, gdyż to za jego sprawą nie dowiedziała się o robieniu dzieci.
Deidara i Tobi siedzieli na kanapie, obserwując poczynania ich wychowanki.
W końcu stanęła przed nimi, intensywnie wpatrując im się w oczy, jakby chciała przewiercić się przez ich dusze na wylot.
— Zaczynam się bać, un — powiedział cicho Deidara, odsuwając się jak najdalej od Tobiego i (t.i), jednak wzrok dziewczynki skierował się w jego stronę.
— Jak powstają dzieci? — zapytała ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy.
Deidara pisnął, widząc ten przerażający wzrok. Po chwili jednak się uspokoił, usiadł prosto i jak gdyby nigdy nic odpowiedział:
— Skąd mam wiedzieć? Nie jesteś moją córką, więc nie wiem, jak powstałaś. Tak naprawdę, to jesteś ado-
— Adorowana przez nas bardzo, (t.i)-chan — Obito przerwał Deidarze jego wypowiedź. — Spokojnie, Tobi zaraz wszystko wytłumaczy, Tobi wie, skąd biorą się dzieci!
Blondyn posłał swojemu partnerowi wzrok pełen zwątpienia i prychnął na jego słowa, jednak nie odezwał się już więcej.
(t.i) zaciekawiona i zadowolona usiadła obok zamaskowanego mężczyzny, czekając na odpowiedź.
— A więc… Dzieci wychodzą z torby ze słodyczami! To dlatego jesteś taka słodka, (t.i)-chan! — Tobi zaczął lekko ciągnąć ją za policzki, a wybuchowy artysta cicho się zaśmiał.
— Naprawdę? — zapytała zaskoczona dziewczynka.
— Tak! Ty wyszłaś z torby ze słodkimi karmelkami!
— A więc co to penis i do czego się to używa?
Wielka cisza zapanowała w pokoju. Pod maską Tobiego zaczęły spływać krople potu, a Deidara ze zdenerwowania zaczął bawić się gliną.
— Idź do wujka Kakuzu, w końcu to jego wina, że się tego nie dowiedziałaś — powiedział ostatecznie niebieskooki, odwracając wzrok i wpatrując się w najbliższą ścianę.
(t.i) kiwnęła głową i wybiegła z pomieszczenia w poszukiwaniu skarbnika Akatsuki.
— Tobi… - rzucił po cichu blondyn. — Jesteś pewien, że ty też nie potrzebujesz doedukować się w kwestii pewnych rzeczy? — zapytał, jednak po chwili spostrzegł, że zamaskowanego już nie ma. Westchnął i sięgnął po ścierkę, żeby wytrzeć pot z dłoni.

ᴋɪsᴀᴍᴇ
— A wiesz, Hidan-senpai, już wiem, jak się robi dzieci! — oznajmiła zwycięsko (t.i), zachodząc jedzącego płatki Jashinistę od tyłu.
Srebrnowłosy zląkł się trochę, przypominając sobie ostatnie brutalne akty przemocy wykonywane na nim za pomocą zwykłych nożyczek do papieru przez córkę Hoshigakiego, toteż starał się jej unikać i zbywał ją na każdym kroku. Teraz jednak był ciekawy odpowiedzi. Zaśmiał się i spojrzał na nią.
— Więc czego się dowiedziałaś, młoda?
— Tatuś powiedział mi, że kobieta, która chce zajść w ciążę, musi kochać swojego mężczyznę i musi się do niego długo przytulać. Dzięki temu wiem, że do ciebie nie chcę się przytulać. — Dziewczynka rzekła ostatnie zdanie bardzo poważnie. Hidanowi ze śmiechu mleko poleciało nosem. Przez chwilę dławił się, a gdy przestał, znów spojrzał na (t.i).
— A tata powiedział ci, że trzeba przytulać się bez ubrań? — zapytał z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
Po twarzy (t.i) przebiegł wyraz dezorientacji.
— N-nie? — wymamrotała po chwili.
— No bo tak naprawdę w tym wszystkim chodzi o ruchanie, czekaj, już ci tłumaczę, młoda! — Hidan powiedział z zapałem i zaczął wszystko dokładnie obrazować dziewczynce. Z każdą sekundą stawała się ona coraz bardziej zdegustowana. Kiedy skończył, czuł satysfakcję z tego, co zrobił. Wiedział, że (t.i) sama będzie go unikać w najbliższym czasie, a on nie będzie musiał już chować nożyczek.
Wyszła z pokoju, nie dowierzając w to, że jej ojciec tak perfidnie ją okłamał. Kiedy spotkała go na jednym z korytarzy bazy Akatsuki, wycelowała w niego palcem, a jej groźny wzrok spoczął na jego twarzy.
— Jak mogłeś zrobić coś tak obrzydliwego! To jest nieludzkie! Hidan mi wszystko powiedział! — krzyknęła i pobiegła do swojego pokoju. Zdezorientowany Kisame natomiast ruszył do pokoju Jashinisty, gdzie dowiedział się, że srebrnowłosy wyjawił jego córce wszystkie techniki stosunku analnego, bdsm i w pakiecie dorzucił kilka dziwnych fetyszy.
Mury bazy Akatsuki zatrzęsły się, kiedy omdlały Kisame runął na ziemię.

ᴋᴀᴋᴜᴢᴜ
— Tato, czy dzieci się kupuje?
Kakuzu przerwał liczenie pieniędzy.  Chwilę zastanowił się nad pytaniem, po czym spojrzał na swoją córkę.
— Między innymi. Wszystko da się kupić. Czemu pytasz?
— Bo nie wiem, skąd się biorą — powiedziała, biorąc jeden z banknotów do ręki. — Między innymi? To skąd się je jeszcze bierze?
— Jakkolwiek obrzydliwie by to nie zabrzmiało, z brzucha kobiety. — Kakuzu wiedział, że w końcu kiedyś trzeba będzie poruszyć temat rozmnażania i tego typu rzeczy. Sama Konan ostrzegała go przed tym kilka dni wcześniej, mówiąc, że gdyby zaszła taka potrzeba, mogłaby to wytłumaczyć jakoś małej (t.i), ale Kakuzu, choć wdzięczny, odmówił, czując, że to jego rodzicielski obowiązek wprowadzić dziewczynkę w świat dorosłych. Teraz jednak cała pewność siebie go opuściła. Zaczął formować jakieś logiczne zdania w głowie, ale kiedy chciał powiedzieć je na głos, ich sens nagle uciekał, a sam Kakuzu patrzył się jak głupi w oczy córki.
— Ale… Jak ono stamtąd wychodzi? — zapytała, totalnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Kakuzu podziękował w głębi duszy, że nie zapytała o przebieg zapładniania.
— A więc… no wiesz… — Ojciec dziewczynki zapowietrzył się, znów rzucając głupie spojrzenia w stronę (t.i)
— Tato… Czy kobieta wysikuje dziecko? — Po jej twarzy przebiegł wyraz przerażenia. Kakuzu już miał potwierdzić, że poród przebiega jakoś w tym stylu, gdy dziewczynka zaczęła się trząść.
— Tato, to znaczy, że ja kiedyś będę musiała wysikać dziecko?! Proszę, powiedz, że nie. Uratuj mnie! — zaczęła głośno krzyczeć i skakać w miejscu. Mężczyzna złapał się za nasadę nosa, czując, że ten dzień go wykończy.
— Jeżeli będziesz z Sasorim, to nie dość, że go sprzedasz i będziesz mieć z tego pieniądze, to jeszcze nie będziesz mieć dzieci. A teraz idź męczyć Sasoriego, może się zgodzi — rzekł zrezygnowany i patrzył w stronę córki, która natychmiast popędziła do pracowni Akasuny. Przez chwile czuł współczucie względem mistrza marionetek, jednak szybko wrócił do pracy, zapominając o rozmowie, która przed chwilą miała miejsce.

sᴀsᴏʀɪ
Akasuna pracował nad kolejną marionetką, którą miał zamiar wcielić do swojej kolekcji, a (t.i) chętnie pomagała mu w tej pracy. Przynosiła różne narzędzia, części czy małe śrubki, a Sasori za każdym razem w podziękowaniu kiwał głową. W wolnym czasie dziewczynka usiadła na taborecie umiejscowionym przy stole, na której spoczywała nieskończona marionetka.
— Czemu ty jesteś drewniany, a ja nie? — zapytała, wpatrując się w małe wiórki drewna spadające na podłogę.
Sasori sam nie miał ochoty poruszać tego tematu przy swojej córce. Mimo tego, iż nie był jej biologicznym ojcem, czuł, że naprawdę stanowią rodzinę, dlatego nie chciał głosić przy niej swoich racji, na temat tego, że ludzkie ciało jest niczym w porównaniu z jego sztuką, ponieważ nie chciał jej w ten sposób urazić.
— Nie chcę rozmawiać na ten temat — rzucił chłodno, nawet nie spoglądając w jej stronę. Mimo tego, (t.i) nie obraziła się; przyzwyczaiła się do tego, że jej ojciec jest dosyć zimny w obyciu.
— A czy wcześniej byłeś taki sam jak ja? — spytała spokojnie.
— Tak, byłem człowiekiem — odpowiedział, ciesząc się, że jego malutka kluseczka nie zezłościła się na szorstki ton odpowiedzi. Był dumny z tego, że tak szanuje i rozumie swojego tatusia.
— Dobrze… Skoro przeszliśmy przez wstępne pytania… Jak się robi dzieci?
Sasori ze zdziwienia wypuścił dopiero co zrobioną rękę marionetki. Zapowiadało się na bardzo nostalgiczną rozmowę o przekonaniach i przeszłości czerwonowłosego, więc Akasuna prawie dostał zawału serca, gdy usłyszał to nieręczne pytanie wyjęte z kontekstu. Gdyby nie był drewniany, pewnie by się zarumienił. Szybko jednak się opanował, a na jego twarzy znów pojawił się wyraz obojętności.
— Nigdy nie robiłem dzieci, trudno mi to wyjaśnić. Wiem jednak, że potrzebna jest do tego miłość. W końcu ja z niej zostałem zrobiony. Myślę, że twoi prawdziwi rodzice też się kochali.
— Mimo wszystko raczej nie kochali mnie, skoro mnie porzucili. — Sasori nie wiedział za bardzo, co ma powiedzieć. Nie był dobry w pocieszaniu, ale czuł, że jakoś musi zareagować. W końcu przed nim siedziała jedyna istota, którą kochał.
Niepewnie pogłaskał ją po policzku. Nie chciał dopuścić do tego, żeby tak jak on, znalazła pocieszenie w fantomowych podobiznach swoich rodziców, chociaż… on przynajmniej wiedział, jak oni wyglądali. Mimo wszystko rozmowa wróciła na swój nostalgiczny tor, niestety mistrz marionetek nie był w stanie wypowiedzieć tych dwóch słów, które czuł w swoim sercu od chwili zobaczenia małej istotki.
— Kocham cię. — Zamiast niego powiedziała to ona, uśmiechając się. Sasori również spróbował się uśmiechnąć, ale domyślał się, że jemu nie wyszło to tak uroczo jak jej. — Jesteś moim jedynym, najukochańszym tatą — powiedziała, po czym go przytuliła.
— A tak naprawdę, to w tym wszystkim chodzi o ruchanie — powiedział Hidan, który nagle wszedł do pracowni Akasuny, przerywając uroczą, pełną miłości rodzicielskiej chwilę.

mała prośba: miejcie choć trochę szacunku i nie prowadźcie prywatnych rozmów/oderwanych tematem od pracy pod rozdziałami, bo taki spam kilkudziesięciu wziętych z dupy komentarzy strasznie wkurwia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro