Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆꧁✬◦°˚°◦. օ քɨɛʀաֆʐʏƈɦ ӄʀօӄǟƈɦ ա ֆȶʀօռę քօʀօʐʊʍɨɛռɨǟ .◦°˚°◦✬꧂☆

Obydwoje w ciszy dostali się do noclegu u nie jakiej panny Stawskiej, której żaden z nich nie zastał, a co było im na rękę. Gdy dostali się na strych, gdzie mieli spać wiedzieli, że kobieta nie śpi i wyczekiwała ich powrotu. W ciszy było słychać każdy szmer i nawet to jak przekręca kluczyk w zamku. Odczekali moment, gdy na dole się zrobi całkowicie cicho, nim ponownie poruszą temat, który rozpoczęli po Zakusańcu. Wypalone napisy nadal widniały na ich przedramionach, a ból przemienił się w pieczenie, które nie dawało o sobie zapomnieć. 

To był łatwy sposób, aby Kai miał udowodnić swoją rację, ale nie chciał robić tego tak blisko wioski. W końcu jako najemnik miał poukrywane wiele broni pod ubraniem i nawet jeśli osoba postronna nie wiedziała o technice ukrywania sztyletów to z pewnością wzbudziłoby to jej podejrzenia. Przecież tylko najemnicy mają schowane tyle broni. 

Co prawda nie miał na sobie swojego munduru, w którym potrafił więcej ukryć niż w przeciętnym ubraniu to i tak wolał pokazać się Cole'owi wśród czterech ścian niż jeżeli stać pół nagi obok lasu koło bruneta. To się samemu prosi o kłopoty, a w tym miejscu o nie naprawdę nietrudno. 

I kiedy w końcu zrobiło się cicho, Kai wstał z niskiego łóżka i podszedł bliżej Cole'a, który na jego ruchy samemu się podniósł z posłania. Strych, w którym się znajdowali był ciasny i duszny z niewielkimi oknami, które otworzyli na oścież, by więcej świeżego powietrza mogła wejść do środka. Rozświetlili sobie pokój własnymi lampionami. Innego źródła światła tutaj nie było. Na lepsze warunki nie mogli liczyć, a i tak zawsze to było lepsze niż spanie pod gołym niebem obok upirów, czyhających na twoje życie. 

Cole nie spuszczał z oka szatyna. Czujnie obserwował jego nawet najdrobniejsze ruchy, a sam Kai starał się go nie irytować i spokojnie wszystko mówić. Atmosfera była i tak już gęsta i napięta do granic możliwości. Miał wrażenie, że jeden nie taki ruch, a brunet zrobi coś czego sam nie będzie się spodziewać. Miał zaciśnięte tak bardzo palce, że pobielały mu gnicie. Chodził nerwowo i niespokojnie. 

-Udowodnię ci - szepnął, biorąc rąbek koszuli między palce - Nie zabiłem nikogo od ciebie

Ściągnął długą koszulę jednym sprawnym ruchem i rzucił ją na łóżko. Pod spodem miał czarny, przylegający bezrękawnik sięgający mu aż po samą siłę. Pod nim rysowały się wyćwiczone przez lata mięśnie, które idealnie przebijały przez materiał. Cole przejechał po nich wzrokiem, kończąc swój obchód na oczach Kai'a, który skupiał się na dalszym rozbieraniu. Łowca zagryzł z nerwów wargę. Miejsce tatuażu pozostało nadal zakryte, a jemu już serce w klatce obijało się o zebra nie mając miejsce na nerwowe bicie. 

Przez pierś Kai'a znajdował się skórzany pasek, na którym znajdowały się trzy krótkie sztylety. Jeden idealnie w miejsce bijącego organu. Różnił się od pozostałych, był mniejszy i o wiele bardziej starszy. Na jednym z przedramieniu również był skórzany pasek, a na nim nieco dłuższe ostrze przyczepione za pomocą mniejszych pasków. Wszystko to zabrał z siebie i położył delikatne na podłogę. 

Szatyn zaczął ściągać podkoszulek, ale z perspektywy Cole'a trwało to jak w zwolnionym tempie. Z każda chwilą ukazywało się coraz więcej skóry, a on śledził jak czerń ustępuje oliwkowej karnacji. Więcej dobrze zbudowanych mięsi się pokazywało i może w innych okolicznościach, brunet rzuciłby komentarzem na ich temat. Może bardziej skupiłby się na nich, ale teraz jedynie o czym potrafił myśleć to o tym, że zaraz przekona się prawdy. Zobaczy na własne oczy czy łowca mówi prawdę. 

A jeśli nie? To co zrobi Kai? Rzuci się na niego i powali jak tamtego dnia. Dokończy to co zaczął? 

A on sam co zrobi? Czy poprawił się i udoskonalił swoje umiejętności na tyle, by wygrać?

Ale nie musiał odpowiadać sobie na te pytania, ponieważ właśnie Kai rzucił z siebie ubranie i stanął przed nim, tak jak on chciał. Miejsce, gdzie morderca miał swój tatuaż nie znalazł u Kai'a. Było puste, normalne. 

Przestał zagryzać wargę i poczuł smak szkarłatu, który zmielił w ustach. Palce uwolnił od zacisku i drżącymi ruchami zbliżył się do milczącego szatyna, który ze spokojem czekał na jego dalsze ruchy. Kiedy znalazł się naprzeciw niego tak blisko, że poczuł jego ciepło, nieśmiało dotknął palcami skóry pod obojczykiem. Po chwili nabrał śmiałości na tyle, by przejechać miejsce całą dłonią, doszukując się nieścisłości. Chciał mieć pewność, że to co widzi jest prawdziwe.

I było. Nie widział niczego co mogłoby wzbudzić w nim podejrzeń. Oczy za szczypały go i pomyślał, że to jego oczy zaszkliły się, ale gdy drugą ręką przetarł oczy nie poczuł niczego mokrego, a to uczucie momentalnie znikło. Nie chciało mu się przecież płakać. Był zdumiony, a jego umysł jednocześnie pusty i zafascynowany tym, co widział. 

Tęczówkami prześledził po raz kolejny odsłonięte ciało Kai'a, zauważając przy tym ile posiadał blizn i jakie było piękne. Było smuklejsze od jego własnego, ale nadal prezentowało się silnie. 

W końcu natknął się na jego oczy, które spoglądały na niego znad uniesionej głowy. Cole był od niego wyższy i jak to bardzo irytowało Kai'a. Za każdym razem, a w tym momencie jakoś szczególnej mu to dokuczało, bo w takich sytuacjach jak ta, gdy napięcie było innego rodzaju niż na początku, nie nerwowe, wolał górować w każdych aspektach. 

W przeciwieństwie do Cole'a, które emocje malowały się na jego twarzy, on miał nieodgadnione oblicze. Może dlatego, że kontrolował się ze wszystkich sił, by nie zrobić czegoś głupiego i niczego nie ukazać. Głupiego z perspektywy innych, a dla niego byłoby to nieodpowiedzialne w kontekście późniejszych dni. Brookstone wygląda mu na taką osobę, która mogłaby się spalić ze wstydu, a następnie owinąć się w kokon zawstydzenia. Byłoby mu się trudno przez to przebić. 

Dlatego dla niego byłoby to brak odpowiedzialności, a nie głupoty. 

Bo czymże jest chęć pocałowania drugiej osoby, gdy ta patrzy na ciebie z taką fascynacją? To głupota? Czy głupotą jest niemożność kontrolowania się, by nie rzucić się na tego chłopaka o tak pięknych rysach i pragnienie ujrzenia go choć w połowie rozebranego jak on sam stoi przed nim?

Głupotą może być nieposzanowanie zdania drugiej osoby, gdy mowa o takich tematach, ale Kai widzi to spojrzenie Cole'a pełne zaintrygowania. Czuję jak jego dłoń dotyka jego mięśni w delikatny sposób, jakby był z porcelany. Jego palce są chłodniejsze od jego skóry przez, którą przechodzą dreszcze. I wzdycha cicho, przymykając oczy, gdy przypadkowo przejeżdża po jego sutku. Przypadek albo nie przypadek. Łowca ciągle nie spuszcza jego jasnych tęczówek z oczy. 

Czy Zakusańiec wydobył z nich to co zawsze było pod warstwą wrogości i nieufności? Te uczucia są nowe czy może w końcu wyszły na światło dzienne?

Gdy otwiera ponowie oczy i natrafia na te spojrzenie, w które w tak krótkim momencie stało się bardziej pożądliwe jego, chcę o coś zapytać, ale Cole go uprzedza. 

-A więc to nie ty - mówi tak cicho, ledwie słyszalnie. Kai dosłyszał słowa tylko dlatego, że znalazł się obok niego bardzo blisko. 

-Nie ja - szepcze - Nie zrobiłbym czegoś takiego 

Po tych słowach Cole ucieka wzorkiem, spuszcza głowę i wstępuje w niego coś tak smutnego, że udzieliło się nawet szatynowi. Zabiera dłoń i zagryza wargę. Już nie tak mocno, jak chwilę temu, ale czuję mocniejsze pieczenie, kiedy dotyka ją zębami. 

-Ja... - zaczyna niepewnie - Cieszę się, że to jednak nie ty 

-Ja też - posyła mu delikatny uśmiech na otuchy.

I faktycznie tak było. Cieszył się, ale z drugiej strony czuł zawód. Kolejny raz pudło. Jego umysł zalał go salwą czarnych myśli, naśmiewających się jakim jest nieudacznikiem i jak bardzo słaby. Znowu się nie udało. Kolejna porażka. Po prostu chciałby żeby coś mu wyszło. Chciałby zapewnić sobie i jego rodzicom spokój, a na razie nic go nie przybliża do prawdy. Teraz to dopiero ma ochotę się rozpłakać, choć wie, że łzy nic nie dadzą. Testował to wiele razy, by wiedzieć takie rzeczy. Czuję się jednocześnie źle i ulgę. Ulgę, bo Kai jest wolny od podejrzeń. Nie jest potworem. Może mu zaufać. 

Potrzebuje się uspokoić. Na nowo odzyskać kontrolę nad własnymi myślami i zatrzymać potok tych czarnych, nieprzyjemnych rozmyślań. 

Czasami się nie rozumie. 

Czasami? Każdego dnia przecież 

-Ja muszę wyjść - oznajmia z niepokojem, kierując się do drzwi - Tylko na chwilę

-Teraz? - dziwi się Kai, a w jego głosie pobrzmiewa nuta przerażenia, która jest nie jasna dla drugiego, ale nie ma czasu zastanowić się jej dłużej. Potrzebuję zaczerpnąć świeżego powietrza, odejść od tej duszącej atmosfery i od ciepła szatyna, które zaczęło go wręcz dusić. Echo niedawnej atmosfery nadal obija się w jego głowie, mieszając się z jego innymi myślami, tworząc tak wielki chaos, że nie potrafi się uczepić żadnej myśli na dłużej. Wszystkie gnają coraz szybciej. 

Kiwa głową. 

-Na chwilę - rzuca szybko, nie przestając kierować się w stronę wyjścia. Po cicho się ulotni i wróci. Wróci tak jak zawsze i wróci ta spokojna stabilność, której tak usilnie potrzebuje. 

-Czekaj

Kai chwyta go za rękę stanowczym ruchem, a Cole obraca się do niego i widzi, jak szatyn jest zmartwiony o niego i przerażony jego wyjściem. Teraz to totalnie się pogubił się w tym wszystkim. Czuje ciepło jego palców na swoich chłodnych. W ten sam sposób dotykał go po klatce piersiowej, czując ten kontrast między nimi.

-Nie wychodź teraz. Nie w tym miejscu 

-Dam sobie radę - oznajmia ostrzej niż jeżeli chciał. Chce wyrwać się z uścisku, ale trzyma go mocno - Zaznaczę, że to ja dbałem o nasze bezpieczeństwo w lesie, gdy ty tylko się przyglądałeś 

-Byłeś kiedyś w Trikutniku? - pyta niespodziewanie.

-Nie było okazji - odparł chłodno - Odkąd się przeprowadziłem do Vienawy to pracuję tam wokół okolic 

-Trikutnik to stałe miejsce - tutaj ścisza głos - Dla naszej jednostki. Nie raz byłem w tym regionie. Można by rzecz, że moja co trzecia misja jest tutaj. Znam ten teren jak własną kieszeń i mam powody, by nie wypuszczać cię stąd samego w nocy, zwłaszcza, gdy jeszcze na nasz polują - brunet nie patrzy na niego. Wzrok ma opuszczony, a wargę zagryzioną z nerwów. Przetwarza z wolna jego słowa - Może i ta wioska jest bezpieczniejsza od pozostałych. W końcu to przedsionek tego regiony, ale uwierz mi nie chcesz wpaść na zatargi drużyniaków 

-Na pewno musiałeś coś zauważyć - dodaje po długiej chwili ciszy - Nie chce zostać sam - mówi ostatnie zdanie niemal bezgłośnie.

Łowca wypuszcza powietrze z ust bardzo powoli. Przymyka oczy i znowu nabiera powietrza do ust. Można, by rzecz, że to tylko mu pomogło w jednym procencie. Słowa Kai'a są racjonalne i sensowne. Zachował trzeźwy umysł. Choć nie powiedział tego wprost to pod warstwą tego wszystkiego, czai się niewypowiedziane ,,martwię się o ciebie". Co jest tak niepodobne do niego i do tego czym jest, a może czym była ich relacja? Trudno jest mu określić jasno swoje uczucie. Ma mętlik na każdej płaszczyźnie. 

Kai również się nie poznaje i nie chce rozwijać tych myśli, które kotłują mu się w głowie. Nie powinien rozwijać tak tej relacji. Powinien trzymać na dystans i tylko nauczyć się z nim współpracować. Słyszy echo ostrzeżeń Lloyda, ale tak łatwo przychodzi mu zignorowanie ich, kiedy czuje tak silny magnes do Cole'a. Ma wrażenie, że nie jest to jednostronne.

-Okej - odzywa się w końcu łowca, zmęczonym cichym głosem - Nigdzie nie pójdę 

-Dziękuję - wzdycha z ulgą. 


☆꧁✬◦°˚°◦. .◦°˚°◦✬꧂☆


Nie odzywali się choćby słowem do siebie, kiedy szykowali się do snu. Obydwoje ulokowali się w swoich łóżkach, obracając się do siebie plecami. Strych był na tyle niezbyt dużych rozmiarów, że gdy kładli się twarzami zwróconymi do siebie, dostrzegali swoje oblicza doskonale. Światło księżyca wpadające przez otwarte okno, nie ułatwiało sprawę. Dlatego szybko odwrócili się na drugą stronę. 

Cole odczekał aż Kai zaśnie, samemu nie mogąc zrobić tego samego. Tylko czekał na to aż zostanie sam, bo znał siebie na tyle, by wiedzieć, że może leżeć tak przez całą noc, a i tak nie zmruży oka. Nie miał w planach nocnych podróży. Ostatnim razem dla niego nie skończyła się dobrze, gdy przypomniał sobie incydent z topielcami. Prośba najemnika wpłynęła na niego również, by nie ruszał się ze strychu. Pomimo upłyniętego czasu, ciągle czuł zdenerwowanie i nie potrafił się uspokoić na tyle, by zasnąć. Dlatego czekał, by sięgnąć po coś, co jego zaprzyjaźniona szeptucha, Vania mu dała. 

Kiedyś musiał używać tego non stop, teraz tylko w kryzysowych chwilach, gdy nie potrafił ogarnąć samego siebie bez wspomagaczy. Nie lubił się z tym pokazywać, ani mówić o tym. Miał wrażenie, że odkrywał swoją słabość, a ludzie zaczną myśleć, że jest uzależniony od ziół. Gorzej, gdyby pomyśleli, że jest to haszysz, kokaina czy innego typu substancje. Nie czuł się komfortowo z tym, by palić to przy innych. Może i wyglądało to jak zwykłe papierosy, ale zapach jaki się z tego wydobywał nie przypominał ich. Kiedy byli jeszcze całą grupą zdarzyło mu się zapalić, ale było to o tyle łatwe, że nikt aż tak bardzo nie skupiał na niego swoją uwagę. 

A skoro nie mógł wyjść to postanowił zapalić przy otwartym oknie. Jeden taki pseudo papieros wystarczał, by ukoić jego nerwy całkowicie. Pewnie, wypalałaby codziennie po kilka, gdyby nie zalecenia od Vani, by nie przesadzał i używał ich, gdy naprawdę ich potrzebował. Mówiła coś, że odbije się do na jego zdrowiu, że zawiera kilka gramów tabaki, a z nią lepiej nie przesadzać. Kiedyś faktycznie wykorzystywał ich naprawdę dużo, ale teraz starał się słuchać jej zaleceń. W końcu ona się zna na takich rzeczach, a nie on. 

Stał tak, opierając się o framugę okna i patrząc na rozgwieżdżone niebo. Noc była chłodna, ale nie na tyle, by dygotać z zimna. Nie wiedział ile upłynęło czasu, ale jego siedmiocentymetrowy niby papieros zdążył się w połowie wypalić. 

-Co ty robisz? - zapytał go Kai, tak bardzo niespodziewanie, że wzdrygnął się ze strachu, a następnie jego wspomagacz wyleciał mu z palców. Próbował go jeszcze złapać, ale nieudolnie. Wychylił się jeszcze bardziej zza okno, by zobaczyć jak szybuje pomiędzy krzaki. Westchnął ciężko. Przecież były one na wagę złota. Nigdzie indziej ich nie dostanie, bo Vania robiła dla niego określoną dawkę. 

-Błagam cię nie strasz mnie tak - szepnął dosyć głośno, jak na szept. Nie chciał mówić głośniej, mógłby obudzić właścicieli domostwa na dole. O ile jacyś jeszcze byli oprócz kobiety, z którą rozmawiał, gdy załatwiał nocleg - Myślałem, że wyzionę ducha - westchnął ciężko, opierając się  plecami o framugę okna. 

Szatyn stał naprzeciwko niego z zaspanym wzrokiem i rozwalonymi włosami na wszystkie strony świata. Nie słyszał nawet jak ten podchodzi do niego, a był naprawdę blisko. Ach ta umiejętność cichego chodzenia przez najemników. 

Przetarł oczy i ziewnął przeciągle nim zdobył się na odpowiedź. 

-Mam dosyć lekki sen, a obudził mnie zapach - odparł spokojnie i cicho. Zeskanował sylwetkę Cole'a, nawet nie ukrywając się z tym, że to robi. Pod jego spojrzeniem brunet poczuł się nieswojo, bo nie wiedział czego właściwie szatyn szuka albo dlaczego tak przenikliwie się na niego patrzy - Czy ty paliłeś?

-Eeeee.... - mógłby powiedzieć, że to były papierosy, ale przecież Kai nie jest na tyle głupi, by uwierzyć, że był to ten sam zapach. Nawet, będąc zaspany jest dosyć racjonalny i potrafi szybko przetwarzać. Zastanawiał się też czy cokolwiek mu mówić. Może najprościej będzie go po prostu zbyć.

Sam też za bardzo nie wiedział jak nazwać to coś co palił. Używka? Przecież nie zaliczała się pod kategorię papierosów, kawy, herbaty czy narkotyków. Chociaż z drugiej strony zawierała tabakę, która należy do używek, ale nie jest jej przesadnie dużo. Głównie to co palił to była mieszanka ziół: melisy, aszwagandy, lawendy, rumianku oraz waleri. Dlatego często mówił na to ,,wspomagacz" lub zioła.

-A co? - burknął. 

-W sensie no nic - wzruszył ramionami i przekrzywił głowę na drugi bok. Przymknął kilka razy oczy. Był naprawdę śpiący, a mimo to wstał, by sprawdzić co z nim - Po prostu nigdy nie czułem czegoś takiego, więc mój paranoiczny umysł pomyślał, że to coś niebezpieczeństwo. Raczej to nie były cygaretki, cygara czy papierosy, bo ich znam zapach bardzo dobrze.... - zamyślił się - Czy to było zioło?

-Zioła - poprawił go szybko, czując jak powoli narasta w nim zdenerwowanie. A cholera przecież dopiero co się uspokoił. Kai coś za łatwo zaczął na niego działać w ostatnim czasie. No na początku działał też na niego, ale w sposób negatywny, a nie taki, że zaczął się martwić, co ten pomyśli o nim - Takie tam 

-Hm....W porządku?

Te słowa sprawiły, że jego serce zabiło mocniej. 

-Tak - odrzekł po chwili, czując nagle takie dziwne zdenerwowanie. Takie inne niż dotąd, będące na całkowicie innej płaszczyźnie - Zaraz pójdę spać 

-Z samego rana spadam stąd - poinformował go ziewając przeciągle - Im szybciej trafimy do Prudnika i znajdziemy resztę oraz złodziejów tym lepiej dla nas - skierował się z powrotem do łóżka - Dobranoc 

-Dobranoc - powiedział cicho, odprowadzając wzrokiem szatyna do posłania, a następnie przekierował swoje spojrzenie na niebo pełne gwiazd.



Kącik ciekawostkowy:

Zamiast używać słów mafia i gang postanowiłam użyć słowa ,,drużyniacy", ponieważ bardziej pasuje mi to określenie do tego świata, które stworzyłam niż jeżeli te. Gdyby akcja działa się we Włoszech lub w USA to pozwoliłabym sobie na to, a tak to gryzie mnie jakoś xd

Drużyna - za czasów Mieszka I siła zbrojna, składająca się z mężczyzn 

A drużyniacy myślałam, że pochodzą od tego słowa, ale jak wpisuje to wyskakują mi informacje związane z Piłsudzkim 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro