Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆꧁✬◦°˚°◦. օ ȶʏʍ, żɛ ʍʊֆɨʍʏ ֆօɮɨɛ ա ӄօńƈʊ ʐǟʊʄǟć .◦°˚°◦✬꧂☆

No, no, no... bardzo nieładnie, że wszyscy myślicie, że to Kai brutalnie zamordował rodziców Cole'a, a potem męczył go i wprowadził w depresję. Bardzo nieładnie i jeszcze się zdziwicie

Kącik ciekawostkowy:

Podczas pisania tego rozdziału słuchałam na pętli ,,Miłosny opętaniec" - Chłopi. Jak macie okazję to puszcie sobie na scenie z tańca. 

Za błędy przepraszam. Nie miałam kiedy go sprawdzić. Piszę go w niedziele przed drugą nad ranem XD

Obecnie

Cole ponownie wrócił myślami do tamtych wydarzeń sprzed lat. W tym roku ma wybić ósma rocznica ich śmierci i jednocześnie jego dwudzieste czwarte urodziny.  Najgorsze było w tym wszystkim, że nigdy się nie pojawili na obchodach Dziadów. Nie ukazali mu się jako dusze i nie zasiadli przy stole, jak to mają w zwyczaju zmarli podczas święta. Nawet przy swoich grobach ich nie zastał, więc każde Dziady spędzał je samotnie. Raczej spędzałby je, gdyby był na nich. Gdy zrozumiał, że nie ukarzą mu się to zaczął przesypiać te dni. Nie spał kilka dni z rzędu przed świętem i brał zioła, które pomagają spać długim snem, byleby obudzić się, gdy będzie po wszystkim. Nie potrafił znieść myśli, że jego rodzice nie chcą go odwiedzić, bo są zwyczajnie zawiedzeni nim. Tym, że zawalił tego dnia. Nie pomścił ich, dał się łatwo pokonać i jeszcze skończył w tragicznym stanie. Ciągle się zastanawiał czy jeżeli w końcu dorwie mordercę to jego rodzina przyjdzie do niego? Tęsknił.

Od ich morderstwa nie poczynił żadnych kroków w kierunku odnalezienia sprawcy. Wszystkie tropy się urywają lub nie ma do nich dostępu. Do teraz nie wie za co zostali tak potraktowani. Dokument o winie, który faktycznie znalazł przyczepiony na ścianie obok drzwi nie zdradzał wiele. Zna jego treść na pamięć, bo tyle razy ją czytał, szukając ukrytych wiadomości.

"Państwo Brookstone'owi, Lily oraz Lou zostają skazani na śmierć za popełnione winy"

Nie napisali jakie, a przecież zawsze muszą. Później, gdy poszedł na posterunek dowiedzieć się więcej to okazało się, że są pewne odstępstwa od tej reguły. Jeśli misja została objęta ochroną od samego przywódcy gildii to nie muszą być wyjawione szczegóły, ponieważ mogą być szkodliwe dla dobra organizacji lub państwa. Są to rzadkie przypadki i muszą spełniać konkretnie kryteria. A naprawdę wątpi, by jego rodzice działali jako szpiedzy dla wrogiego państwa czy na szkodę stabilizacji kraju. Byli bardzo religijni i kochali Republikę, w której żyli. To się nie kleiło. Jego mama przez problemy zdrowotne była bardzo słaba, więc jak miałaby znaleźć siłę na takie głupoty, a ojciec był zajęty i tak już pracą jako łowca. To się zwyczajnie nie kleiło.

Albo może jednak nie znał ich tak jak myśli. Czy naprawdę byli tak złymi ludźmi, że zasłużyli na taką śmierć? A on po prostu znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie. Przyszedł za późno.

Ma wrażenie, że za tym wszystkim stoi coś więcej, a sam sprawca ma jakieś kontakty z osobami z wyższych sfer. Tymi, którzy obejmują ważne stanowiska i nie muszą pytać nikogo o zdanie.

To są tylko domysły, zwykłe gdybanie. Kolejny rok nie przybliża go do rozwiązania zagadki. Najważniejszą poszlaką jest tatuaż, który zobaczył na obojczyku sprawcy, ale przecież nie rozkaże każdemu z najemników rozbierać się, aby upewnić się, że to nie on. Co najwyżej chciałby sprawdzić Kai'a, ale jednocześnie waha się przed tym tylko z jednego, ale bardzo ważne powodu. Gdy się okaże, to ta sama osoba, zabiję ją. Jest tego pewny. Uprzednio oczywiście wydusi z niego każdą nawet najmniejszą informację. Zrobi to choćby będzie musiał posunąć się do tortur.

Ale wtedy co z misją? Jeśli Kai i ten morderca to ta sama osoba, jeśli go zabiję to zostanie sam. Są oddaleni od reszty grupy i nie wiadomo, kiedy znowu się spotkają. Wrogowie depczą im po piętach i nie wiedzą dlaczego akurat ich dwoje sobie upatrzyli. Nie mogą zawieść. Do listopada zostało już naprawdę mało czasu. Wie, że dobro misji jest na pierwszym miejscu, ale jednocześnie ciągle z nieufnością spogląda na szatyna, zastanawiając się czy pod jego ubraniem nie kryje się owy tatuaż, który byłby jednoznacznym dowodem.

-Cole, cholera mówię do ciebie! - krzyczy do jego ucha szatyn, potrząsając jednocześnie jego ramionami.

-Auć - krzywi się i łapie się za ucho, gdzie właśnie wydarł się tam Kai.

-Nie aućuj mi tutaj tylko powiedz mi, gdzie ty tak błądzisz myślami - prychnął, zakładając ramiona na piersi i prostując się. Schylił się wcześniej do bruneta, który nadal siedzi na ziemi i czekał na towarzysza - Drę się do ciebie od dobrych kilku chwil - skwitował, by zaraz rzucić frywolnie -  No chyba, że powiesz mi, że myślałeś o mnie to ci przebaczę natychmiast 

-Ech - westchnął ciężko - Nieważne - burknął, machając przy tym dłonią. Zawsze, gdy się zamyśla potrafi odciąć się od całego światła, że nie słyszy kompletnie niczego i trzeba nim dosłownie potrząsnąć, by wrócił do rzeczywistości. Czasami jest to naprawdę problematyczne. Niestety ma to przez melancholię. 

Wstaje na równe nogi, otrzepując się z trawy. Staję naprzeciw chłopaka, który w dłoni trzyma jedną lampę naftową, dwie znajdują się obok jego stóp. Wszystkie dają naprawdę dużo światła i dzięki nim można zobaczyć wiele po zmroku. 

Właśnie dlatego go nie było i dlatego go tak nawoływał. Obaj się rozdzielili, by pozałatwiać szybciej sprawy. On został wysłany po znalezienie światła, a Cole do załatwienia noclegu i znalezienia dobrego miejsca, gdzie można będzie odbyć Zakusańca. Znalazł polanę niedaleko wioski, gdzie obok znajdowało się pole, a po prawej początki lasów. Było już po zmroku, ale nie chcieli czekać z tym do rana. O tej porze nie było za dużo ludzi przez co nikt nie powinien im przeszkadzać i niepokoić ich. Jedyne co to musieli uważać na upiry, ale tym już zajął się Cole, rysując kręgi ochronne. 

Zakusaniec to nie jest zwykły taniec. Można go inaczej też nazwać zaklęciem, który ujawnia nasz stosunek do drugiej osoby. Jest prosty do odegrania i niewiele potrzeba. Nawet jeśli się nie posiada umiejętności tanecznych czy dobrego wokalu to i tak da się go wykonać. On cię sam poprowadzi.

I ukaże drugiej osobie twoją nieufność i jak bardzo ona jest zakorzeniona. Jest to bardzo osobisty taniec i bardzo bliski. Tancerze muszą ciągle stykać się i utrzymywać kontakt wzrokowy, by się udało. Można nawet dowiedzieć się o uczuciach jakie żywi do nas towarzysz, ale to akurat wymagany jest pocałunek. Żaden z nich nie zaproponował. Cole nie byłby pewny czy zgodziłby się na to, jeśli spytał się o to go Kai. Sam i tak jest zdziwiony, że rozważa w ogóle taką możliwość. To powinno być dla niego jasne, aby odmówić od razu, a nie zastanawiać się nad tym jeszcze.

Na samego Zakusańca brunet zgodził się głównie przez swoją ciekawość, jak i chęć, by w końcu sprawy między nimi szły gładko. Wiedział dlaczego nie ufa Kai'owi i jak bardzo, ale nie miał pojęcia jak działało to w drugą stronę. Pomimo, że na samą myśl o tym, że mają rozegrać coś tak intymnego, czuł zawstydzenie to nie wahał się długo nad jego propozycją.

Miał nadzieję też, że po Zakusańcu ich relacja ulegnie poprawnie. Często, gdy się go zatańczy tancerze zbliżają się do siebie i zaczynają do siebie żywić cieplejsze uczucia.

-Umiesz może śpiewać? - zagadnął go - Tańczyć to wiem, że potrafisz - rzucił mu łagodny uśmiech, który przypomniał mu inny, z sytuacji kiedy obaj znaleźli się na balu i tańczyli belgijkę. Obraz, gdzie szatyn uśmiecha się do niego promiennie i trzyma go za dłoń, przewinął mu się przez głowę i spowodował dziwną falę dreszczy. 

-Myślę, że tak, ale nieczęsto to robię - odparł niepewnie.

-Ja coś tam coś tam umiem, ale nie nazwałbym się idealnym wokalistą 

-Mam tylko nadzieję, że nie fałszujesz - skwitował - Wystarczy mi fakt, że musiałem słuchać fałszu Jay'a - skrzywił się na to wspomnienie.

-Robiłeś to z Jay'em? - zdziwił się. 

O bogowie, jak to zabrzmiało. Przemknęło Cole'owi przez myśl, a zawstydzenie wpełzło na jego twarz, co spowodowało, że szatyn spojrzał na niego pod innym kątem. Momentalnie olśnienie złapało go i wypowiedział przydługie:

-Aaaaaaa

-Co - burknął drugi. 

-Jay mówił o tobie wiele, naprawdę wiele, ale nie wspominał o tym, że przeprowadziliście Zakusańca - zaczął tłumaczyć z cwaniackim uśmieszkiem - Jakoś mi to nie przeszło do głowy, jak i to, że się całowaliście-

-Delikatnie - zaprotestował ostro, czując jak wewnętrznie kipi w nim żenada i irytacja na szatyna, który znalazł się w swoim żywiole. Starał się jej nie okazać, ale miał wrażenie, że jego zawstydzenie jest wręcz namacalne. 

Za pierwszym razem wykonali podstawowego Zakusańca, gdzie wyszło, że ufają sobie bezgranicznie. Jay chciał pójść o krok dalej i poczuć emocje Cole'a w stosunku do siebie. Bardzo długo go namawiał i przekonywał do tego pomysłu. Brunet uciekał od tego, nie chcąc tego. Zwyczajnie bał się co wyjdzie i poczuje zawód. Nie był oczywiście świadomy swoich uczuć do Jay'a, bo nie dopuszczał nawet myśli, że mógłby coś czuć do mężczyzn, ale teraz jak tak myśli o tamtych dnia to wie, ze podświadomie coś musiał wiedzieć skoro czuł taki strach na ten krok. Bał się własnych uczuć i tego co może pomyśleć jego najlepszy przyjaciel.

Pocałowali się krótko, ledwo stykają się ustami, ale to wystarczyło, że pamięta ten smak do teraz. Jego pierwszy jakikolwiek pocałunek. Był słodki, intensywny i smakował bliskością, ale taką, którzy czują do siebie zżyci przyjaciele. Nie było w nim nic z romantyczności. Nie podzielili się swoimi doświadczeniami. Żaden z nich nie potrzebował tego. Cole widział uśmiech Jay'a. Był spokojny z pogodną nutą i tajemniczym blaskiem w oczach. Przez ten krótki moment czuł wszystko co rudzielec do niego, jakby patrzył na siebie jego oczami. 

Chyba nie chciał przeżywać z Kai'em taką bliskość i intensywność relacji. Pewnie, gdyby zrobili to, poczułby na języku okropny gorzkość i kwasowość. 

Mogliby oczywiście zrobić to w policzek. Jest oczywiście taka opcja. Przecie nikt w usta nie chciałby pocałować na przykład swojego rodzeństwa czy innej rodziny. Ale nawet i tej nie chce proponować, bo co jeśli Kai jednak uzna to za przyzwolenie na coś więcej? Co jeśli obróci głowę w nieodpowiednim momencie i trafi na jego usta?

-Może też byśmy spróbowali, co? - rzucił frywolnie, ściszając głos - Jestem ciekawy wielu rzeczy 

-O nie, nie, nie - odpowiedział szybko, układając dłonie w geście ,,tylko się nie zbliżaj" i samemu robiąc krok w tył - Z Jay'em to było co innego!

-A ja czym się od niego różnię? - zaśmiał się delikatnie - W sumie jestem od niego sto razy ładniejszy

Coś w tym było.

-Może po prostu zacznijmy - westchnął ciężko.

-Poczekaj - złapał go ostrożnie za bark, gdy ten odwrócił się. Cole spojrzał na niego z zdziwieniem. Szatyn szybko zabrał swoją dłoń i uśmiechnął się niezdarnie - Zanim zaczniemy, a  skoro już o tym rozmawiamy to naprawdę się cieszę, że się pogodziliście. Nawet nie wiesz jak było ważne to dla Jay'a i ile mówił o tobie, was i o wszystkim

-Ja... - zaczął niezdarnie, nie spodziewając się takich słów - Ja też się cieszę. Naprawdę mówił o mnie?

-Tak i z opowieści wydawałeś się być miłym, przytulnym gościem - zażartował, szczerząc się. 

-Oh, spadaj - uderzył go w pierś i oddalił się, mając uśmiech na twarzy, który nie chciał zniknąć - Miły to ja jestem dla tych co zasługują - prychnął jeszcze, nie patrząc na szatyna, by ten nie zobaczył jego uniesionych kącików ust.

-Jeszcze wrócimy do tego, co powinienem zrobić, by zasłużyć na twoją dobroduszność - zaśmiał się. 

Obaj ułożyli lampy tak, by tworzyły one dosyć spory kwadrat. Rzucały wystarczającą ilość światła, by mogli siebie widzieć bezproblemowo. Był to jeden z warunków Zakusańca. Musieli siebie widzieć, zwłaszcza oczy. Potem nastąpił kolejny etap, gdzie musieli swoją krew rozmasować na wewnętrznej stronie przedramienia u towarzysza, a następnie zakryć to rękawem. W tym miejscu wypali się odpowiedź dlaczego sobie nie ufają. 

Stanęli naprzeciwko siebie, gotowi do rozpoczęcia tańca. Ptaki śpiewały nocną serenadę, a koniki polne grały w tle. Było cicho i spokojnie, a wieczór ciepły jak na koniec sierpnia. 

-Gotowy? - zagadnął go Kai, unosząc prawą dłoń ku górze. 

-Tak - odpowiedział, kładąc rękę na jego. 

To było ostatnie minuty, gdzie mógł bez problemów popatrzeć gdzie indziej, gdzie mógł uciec przed intensywnym spojrzeniem Kai'a. 

Wziął głęboki oddech, przymknął oczy, a gdy wypuścił powietrze z ust, wpatrywał się w ciepły brąz oczu szatyna, w których on sam, jak i światło lampion się odbijały. Dawało to efekt, jakby jego oczy świeciły. 

-Zacznę - oznajmił łagodnie. 

-Okej - szepnął.

Już nie pamiętał kiedy ostatni raz śpiewał przed kimś. Nawet nie był pewny czy robił to przed kimś, kogo nie nazwał swoim przyjacielem. A to, że musiał ciągle wpatrywać się w jego tęczówki nie ułatwiało sprawę, wręcz czuł większe zdenerwowanie na to.

Zaczął śpiewać czysto, rozpoczynając od słów ,,na, na, na", które powtarzały się. Śpiewał je powoli, dosyć melancholijnie. Wtedy też ich palce złączyły się, a oni sami zaczęli się obracać nieśpiesznie dokoła. Wolne dłonie schowali za plecami. Było słychać tylko głos Cole'a, który zagłuszał wszystko.

Kiedy zrobił krótką pauzę i ponownie ponowił śpiew, dołączył do niego Kai wraz z słowami. 

Hej, hej Zakusańcu

Śpiew Kai'a może nie był najlepszy, brakowało mu sporo do Cole'a, ale nie robił też tego najgorzej czy fałszywie. Jego głos był spokojny, wymawiał każde sylaby dokładne i starał się zaśpiewać jak najlepiej potrafi. 

Po pierwszym zdaniu, rozbrzmiała muzyka z głośnym dudnięciem, pełna pasji, nieco radosna. Słychać było w niej jak dźwięki trąbki i bębna oraz czegoś czego nie mogli nazwać. Zagłuszała wszystko inne, skończyły się śpiewy ptaku i wieczorne odgłosy. Było słychać tylko ją oraz ich rozśpiewane głosy. Nikt postronny nie usłyszy melodii tańca. Zakusaniec się rozpoczął i nikt go nie przerwie do póki się nie zakończy 

Dlaczego nieufność panuje?

Poleciał następny wers i wtedy wraz z nim nastąpiły kolejne kroki w tańcu. Złączone dłonie poszły w bok, drugie ulokowały na tali. Cole miał wrażenie, że Kai płonie. Jego ręce tak bardzo parzyły w miejsce, gdzie dotknęły jego ciała. Byli tak blisko siebie, pierś przy piersi, a oczy tak bardzo zapatrzone w siebie. Muzyka rozbrzmiewała z całą mocą, kiedy przesunęli się przód, potem tył, a na końcu na boki, powtarzając sekwencję trzy razy przy następnych wersach

Dlaczego nie podamy sobie dłoni na zgodę?

Proszę, powiedz nam 

Zdradź sekrety te

Muzyka grała z całą intensywnością, a oni pochłonęli się całkowicie jej, dając się ponieść tak samo jak pochłonęli się w sobie. Nie widzieli świata po za sobą, czując tak mocną intensywnością tego co czynili. Zmienili ponownie sekwencję, zawsze wiedzieli kiedy to uczynić Zakusaniec kierował nimi. Nie ujawniał jeszcze ich uczuć, emocji. Jeszcze wszystko pozostało ukryte, choć mieli wrażenie, że widzieli znacznie więcej niż dotychczas. Przecie oczy to zwierciadło duszy. 

Wyryj w nas pojednanie, a wymaż wrogość

Cole za pomocą Kai'a, wykonał pół obrót, wtulając się do niego. Potem dokończył obracanie i następnie pokierował szatynem, tak by to teraz on wtulał się w niego. Nie byli pewni czy było to zamierzone przez nich czy magia ich tak pokierowała, ale nie przeszkadzało to żadnemu z nich. Tak bardzo się dali pochłonąć, że zapomnieli o wcześniejszym zdenerwowaniu czy niepewności. Szli tak bardzo z nurtem nut, tworzących przepiękny utwór nie do ozorowania.

Melodia nagle zmieniła się, stała się bardziej napięta. Znikło dudnienie, można było usłyszeć skrzypce, brzmiące tak melancholijnie. Już nie była taka pogodna. 

I to był ten moment, ten moment kiedy w tańcu składa się pocałunki. Dlatego muzyka zmienia tony i robi się ten następny krok, by poznać dalsze odpowiedzi. Kiedy dwoje tancerzy znajdują się najbliżej, kiedy ich twarze dzieli tak mało, kiedy nic innego się nie liczy. Tylko ich twoje, tylko ich uczucie i to co ich łączy, jak i różni ma jedyne znaczenie.

Kai trzyma nachylonego Cole'a, by ten nie przewrócił się. Dłonie bruneta znajdują się na karku szatyna, czuje swoje rozszalałe serce, dudniące w jego klatce piersiowej. Przypomina sobie sytuację, gdy zamiast najemnika na jego miejscu znalazł się rudzielec. Dobrze pamięta co powinno nastąpić dalej. W mgnieniu oka zapomina o przyjacielu i skupia się na partnerze.

Widzi jak ten nachyla się w jego kierunku, on nie wie dlaczego, ale robi to samo. Czuję takie niecodzienne przyciąganie, które wręcz błaga, by zrobił coś z jego ustami, bo już nie może znieść tego, że jest tak bardzo blisko i jednocześnie daleka. Czuje go całym sobą, rozpala go od środka. Jest mu niesamowicie gorąco.

Ma naprawdę wrażenie, że Kai zaraz go pocałuje. I nie wie co go bardziej przeraża w obecnej sytuacji to, że przymierza się do tego czy to, że nie może się tego doczekać.

Hej, hej Zakusańcu

Składają ciche słowa, owiewając się zdyszanymi oddechami. To powoduje jeszcze większe napięcie, jakby sama muzyka nie robiła tego wystarczająco. 

Ty już wiesz, co w nasz jest 

Czy to coś dobrego?

My nie wiemy. Nie potrafimy rozmawiać.

Nie ufamy sobie?

 Ich twarze są tak bardzo blisko. Widzą każdy szczegół swoich twarzy, każdy nawet najmniejszy mankament, jak i najmniejsze ukryte piękno. Ich usta dzieli naprawdę niewiele, wystarczy jedno większe przechylenie, by poznali smak swoich warg oraz uczuć, jakich do siebie żywią. 

Tacy piękni.

Ale to się nie dzieje, bo Kai wycofuje się i wytacza granicę. Cole dobrze wie dlaczego to zrobił. Przecież wyraźnie mu oznajmił, że nie chce tego robić. Jak teraz żałuję, że jednak nie zgodził się na to, że jednak czuł te zawstydzenie i niechęć do tego głupiego, lecz czarującego najemnika. Nie może powstrzymać zawodu, który maluje się na swoim obliczu. Nie umyka to uwadze drugiemu, który uśmiecha się w przepraszający sposób. Cole nie może znieść myśli, że nie jest na tyle odważny, by samemu pociągnąć za kark szatyna i złączyć ich usta w jedność.

Muzyka ponownie powraca na stare tory, choć różni się nieco od początku tym, że brzmi mniej radośnie. Przebijają się w niej smutne tony, które są nowe dla ich obydwojga. Zawsze po momencie z pocałunkiem, następował identyczny powrót z rozpoczęcia. Powoli zdenerwowanie wkrada się w ich serca.

Dalej tańczą, tak samo jak wcześniej. Dłonie złączone, a drugie na taliach. Zakusaniec zbliża się ku końcowi, a im jest się go bliżej tym bardziej melodia staję się smutniejsza i bardziej napięta. Dźwięki skrzypiec stają się coraz szybsze

Tyle powodów, które niszczą nas,

A tak pięknie jest przecie żyć w miłowaniu.

Ostatnie dwa wersy im zostało.

Tracą rytm. Nie potrafią się wbić w muzykę. Wszystko staję się nagle coraz trudniejsze i coraz bardziej jest im się trudniej skoncentrować.

Hej, hej Zakusańcu

Już nam mówisz, prawda?

Ostatnie zdenerwowane spojrzenie sobie posyłają nim nogi zaczynają się plątać, rytm całkowicie się zgubił, a równowagę stracili. Muzyka urwała się gwałtownie, jakby coś ją przerwało. To też było coś dla nich nowego. Zawsze się kończyła powoli, a teraz było w tym coś niepokojącego, gdy tak nagle wszystko ucichło, gdy nuty znalazły się w wysokim punkcie napięcia.

Upadli straciwszy równowagę, nie skupili się na tym za długo, bo w ten poczuli przeogromne pieczenie na swoich przedramionach wymalowanymi krwią towarzysza. Szybko odsłonili rękawy, by zobaczyć co się kryje pod spodem. 

Im bardziej bolą wyryte napisy, tym mocniejsza jest wrogość.

Obaj czuli, jakby ktoś wylał na nich wrzątek. 

Litery ujawniały się powoli, szkarłat wrzał powoli wyparowując. Nigdy nie czuli czegoś podobnego podczas Zakusańca. Może dlatego, że robili go z kimś komu ufają i byli tego pewni. Wtedy nie czuli bólu, a na przedramionach powstał napis ,, ZAUFANIE". Krew bezboleśnie zniknęła. 

Tutaj Cole ujrzał na swej skórze słowo, którego się nie spodziewał w zupełności. Zaciskał mocno zęby, aby nie syczeć.

,,NIEBEZPIECZEŃSTWO"

-Co jest kurwa - warknął, wstając chwiejnie na nogach ciągle trzymając się za piekące miejsce, które na szczęście z każdą mijającą chwilą bolało mniej - Czy ty się kurwa mnie boisz? - spojrzał na Kai'a pytająco, który jak on sam również podniósł się na nogi i łapał się za rękę z grymasem na twrazy. 

-Boisz? - fuknął, niedowierzając, że Cole śmiał zadać mu takie pytanie - Do cholera w s z y s c y w mojej sekcji wiedzą, że istnieje ktoś taki jak Cole Brookstone i chce zdemaskować jednego z nas, że nas nienawidzi i gardzi nami. Że szuka sposobu na dotarcie na archiwa, że zdarzało mu się uprzykrzać nam życie. To normalnie, że obawiamy się, że przez pomyłkę kogoś jak ty możemy stracić wszystko na co pracowaliśmy. Do kurwy nędzy mamy najgorsze zadania z najbardziej niebezpiecznymi ludźmi. Wrogów i tak mamy od dostatku! - wyrzucił z siebie gniewnie - Wiesz ile mi grożono, że jak tylko dowiedzą się kim jestem to wyrżną mi rodzinę w pień?!

-Dziwisz mi się? - zdenerwował się jeszcze bardziej - Z mojego punktu widzenia nadużywacie swojej władzy. Macie jej za dużo. Jesteście dosłownie panami życia i śmierci! Możecie sobie łatwo wyjaśnić dlaczego kogoś zamordowaliście albo nawet i nie! - wybuchnął - Żaden z was nie raczył mi nawet napisać dlaczego moich rodziców spotkało to co spotkało. Dosłownie jeden z was mnie skatował, a ja nawet nie wiem kto, kurwa! - wrzasnął.

-A to dlatego mam ,,NIEWIEDZA" - prychnął kpiąco, ukazując napis, który będzie jeszcze na nich przez dobre godziny. Ból na szczęście już niekoniecznie - Ale ja nie zrobiłem czegoś takiego. Nie zabiłem twoich rodziców i nie szanuje uzurpatorów, którzy nie szanują podstawowych założeń naszej gildii!

-A skąd mam wiedzieć, halo! - syknął, podchodząc do niego - Nawet twoje imię nie jest twoim prawdziwym - wycedził, wbijając w niego palec - Dlaczego dziwisz mi się, że nie potrafię ci zaufać skoro cała twoja osobowość to jedna wielka fikcja! 

-To jest cena bycia łowcom - prychnął - Ja potrafię ją zaakceptować. Nie obchodzi mnie, że ty nie, ale słuchaj - złapał go za brodę i nakierował na swoje spojrzenie stanowczym ruchem. Cole odepchnął jego dłoń. Nie mógł uwierzyć jak szybko zmieniło się jego nastawienie, a może zwyczajnie powróciło na stare tory, a wtedy zadziałała magia Zakusańca, że pragnął coś więcej zrobić z Kai'em. Teraz znowu miał ochotę uderzyć go w mordę - Nie. Zrobiłem. Tego - wymawia dobitnie każde słowo z osobna - Wiem co się wam przydarzyło. Uwierz mi, że plotki i informacje w naszej jednostce są niezwykle szybkie, a ja jak wspominałem nienawidzę tych, co nie przestrzegają naszych zasad i bawią się w boga - brunet unikał jego wzroku, choć Kai usilnie próbował je odnaleźć - Musiał mieć zwyczajnie tyły, kogoś postawionego wysoko

-Tyle to już sam doszedłem - wycedził - Wiesz, że trudno mi zaufać komuś takiemu jak ty skoro ty wręcz żyjesz w kłamstwie i wieloosobowych tożsamościach. Naprawdę nie dziw mi się, że ci kurwa zwyczajnie nie wierzę!

-To co mam zrobić! - warknął, choć w tym głosie pełnym gniewu dało się usłyszeć jeszcze rozpacz.

Cole nie odpowiada od razu. Analizuje i przetwarza w swojej głowie. Chodzi w kółko, ciągnąć się za swoje włosy i przegryzając wargę z całych tych nerwów. W końcu zatrzymuje się i patrzy na niego spod zmarszczonego czoła. 

-Czy masz jakieś tatuaże w tym miejscu? - pyta, siląc się na spokojny ton i wskazując na obojczyk.

-Nie - odpowiada bez zawahania - Nie mam tam, ani żadnych 

-Udowodnij

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro