вєαυтιfυℓ αятιѕт
Wpatruje się w jednolite ruchy pędzla i oddycham głęboko, bo tak naprawdę patrzę na jego dłonie. Są delikatne i blade niczym te płótno, na którym maluje. Przenoszę wzrok dalej i widzę, jak biała, luźna koszula spoczywa na jego wąskich ramionach, dając workowaty efekt, jakby się w niej topił. Trochę dłużej przyglądam się jego łabędziej szyi, długiej, z piękną grdyką.
—Skup wzrok na jednym miejscu.–Prosi mnie, więc przenoszę spojrzenie na bliżej nieokreślony punkt. Siedzę w bezruchu i czekam, aż mężczyzna będzie dostatecznie zadowolony ze swojego obrazu.
—Chce się z tobą kochać.–Mówię szybko i jakby nieskładnie, bez większego sensu czy okazji. Słowa te jednak nie brzmią zapałczywie ani w żaden sposób seksualnie. Są delikatne, są cichą prośbą. Są czymś, co artysta mógły oprawić w ramkę.
Widzę, jak jego usta wykrzywiają się w lekkich uśmiechu i widzę, jak odkłada pędzel. Wyłania się zza sztalugi i podchodzi do mnie, wzdychając. Zamyka moją twarz w swoich dłoniach, a ja przez chwilę patrzę mu w oczy. Są szafirowe i piękne, dokładnie takie, jakie je zapamiętałem przy maszym pierwszym spotkaniu. No, prócz tego, że w tych teraz świecą się wesołe iskierki.
Odpływam, jak składa na moich ustach czuły pocałunek, gdy obezwładnia mnie po raz tysięczny swoim smakiem i zapachem.
—Muszę skończyć obraz.–Mówi tym samym przerywając pieszczotę, a ja wydaje z siebie dźwięk przypominający grymas.
—-Skończysz jutro.–Mówię, niecierpliwe, chcąc tylko posiąść to bóstwo przede mną. Przyciągam go do kolejnego pocałunku. Ten jest już o wiele dłuższy i bardziej zachłanny, ponieważ moja niecierpliwość wychodzi na wierzch. To taka brzydka część mnie, która narobiła już sporo kłopotów.
Przerywamy dopiero, gdy brakuje nam powietrza. Nasze usta dalej się stykają, przez co wymieniamy się oddechami, ale nie narzekam. Eren wystawia końcówkę języka i dotyka nim kącika moich ust, a ja się lekko uśmiecham, zakleszczając moje dłonie na jego biodrach. Zmuszam go do tego, by usiadł mi na kolanach.
Zdejmowanie z niego części garderoby jest jak drażniące błądzenie w labiryncie. Ma na sobie mnóstwo warstw, koszula, podkoszulek, jakieś łańcuszki, jakaś halka niewiadomego pochodzenia i bielizna, która jakoś omyka mi się w dłoniach. W końcu udaje mi się to wszystko zrzucić na podłogę i wędruję dłońmi po jego ciepłej skórze. Znam go na wylot-wiem, gdzie przystanąć na chwilę, aby sprawić mu przyjemność. Wiem, co zrobić, aby usłyszeć cichy pomruk, wiem, gdzie ucisnąć, by usłyszeć głośny jęk. To trofeum od dawna jest już moje, jednak ja dalej czuje się zobowiązany do zdobywania go.
Eren zaplata drżącą dłoń w moje włosy, gdy moje usta zachaczają o każdy milimetr jego klatki piersiowej, brzucha, podbrzusza, zachaczając o pachwinę. Delikatnie ją szczypię i zatrzymuję między wargami, dłońmi głaszcząc jego uda i lekko ściskając. Gdy maltretuję językiem jego pępek, chłopak pozwala, aby moje palce owinęły się wokół jego przyrodzenia i zaczęły go lekko stymulować. To było dziwne, ponieważ zazwyczaj był mniej otwarty. Może on również myślał o tym cały dzień?
—Jesteś bardzo pobudzony.–Wzdycham w jego skórę.–Bardziej, niż zwykle.
—Przypominam ci, że przed chwilą malowałem cię nagiego.–Mówi z trudem, bo brakuje mu powietrza. Jego policzki są lekko różowe, usta uchylone i oddycha ciężko za każdym razem, gdy pociągne dłoń leniwie w górę, a potem w dół. Jest taki piękny.
—Gdybym wiedział, że tak to u ciebie działa, kazałbym ci malować mnie częściej.–Z moich ust wyrywa się krótki i cichy śmiech, po czym składam szybki pocałunek na główce jego przyrodzenia. Eren wzdycha trochę głośniej.
—Dlaczego ze mną pogrywasz? Po prostu mnie weź.–Słyszę ponaglenie, przez co daję mu lekkiego klapsa w pośladek. Mój kochanek wydaje z siebie niekontrolowany dźwięk.
—Dzisiaj chce się z tobą kochać, a nie cię brać.–Tłumaczę, po czym biorę go powoli w usta, przez co ów wstrzymuję oddech. Bardzo rzadko to robiłem. Nie dlatego, że nie chciałem, lecz zbyt bardzo go pragnąłem, aby tracić czas na grę wstępną.
—Levi...–Jego głos jest kruchy, tak kruchy, że przy mocniejszym ściśnięciu bym go złamał. Chłopak nie wie, co począć z ramionami, więc stara się zapleść je wokół mojej szyi, na co mu oczywiście pozwalam. Czuję, jak drży, jak ugina się przez przyjemność, którą mu daję. Co jakiś czas czuję jego wzrok na sobie, czuję, jak błądzi rękoma po moich włosach. Czas się zatrzymuje, gdy szczytuje, a ja wypuszczam go z moich warg. Uśmiecham się, jeszcze przed chwilą słysząc to ciche sapnięcie i pozwalam, aby objął dłońmi moją twarz. Jego zaś wydaje się teraz bardziej spokojna i nie widzę już tej zmarszczki między brwiami Erena, którą widziałem podczas malowania.
—Chcę, abyś kojarzył mnie nie tylko z tym, że biorę cię jak własność.–Mówię cicho, podziwiając jego ciało, które jeszcze chwilę temu szarpało się, w krótkich oddechach.
—Przecież cię z tym nie kojarzę.-Mówi ciepło i czule, głaszcząc moją twarz.–Cieszę się, gdy mogę sprawić ci przyjemność. Tylko to się dla mnie liczy.–Jego dłoń teraz przeczesuje moje włosy, a ja przymykam oczy.
—Tak bardzo chciałbym, aby ktoś nas namalował. Teraz. Właśnie w takiej pozycji.–Mówię nagle, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
—Nie potrzebujemy tego. Maluje się tylko takie rzeczy, których boi się zapomnieć–Eren składa motyle pocałunki na moich obu powiekach.–Nam to nie grozi, tak myślę.
—Dlaczego więc malujesz mnie?–Pytam, unosząc jedną brew i otwerając oczy, dzięki czemu nasze spojrzenia się krzyżują.
—Ty jesteś wyjątkiem. Jesteś bardzo przystojny i po prostu nie mogę się powstrzymać.
I oboje się śmiejemy, a ja natarczywie całuję jego dłonie.
_________________
Starałem się, aby ten oneshot był jak najbardziej lekki i mam nadzieję, że udało mi się chociaż w małym stopniu osiągnąć ten efekt. Przepraszam za wszelkie błędy.
~Olek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro