☆꧁✬◦°˚°◦. օ ɮóʟʊ, ӄȶóʀʏ ʝɛֆȶ ʝǟӄ śաɨɛżǟ ʀǟռǟ .◦°˚°◦✬꧂☆
8 lat temu, tydzień po śmierci rodziców Cole'a
Na dworze było ponuro, a szare chmury zawisły na niebie, zwiastując deszcz. Wraz z nadejściem listopada, nastąpiło znaczne obniżenie temperatury. Jeszcze w październiku było dosyć ciepło, jak na jesienną pogodę, a teraz nie przyjemnie siedziało się na dworze. Liście opadły z drzew, a już wkrótce śnieg miał przykryć całą okolicę.
A mimo tej pogody Cole siedział na trawie wpatrzony w przesuwające się po niebie chmury. Znajdował się praktycznie po środku niczego, pośród krótkich traw i sporadycznych starych sosen. Pod żadną z nich nie leżał, wybrał miejsce z dala od nich, jak i od ścieżki, prowadzącej do wysokich gór. Ich wysokie szczyty nikły w gęstej mgle, jaka tam zawisła. Gdzieś tam w oddali malowała się całkiem dużych rozmiarów wioska. Dym unosił się nad każdym z domów, oprócz jego. Samotność zamieszkała w nim.
Leżał tak, z rękami za głową i nie myślał o niczym konkretnie. Nawet starał się odpędzać każdą możliwą myśl, bo każda przynosiła tylko więcej smutku. Już i tak czuł wszech obecną melancholię, i tą nie moc do zrobienia czegokolwiek. I tak nie wiedział, co miał dalej zrobić ze sobą. Przyszłość rozpadła mu się jak domek z kart i nie wiedział, jak poskładać ją na nowo. A powinien wziąć się w garść, ruszyć do przodu i zając się bieżącymi sprawami. Ma szansę wcześniej zostać łowcą, wystarczy tylko, że zda co trzeba, pokaże się z jak najlepszej strony i pokona każdego upira bez żadnych problemów.
Stracił zapał do tego. Już nie ekscytuje go ta myśl, jak kiedyś.
Czuje się pusto.
Próbuje sobie przypomnieć jakie to uczucie, kiedy czuł się dobrze, kiedy czerpał z jakiejś rzeczy tak dużą radość. Chce wyciągnąć z takiego wspomnienia całą energię i przelać ponownie w siebie. Chce, by to wspomnienia na nowo go wypełniło.
Pierwsze co przychodzi mu do głowy to jego urodziny, które przypadają na święto zmarłych. Uważał, że lepiej nie mógł trafić, świętując własne narodziny z minionymi duszami. Jeśli organizował imprezę, jak w tym przypadku to z nocy 30 na 31 października. Jednak nadal to było święto i trzeba było na następny dzień zając się przygotowaniami.
Świetnie się wtedy bawił, do białego rana i miał zostać na noc u Jay'a, który mieszkał bliżej niż imprezy. Zmienił plany, gdy dowiedział się, że jego mamie w końcu udało się zajść w ciąże. A było to przypadkowe i sam nie miał wtedy wiedzieć, ale usłyszał rozmowę dwóch kobiet, które gadały na ten temat z zapałem.
Dlatego pobiegł do domu od razu, nie mogą wytrzymać czekania kolejnych godzin, aby pogratulować swojej mamie. Próbowali go zatrzymać. Mówili, że na dworze o tej porze może być niebezpiecznie, a wiadomość poczeka. Było jeszcze ciemno, gwiazdy świeciły na niebie, ale on nie chciał czekać. Był zbyt szczęśliwy i to dodawało mu sił po długiej nocy zabaw. Nawet nie miał za złe tych kobietom, że dowiedział się od nich, a nie od swoich rodziców. Sami przyznali, że jego mama dowiedziała się raptem wczoraj i chciała poczekać aż on wróci z swojej imprezy urodzinowej. Gdyby powiedzieli mu od razu, jego impreza skończyłaby się szybciej niż by zaczęła, bo nie dałby rady odstępować swojej mamy na krok.
Jego rodzice od lat starali się o drugie dziecko, sam on przyszedł na świat z wielkim trudem. Jego mama miała problem z utrzymaniem ciąż czy donoszeniem żywego dziecka. Każda nieudana ciąża niszczyła jej zdrowie, ale ona nie chciała się poddać. Nawet pomimo próśb ojca czy jego samego. Przez to stała się bardzo słaba i łatwo łapała jakąkolwiek infekcje. Przeprowadzili się specjalnie z dala od miast, by czyste górskie powietrze pomogło jej dla zdrowia. Sama ona musiała nawet zrezygnować z bycia łowcom, bo nie dawała rady już na misjach. To ona głównie spędzała czas z synem, kiedy mąż wyruszał na walkę z demonami, dlatego zawiązała się pomiędzy nimi szczególnie silna więź. Nauczył się od swojej mamy tak wiele. Miała do niego wiele cierpliwości w przeciwieństwie do ojca, który szybko się denerwował, gdy Cole nie potrafił się czegoś nauczyć od razu.
Jej szczęście było szczęściem dla Cole'a. Potrzebował zobaczyć je na jej pięknej twarzy.
Nie potrafił być cierpliwy w takim momencie, jak i jego ojciec. Dlatego pędził na koniu, każąc mu dawać z siebie wszystko. Nic mu nie przeszkodziło w tym. Droga upłynęła mu bezpiecznie. Czerń z nieba powoli ustępowała jasności, gwiazdy znikały. Dochodziła powoli siódma, więc istniała szansa, że mogą być na nogach i nie będzie musiał ich budzić.
Nie byli na nogach.
Byli martwi.
Poczuł tak silny ból w sercu, że musiał się aż złapać za pierś. Skrzywił się i syknął z tego powodu.
Każde wspomnienie straciło kolory. Wyblakło.
A to miał być tak radosny czas.
W ten ktoś zawisa nad nim, uśmiechając się delikatnie w jego stronę.
To Jayson.
W przeciwieństwie do Cole'a, który miał na sobie tylko białą koszulę z falbankami na piersi i cienką, jesienną narzutę w kolorze czerni, Jay był ubrany o wiele adekwatniej do pogody. Miał pod samy nos zawiązany biały szalik w kratkę i długi, gruby płaszcz.
Na jego widok on sam się uśmiechnął, choć trochę.
-Przeziębisz się - oznajmił na przywitanie.
Ściągnął swój szalik i rzucił mu na twarz, przysłaniając mu wszelką widoczność. Kiedy zabrał go z swojej twarzy, zobaczył, że chłopak położył się na boku obok niego.
-No na co czekasz? - prycha delikatnym śmiechem - Ubieraj go - dotyka jego dłoni, a następnie szybko zabiera swoją dłoń jak oparzony - O bogowie jaka zimna! Ile tu już siedzisz?
Dziwne, nie czuje tego chłodu ani nie wie ile tu już tak leży.
-Nie wiem...
Podnosi się, ale tylko po to, aby opatulić się szalikiem wokół szyi. Ponownie kładzie się. Tylko tym razem, tak, aby być zwróconym w stronę Jayson'a.
-Może pójdziemy do ciebie? - proponuje - Tu taki ziąb, że na pewno złapiesz coś
-Za chwile, może... - odparł niechętny na ten pomysł.
Nie chce tam wracać. Ciągle się boi, że zobaczy krew na podłodze i ciała. Zostały zabrane, to jasne, ale nikt nie zabrał tego widoku mu z wspomnień. Są tam, czają się i wychodzą kiedy chcą.
-Dobra - posyła mu znowu uśmiech na pocieszenie. Ponownie uśmiecha się na ten widok.
Siedzą teraz w ciszy, ale nie dlatego, że żadne z nich nie wie co powiedzieć. Jay mógłby znaleźć sto tysięcy i jeden tematów do gadania. On zwyczajnie wie, że Cole nie jest w stanie rozmawiać na żaden z nich. Po prostu potrzebuje jego, więc i on jest.
Do póki będzie mógł to będzie.
A czas się już kończy.
Cole uwielbia jego obecność, znają się już tak długo. Cieszy się zawsze, gdy jest obok, jest to taka dziwna radość w duszy, gdy widzisz kogoś ci tak bliskiego. I pomimo, że nie robicie nic specjalnego to każda mijająca sekunda, jest tak cenna i warta przechowania. Uwielbiał w nim tonę rzeczy i znał każdą rysę jego twarzy, zmieniającą się na przestrzeni lat. Teraz miał mniej piegów niż za dzieciaka, a jego włosy nie kręciły się tak wściekle jak wtedy. Były nadal krótkie i bujne. Samotny kosmyk opadł mu na oczy. Zabrał go i założył za ucho. Jay na to się roześmiał.
Błękit jego oczu był piękny.
I dlatego, że znają się już tyle lat wiedział, że coś trapiło jego przyjaciela.
-Co jest? - pyta od razu.
-Jak co, co jest - próbuje go zbyć.
-Jesteś tak...
-Jak powiesz milczący to-
-Zdenerwowany - dokańcza spokojnie.
-Po czym ty to niby stwierdzasz?
-Nie patrzysz mi w oczy - wzrusza ramionami - Dlatego wiem, że to chodzi coś o mnie
-Przeraża mnie to jak potrafisz mnie rozgryźć - śmieje się głucho. Podnosi się do siadu z jedną nogą zgiętą i zaczyna skubać trawę. Cole idzie w jego ślady, siada na przeciw niego i przechyla głowę, próbując go jeszcze bardziej rozgryźć. Niestety nie czyta mu w myślach - Faktycznie coś jest
-No to mów - odparł - Mówiłeś mi o gorszych rzeczach niż to. Jak na przykład o tym, że dzieciarnia ukradła ci buty
-Ej! - odwraca się w jego stronę, rzucając mu spojrzenie spod byka - To były bardzo szybkie dzieciaki!
-Tak, tak - mówi nie przekonany.
-Jeszcze do tego wrócimy - wygraża mu się palcem, a on przewraca oczami.
Na chwilę poczuł się jak dawniej, jak sprzed tygodnia. Niech to wróci na stałe.
Proszę.
-Ale teraz muszę coś ci powiedzieć - poważnieje. Bierze głęboki oddech i wypuszcza je powoli. Kładzie niespodziewanie ręce na barkach bruneta i nie ucieka wzrokiem, tak jak wcześniej. Widzi, jak Cole jest zdziwiony jego postawą, tak niepodobną do niego, gdzie zawsze mówił wszystko prosto z mostu i to jeszcze na jednym wydechu. Teraz coś się zmieniło, jest stanowczo inna sytuacja i czuje to. Zaczyna się denerwować. Spokój odszedł - Ale pamiętaj, że zawsze byłeś i jesteś mi bliski, dobra?
-Jay - zwraca się do niego zdrobniale. Zabiera jego dłonie z swoich barków i kładzie je przed sobą, przykrywając je własnymi - Cokolwiek to jest przecież będę przy tobie
-Problem w tym, że ja nie mogę powiedzieć tego samego o sobie - wyjaśnia z trudem.
Milkną.
Pęka, kruszeje
powstaje rysa gdzieś tam w środku.
-Co - jest zdolny tylko do tego.
-Przepraszam, że tyle zwlekałem, ale się wiele działo u mnie i musiałem sam sobie to poukładać - wyjaśnia, próbując zachować spokój, ale z każdym słowem coraz bardziej przyspiesza i coraz więcej gestykuluje. Zalewa informacjami Cole'a nim ten zdąży je poskładać - Spotkałem kogoś, odpowiem ci o nim zaraz, ale on pozwolił mi sobie przypomnieć to i owo. Bogowie, jak mi wstyd się do tego przyznać! Po prostu zacznę do nowa, dobra? Pogubiłem wątek, kurwa!
-Ale o czym ty do mnie mówisz? - denerwuje się.
-Cole ja zmieniam frakcje. Nie będę już łowcom - wydusza z siebie
-Czyli jednak... technikiem będziesz? - pyta niepewnie - To nic złego przecież...
-Nie no o tym!
-To powiedz o co chodzi! - fuknął - Stresujesz mnie Jay. Co się dzieje? Przecież ci pomogę ze wszystkim?
-Nawet jak zostanę najemnikiem?! - woła zdenerwowany.
Rysa się powiększa, pęka ponownie jego serce.
A raczej to co z niego zostało. Już czuję tylko jego kawałki.
One również kruszą się. Zamieniają w pył.
Zapada cisza. Cole zamiera z pustką.
Jay czeka, to ten moment, który się obawiał. Jak przyjmie to jego przyjaciel?
Jak widać niezbyt dobrze.
Chciałby wybrać inny moment, kiedy wszystko nieco się uspokoi, a rany się zabliźnią, ale czas mu się kończy. Chce mu o tym powiedzieć i nie zostawiać go bez wiedzy gdzie on jest. A tak po za tym, kiedy byłby ten właściwy czas? Czy istnieje coś takiego?
Słowa odbijają się echem po pustej przestrzeni, przez co Cole jest zmuszony słuchać je raz po raz aż nie ucichną tam całkowicie. Jay wyczekuje w napięciu na słowa przyjaciela, który zamarł. Nie pokazuje nic oprócz marazmu wymalowanego na swej twarzy. Jego oczy, szerokie otwarte...
ciężko na nie patrzeć.
Mówi się, że oczy to zwierciadła duszy, dlatego w nich Jay widzi ten nieprzenikniony ból i tęsknotę. Pomimo, że chciałby oderwać wzrok od tego widoku, łapiącego serce to nie jest w stanie. Sam przecież jest jego sprawcą.
-Że gdzieś pójść? - wycedza przez zęby.
Jego gniew jest gwałtowny i nie zwiastowało go nic. Wstaje na równe nogi i zaciska zęby. Teraz patrzy na Jay'a wrogo, jak nigdy dotąd.
Ignoruje palący ból w klatce piersiowej. To jeszcze nie zagojona rana się odzywa. Prezent od zabójcy jego rodziców, by nigdy nie był w stanie zapomnieć tego dnia ani tego, że jego rodzice zawinili czymś o czym nie wie.
Jayson powoli wstaje z uspokajającym gestem, chcąc aby spuścił nieco z tonu. Wie, że to będzie trudne, sam nie wiedziałby jakby zareagował w sytuacji, w której on się znalazł. Mimo to, ma nadzieję, że Cole jako jego wieloletni przyjaciel wysłucha go i zrozumie.
-Wiem, jak to brzmi w obecnej sytuacji... - zaczyna powoli.
-W obecnej sytuacji? - powtarza po nim prychając dobitnie, nie mogą uwierzyć w to się dzieje.
Jak nie czuł jeszcze przed chwilą nic, teraz czuje za dużo. Różne emocje napływają do niego z dwojoną siłą i nie wie jak je opanować. W tym samym momencie ma ochotę się rozpłakać i krzyczeć aż zetrze sobie gardło.
W kolejnej ma ochotę zrobić sobie krzywdę, by wszystko się uspokoiło.
-Kurwa, słyszysz się czasem? - kontynuuje - Chcesz pójść do gildii, gdzie jeden z ich członków zabił moich rodziców, dotkliwie mnie zranił, rujnując moje życie i jeszcze na dodatek, kurwa nie podał przyczyny winy twojej rodziny?! - śmieje się bez żadnego rozbawienia. Jest to śmiech rozpaczy - Trzymajcie mnie bogowie, bo nie wytrzymać! - wnosi ręce wysoko do szarych chmur, przechylając głowę w tył.
-Wiem Cole. Wiem, że cię to boli - odparł ze smutkiem - Zacząłem od złej strony, wiem
-Od złej strony? - pauzuje, przenosząc spojrzenie na niego. Przechyla głowę na bok - Skutek przecież byłby taki sam, wynik jest taki sam, więc jakie to ma znaczenie?
-Ja po prostu dowiedziałem się -
Kładzie mu ręce na ramionach z mocnym naciskiem, co powoduje wystraszenie Jay'a tą nagłą czynnością. Ich twarze znajdują się blisko siebie. To nie wywołuje u żadnego z nich skrępowani, nie raz znajdowali się w takim położeniu, gdy widzieli własne odbicie w oczach tego drugiego. Ale teraz, Jayson boi się o własnego przyjaciela. Tym co się dzieje z nim i tym do czego jest zdolny.
-Dlaczego tam idziesz, po co? - rudzielec próbuje otworzyć usta, by się wytłumaczyć, ale Brookstone nie daje mu dojść do słowa - Aaaa... - odpowiada nagle, jakby znalazł poszukiwaną odpowiedz - To przez nią - syknął.
Odchodzi od niego na krok i przeczesuje swoje włosy w nerwowy sposób.
-Jak przez nią...Znowu chodzi ci o Nyę? - teraz to on zaczyna się denerwować - Nie mieszaj ją do tego
-Sama się miesza, miesza się ciągle wokół nas - mamrocze szybko pod nosem, zaczynając chodzić w kółko. Jay ledwo rejestruje znaczenie jego słów - Nigdy jej nie ufałem. Pieprzony, kurwa najemnik to pewnie jej sprawka...
-Zaraz skąd wiesz, że jest najemnikiem? - chwyta jego ramię i odwraca w swoją stronę. Cole wyrywa się.
-A czyli jednak miałem rację! - parska śmiechem.
-Cole - mówi z naciskiem - Pytam o coś
-Mówiłeś, że jest technikiem, ale nigdy nie była na liście w szkołach, które uczą tego zawodu - wyjaśnia bez oporów i z nagłym spokojem - Skoro cię okłamała to pewnie ma jakiś zawód, do którego ciężko się przyznać, a nawet nie można. Poszperałem tu i tam, ale nie znalazłem żadnych potwierdzonych informacji. Zostały moje domysły, które ty potwierdziłeś
-Jesteś kurewsko zazdrosny - syczy - Zawsze byłeś w stosunku do niej, choć gadaliście może z parę razy w życiu
- Wiesz teraz się zastanawiam, że zabójca musiał wiedzieć, że mnie nie będzie w domu. Nie spodziewał się mnie i był zaskoczony moją obecnością - zauważa zamyślony - Ciekawe kto wiedział, że mnie nie będzie w domu i to przez całą noc
-Czy ty kurwa sugerujesz, że to zrobiła Nya? - szybko zorientował się, co mu sugeruje.
Te oskarżenia wytrąciły i jego z równowagi. Czuł, że przelewa winy na niego, że to on, jak i Nya zabili jego rodziców. A sama ona wykorzystała go tylko do celów informacyjnych. Kochał tą dziewczynę całym swoim sercem i chciał ją obronić przed takimi zarzutami, pomimo, że właśnie zajmowała się takimi rzeczami. Sama mu kiedyś oznajmiła, że nigdy nie wzięłaby zlecenia, które byłoby związane z jego otoczeniem. Ufali sobie bezgranicznie. Przecież wyznała mu swoją prawdziwą tożsamość, opowiedziała o rodzinie i o tym, że jest najemnikiem i będzie zdawać testy, by szybciej ukończyć szkolenie. Dlatego ciężko mu było słuchać takich słów o jego ukochanej. Nie jest taka jak uważa ją Cole.
-Pasowałoby w sumie - prychnął prowokacyjnie.
-A kurwa nie pomyślałeś sobie, że twoi rodzice zawinili? - wiedział, że zabiera się za delikatne kwestię, ale w tym momencie mało go obchodziło skoro Cole nie zamierzał go wysłuchać i ponownie obraża Nyę - Że nie byli tacy idealni jak myślisz?
-NIE WIEM TEGO - wrzeszczy. Echo ponownie rozbrzmiewa, ale on kontynuuje dalej - Nie wiem, kurwa tego, bo ten pieprzony, jebany morderca nie zostawił całych zarzutów! Jakby chciał, aby nikt nie wiedział co zawarzyło na to, że musieli zginąć - powoli łamie mu się głos. Złość dodaje mu sił, by dokończyć to co zaczęli z Jay'em - Nie rozumiesz mnie. Cholera, zrozum mnie błagam, kurwa!
-Nie dajesz mi wytłumaczyć! - krzyczy tak samo bezsilnie na tą sytuację.
-I tak nie ważne, co i tak tam pójdziesz, widzę to - rzuca z wyrzutem - Chcesz być bliżej niej, wśród morderców. Naprawdę chcesz brodzić się we krwi dla niej? Nie mogę przeboleć faktu, że będę cię widział w stroju, który prześladuje mnie w koszmarach, że możliwe, że go spotkasz, poznasz. A nawet wtedy mi nie powiesz, bo dokonają na ciebie odwrotu
-Dlaczego mieli? Dlaczego tak myślisz? - pyta z trudem.
-Zabiję go - odpowiada pewnie, z kamiennym wyrazem twarzy - Cóż ja w tym wszystkim zawiniłem, by cierpieć? Zabije go z radością - śmieje się, krótkim szaleńczym śmiechem - Nawet jak będzie to Nya to nie odpuszczę! Nie potrafisz zrozumieć mnie, bo drugiego człowieka się rozumie będąc w jego sytuacji. Wtedy czuję się to co on. Zostawiasz mnie Jay dla pierwszego lepszego zrywu spontaniczności - dorzuca ciszej ostatnie słowa, otulone awersją.
-To nie pierwszy lepszy zryw spontaniczności, jak to określiłeś - wyjaśnia urażony - Zastanawiałem się nad tym od końcówki lata. Działo się dużo w moim życiu. To nie pochopna decyzja!
-Mamy listopad - mówi tylko ze smutkiem.
Jay otwiera usta, ale momentalnie je zamyka, zdając sobie sprawę, że jego słowa jeszcze bardziej zabolały Cole'a. Faktycznie ukrywał tą informację przez tyle czasu i to przed swoim wieloletnim przyjacielem.
-Pierdol się Jay - mówi po chwilowej ciszy jaka zapadła. W jego spojrzeniu brakuje tej sympatii, z jaką zawsze patrzył na chłopaka. Teraz gości tylko tam wrogość - Rób kurwa co chcesz. Zawiodłeś mnie
I odwraca się i zaczyna odchodzić.
-Tak to chcesz zostawić? -pyta jeszcze spokojnie, ale kiedy plecy z każdym mijającym krokiem zwiększają dystans między nimi, wzbiera w nim gniew - I ty się uważasz kurwa za lepszego? Sam się pierdol, rozumiesz! Nawet nie spróbujesz mnie zrozumieć, zjebie! Dziwisz się kurwa, dlaczego zwlekałem?
Krzyczy ze złością.
Cole jest coraz dalej, również zły co on.
-Jak chcesz to sobie odchodzić i nawet nie próbują zawalczyć o nas! Obrażony bachor!
-ZDRAJCA - nie wytrzymuje milczenia i krzyczy, nie odwracając się nawet. Pokazuje mu jeszcze środkowego palca - Baw się dobrze, że swoją szmaciurą wśród reszty degeneratów!
-TA SZMACIURA JEST LEPSZA OD CIEBIE, ZAPAMIĘTAJ TO! - wrzeszczy aż braknie mu tchu - ZAWSZE WYBRAŁBYM JĄ ZAMIAST CIEBIE
Po oczach bruneta spływają łzy. Nie jest pewny czy są to łzy złości czy smutku. Czy czegoś jeszcze innego.
Zaciska pięści z całej siły, paznokcie wbijają mu się w bielącą skórę.
-Odchodzisz na własne życzenie, pamiętaj!!
Są te ostatnie słowa, jakie wypowiada w jego stronę. Resztę klnie pod nosem.
Jest taki bliski jego sercu. Dlaczego to robi?
Jest dla niego wszystkim co ważne, co w życiu jego pozostało.
Sam wybrał, by zostawić go. Przecież jeśli chce zostać najemnikiem w tym wieku będzie musiał przejść przyśpieszony kurs z dala od swojego miejsca zamieszkania. Kontakt będzie utrudniony z innymi, a on sam nie będzie miał żadnej przepustki dopóki nie zrealizuje go. Nie potrafi zrozumieć go, dlaczego rezygnuje z tak dużej poświęconej pracy jaką włożył, by zostać łowcom na to, by nagle to porzucić i zacząć wszystko od nowa gdzie indziej. Jeszcze od dawna wiedział o tym i nic mu nie powiedział tylko wybrał jeden z gorszych momentów w jego życiu. Gdyby zrobił to wcześniej pewnie wyglądało to inaczej, ale teraz nie potrafi żyć z świadomością, że będzie pomagał zabójcy i krył go przed nim.
Biegnie przez trawy, a jego łzy toczą się po jego policzkach. Nie potrafi ich zatrzymać ani tego cholernego biegu wydarzeń, który już został zaplanowany dla niego. Tak jest jego dola, nie mogąc z nią walczyć, powinien ją zaakceptować, lecz jak tego dokonać?
Kieruje się w stronę swojego domu, biegnąc na około i próbując nie natrafić na nikogo. Już i tak ma dosyć tych wścibskich spojrzeń i szeptów na swój temat. Ludzie odsunęli się od niego, boją się go. Na rodziców spadła najwyższa kara najemników, kara śmierci. Taki wyrok zapada jeśli dokonało się niemoralnych czynów. Ciężko było pomyśleć, że ktoś taki jak Lilly i Lou, pomocny i dobrzy ludzie, zrobili coś tak strasznego, by zasłużyć na śmierć. Musieliby świetnie się maskować, a skoro oni potrafili to ich syn również pewnie to u mnie. Zwykła wiejska, logika. Nikt nie chce, aby stała się jemu czy jego rodzinie krzywda.
Nikt nie usłyszy jego niemego krzyku o pomoc.
Jak ktoś jest ciekawy jak wygląda miejsce, w którym Cole przesiadywał na trawie to wygląda dosłownie tak:
Uznałam, że idealnie oddaje uczucia Cole. Tutaj również widzę taką pustkę i melancholię +
Mega ładny rysunek xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro