Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter XV - Human Love Knows No Bounds

(Rozdział 15 – Ludzka Miłość Nie Zna Granic)

Piosenka: Against The Current "Legends Never Die"

Tak trochę w klimaciku śmierci.

Nie jestem mistrzynią w wycinaniu postaci...

Miłej lektury!

______________________________

Obudziły ją promienie słońca, wpadające do pokoju przez okna oraz unosząca się klatka piersiowa, na której miała położoną głowę. Otworzyła zaspane oczy, od razu zasłaniając je ręką, z powodu rażących ją mocno promieni słonecznych i jęknęła cicho. Właśnie zamierzała się rozejrzeć wokół, gdy wspomnienia z poprzedniego wieczoru wróciły do niej, aż się uśmiechnęła.

– Dzień dobry, kochanie – usłyszała cichy szept. – Jak się spało?

– Cześć, mamo – położyła głowę na ramieniu kobiety. – Spałam najlepiej od dziewięciu lat.

Spojrzała na nią oceniającym wzrokiem, jakby nie mogąc się na zielonooką napatrzeć. Kasztanowo-czarne włosy, choć trochę roztrzepane i skręcone, spływały jej na ramiona, a jasnozielone oczy patrzyły na nią ze zmęczeniem. Sprawiała wrażenie, jakby mimo wszystko albo nie przespała połowy nocy, albo obudziła się bardzo wcześnie i nie mogła zasnąć, albo poszła bardzo późno spać.

– A tobie? Wydajesz się podejrzanie zbyt zmęczona – zauważyła zatroskana Potter'ówna. – Spałaś w ogóle trochę? Chociaż te siedem-osiem godzin?

– Spałam – potwierdziła kasztanowowłosa.

– Ale ile? To nadal nie odpowiada na drugie pytanie. Co ci da dziesięć minut snu, skoro nadal będziesz wycieńczona? O której w ogóle zasnęłaś? A chciałabym uprzejmie zauważyć, że dla nas wszystkich wczorajszy dzień był pełen wrażeń – drążyła dalej szesnastolatka.

– A ja wiem? Około pięciu, tak podejrzewam. Zasnęłam chyba o pierwszej.

– To niedobrze – wymamrotała Angela. – To źle, bardzo źle... Nie ma mowy, trzeba coś wymyślić, musisz całą noc przesypiać...

– Nie da się takich rzeczy kontrolować, skarbie – odparła słabo Lily. – A eliksiru Słodkiego Snu nie będę brać, bo zbyt dużo, to niezdrowo.

– Poszliśmy z Harrym spać około północy trzydzieści. Nie spałaś po tym pół godziny jeszcze, wstałaś o szóstej, a jest – zerknęła na zegar stojący na szafce nocnej – ósma. Proszę, zrozum, to nie jest dobre. Pięć godzin snu na dobę to strasznie mało, bo standard to chociażby te siedem czy osiem.

– Nie tak łatwo wymusić sen, kiedy... – kwestionowała dorosła Black'ówna.

– ...się zadręcza rzeczami, na które nie ma się wpływu – wyszeptała cicho, patrząc na nią nieśmiało, widząc, jak ta otwiera szeroko oczy. – Wierz mi, sama coś o tym wiem, z własnego doświadczenia to mówię.

– Skąd ty...? Jak? – sapnęła zszokowana.

– To po tobie widać, kochana – odpowiedziała Angel, łapiąc dłonie kobiety w swoje właśnie i kciukami gładząc je delikatnie. – Od dziecka znamy mowę twojego ciała, wiemy, jak reagujesz na poszczególne czynniki czy emocje. Nie ukryjesz przed nami faktu, że wciąż się zadręczasz przez to, co się wydarzyło piętnaście lat temu w Halloween. Możesz wszystkim wmawiać, że jest w porządku, ale ja i Harry nigdy nie uwierzymy, kiedy będziesz taka spięta, miała to spojrzenie, ten sztuczny uśmiech. Przejrzeliśmy cię już dawno.

Lilith westchnęła ciężko, wiedząc, że już nie wygra tej walki. Jej dzieci rzeczywiście znały ją na tyle, że umiały rozpoznać, kiedy jej najlepiej dopracowane uśmiechy są fałszywe lub najradośniejsze spojrzenie jest tak naprawdę tym rozgoryczonym. Pozwoliła córce ją objąć i przytulić na tyle, że jej głowa spoczywała na ramieniu Potter'ówny, a dziewczyna chowała lekko twarz w długich, kasztanowych włosach matki, wdychając swój ulubiony zapach jej liliowych perfum czy szamponu do włosów o tym samym zapachu.

– Pamiętaj – powtarzała nastolatka. – Zawsze, ale to zawsze, możesz porozmawiać ze mną i Harrym o tym, co cię męczy, bez względu na to, co to jest. Nie będziemy cię nigdy oceniać, a ty ewidentnie potrzebujesz się czasem komuś wygadać. Proszę, nie chowaj tego w sobie. To przynosi zdecydowanie odwrotny efekt niż zamierzony, a ty poczujesz się jeszcze gorzej. To rozmowa ci pomoże. A jak nie chcesz z nami, bo, no nie wiem, temat jest dla ciebie zbyt wrażliwy bądź uważasz, że nie jest dla naszych uszu, masz wujka Rega, dziadków, wiele osób. Jestem pewna, że ciocia Cissy chętnie by nas znowu odwiedziła i pogadała z tobą. Dobra?

– Skąd wiesz, że będzie jeszcze gorzej? – zapytała cicho starsza z nich, marszcząc brwi.

– Bo sama tak robiłam – przyznała ledwo słyszalnie szóstoroczna. – Wolałam sama zmagać się z własnymi problemami, nie dodawać innym ciężaru, którego i tak mieli wystarczająco wiele. Niedługo potem to wszystko wracało ze zdziesięciokrotnioną siłą, a ja łamałam się jeszcze bardziej. Zwłaszcza kiedy chodziło o sprawy, których po prostu nie mogłam wystawić na światło dzienne.

– Masz na myśli te akcje z Bellą? – zapytała Black'ówna.

– Na przykład. Nikt nie mógł wiedzieć, jeśli nie chcieliśmy, by naszych potencjalnych wybawców spotkała śmierć. Ba! Nikt nie mógł nawet zauważyć, że zachowujemy się inaczej!

– Aż tak źle? – zmartwiła się dorosła Potter.

– Dużo gorzej niż źle. Katastrofalnie to minimum – mruknęła cicho. – Miejmy nadzieję, że po tylu latach klątwa już nie działa i ta psychopatka niczego nie wyczuła... A jeśli, broń Merlinie, już to zrobiła, to nie damy się namówić na ucieczkę, rozumiesz? To TY zostaniesz wysłana w bezpieczne miejsce, bez żadnego „ale". Nie zmienię zdania, więc nawet nie próbuj prosić.

– Wyjaśnij mi tylko jedną rzecz – zaczęła wolno Pani Potter. – Mogę trochę pytać o to, co się wtedy działo w końcu, czy nie?

Angela przygryzła dolną wargę, nie mając szczerze pojęcia, co zrobić. Jak już wypaplali, to teoretycznie powinni odpowiedzieć na każde pytanie, ale jeśli to by ją bardziej naraziło... Całe szczęście, że w tym momencie obudził się brat dziewczyny.

~ Harry pomoże mi podjąć decyzję, poza tym oboje mieliśmy to zrobić... ~ pomyślała spadkobierczyni Rodu Potterów.

– Cześć, mamuś – wyszczerzył się chłopak, również obejmując matkę. – Siemka, sister.

– Dzień dobry, Harry – odparły równocześnie, uśmiechając się po tym lekko.

– O czym rozmawiają dwie najbliższe mi kobietki?

– Mama właśnie pytała, czy może zadawać pytania w związku z... No wiesz – powiedziała Angie, patrząc poważnie w oczy brata.

To musiała być ich wspólna decyzja, która mogła zaważyć na losie najbliższych im osób. Oni musieli wiedzieć, czy Lestrange jest świadoma ich wpadki, żeby zdecydować, jakie środki bezpieczeństwa wdrożyć, aby ich mama była w końcu stuprocentowo bezpieczna. Lilith ewidentnie zdawała sobie sprawę, o czym myślą, bo patrzyła na nich z wyczekiwaniem.

~ Nie patrz w te zielone tęczówki, nie patrz w nie, bo cię przekona samym spojrzeniem, musisz to przemyśleć na chłodno... ~ powtarzali sobie w myślach Potterowie, widocznie unikając kontaktu wzrokowego z rodzicielką, wciąż patrząc na siebie nawzajem.

– Czy warto...? – zapytał brunet, mając na myśli niebezpieczeństwo, wiążące się z prawdą. Lily nadal przypatrywała im się z cierpliwością, ze skupieniem słuchając, co mówią. Angela westchnęła ciężko, przecierając ręką twarz.

– Nie mam pojęcia. To czy Bellatriks wie, jest teraz niezbędne dla osądu sytuacji. Jeśli okazałoby się, że wie i szuka... Wtedy będzie musiała żyć w nieświadomości – rzekła rudowłosa, jakby zapominając, że zielonooka kobieta nadal siedzi obok. – Trudno. To zbyt wielkie ryzyko. Gdyby chodziło o coś innego... Albo o kogoś innego... Nie. Jej obeznanie nie jest tego warte. Nie za taką cenę.

– Wiem, cena nie jest warta jej wiedzy – powtórzył Harry. – Nie poniesiemy jej po raz kolejny. Wystarczająco się z tego powodu nacierpiała, żeby jeszcze raz być narażona na psychopatyczną łaskę Belli. Tylko skąd możemy wiedzieć...

– Dracon – odparowała, a szesnastolatek spojrzał na nią niezrozumiale. – Draco będzie wiedział. Riddle przeniósł siedzibę do Malfoy Manor, a nasz drogi kuzyn wrócił na święta do domu.

– Myślisz, że pamięta? Przecież Dumbledore zablokował część wspomnień wszystkim, którzy pamiętali parę faktów z tamtego okresu, w sensie, wiesz, kiedy mama jeszcze... – ostatnie słowa nie chciały przejść mu przez gardło, a mianowicie „żyła jako Czarna Pani".

– Widziałeś jego zachowanie w Hogwarcie ostatnio? Tamtego popołudnia, co rzuciłam się na Parkinson, na przykład? On wyraźnie ją zniechęcał do tej szopki. Widziałam w jego oczach, że złamał blokadę. Przecież poprzez matkę to Black, a ta rodzina charakteryzuje się świetnymi zabezpieczeniami umysłu.

– Czekaj, co? Czemu się na nią rzuciłaś? – spytała Lily z niedowierzaniem.

– Obrażała tych, na których mi zależy – odparła Potter'ówna, nie spuszczając wzroku z brata.

– Ale...

– Wyzywała moją rodzinę i przyjaciół. Określiła cię – no Lilkę, ale jesteście jedną osobą z dwóch czasów – jako „nic niewartą szlamę"! A ja nie będę stać i biernie patrzeć – obruszyła się dziewczyna.

– A akcja na obronie? – dopytywał nastolatek, na co Angela wzdrygnęła się.

– Wasze typowe droczenie się – westchnęła zirytowana, próbując go namówić do swojej racji.

– W porządku – powiedział nareszcie ciemnowłosy. – A co do tamtego momentu? I jak się skontaktować, żeby Voldek nie odkrył tego listu?

– Na list wystarczy parę zaklęć oraz klątw rodowych. Jeśli chodzi o to, co do momentu, gdy Dracon odpisze... Nie wiem, naprawdę. Może odpowiemy na tylko część, na te bardziej bezpieczne... Albo będzie musiała zaczekać na wiadomość od Smoka – zdecydowała. – Co sądzisz?

– To chyba najlepszy sposób... – po raz pierwszy od rozpoczęcia konwersacji spojrzeli na matkę, po czym odpowiedzieli.

– Zależy od pytania. Jeżeli będzie zbyt...powiedzmy niepewne, co do konsekwencji, to po prostu nie dostaniesz na nie odpowiedzi. Trzeba się skontaktować z Draco Malfoy'em. Wtedy wszystko będzie jasne. Rozumiesz?

– Dobra, kumam – mruknęła.

– Zaraz wracam – oznajmił Harry, wstając z łóżka.

– Gdzie idziesz? – spytały znowu równocześnie rudowłose.

– Śniadanie zrobić. Nie ma mowy, byś tym razem jadła tak mało jak wcześniej, choćbyśmy cię musieli na siłę karmić – ostatnie zdanie swojej wypowiedzi skierował do najstarszej z Potterów.

– A co konkretnie idziesz upichcić? – wymamrotała cicho Black'ówna.

– Jajecznicę, tak sądzę. A co? Nie lubisz już jej?

– Nie, uwielbiam ją, jest pyszna, zwłaszcza ta wasza. Tak tylko zapytałam z ciekawości – usprawiedliwiała się kobieta.

– Spokojnie – dodał zaniepokojony Gryfon. – Nie musisz się nam tłumaczyć, nie jesteśmy jakimiś sędziami w sądzie. Przynajmniej nie z takich błahostek.

Podszedł do nich, pochylił się nad dwudziestosiedmiolatką – już określajmy ją takim wiekiem, w jakim zginęła – i pocałował ją z czułością w czoło, po czym wyszedł do kuchni. Angela uśmiechnęła się szeroko, mocniej ją przytulając.

– Zobacz, jaki troskliwy chłopiec – zauważyła młodsza z nich. – Czyli robienie śniadania mamy z głowy, bo Harruś zrobi to za nas. Co ty na taki układ?

– Jajecznica w zamian za chwilę leniuchowania? Chętnie przyjmuję – parsknęła Lily.

– No i taki humor to ja rozumiem! – zawołała dziewczyna, rzucając na siebie zaklęcie przebierające. – Lepiej się przebierz, bo chcę się pobawić, a później będzie na mnie, jeśli sobie wstydu narobisz.

Po dwóch minutach już obie stały naprzeciw siebie, Angela z huncwockim uśmieszkiem, a Lilith z pytającym spojrzeniem. Szesnastolatka taksowała matkę spojrzeniem, widząc, że jeszcze kilka centymetrów, a będą równego wzrostu. Później niespodziewanie przywołała bezróżdżkowo kilkanaście poduszek i zaczęła ze śmiechem rzucać nimi w zielonooką.

– O, ty! Nie ujdzie ci to na sucho! – krzyknęła Lilia, sama przywołując część poduszek, robiąc uniki i odrzucając poduszki w córkę.

– Chcesz mnie dorwać? W takim razie mnie złap! – zawołała Angie, już będąc na schodach.

Lily pobiegła szybko za nią, celując w nią poduszkami, a Angel śmiała się w najlepsze, uciekając i obracając się co jakiś czas, żeby sama rzucić jedną poduszką. W pewnym momencie roześmiane Potter wbiegły do salonu, gdzie – czego nie zauważyły, zbyt zajęte sobą – większość domowników rozmawiała, jedząc swoje śniadania.

Kiedy wparowały do pomieszczenia, spojrzeli na nie z niezrozumieniem, zwłaszcza gdy zauważyli, że obie okładają się nawzajem poduszkami. Te jednak nadal nie zwracały na nich uwagi, czasami mówiąc w swoim kierunku nieco złośliwe komentarze.

– Dalej, traf mnie, mamuś! Wyszłaś z formy? – zironizowała Angel, chwilę później obrywając „wymarzoną" poduszką.

– Czyżbyś w te parę minut odzwyczaiła się od uników, skarbie? – parsknęła kobieta.

– Ja? Gdzie tam, przewidziało ci się! Dałam ci fory!

– Taaaa, naaa peeewnoooo – prychnęła, przeciągając samogłoski.

W końcu Angeli skończyły się poduszki, a jak dziewczyna zauważyła z przerażeniem, Pani Potter miała ich jeszcze pod dostatkiem. Zaczęła się powoli cofać w kierunku kanapy, robiąc czasem uniki, aż wpadła na nią, zasłaniając ramieniem twarz. Nie poczuła jednak miękkiego puchu, tylko ugięcie się kanapy, tuż obok jej miejsca. Otworzyła oczy, które nie wiadomo, kiedy zamknęła i odsłoniła twarz.

– Wygrałam – wyszczerzyła się dorosła Lily, która siedziała obok i pstryknęła ją delikatnie w nos.

 – Mam cię.

– Tym razem – zachichotała Potter'ówna. – Za trzydzieści lat, ja bym wygrała.

– Pff! – prychnęła wściekle. – Tylko dlatego, że bym miała wtedy prawie sześćdziesiąt!

– Ale przyznaj, że dobrze się bawiłaś.

– No ba! – chichotała dwudziestosiedmiolatka, dodając radośnie. – A do tego w końcu cię ograłam!

– Dobra, pytanie, gdzie jesteśmy, bo nie patrzyłam zbytnio... – Ang rozejrzała się, a kiedy ujrzała spojrzenia w nie utkwione, zarumieniła się mocno. – Oh... Wtargnęłyśmy na śniadanie...

– Ups... – mruknęła była-Gryfonka, brzmiąc jak dziecko przyłapane na psocie.

– Ale zobacz, dobrze, że mnie posłuchałaś. Mówiłam, że jeśli się byś nie przebrała, to sobie byś narobiła wstydu – po czym pokazała palcami cudzysłów. – "Przeze mnie", oczywiście. Harry, gdzie ta jajecznica?!

– Już jest, co się awanturujesz?

– Ja się awanturuję? Ja pytam! Głodna jestem, człowieku! – oburzyła się siostra chłopaka.

– A mówiłaś, że to Liluś się awanturuje – mruknął z niedowierzaniem.

– Dostałam ochrzan stulecia za brak eliksiru na kaca!

– Bo zabrałaś wszystkie z pokoju, a dobrze wiesz, jaki to był ból! – dodała swe trzy grosze młoda Lily.

– To ty mnie walnęłaś w czwartej klasie trzy razy z tego samego powodu – zauważył nastolatek, a Potter spojrzała na niego bykiem.

– Byłam pijana, na Merlina!

– A my mieliśmy całe pomoczone włosy, które nie chciały wyschnąć! – wtrąciła Lilka.

– Lilia, powtarzam ci pięćsetny raz, że to była tylko zimna woda! – mierzyły się zaciętymi spojrzeniami, aż w końcu obie parsknęły śmiechem. Lily wróciła do jedzenia swojego śniadania, a Angela usiadła naprzeciw szesnastolatki, obok dorosłej matki przy stole.

– Kobiety to jednak mają nietypowe poczucie humoru – wymamrotał Harry do Huncwotów i Rona.

– Całkowicie się z tobą zgodzę – odpowiedzieli cicho najmłodszy z chłopców Weasley z Łapą, jednak nie na tyle cicho, żeby Lily, Angela, Dorcas, Ginny i Hermiona, z naciskiem na dwie pierwsze, nie zaczęły miażdżyć ich spojrzeniami.

– A to spojrzenie już w ogóle mają straszne – wzdrygnęli się, sapiąc cicho nastoletni Black wraz z chrześniakiem, tylko pogarszając swoją sytuację.

– Potter! Black! – wycedziły siostry owych chłopców, po czym spojrzały na siebie, mamrocząc cicho. – Jakim cudem ten idiota jest moim bratem? – pokręciły z niedowierzaniem głowami, nie zauważając rozbawionych spojrzeń dorosłych.

– Co wy nagle takie zgodne? – zapytał Harry, zerkając na nie niepewnie.

– A czemu miałybyśmy być pokłócone? – spytały równocześnie.

– Przed chwilą sprzeczałyście się o akcję z pobudką? – westchnął chłopak.

– Chyba zapomniałeś o pewnym trafnym powiedzonku, młody człowieku – zaśmiały się, robiąc nacisk na „młody człowieku", wiedząc, że to go irytuje.

– Dziewczyny, nooo! – jęknął z irytacją. – Lilka, mieliśmy umowę!

– Nie kojarzę, żebym cokolwiek podpisywała – parsknęła rozbawiona, uśmiechając się psotnie.

– Wiesz, o co chodzi! Miałaś nie mówić na mnie „młody człowieku", tak jak tu siedzisz – wskazał na jej miejsce – i masz szesnaście, no, chyba że w naszych czasach się liczy, siedemnaście lat. Zdajesz sobie sprawę, jak to dziwnie brzmi?

Potter'ówna i starsza Black'ówna wymieniły rozbawione spojrzenia, patrząc sobie prosto w oczy, jakby licząc czas. Niedługo później odezwały się po raz któryś już równocześnie.

– Zapomniałeś, chyba że w naszym przypadku powiedzenie „jaka matka, taka córka – jaki ojciec, taki syn" jest wybitnie trafne.

– Gdyby nie różnica wiekowa i prawdziwe pochodzenie, serio można by się zastanowić czy nie jesteście, aby na pewno siostrami bliźniaczkami, wiecie?

– Miło nam to słyszeć – przyznały wspólnie. – Jak widać...

– ...twierdzenie, że Angela... – rzekła Lily.

– ...to wykapana matka... – kontynuowała Potter.

– ...z oczami ojca... – uśmiechnęła się Black.

– ...jest rzeczywiście prawdziwe... – dokończyły razem.

– A wy co? Wczułyście się w Freda i George'a? – chichotała Ginny.

– Albo w Pottera i Blacka? – dodała Dorcas.

– Być może – podsumowały, powodując falę chichotów.

– Jesteście niemożliwe – mruknął zielonooki. – I momentami wkurzające.

– My niemożliwe?! My? Pff! – obruszyły się natychmiast. – Nie prawda! Mamooo! Powiedz mu coś! To nieprawda, że jestem wkurzająca i doprowadzam cię do szału, prawda? Jestem przecież twoją małą, grzeczną córeczką, kochanym aniołkiem! I mi się tu nie śmiej! Wiem, że to robisz, nawet jeśli zasłaniasz usta dłonią! To wcale nie jest śmieszne!

To jednak spowodowało, że tym bardziej kobiety wybuchnęły śmiechem, widząc miny dziewcząt. Te zaczęły miażdżyć ich spojrzeniami typu „nie pomagasz", wstając od stołu.

– A wy gdzie? – spytał Regulus, unosząc brew.

– Idę pokazać Lilce mój pokój i opowiedzieć trochę o historii rodziny. Dopiero niecałe dwa miesiące temu dowiedziała się o dziedzictwie, jakieś informacje jej się przecież należą – prychnęła Potter'ówna.

– Naprawdę opowiesz mi? – zapytała Lily. Ekscytacja wręcz błyszczała w jej oczach, sprawiając, że dorośli Blackowie uśmiechnęli się.

– Cokolwiek zechcesz – potwierdziła dziewczyna.

– To chodźmy! – pośpieszała ją, przypominając tym zachowanie Alex poprzedniego wieczoru. – No daleeeej!

– Już zaraz, cierpliwości troszkę...

– Nie zaraz, tylko teraz! – buntowała się zielonooka. – No weź, prooooszę.

– Dobra, idę. W razie co będziemy najprawdopodobniej w moim pokoju! – krzyknęła jeszcze do dorosłych, po czym wbiegła za rudowłosą Black'ówną na schody. Z jadalni reszta słyszała jeszcze, jak podekscytowana dziewczyna zasypuje Potter milionem pytań dotyczących rodu Black.

– Nie wiecie nawet, ile dla niej znaczy jakakolwiek informacja o was – powiedział Harry. – Ciągle o was wypytuje.

– Poważnie? – szepnęła cicho matka dziewczyny.

– Tak. W szczególności nas i Syriusza – przytaknął nastolatek.

– A jak w ogóle się dowiedziała? – spytał Orion.

– Powiedzieli nam – odpowiedział Łapa. – Pewnego ranka wróciły im wspomnienia z dzieciństwa i powiedzieli nam o dziedzictwie Rudej.

– Jakim, na Salazara, powrocie wspomnień? – Lilith zmarszczyła brwi, nie wiedząc, o co chodzi.

– To dłuższa historia.

– Mamy czas...

~~**~~

Obie siedziały na łóżku dziewczyny. Lily rozglądała się po pokoju z zafascynowaniem, a Angela z uśmiechem wspominała czasy dzieciństwa. Można powiedzieć, że sytuacja z ich rozmowy w Pokoju Życzeń po tamtejszym treningu się powtórzyła, tylko one zamieniły się rolami. Młodsza z dziewcząt właśnie opowiadała drugiej jakąś historię, gdy Black jej przerwała.

– Co to? Jakim cudem...? – zapytała zaciekawiona, wskazując na fotografie wiszące na sznurkach nad łóżkiem.

Nie były to jednak normalne zdjęcia, bo pokazywały sceny, które nie mogły się wydarzyć, patrząc na życie Rodzeństwa. Było ich wiele i poruszały się, jak przystało na czarodziejskie, ale najbardziej w oczy rzucały się cztery. 

Pierwsze przedstawiało czwórkę Potterów na peronie dziewięć i trzy czwarte – albo raczej szóstkę, jeśli liczyć dwójkę młodszych dzieci przytulających się do nich.
Lilith ze zdjęcia kucała przed synem, mówiąc mu coś, po czym wstając i przytulając go. Jedenastoletnia – bodajże – Angela przytulała ojca, mrucząc coś pod nosem, lecz nie to było najdziwniejsze. Owa dwójka dodatkowych dzieciaków, oni byli najbardziej tajemniczy. Oboje byli dosłownie małymi kopiami swoich rodziców – jeśli owymi byli najstarsi Potterowie, oczywiście. Dziewczynka miała na oko może z siedem lat, chłopiec z dziewięć, choć Lily z rzeczywistości nie dałaby sobie ręki uciąć.

Drugie pokazywało tę samą rodzinę przed jakimś domem. Rodzeństwo Potter stało przed rodzicielami, którzy uśmiechali się do nich promiennie. Trochę bardziej z przodu była dwójka młodszych dzieci – dziewczynka trzymała w rękach białego, puszystego królika, natomiast chłopiec Mapę Huncwotów. Nieco za nimi znajdowali się Harry z Angelą. Czarnowłosy opierał się nieco na barkach młodszego rodzeństwa, obejmując ich ramionami, a w prawej dłoni trzymał miotłę. Z kolei Ang przyciskała do klatki piersiowej szkicownik, książkę i odtwarzacz MP3, a na jej szyi wisiały słuchawki. Ramieniem obejmowała starszego o godzinę brata. Na twarzach dzieciaków widniały różne uśmiech – w wypadku chłopców psotne, u dziewcząt podekscytowane.

Dwa ostatnie były bardzo podobne. Trzecie ze wszystkich zostało zrobione w salonie jakiegoś domu, zapewne tego w Dolinie Godryka. Na kanapie, na kolanach ojca siedziało około dwuletnie rodzeństwo. Przed nimi kucała ich matka, mając w ramionach małego chłopca, można by rzec kilkudniowego.

Ostatnie uchwyciło moment w sypialni, kiedy czteroletnie już Dzieci, Które Przeżyły, patrzyły z zafascynowaniem na maleńką dziewczynkę, która spała w ramionach matki. W jednym z dwóch łóżeczek dziecinnych leżał dwuletni, by wychodziło, chłopczyk z wcześniejszej fotografii.

– Przecież ty nie masz... – nie rozumiała starsza z nastolatek.

– Wiem – westchnęła Angie. – Niestety to tylko rysunki potraktowane zaklęciem fotograficznym.

– Jakim?

– No wiesz, robisz rysunek, a gdy dopracowane są wszystkie szczegóły, mówisz Ostende Vivato*.

– Nie mówiłaś, że rysujesz – zaciekawiła się Black.

– Bo nie sądziłam, że ten fakt może was zainteresować. A część z tych fotografii, te nieprawdziwe, przedstawiają to, o czym marzę bądź marzyłam, by się wydarzyło... W szczególności spójrz na siebie na tych rysunkach. Jest co najmniej jedna, ale najważniejsza cecha, która łączy je wszystkie – obie zaczęły przypatrywać się kolekcji szesnastolatki.

– Na każdym jestem szczęśliwa? – pytała niepewnie zielonooka.

– Zgadza się.

– Odkąd okazało się, że dorosła ja żyję, widać bardziej niż kiedykolwiek od początku naszej podróży w przyszłość, jak bardzo się troszczycie o mnie... O nią... Ugh, już nie wiem, jak mówić – zauważyła łagodnie. – To mega miłe z waszej strony, to wszystko.

– To nawet nie połowa tego, co robiliśmy, jak byliśmy dziećmi. Jesteśmy dla niej jedną z najmocniejszych podpór, dlatego nie możemy zawieść. Ona chyba sama zdaje sobie sprawę, że nie odpuścimy, więc już nawet nie mówi, że nie ma potrzeby, byśmy ją „niańkowali", tylko pozwala nam robić, co do nas należy, żeby zapewnić jej szczęście i bezpieczeństwo. Nie wszystko jej się podoba, rzecz jasna, ale chcemy wyłącznie jej dobra, od samego początku.

– Co do was należy? Masz na myśli?

– Pilnowanie, żeby odpowiednio dużo jadła i piła, przesypiała spokojnie noce, by nikt nie krzywdził jej. Znaczy, tego ostatniego nie dało się na sto procent, bo Riddle i znak... I by choć kilka razy dziennie się uśmiechnęła, rozmawiała z ludźmi, bo często się izolowała.

– Nie brzmi to zbyt dobrze – szepnęła cicho Black'ówna.

– Ponieważ takie nie jest – wymamrotała Potter. – Teraz jest jeszcze okej i mam nadzieję, że zostanie tak jak najdłużej, ale zauważ, że dzisiaj rano zachowuje się już inaczej niż wczoraj. Jest nieco bardziej przygnębiona oraz mniej energiczna niż na przykład taka ty i nie liczymy do tego wieku. A z tym jedzeniem to sprawdzamy ją, bo w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym urządziła sobie strajk głodowy bez naszej wiedzy.

– Ż-że co? – zachłysnęła się powietrzem dziewczyna.

– Mało wychodziła z pokoju, a gdy to już robiła, to tłumaczyła, że je u siebie. Kiedy sprawdziliśmy to po kilku dniach z Harrym, okazało się, że to nie były posiłki, tylko eliksiry odżywcze i woda. Przerwaliśmy to, kiedy tylko się obudziła i mieliśmy pogawędkę. Nie widziałaś jej w pełni, Lilia... Ona naprawdę ma stany poddepresyjne oraz ogromną traumę, z którą mimo pomocy nie potrafi sobie poradzić... – dokończyła płaczliwie Potter'ówna.

– Czy jest coś lub ktoś, kto może pomóc, nim będzie za późno?

– Jest, ale nie ma, jak – odparła smutno.

– Dlaczego?

– Bo nie żyje.

– Masz na myśli... – nie dokończyła zdania Lily.

– Tylko tata może pomóc, ale nie potrafię przywracać ludzi z martwych... Ona sobie po prostu bez niego nie radzi... Nie umie żyć bez niego, bo zbyt go kocha...

~~**~~

– JAK ŚMIAŁ?! – jej krzyk słyszalny był w całym domu. Harry właśnie opowiedział im o tym, jak Dumbledore zablokował im kilka fundamentalnych wspomnień, a ona nie umiała powstrzymać nagłego napadu furii. – Moje dziecko! A nawet dwa! Jak tylko go dopadnę, to pożałuje! Nie daruję mu tego!

– Mamo, proszę, uspokój się – prosił syn kobiety.

– Powiedz mi tylko, jak mam być spokojna, kiedy dowiaduję się, że pewien stary dziad zablokował pamięć moim dzieciom?! – wysyczała gniewnie, jednak nie krzycząc już.
Z reguły raczej nigdy nie podnosiła na nich głosu, a na pewno nie wtedy, kiedy była zdenerwowana z powodu kogoś innego, a oni się wtrącili. Nigdy nie przenosiła na nich swoich negatywnych emocji.

– Ja mówię poważnie, złość piękności szkodzi – argumentował dalej chłopak, starając się trochę rozluźnić atmosferę. Dwudziestosiedmiolatka wzięła głęboki oddech, starając się zapanować nad emocjami, a kiedy się uspokoiła, spojrzała ponownie na zielonookiego. – Od razu lepiej.

– Nieźleśmy się zagadali, a teraz, co z dziewczynami? – zapytała zaniepokojona Hermiona. Zaczęli rozmowę pięć godzin wcześniej, a one nawet nie zeszły po coś do jedzenia...

– Gadają pewnie. Jak to dziewczyny i ich babskie ploteczki – parsknął Harry. Przeliczył się jednak, bo po chwili z piętra zbiegła oczarowana czymś Lilia, ciągnąc Angel za ramię.

– ...jak ty... Kobieto...nie mówiłaś...pięknie rysujesz!... To jest nieziemskie! – słyszeli tylko skrawki wypowiedzi pierwszej z nich, a moment później obie zjawiły się w salonie. – Dziękuję!

– Co się stało? – zapytał Regulus, widząc w oczach starszej z dziewcząt łzy.

– Angela narysowała dla mnie jeden rysunek i potraktowała go zaklęciem fotograficznym. Nie spodziewałam się, że tak ładnie wyjdzie... – po czym spojrzała na przyszłą córkę. – Nigdy nie będę umiała ci się za to odwdzięczyć.

Następnie podeszła do Rega i pokazała mu ową fotografię, która tak ją wzruszyła. Pokazywała dziesięcioletnie Bliźniaki Black oraz dziewięcioletniego Regulusa. Chłopcy stali z obu stron Lilith i cała trójka obejmowała się ramionami z promiennymi uśmiechami na ustach.

– Naprawdę super wyszło – szepnęła dorosła Lily do córki.

– Dziękuję – uśmiechnęła się nieśmiało Angel.

~~**~~

Z każdą godziną było coraz gorzej i niepokoiło to ich. Zmieniała się, nawet ich przyjaciele to widzieli. Gdzieś w okolicach południa przebrała się ze swoich jasnoniebieskich dresów na czarną koszulkę z czarną spódnicą. Tak jak rano potrafiła śmiać się do rozpuku, teraz uśmiech powoli schodził jej z twarzy. Wyglądała na coraz bardziej zmęczoną, przygnębioną oraz pogrążoną w żałobie. Obecnie robiła kolacje razem ze swoją matką, jednak nawet Pani Black nie była pewna, jeśli chodziło o jej zachowanie.

Wszyscy się martwili. Młodzież siedziała przy stole w jadalni – która swoją drogą była połączona z kuchnią – cicho rozmawiając. Chociaż, nawet jeśli mówiliby na głos, istniało dziewięćdziesiąt osiem procent szansy, że Pani Potter nie usłyszałaby ich, bo była zwyczajnie zbyt pogrążona w zamyśleniu, żeby zwracać uwagę na jakiekolwiek czynniki zewnętrzne.

– Co z ciocią Lily? – spytała zmartwiona Alex, patrząc na kuzynostwo.

– Zaczyna się... Salazarze, proszę, nie... – mamrotała płaczliwie Ang.

– Co się zaczyna, Kochanie? – zapytał Fred, obejmując ją ramieniem.

– Znowu pogrąża się w żałobie, jest coraz gorzej... Trzeba coś zrobić, nim będzie za późno...

– Za późno, czyli? Co wtedy? – pytali ich przyjaciele.

– Nie będzie wychodzić z pokoju, prawie nie będzie kontaktować z innymi, będzie codziennie płakać... – odpowiedział Harry, chowając twarz w dłoniach.

– Aż tak źle? – zapytały dziewczyny.

– To dopiero szczyt góry lodowej... – Rodzeństwo Potter ponownie spojrzało w kierunku kuchni, marszcząc lekko brwi, gdy usłyszeli zatroskany głos babci.

– Lilith, córeczko, wszystko w porządku? Może idź się połóż? Widać, że tego potrzebujesz.

– Nie, dziękuję, mamo – odparła cicho zielonooka. – To tylko zmęczenie. Naprawdę dam radę. Nic mi nie jest – uśmiechnęła się z bólem do starszej z nich, jednak nawet młodzież zauważyła, że ten uśmiech jest fałszywy.

– Jesteś pewna, ciociu? – spytała Alex. – Nie wolałabyś zaklęcia, żeby te warzywa się kroiły?

– Tak, Lex, jestem pewna. Muszę zająć czymś rę... – jakby na potwierdzenie, że potrzebuje trochę snu, skaleczyła się przypadkiem. Kroiła właśnie pomidora, gdy palec ześlizgnął jej się z warzywa, a ostry nóż rozciął jej skórę. Natychmiast przyłożyła go do ust, przymykając na chwilę oczy. Wkopała się...

Rodzeństwo Potter spojrzało na siebie porozumiewawczo, po czym, gdy kobieta wróciła do przygotowywania posiłku, wstało z miejsc i do niej podeszło. Angela wyjęła jej nóż z dłoni, a Harry objął zielonooką od tyłu, mówiąc tuż przy jej uchu.

– Kłamiesz. Widzimy, że coś się dzieje, mnie i Ang nie oszukasz. Więc...? Czy chodzi o to, o co podejrzewamy?

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – skłamała gładko ruda i pisnęła cicho, gdy niespodziewanie chłopak podniósł ją i zaczął z nią iść w kierunku salonu. – Harrisonie Jamesie Potterze, co ty wyrabiasz?! Chcesz, by matka zawał miała?! Mogłeś, chociażby mnie ostrzec! I z łaski swojej postaw mnie na ziemię! Natychmiast!

– Wtedy nie byłoby efektu zaskoczenia, a ty byś mi przeszkodziła – rzekł, sadzając ją na kanapie i siadając obok rodzicielki. Angela kucała przed nią, złapała jej ręce w swoje własne i spojrzała smutno w oczy.

– Nie jesteśmy dziećmi. Możesz nam powiedzieć wszystko, wiesz? Zapytam znowu i nie mów, że nic, bo twoje matczyne kłamstwa już nie przechodzą. Co się dzieje? – powtórzył łagodnie.

– Ja...ja...oh... – jąkała się lekko.

– Spokojnie, nie stresuj się ani nic. Nie chcemy ci robić presji. Weź głęboki oddech, policz do dziesięciu i na spokojnie, wolno wytłumacz, co się stało – Angela uśmiechnęła się lekko i szybko zrobiła matce jej ukochane kakao, podając jej je i przykrywając kocem.

– Dziękuję – szepnęła kobieta, opatulając się jeszcze mocniej kocem i przymykając oczy, gdy piła ciepły napój.

Gdy go skończyła, odłożyła drżącą ręką kubek na stolik kawowy, ponownie zajmując poprzednie miejsce. Wiedziała, że młodzi Potterowie nie odpuszczą, dopóki się nie dowiedzą, co jest powodem jej "dziwnego" zachowania, choć była pewna, że podejrzewają, o co chodzi. Westchnęła ciężko, chowając po prostu twarz w dłoniach, gdy poczuła napływające do oczu łzy.

– Ja... Ja po prostu już nie daję sobie z tym wszystkim rady – wyszeptała płaczliwie, czując na sobie spojrzenia obecnych. – Mam dość... Ja tak nie chcę! To wszystko miało wyjść inaczej...
Potterowie wymienili z lekka przerażone spojrzenia. Chyba ona się nie obwinia o to wszystko... Prawda? Natychmiast przytulili rudą, starając się okazać jej jak najwięcej swojego wsparcia.

– Jeśli choć raz przez głowę ci przeszło, że cokolwiek z tego, co się wydarzyło, było twoją winą, to masz natychmiast wyrzucić te myśli z głowy, bo pogadamy inaczej! – jednak Lily pokręciła przecząco głową.

– Nie o to chodzi – szepnęła. – A przynajmniej nie do końca...

– Chodzi... Chodzi o...o tatę, prawda? Dlatego tak się zachowujesz? Bo nadal tęsknisz, a on...on nie...on nie wrócił, tak? – pod koniec zdania głos ją zawiódł, a ona spojrzała w sufit, starając się odgonić łzy tak, żeby Potter nie zauważyła. Kobieta wybuchnęła płaczem.

– Owszem... Sześć lat mi wystarczyło, ja dłużej nie chcę...! Oddam wszystko, przysięgam, ale niech zwrócą mi mojego Jimmy'ego. Błagam... – płakała bezradnie.

Czując łzy w oczach, młodzi Potterowie jeszcze mocniej przytulili matkę. Harry objął ją tak, że jej głowa spokojnie spoczywała na jego torsie, a Angela przytulała ja od tyłu, odgarniając jej kosmyki włosów znad oczu. Potter'ówna łkała ledwo słyszalnie, znów widząc, do jakiego stanu Riddle doprowadził jej mamę.

– Ciiii... Spokojnie... – starała się ją pocieszyć. – Znajdziemy sposób, mamuś. Choćby to trwało, nie wiadomo ile, będziesz miała tatę całego i zdrowego z powrotem. Choćbyśmy mieli poruszyć świat, będziesz miała tatę z powrotem i to przez tydzień lub więcej na twoją całkowitą wyłączność. Obiecuję... Oh, tak strasznie ci to obiecuję. Tylko...tylko proszę...nie płacz już... Będzie dobrze... Przysięgam... Słowo Pottera i Blacka...

Teraz jej oświadczenie o ich trosce względem niej nabierało na zdecydowanej sile. Ten ból w ich oczach, gdy widzieli jej łzy, słyszeli szloch, wystarczył, żeby zobaczyć, ile dla nich znaczyła oraz co byli w stanie zrobić, żeby była szczęśliwa. Odpowiedź na oba brzmiała: wszystko. Była dla nich wszystkim i byli gotowi zrobić wszystko dla jej dobra. A ich czyny sprzed kilku lat i to, co robili teraz, tylko to potwierdzały.

Nie miało dla niej znaczenia, że jest dorosła, że nie są sami, że pokazuje swoją słabszą stronę zdezorientowanym dzieciakom. Nic się nie liczyło. Zacisnęła jedynie mocniej powieki, gdy jej ciałem wstrząsał głęboki szloch. Tamy, jakie zdążyła zbudować przez sześć lat, i które już wcześniej zanikały, teraz całkowicie puściły, stawiając jej psychikę na granicy całkowitego załamania nerwowego.

– Udało mu się – wychrypiała cicho, zwracając na siebie ich uwagę. – Wygrał. Poddaję się.

– Co się udało? Komu? – zapytała Lilka.

– Nie! – zawołało przerażone Rodzeństwo. – Proszę, nie! Walcz, mamo! Walcz! Zrób to dla nas! Dla... Dla taty!

Ich strach zdziwił innych. Nie mieli pojęcia, o co chodzi, co się dzieje.

– Przepraszam, ale nie potrafię tak dłużej – wyszeptała przez łzy. – Riddle wygrał, tak jak chciał od tamtego Halloween. Złamał mnie... Planował, żeby wszystkie tamy puściły nagle z hukiem i to ma.

– Nie możesz... Nie możesz nam tego zrobić! – zapłakała Angela, patrząc zapłakanymi zielonymi oczami w te swojej. Emocje, które nią targały, były nie do opisania, więc nic dziwnego, że oczy także zmieniły kolor. – Wytrzymaj jeszcze trochę, błagam!

– To nie ma sensu – zaprzeczyła Pani Potter. – To nic nie da...

– Może da! – trzymała przy swoim Potter'ówna.

– A umiesz przywracać ludzi z martwych? – spytała retorycznie kobieta, skutecznie ją uciszając. – No właśnie.

– Pomyśl o tym w ten sposób – przekonywała zdławionym płaczem dziewczyna po kilku minutach ciszy. – Tata...on nie chciałby, żebyś traciła samą siebie z powodu tego, co się wydarzyło. A Voldemort? Jeśli cudem się dowie i zobaczy, że mu się udało, będzie dążył do tego, żeby złamać cię mocniej niż kiedykolwiek. Będzie wiedział, że utrata najbliższych tak się na tobie odbija, więc obróci to przeciwko tobie i będzie coraz więcej ludzi ci bliskich zabijał, żeby mieć cię całkowicie pod kontrolą. Proszę, pokaż mu, że nie tak łatwo złamać Lily Black Potter...

– Ja nie chcę... Nie chcę znowu musieć patrzeć na te wszystkie okrucieństwa... Nie chcę tam wracać...

– I nie wrócisz, Kochana – zapewnili Potterowie. – Choćby to było ostatnie, co zrobimy w życiu, to dopilnujemy, żebyś tam nie wróciła.

– To było takie straszne... – mówiła cicho kobieta. – A na ostatnim, na którym byłam... – kolejne łzy zaczęły spływać jej po policzkach. – Przyprowadził trójkę mugoli. To były jeszcze dzieci...

Młodzież wessała głośno powietrze. Wiedzieli, jak to się skończy... I rozumieli, czemu było to dla niej takie traumatyczne.

– Najstarsze miało może dziewięć lat. A dwójka na oko siedmioletnich... Chłopiec i dziewczynka... Byli tak podobni do was... Miałam wrażenie, jakbym patrzyła na wasze kopie. Z wyjątkiem tego, że to dziewczynka miała okulary, nie chłopiec. Oni... Torturowali ich, te dzieci tak rozpaczliwie płakały i krzyczały... To najstarsze błagało o litość, ale tamte bliźniaki... Widziałam, że wiedzą, że i tak umrą. Nie mogłam nic zrobić... Prosiłam, by przestał, że to tylko niczemu niewinne dzieci, ale on tylko spojrzał na mnie z taką jakby... Satysfakcją? A kiedy w końcu zabili je... To dziewięcioletnie Avadą, bliźniaki Sectumsemprą... To była taka katorga dla instynktu macierzyńskiego... Merlinie, nigdy nie będę umiała tego zapomnieć... Pomyślałam wtedy, że gdybyście to jednak byli wy... Jeśli wam coś takiego by się przytrafiło... Nie wybaczyłabym tego sobie...

Byli wstrząśnięci tym wyznaniem. Co najmniej wstrząśnięci. Teraz Angel i Harry wiedzieli, co by się stało, gdyby to oni ucierpieli, tak jak sugerowała ciocia Cissy. Rozumieli, co oznaczała owa satysfakcja w oczach Wężogęby. Może jednak naprawdę lepiej, że ona nie wie o szczegółach katuszy z 1986...

– Jesteśmy tu, cali i zdrowi – zapewnił zielonooki. – To musiało być straszne, ale to przecież nie ty byłaś za to odpowiedzialna. Już, spokojnie...

Nie uzyskali jednak odpowiedzi. Spojrzeli na Black-Potter, zauważając, że z powodu tak długiego płaczu, usnęła. Narzucili na nią zaklęcie, żeby nie obudziła się przypadkiem przez ich rozmowy i westchnęli ciężko.

– Salazarze, jesteś mi świadkiem, że zamorduję Riddle'a, jak tylko go zobaczę – powiedziała gniewnie rudowłosa.

– On naprawdę ją złamał – rzekła cicho Hermiona.

– I zapłaci za to – wycedziła córka kobiety, idąc w kierunku kuchni.

– Zrobił to celowo! – warknął Harry, przytulając zaborczo śpiącą Lilith. – Specjalnie wziął dzieciaki podobne do nas! Chciał, żeby miała świadomość, co nam zrobi, gdy będzie się zbytnio stawiać! By wiedziała, że tak jak teraz miała możliwość prosić albo chociażby się ruszyć, tak wtedy by jej nie miała!

– Już jej nie skrzywdzi – wysyczeli Rogasiątko i Rogacz'ówna, która była na korytarzu. – Nie zbliży się nawet do niej na sto metrów.

– Nigdy... – nim dokończyła, coś przerwało tę cichą rozmowę, co zdezorientowało ich wszystkich.

Dlaczego? Bo nagle z przedpokoju dobiegł ich dziewczęcy krzyk. Krzyk Angel.

____________________________
Zaczynam się bawić w Polsat i powiem, że to bardzo przyjemne, wiecie? Jak wrażenia?

*Ostende Vivato – (łac. pokaż na żywo), zaklęcie wymyślone przeze mnie na potrzeby fanfika; kiedy rzuci się je na rysunek, zamienia się on w czarodziejską fotografię, jednak z tyłu ma specjalny znaczek, żeby było wiadomo, że „zdjęcie" jest fałszywe.

Następny rozdział:
„Chapter XVI – Miracle? Rather, the Magic of Awesome Christmas!"


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro