Twist my words and set them to flame
Pogrzeb chłopaka przyszedł szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał, wręcz w ekspresowym tempie. Zupełnie tak jak się spodziewał Jimin, to miało być wydarzenie roku, zupełnie jakby było nową trasą. I na szczęście, pomysł z trasą na której trumna z ciałem chłopaka będzie jeździła po miastach w których miał pojawić się chłopak nie przeszła dalej dzięki protestom jego rodziców. Na-Soo biernie się temu przyglądała czasami tylko rzucając, że dostała za mało w spadku. Ciągle było jej za mało.
- To za mało! – wykrzyczała brunetka kładąc dłonie na biodrach.
- Nie byłaś nikim ważnym! Ślubu nie było! Nie powinnaś dostać nic – w tej samej pozycji oko w oko stanęła z nią Pani Min srogo mierząc wzrokiem dziewczynę.
- Musiałam znosić Pani synalka! Przez całe dwa lata! To nie jest dużo? Media szalały za nami! – prychnęła poprawiając włosy, doskonale zdawała sobie sprawę, że Pan Min spogląda na nią co jakiś czas. A co jej szkodziło, nie miała przecież nic do stracenia dlatego nawet nie ukrywała tego, że jednocześnie co kłócąc się z mamą zmarłego narzeczonego, starała się uwieźć jego ojca. Paradoks. I poszłoby to znacznie dalej gdyby nie jej starszy brat, który stanowczo zmusił ją do tego aby wycofała się z tej konfrontacji.
- Oferujemy Pani 200 milionów wonów – uśmiechnął się menadżer Yoongiego. Cena oczywiście była holendernie niska jak na majątek chłopaka, który przekraczał sześciokrotną sumę oferty. Sumę, która cały czas rosła i rosnąć nie zamierzała przestać. Bynajmniej nie w najbliższym czasie.
- Han Seo-Neul! Twoja oferta jest niedorzeczna! Przecież znamy się tyle lat, bracie – tutaj zainterweniował menadżer dziewczyny. – Wszyscy tu obecni wiemy ile warty jest Yoongi. I wszyscy chcemy na tym zarobić, dlatego proponuję 300 i 30% z następnych przychodów, bo oboje wiemy, że one przyjdą.
- 300 milionów, 15% i dom. Tyle mogę dać, nic więcej – wyciągnął dłoń na którym było pełno drogocennych pierścionków jak i jeszcze droższy zegarek. – Umowa?
-Umowa – pokiwał głową potrząsając nią i uśmiechając się sam do siebie.
Na samo przypomnienie tej rozmowy Jiminowi zrobiło się niedobrze, jego żołądek zdawał się ścisnąć, a serce znowu krwawiło. Przez całe dwie godziny dyskusji zarówno Han Seo-Neul jak i Do Mi-Hae mówili, co świadczyło że również traktowali Yoongiego jak zwykły przedmiot. Przedmiot, który można sprzedać nawet kiedy jest już nie żywy. Oboje ubrani w kosztowne, idealnie skrojone garnitury, perfekcyjnie wypastowane buty, lśniące zegarki, skórzane aktówki, prezentowali sobą bogactwo jak i materializm. A tej drugiej cechy chłopak nienawidził bardziej niż czegokolwiek innego. Nie mógł jednak nic zrobić, biernie przyglądał się temu jak rozdzielają między sobą wszystko co było tylko możliwe. Rozdzielali między sobą Yoongiego, a to było jedynym co ochronić chciał. I kiedy wydawało mu się, że to już koniec tej szopki, prawdziwa drama rozpoczęła się kiedy Mi-Hae i Na-Soo zostali sami, nie licząc tylko różowo-włosego.
- Oszalałeś! Po prostu oszalałeś! – wykrzyczała jego siostra wcale nie udając już ani miłej, ani uroczej. – I co ja mam niby zrobić z tą chałupą?! Zamieszkać tam z Eun-Hyun?! Zbaraniałeś do reszty! Po tylu latach!
- Nie przesadzaj! – uciął krótko łapiąc ją za dłoń. – To mieszkanie jest warte miliony, a nawet więcej. I choćbym miał Cię do niego przywiązać krzesłem to tam zamieszkasz!
- Po moim kurwa trupie! – wysyczała spoglądając na niego pewnie. – Hej Jimin, chcesz mieszkanie? To je bierz! – wskazała na chłopaka, który w tej chwili żałował, że kiedykolwiek się urodził. Bo czy istniało coś gorszego niż to co się działo teraz?
- J-ja? – wyszeptał przerażony patrząc na kobietę, która przez tyle lat okłamywała wszystkich i udawała jak dobrą osobą jest. Teraz widział jej prawdziwą twarz, twarz zwykłej materialistki.
Z westchnięciem spojrzał na swój zegarek. Nie miał bladego pojęcia skąd wytrzasnęła go jego siostra, jednak to on miał jej towarzyszyć podczas pogrzebu Yoongiego, dlatego musiał wyglądać dobrze, ale nie lepiej niż ona. Jak sama zresztą podkreśliła.
- Na-Soo – zawołał nieśmiało pukając do drzwi łazienki, gdzie zniknęła ponad dwie godziny temu. Zupełnie nie rozumiał po co dziewczyna ubiera się w suknię, którą kupiła dopiero wczoraj, na czym nawet nakryli ją paparazzie!
- Już, już – zachichotała otwierając po chwili drzwi. Znowu była tą samą, uroczą Na-Soo, którą kochali wszyscy. Która była tak dobra, że zupełnie „bezinteresownie" kupiła bezdomnym dzieciakom jedzenie, a całkiem przypadkiem znalazły się przy tym tłumy dziennikarzy. Ah, te przypadki chodzące po ludziach, szczególnie gdy są sławni i potrzebują pokazać jak wielkie i dobre serce posiadają. – I jak wyglądam?
Na jej twarzy było już kilka celowo zrobionych rozmazań, aby pokazać jak bardzo zapłakana była już wcześniej. Reszta jej makijażu, oczywiście nienaganna, była zrobiona aby podkreślać jej każdy atut, a także maskować wszelkie niedoskonałości. Ciągle je u siebie widziała i ciągle chciała coś poprawiać. Poprawiła swoją sukienkę, niezbyt długa, idealnie dopasowana, a nawet lekko pomniejszona w talii przez specjalne rzemyczki tylko po to aby wyglądała na jeszcze drobniejszą, filigranową. Złote zdobienia pokrywały jej większą część, podkreślały majestat, dodawały uroku. Cieniutka koronka na dekolcie, zdobienie przy linii biustu, wszystko musiało być idealne. I kosztowne. Czarne, klasyczne szpilki podkreślały jej wydłużone przez to nogi, odziane w cieniutkie, czarne rajstopy. I chociaż wyglądały przeciętnie, warte były tyle co średnia koreańska rodzina.
- Wyglądasz przecudownie Na-Soo. Jednak. To nie jest ubranie na pogrzeb. Szczególnie gdy zmarł twój narzeczony. Z całym szacunkiem, ale mówię to Ci jako brat.
- Ważne, że będę ładnie wychodziła na zdjęciach – prychnęła zarzucając cieniutki, szary sweterek, a później złapała się jego ramienia. – Co mnie obchodzi, że jakiś debil umysłowy podciął sobie żyłki. Oj, bo się popłaczę – wywróciła oczami. – Ahh! Poczekaj! Zapomniałabym – z cichym chichotem pobiegła po swoją torebkę a później używając specjalnych, scenicznych kropel wywołała łzy wrzucając pudełeczko na dno markowego dodatku. – Teraz możemy iść.
*
Líbera me, Dómine, * de morte ætérna, in die illa treménda: * Quando cæli movéndi sunt et terra: † Dum véneris iudicáre sǽculum per ignem.
Kiedy dotarli do domu pogrzebowego większość osób, które przyjść miały już tam była. Na-Soo od samego wyjścia z czarnego ca brio uwiesiła się na jego ramieniu i dramatycznie wypłakiwała zmazując przy tym większość makijażu, nadal jednak wyglądała idealnie. Zupełnie tak jak było w planach, cały pogrzeb miał swój własny scenariusz, był jedną wielką sceną na której deski wchodzili właśnie pierwszy aktorzy. Może nie byłoby w nim nic szczególnego, gdyby nie to, że każdy krok był śledzony przez dziennikarzy i reporterów, a cała ceremonia transmitowana na żywo. A później zaplanowana była powtórka. I powtórka powtórki. A na sam deser powtórka powtórki powtórki. No i może czwarta powtórka dla tych, którzy trzech poprzednich oglądać nie mogli.
Jimin czuł jak jego dłonie się trzęsą kiedy przechodzili obok tych wielkich wieńców, wszystkie z tak pustymi słowami od osób, które naprawdę nie interesowały się wcale Yoongim. No może tylko jego pieniędzmi, a także sławą jaką mogli dostać za kontakt z nim. Na-Soo szlochała coraz mocniej i głośniej idealnie wchodząc w swoją rolę.
Rozejrzał się krótko po pomieszczeniu wypełnionym ludźmi, większości nawet nie kojarzył. Chciał wierzyć, że są tu dla Min Yoongiego, ale coś podpowiadało mu, że to nie jest prawdą. Był prawdopodobnie jedyną osobą, która przyszła tu dla niego, bez żadnych podtekstów czy ukrytych chęci. Po jego policzkach spłynęło kilka perlistych łez, kiedy wyciągał swoją białą chryzantemę, a następnie podchodził do zdjęcia. Ułożył je idealnie na stosie pozostałych a później złożył hołd chłopakowi całkowicie oblewając się łzami.
Nie tylko on płakał. Płakało wtedy całe niebo, wszystkie anioły. I także ten, który aniołem jeszcze nie był wyciągając przy tym dłoń przed siebie w kierunku upadłego na kolana chłopaka. On nie musiał go wcale składać, Yoongi najchętniej podniósłby go z nich i przytulił. Bo teraz to blondyn musiał odkupić swoje grzechy aby zostać zbawionym. Bo błogosławieni Ci, którzy żywota swojego zaznali. Błogosławieni szczęśliwi. Błogosławieni kochający i będący kochanymi. Błogosławieni, których grzechy zostały wymazane, a oni zostali zaproszeni do ostatniej uczty zanim ich dusze na zawsze będą w krainie wiecznego szczęścia, miłości i pokoju.
Non intres in iudícium cum servo tuo, Dómine, quia nullus apud te iustificábitur homo, nisi per te ómnium peccatórum ei tribuátur remíssio. Non ergo eum, quǽsumus, tua iudiciális senténtia premat, quem tibi vera supplicátio fídei christiánæ comméndat: sed, grátia tua illi succurrénte, mereátur evádere iudícium ultiónis, qui, dum víveret, insignítus est signáculo sanctæ Trinitátis: Qui vivis et regnas in sǽcula sæculórum.
But go ahead give me all the blame
Twist my words and set them to flame, woah
We all know
That you'll go tell all of your friends
That I'm the one you wish you never met
And woah
We all know
The story never ends, ends
The story never ends, ends
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro