{2} Kwiatek
-Ej Kwiatek, co robisz?!
Kwiatek kurwa... kwiatek... nie mam siły, żeby go pierdolnąć w ten krzywy ryj.
-ŚPIE. Nie widać, że śpie? A co może kurwa robić wróżka na gałęzi! - może i miałem mało siły, ale nadal potrafiłem mu nagadać.
-Nie wiem! Nigdy nie byłem wróżką na gałęzi!- No nie, bo jesteś kurwa ziemską larwą. Odczep się ode mnie.
-To wróć do swojego świata, nie wiem, kim ty tam jesteś - no przecież mówie, ziemską larwą. - i szczerze mam to w nosie, tam sobie poleż na gałęzi i mów że jesteś wróżką! - wykrzyczałem poirytowany.
-Może kiedyś wypróbuję, jak będę na przykład chciał zostać wyrzuconym z domu i pozbawiony praw rodziny królewskiej...albo co gorzej uznają ,że wyślą mnie do tej ciotki z pryszczem na twarzy żeby nauczyła mnie manie - no, manier to w tobie za grosz karaluchu.
-Rób se co chcesz - skomentowałem i zamknąłem oczy. Niech mnie ktoś stąd zabierze, nie dam rady doczołgać się do domku...
Prawdopodobnie ten dziwak położył się oparty o drzewo, bo pod jego ciężarem aż się ugięło.
- Kwiatek....chodź tu do mnie na dół, poleżymy sobie razem na trawce - powiedział poważnym głosem.
No już schodzę.
Kurwa biegnę.
Widzisz jak zapierdalam?
-Nie będę z Tobą leżał, bo jeszcze mnie dotkniesz, a to przynosi wiecznego pecha i zanik wróżkowej mocy - wytłumaczyłem po krótce. Dokładniej zanik mocy i skrzydeł co dla wróżki oznacza wiecznego pecha. Trochę mu na ściemniam jak o to zapyta i nie będzie chciał dotknąć żadnej wróżki.
-Co? jak to? - zapytał zaciekawiony.
W sumie powiem mu coś, bo zrobi z siebie jeszcze większego kretyna niż jest.
-Normalnie. Swojego imienia też ci nie wyjawie... Bo jesteś człowiekiem...
Nikt nie zna mojego imienia prócz moja rodziną i mną...
- Okrutny- gdy to mówił zerknąłem na niego. Myślał, że robi smutną minę, a tak na prawdę wyglądał jak wkurwiony wielbłąd. - a co jeśli jestem kosmitą?- i co jeszcze kurwa.
-Nie, nie jesteś... wróżki wyczuwają ludzi... pachniecie inaczej- śmierdzicie potem. - I nie jestem okrutny, taka po prostu prawda. Kontynuując. Nawet lepiej jeśli inne wróżki nie znają twojego imienia...Imię zna się tylko w kręgach rodzinnych, bo to oni ci je nadają... Tutaj używa się przyrostków, dziedziczonych. Znając czyjeś imię... możesz go zniewolić... Dlatego ci go Nie wyjawię - powiedziałem spokojnym tonem, ponieważ opadałem z sił coraz bardziej.
- Zniewolić? ale po co?- zapytał.
-Chuj wie po co... Tak to już jest Znając twoje imię, które u wróżek ma moc, mogą cie wykorzystać i zniewolić...Będą modli cie kontrolować. Znaczy nie ciebie... W sensie że wróżkę. Ty jesteś człowiekiem... - pogmatwałem się w swojej własnej wypowiedzi.
-Mnie kontrolują nawet bez tego- wymamrotał pod nosem.
I chuj mnie to obchodzi. Niech cie tak kontrolują, że kurwa sobie stąd pójdziesz.
*Otabek*
I nie usłyszałem nic więcej od niego. Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że oddycha równomiernie i ma zamknięte oczy. Najwyraźniej spał.
Chyba mnie nie lubi - pomyślałem, gdy tak zacząłem się nad tym bardziej zastanawiać. Pytałem sam siebie o to.
A: A skąd ja mam wiedzieć...
A: A Ciebie da się lubić?
O: nie wiem...eh chyba moja obecność tylko go drażni, pewnie jak się obudzi i mnie zobaczy to będzie miał zły humor, a nie chce żeby mu się zmarszczki zrobiły...
D: tobie i tak już nic nie pomoże...
I usłyszałem huk. Ujrzałem jak chłopak, który najwyraźniej spadł z gałęzi opierał się rękami i klęczał z głową spuszczoną w dół. Przykleił mu się też liść do policzka co wyglądało śmiesznie.
-Żyjesz? - zapytałem lekko wystraszony i wysunąłem rękę, żeby zdjąć mu liść z policzka. Jadnak on się cofnął.
-Nie zbliżaj się do mnie! -gdy to mówił otrzepał policzek z roślinki. - Nie waż się mnie dotykać!
Opuściłem rękę. Naprawdę nie chciałem źle, a wyszło jak wyszło... Posmutniałem lekko.
-Wybacz... - mówiąc to spuściłem wzrok.
Chłopiec wstał. Był wyczerpany, bo jego skrzydła nawet nie chciały zatrzepotać, gdy chciał się wzbić.
-Muszę wracać do domu... - powiedział i powolnym krokiem zaczął iść przed siebie. Patrzyłem jak sie oddala. Po chwili się zatrzymał i odwrócił. - Uważaj na siebie - rzucił i poszedł dalej.
Wstałem z ziemi i westchnąłem ciężko mówiąc sam do siebie:
-Nie lubi mnie - otrzepałem się z piachu i liści i ruszyłem w przeciwną stronę.
A: może przenieś się do swojego świata na jakiś czas I wróć kiedy indziej...
O:jestem za i nie mam żadnych przeciw
*Jurji*
Udało mi się wrócić do domu. Następne parę dni przespałem, ze względu na chorobę. Gdy wróciłem do swoich codziennych zajęć, on już się nie zjawiał. A co jeśli przez to, że go zostawiłem w tym lesie, stała mu sie krzywda? Po chwili jednak odrzuciłem takie myśli.
Kolejne dni mijały, aż minął miesiąc i nastał początek jesieni. Liście przebarwiły się i zaczęły spadać...
*Otabek*
Spędziłem dzień w tym nieszczęsnym zamku i postanowiłem wrócić do tamtego świata. Gdy się przeniosłem, znajdowałem się w tym samym miejscu gdzie ostatnio, jednakże coś się zmieniło. Więc może to jednak nie to samo miejsce?
-Gdzie jestem...? - powiedziałem do siebie.
A: tam gdzie znikłeś wczoraj ... tylko, że tu było inaczej... chyba idzie jesień...
O: JESIEŃ?!
A: popatrz na liście...
O: no widzę je! Ale jak to tak szybko?!
A: gdy tu byłeś, było latoA: idź może do wioski
O: dobry pomysł
I ruszyłem w stronę wioski. Szedłem ostrożnie, żeby się nie zgubić. Gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem zgraję wróżek sypiących kwiatki. Jednakże nigdzie nie widziałem blond włosego wróżkowego chłopca. Z lekka zrezygnowany, że nie mogłem go znaleźć ruszyłem na poszukiwania. Pytałem inne wróżki, a raczej próbowałem, ponieważ zawsze uciekały na sam mój widok. Trafiłem nad jezioro, nad którym kwiatek kiedyś siedział na kamieniu. Zacząłem się przechadzać wzdłuż, gdy nagle przypomniałem sobie o polanie. Szybko pobiegłem w tamtą stronę. Gdy już się na niej znalazłem ujrzałem chłopaka, który w dziwnych drewnianych sandałkach i trawowymi opatrunkami na nogach wirował wśród kwiatów. Skrzydła miał przywiązane, dzięki czemu było mu łatwiej się poruszać. Jego taniec przypominał balet.
Usiadłem na ziemi nie chcąc mu przeszkadzać i cicho zacząłem nucić piosenkę z mojego świata. Po dosłownie trzech sekundach chłopak się zatrzymał. Stał do mnie plecami i milczał.
-czemu przestałeś?- zapytałem po chwili zaciekawiony jego odpowiedzią. Jednakże milczał dalej. - Nic nie mówisz...obraziłeś się?- zmartwiłem się. Dalej mnie nie lubi...
-Gdzieś. ty. był... przez. cholerny. miesiąc?- odwrócił się. Aż kipiał z wściekłości. Takiego pytania to ja się nie spodziewałem..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro