Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ѕнαкєѕρєαяє

~*~

Po pracy zawsze wracałem z wielkim uśmiechem na twarzy.

{Automatycznym, nawet nie wiem, kiedy się pojawiał}

Wiedziałem, że szmaragdowooki chłopak zawsze czeka na mnie w domu.

{Napawałem się przez to szczęściem}

Mimo, iż był niepełnoletni, nie przeszkadzało mi to.

{Dla mnie był nazbyt dojrzały, rozmawiałem z nim o wszystkim}

Nie obchodziły mnie nieodebrane telefony, które potrafiły rozbrzmiewać co kilka minut, nawet w nocy.

{To jego rodzice dzwonili}

Nie fatygowałem się z przeprowadzką, formalnościami, które mogłem załatwić bez zgody jego rodziców.

{Będąc przy nim, nie sprawiały mi trudności}

Byłem szczęśliwy, kiedy Eren był szczęśliwy.

{Czyli bardzo rzadko}

Uspokajałem go, gdy kolejny raz mówił mi, że to się nie uda, że nas znajdą.

{Nie mogłem znaleźć argumentów}

Sprzeczał się ze mną, mówiąc, że to nie wypali.

{Wiedziałem, że ma rację}

Nie robiłem mu wyrzutów, gdy uciekał z domu w środku nocy, musząc kolejny raz przeanalizować naszą sytuację.

{Wiedziałem, że to trudne}

Milczałem, gdy znajdowałem go śpiącego na kanapie, z opuchniętymi od płaczu oczami.

{Widziałem, że już nie wytrzymuje}

Pocieszałem go, czując, że każdy jego dotychczasowy uśmiech był fałszywy.

{Widziałem, że się waha}

Rozumiałem, gdy nie miał ochoty ze mną spać.

{Czułem, że się tego boi}

Wielokrotnie mówiłem mu, że nic nam nie grozi i dawno dali sobie spokój z poszukiwaniami.

{Wiedziałem, że to nieprawda}

Po pracy zawsze wracałem do domu ze smutnym uśmiechem na twarzy.

{Nie umiałem już prawdziwego}

On odwzajemniał go, przytulając mnie.

{Jakoś brakło słów}

Wchodziliśmy do domu, każdy udając się w swoją stronę.

{Baliśmy się rozmawiać}

Słyszałem jego szloch.

{I tłuczące się szkło}

Milczałem, wstając rano i widząc bandaże w łazience.

{Nie chciałem o tym wiedzieć}

A on milczał, gdy powiedziałem mu o zwolnieniu z pracy.

{Sytuacja była przegrana}

Potakiwałem głową, gdy wyrzucał z siebie wszystkie swoje obawy i uczucia pewnego wieczoru.

{Odezwał się pierwszy raz od paru dni}

Parzyłem herbatę, gdy pakował walizki.

{Miałem pustkę w głowie}

Usłyszałem wstrzymywane powietrze, gdy wyszedł z domu na zawsze.

{Usłyszałem ciszę}

-Dlaczego pan tu tak siedzi?-Spytałem cicho, stawiając kołnierz ku ochronie przed wiatrem. Starszy mężczyzna, siedzący na ławce do którego się dosiadłem, oderwał dłonie od twarzy patrząc na mnie niezrozumiale. W oczach miał łzy, przed chwilą łkał.

-Moja córka umarła.-Wyznał, po dłuższej ciszy, powstrzymując łamiący się głos.

-Przecież każdy umiera.-Stwierdziłem, wzdychając.

-Każdy?! Bliska osoba nie jest każdym! Najgorzej jest, gdy umiera bliska osoba.-Oburzył się, marszcząc brwi.

-A czy zaznał pan uczucia, iż pan sam umiera? -Rzuciłem, nawet na niego nie patrząc. Mężczyzna uciszył się.-Bo ja zaznałem.-Dodałem po chwili.

-Jak to jest możliwe?-Dopytał.

-Porwałem chłopaka.-Wyznałem, wstrzymując oddech-Znaczy.. uciekł ze mną, dobrowolnie, ale to porwanie.

Znów zamilkliśmy.

-Żałujesz?-Pewnie dawniej parsknął bym na pytanie staruszka. W życiu nie przyznałbym się do błędu.

-Żałuję.-Po moim policzku poczułem samotnie spływającą łzę, starłem ją jak najszybciej.

-Więc płacz, synu, płacz ze mną, bo płakać z płaczącym, to ulga w cierpieniu.-Wyszeptał ochrypłym głosem.

-Szekspir? Naprawdę?-Mruknąłem, wywracając oczami.

-Tak.

{Chyba jednak miał trochę racji.}

=====================

Nagła wena, a to jedyna książka, gdzie mogłem to umieścić.

Niesprawdzane.

~Valu.
















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro