Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter X - First Quidditch's Match and Occlumency Lesson

Witajcie w kolejnym rozdziale, w poprawionej wersji książki! Ten jest długi, najdłuższy jaki napisałam, bo zawiera 13322 słowa z notką włącznie. Mam nadzieję, że Was zainteresuje, wyjaśni ewentualne nieścisłości i zachęci do dalszego czytania. Określiłabym go jako rozdział pełen niespodzianek, a dlaczego, dowiecie się, czytając go. Życzę miłej lektury!

Słowniczek czcionek:

tekst - myśli, wspomnienia, podpisy fotografii                _____________________________________________________

(Rozdział 10 - Pierwszy Mecz Quidditcha i Lekcja Oklumencji)

- ANGELINO POTTER! - taki krzyk usłyszała wymieniona, wchodząc do Pokoju Życzeń.

~ To zły znak ~ pomyślała dziewczyna. ~ Zawsze nazywa mnie 'Angelina', gdy jest strasznie wściekła. Czy zaraz dostanę tyradę na temat bezpieczeństwa? ~ jednak, gdy dostrzegła dziewczynę, dodała w myślach. ~ Tak, mam przejebane. I to bardzo!

- Hej, Lilka, co tam? Spokojnie, uspokój się, złość piękności szkodzi - uspokajała ją ruda.

~ Co ja odwalam?! ~ jej umysł krzyczał z niedowierzania, ale to nie jej wina, że te słowa wyrwały jej się przypadkiem!

- Co ty sobie wyobrażasz, strasząc mnie niemiłosiernie twoim zasłabnięciem na Obronie i potem jeszcze wizytą u dyrektora?! Chcesz, żebym przedwcześnie na zawał zeszła i dostała palpitacji serca?! Myślałam, że znów ci w pamięci namiesza, albo cię do Azkabanu wyślą! - krzyknęła zielonooka.

- Wszystko jest okej, Lily. Mam tylko minus 50 punktów i miesięczny szlaban ze Snape'em - mruknęła, rozglądając się po pomieszczeniu.

Znajdowała się w jasnozielonym do saloniku, a za nią były dębowe drzwi. Na suficie wisiał piękny żyrandol z motywem lilii. Naprzeciw niej stała jasnoszara kanapa, na której siedzieli przyszli państwo Potter, Black, Longbottom oraz Mary MacDonald. Przy kanapie był stolik kawowy i trzy szare fotele, które zajęli Hermiona, Ron i Neville. Przy lewej ścianie stała komoda ze zdjęciami, natomiast przy prawej szafka na książki.

Za kanapą znajdowały się drzwi do kuchni i dalszego korytarza. Podłogę zdobił srebrzysty dywan, na którym oparci o kanapę lub fotele siedzieli bliźniacy, Marlena, Alex i Ginny, grając w karty. Przy regale na książki stał Remus, oglądając tytuły książek, a Annabeth przyglądała się zdjęciom. Harry podszedł do siostry i objął ją ramieniem, widząc, jak cierpi. Dziewczyna wtuliła się w brata, natychmiast zamykając oczy i wyszeptała łamiącym się głosem jedno pytanie.

- Kto wybierał wystrój Pokoju Życzeń?

- Harry - odparła Ginny, a orzechowooka otworzyła oczy.

- Wiedziałeś, że właśnie tego potrzebuję, a równocześnie to dla mnie przekleństwo? - zapytała cicho, a jej oczy zaszkliły się.

- Spokojnie, sister - próbował pocieszyć ją zielonooki, ale dziewczyna podeszła do regału ze zdjęciami, biorąc opasły album i kilka fotografii w szklanych ramkach.

Usiadła zdesperowana na dywanie obok kanapy, kładąc na podłogę wszystko z wyjątkiem jednego zdjęcia, które ściskała mocno w dłoniach, przypatrując mu się uporczywie. Tego zdjęcia. Zostało ono zrobione na tle jakiegoś budynku. Z lewej strony stał James w czarnym smokingu, z krawatem zawiązanym na szyi. Jego nieujarzmione włosy sterczały na różne strony, a na twarzy widniał huncwocki uśmiech. Orzechowe, błyszczące z dumy tęczówki skrywały się za okrągłymi okularami i zerkały czasem na dziecko, które mężczyzna trzymał na rękach.

Dziewczynka miała rude włoski i oczy tego samego koloru jak jej ojciec. Ubrana była w różową sukieneczkę dla maluchów, a w policzkach miała urocze dołeczki, tak szeroko się uśmiechała. Jedną rączkę owinęła wokół szyi taty, zaś drugą machała do obiektywu. Z ich prawej strony stała piękna kobieta, Lily Potter. Jej długie, kasztanowe włosy splecione były w warkocz wokół głowy, reszta spływała falami na plecy lub ramiona.

Na twarzy Lily widniał uśmiech, a usta były pomalowane czerwoną szminką. Jej rzęsy, powieki i paznokcie były delikatnie doprawione makijażem, podkreślając jasnozielone oczy. Na sobie miała ciemnozieloną suknię do kostek, a na szyi naszyjnik na złotym łańcuszku, przedstawiający łanię ze szmaragdowymi oczami. Jedną ręką była obejmowana przez męża, a jej głowa leżała na jego ramieniu.

Na rękach kobiety kręcił się roczny chłopiec. Miał czarne niczym kruk włosy po tacie i jasnozielone oczka po mamie. Ubrany był w białą bluzeczkę, czarne spodnie i czarną, dziecięcą marynarkę*. Jedną rączką obejmował szyję mamy, a drugą machał jak siostra do obiektywu. Całość prezentowała się świetnie.

Łza spłynęła po policzku Angel, kapiąc na zdjęcie. Smutno patrzyła, jak jej niczego nieświadomi rodzice spędzają jedne z ostatnich miesięcy razem. Zdjęcie zostało zrobione trzy miesiące przed śmiercią ojca dziewczyny. Potter przypatrywała się matce, jak się uśmiechała, a jej oczy błyszczały z radości. Szczerze, bez cienia cierpienia i sztuczności.

Nieświadomej, jakie cierpienie ją czeka za zaledwie trzy miesiące.
Nieświadomej, że po tym, co się stanie w feralne Halloween, już do końca swojego krótkiego życia będzie płakać wieczorami lub nocami z tęsknoty za ukochanym, którego straci bezpowrotnie. Nie wiedzącej, że będzie musiała pracować dla mordercy najlepszych przyjaciół i męża pod szantażem straty dzieci. Nie wiedzącej, że jej życie, wszystko w co wierzyła, runie jak zamek z piasku przy silnym wietrze w ledwie pół godziny. Pół godziny, które zmieniło wszystko.

- Ty na to nie zasłużyłaś - wyszeptała. - To nigdy nie powinno cię spotkać. Nigdy nie powinnaś zostać Naznaczona. Wszystko miało być dobrze. Miałaś być szczęśliwa z tatą u boku i nami pod swoimi matczynymi skrzydłami. Tęsknię, Mamusiu.

Lily kucnęła obok niej i przytuliła pocieszająco, patrząc przy okazji na zdjęcie. Ciekawa była, gdzie wybierała się rodzina Potterów, że była tak odświętnie ubrana. Może jakieś wesele? Po chwili jednak dostała odpowiedź.

- Alex - zaczęła Potter, otrząsając się powoli z melancholii. - Mam zdjęcie, które może cię zainteresować.

- Oh! - sapnęła zdziwiona drugoroczna. - Zdjęcie z wesela moich rodziców z lipca 1981!

Wszyscy usiedli na kanapie i w ten sposób zaczęło się ich wspólne oglądanie zdjęć. Na pierwszej stronie było wspólne zdjęcie Jamesa i Lily, a pod spodem kobiecy pismem było napisane: "Własność Jamesa Pottera i Lily Evans-Potter". Na następnej stronie zaczynały się zdjęcia.

Pierwsze z nich przedstawiało dziewięcioletnich Severusa i Lily, rozmawiających pod drzewem niedaleko ich domów w Cokeworth. Podpis: Lily Evans i Severusa Snape, lato 1969.

Kolejne pokazywało Jamesa i Syriusza, rozwalonych w przedziale przed pierwszym rokiem. Chłopcy rozmawiali żywo o jakimś kawale, zajadając się słodyczami. Podpis: James Potter i Syriusz Black, pierwsza podróż do Hogwartu, 1 września 1971.

Inne pokazywało Ceremonię Przydziału. Zestresowana Lily siedziała na stołku, a Tiara Przydziału zasłaniała jej oczy. Zdjęcie obok przedstawiało, jak uśmiechnięta dziewczynka schodzi ze stołka i idzie do stołu Gryfonów. Podpis: Lily Evans, Ceremonia Przydziału, przydział do Gryffindoru, 1 września 1971.

Następne dwa przedstawiały Jamesa podczas Ceremonii. Chłopak siedział wyluzowany na stołku, potem zszedł z niego i ruszył do przyjaciela do stołu Gryfów. Podpis: James Potter, Ceremonia Przydziału, przydział do Gryffindoru, 1 września 1971.

Szóste pokazywało Huncwotów, śmiejących się w gabinecie dyrektora po udanym żarcie. Dyrektor był przebrany za Kopciuszka z mugolskiej bajki, a McGonagall krzyczała na nich, bo była Roszpunką. Podpis: Huncwoci, prof. McGonagall, dyr. Dumbledore, Pierwszy żart Huncwotów, październik 1972.

- Pamiętam ten żart - parsknął Syriusz.

- Ja też - odparła reszta rozbawionej młodzieży z 1976.

- A na czym on polegał? - zapytał Ron.

- Skrótem mówiąc, Huncwoci poprzebierali zaklęciami, których w cholerę nie wiem, jak się w tym wieku nauczyli, profesorów za postacie z mugolskich bajek. Ślizgonom też przypadł ten "zaszczyt" - podsumowała Prefekt Black.

Kolejne zdjęcie. Huncwotki siedzące nad jeziorem, mające nie więcej niż trzynaście czy czternaście lat. Podpis: Huncwotki, Hogwart, jesień 1973.

Zdjęcie, na którym Huncwoci uciekają przed Filchem. Podpis: Huncwoci, ucieczka przed Filchem, 1974

Piąty rok. Lily i Severus w bibliotece odrabiający pracę domową z eliksirów. Podpis: Lily i Severus, biblioteka szkolna, 1975

Szósty rok. Wygrana Gryfonów w meczu Quidditcha. Gryfoni krzyczący z radości na trybunach. Podpis: Gryfoni wygrywają Puchar Quidditcha w sezonie 1976/1977.

Siódmy rok. Huncwoci i Huncwotki siedzący u Jamesa na świętach. Wszyscy uśmiechnięci rozmawiali o czymś żywo. Podpis: Huncwotki i Huncwoci, Święta Bożego Narodzenia u Jamesa, 1977.

Huncwoci i Huncwotki nad wodą. Moment, gdy śmiejący się James i Syriusz wrzucają przerażoną Lily do jeziora i jak ona nie wypływa przez kilkanaście sekund. Podpis: Huncwoci wrzucający Lily do jeziora, wiosna 1978.

- Idioci - skomentowała prychnięciem Angel.

- Ej! - obruszyli się chłopcy.

- Ona wam mówiła, że nie chce i nie lubi wody, ale wy swoje. Prawie byście mi matkę utopili, debile. Dlatego w waszej rzeczywistości tego nie powtarzajcie, bo za siebie nie ręczę, jak coś jej się stanie - zagroziła Potter'ówa.

Zdjęcie zrobione z ukrycia. Moment, gdy Lily zgadza się umówić z Potterem. To zdjęcie podpisywała inna osoba, o czym świadczył charakter pisma - męski, nieco niedbały. Podpis: Lily zgadza się na pierwszą randkę z Jamesem, wiosna 1978.

Dalej, pierwszy pocałunek Jamesa i Lily. Potter trzymał ręce na biodrach ukochanej, a owa ukochana miała ręce wplecione w jego włosy, stojąc na palcach, aby dorównać wzrostem czarnowłosemu. Mimo to, jej podbródek był uniesiony lekko do góry. Całują się najpierw delikatnie, potem coraz bardziej zachłannie. Podpis: Pierwszy pocałunek Jamesa i Lily, Sylwester 1977/1978

- Oh...- dziewczyny z 1996 westchnęły zazdrośnie. Ile one by dały za taki pocałunek z miłością ich życia...

- Będziecie śliczną parą - skwitowała w końcu Ginny.

Przerażona Lily, zbiegająca z trybun i kucająca chwilę potem obok Jamesa, który spadł z miotły. Mówiła coś na wzór "James, kochanie, wszystko dobrze?!". Na co ten uśmiecha się głupkowato i odpowiada "Z tobą zawsze", za co dostaje w ramię od rudej. Podpis: Upadek Pottera po faulu Ślizgonów, mecz Quidditcha, 1978.

Wspólne zdjęcie Huncwotów i Huncwotek. Siedzą na ławce, kilka osób na ziemi. Do tego Dorcas, Alice i Lily siedziały uśmiechnięte od ucha do ucha na kolanach swoich chłopaków. Wszyscy wydają się tacy radośni, bezpieczni, beztroscy. Niewiedzący, co ich czeka za murami szkoły. Podpis: Huncwotki i Huncwoci, ostatni dzień w Hogwarcie.

Zdjęcie zostało zrobione na pięknej łące. Na ziemi leżał koc piknikowy, w tle w odległości paruset metrów biegali radośnie Huncwotki i Huncwoci, a tuż przed kocem byli James z Lily. Wokół ich wszystkich nałożone zostały zaklęcia zabezpieczające, by Śmierciożercy ich nie zaskoczyli znienacka. Łąka była pełna od białych lilii, czyli jakby nie patrzeć, ulubionych kwiatów Lily. Para patrzyła sobie przez chwilę w oczy, a później chłopak uklęknął przed rudowłosą i poprosił ją o rękę, na co ona ze łzami w oczach przytula go, szepcząc ciche "tak". Podpis: Zaręczyny Jamesa i Lily, 16 lipca 1978.

- Piękne zaręczyny - uśmiechnął się Harry.

- Zgadzam się, bracie - powiedziała młodsza z Rodzeństwa. - Swoją drogą, masz świetny gust, Jamie. Oboje zresztą macie. U nas to chyba dziedziczne...I u Potterów, i u Blacków...

Wesele. Lily ubrana w śliczną, białą suknię z welonem idzie w kierunku ołtarza, trzymając ramię Syriusza, który oddaje jej rękę Jamesowi i staje obok jako ich drużba, zaraz przy Marlenie, która jest ich druhną. Przysięga małżeńska, kolejny pocałunek. Podpis: Wesele Lily i Jamesa, 21 września 1978.

- 1978? - zapytała zdziwiona Hermiona. - Wasi rodzice mieli osiemnaście lat, gdy się pobrali?

- Owszem. W świecie czarodziejów, w tamtych czasach szczególnie, ludzie pobierali się młodo. Bardzo młodo. Mnie też jak pierwszy raz zobaczyłam to zdjęcie, zdziwiło, że pobrali się praktycznie zaraz po szkole, bo zaledwie trzy miesiące.

Lily ze znacząco dużym brzuszkiem siedziała na kanapie obok męża i spisywała imiona dla dzieci, które się jej podobały, a jej mąż chwilę potem zrobił to samo. Wspólnie starali się wybrać.

- Stawiam na ósmy miesiąc - mruknęła Annabeth.

- Nie siódmy? - zapytała Dorcas.

- Annie jest mistrzynią w położnictwie - powiedziała Alex. - Jak ona mówi, że ósmy, to ósmy.

- Ustalmy coś jeszcze - przerwała Ang. - Bo wiecie, ja urodziłam się w sierpniu, a Harry w lipcu. Ustalmy, że siódmy miesiąc to maj, ósmy to czerwiec. Ok? O ile zakład?

- Trzy galeony.

- I bez przesady z tą mistrzynią - dodała Smith

- Odebrałaś poród naszych mam. Obie twierdziły, że jesteś najlepsza w te klocki - zaprotestowali Neville i Rodzeństwo Potter.

- Serio? - nie dowierzała blondynka.

- No pewnie! - podpis: Lily i James wybierający imiona dla maluchów, ósmy miesiąc ciąży.

- HA! - krzyknęła Alex. - Wisisz Ann trzy galeony, mamo!

Meadowes westchnęła i podała dziewczynie pieniądze. Kolejne zdjęcie. Lily leżała wyczerpana na łóżku, trzymając małego chłopca w ramionach. James siedział na krześle obok, trzymając siostrę chłopca. Podpis: Czwórka Potterów - Lily, James, Angel i Harry.

- Poród domowy? - zaciekawiła się Bethy.

- Tak. Voldemort czyhał na dzieci z przepowiedni i szpital byłby zbyt ryzykowny. U mojej mamy też był domowy - odparł Neville.

Kolejne zdjęcie pokazywało święta. Angela wyciągała z ziemi niecierpliwie rączki do Jamesa, który po chwili wziął ją na ręce. Dziewczynka objęła łapkami szyję taty i powiedziała "Kocham Cię, Tatusiu", co wprawiło mężczyznę w taki szok, że poprosił ją, by powtórzyła. Podpis: Pierwsze słowa Angel "Kocham Cię, Tatusiu", Wielkanoc 1981.

Inne przedstawiało jakąś imprezę. Chwilę po złożeniu życzeń, Angela założyła mamie czapeczkę urodzinową, co wyglądało uroczo, na co ta uśmiechnęła się. Harry w pewnym momencie podbiegł do mamy, a ta złapała go w ostatniej chwili przed upadkiem. Ten jednak się odwdzięczył pierwszymi słowami, które brzmiały "Wszystkiego Najlepszego, Mamusiu". W oczach kobiety pojawiły się łzy. Przytuliła synka i dodała "Dziękuję, Harry". Podpis: Pierwsze słowa Harry'ego "Wszystkiego Najlepszego, Mamusiu", dwudzieste pierwsze urodziny Lilki **.

Szesnastoletnia Lily niemal rozszerzyła usta ze zdziwienia. Trawiła informacje. Marzyła, by pierwszym słowem jej dziecka było "mama", a dostała życzenia od synka i zwrot "mamusiu". Nie była na to przygotowana.

- Twoimi pierwszymi słowami były życzenia urodzinowe dla mnie - wyszeptała do Harry'ego.

- Wiem. I się cieszę, że było mnie stać na zdanie zamiast słowa, by wyrazić przy okazji moją miłość do ciebie, mamusiu - celowo użył tego zwrotu, chcąc ujrzeć reakcję dziewczyny.

Rudowłosa tym razem nie powstrzymywała się. Jej oczy i usta rozszerzyły się w szoku. Łzy napłynęły do oczu, gdy ta patrzyła na syna, jakby nie dowierzając w to, co słyszy. Potem przytuliła go mocno, łkając wzruszona. Chłopak odwzajemnił uścisk, pocieszając przyszłą matkę.

- Lilka, wszystko okej? - spytał z troską, a ta kiwnęła głową.

- Od zawsze marzyłam, by pierwszym słowem mojego dziecka było "mama", a dostałam życzenia i zwrot "mamusiu". Nie byłam gotowa...Nie spodziewałam się... Dziękuję, Harry. Ja ciebie też kocham - tu Potter uniósł podbródek szesnastolatki i otarł łzy z jej policzków.

- Nie ma za co, Lilka. Wiem, że to wszystko może cię trochę przytłaczać, tyle informacji na raz i jeszcze macierzyństwo... Wiem, że czasem w siebie wątpisz, ale jesteś silna. Jesteś najlepszą, najmądrzejszą, najinteligentniejszą, najzaradniejszą, najpiękniejszą, najdzielniejszą, najsilniejszą, najodważniejszą i najwspanialszą dziewczyną, kobietą, żoną, siostrą, ciotką, szwagierką, przyjaciółką i w szczególności matką, jaka kiedykolwiek chodziła, chodzi lub będzie chodzić po Ziemii. Ja i Angel nie mogliśmy natrafić na lepszą. Dasz radę, naprawdę. Lilith Candy Black, dasz radę. Słyszysz? Dasz radę. Pogodzisz się z młodszym bratem i rodzicami, zostaniesz wspaniałą żoną, kochaną matką. Uda ci się to, choćby nie wiem co, stanęło ci na przeszkodzie i nigdy w to nie wątp. Ja i Angie będziemy z tobą. Zawsze. Tu - dotknął wierzchem dłoni miejsca, gdzie leżało serce. - Rozumiesz?

- Rozumiem - uśmiechnęła się zielonooka. - Dzięki, Harry - po czym dodała ciszej. - Jestem z was taka dumna.

- Nie mogliśmy trafić na lepszą matkę, wiesz? - zapytała retorycznie Angel, wiedząc, że odpowiedź chłopaka potwierdziłaby jej pytanie.

Następne zdjęcie przedstawiało czwórkę Potterów, trójkę Longbottomów, dwójkę Blacków, Remusa, Ann i Marlenę niedaleko wieży Eiffle'a w Paryżu. Podpis: Huncwoci i Huncwotki (- Mary, Peter, + Neville, Angel i Harry), Paryż, Dzień Dziecka 1981.

Na innym, mała Angela bawiła się z Harrym i Nevillem w piaskownicy w ogródku. Dorośli obserwowali ich uśmiechnięci z krzeseł obok. Matki dzieci wraz z Annabeth siedziały w piaskownicy z dziećmi, pomagając im robić zamki z piasku. Podpis: Neville, Harry i Angel w piaskownicy, lato 1981.

Na następnym, James puszczał z różdżki bańki mydlane w kształcie zwierzątek, a dzieci starały się je łapać w małe piąstki. Podpis: Zabawa Angeli i Harry'ego pod okiem Jamesa, 31 października 1981.

Angela i Harry zbledli, po czym rozszerzyli szeroko oczy i usta w przerażonym szoku. Do oczu Potter'ównej napłynęły łzy. Ich przyjaciele natychmiast zaczęli ich pocieszać - Harry przytulany był przez Lily, a Angela wtulała się w Jamesa.

- Tęsknię za nimi - wyszeptała orzechowooka. - Chcę do mamy. Chcę do taty. Chcę, choć jeden jebany raz od piętnastu lat, poczuć się córeczką tatusia. Czemu nie można cofnąć śmierci niewinnych?

- Przerzucić na kolejną stronę? - spytała niepewnie Ginny po kilku minutach bezwzględnej ciszy.

- M-możesz - wymamrotali cicho najmłodsi z Potterów.

Na zdjęciu, Lily uśmiechała się smutno, trzymając płaczącą córkę na rękach. Zmartwiona patrzyła na pociechy, jej oczy były czerwone od płaczu. W pasie obejmował ją pocieszająco Regulus, trzymający na rękach płaczącego Harry'ego. W tle stali zmartwieni Walburga i Orion. Podpis: Trzecia noc Lily i dzieciaków na Grimmauld Place 12. Koszmary senne Angie i Harry'ego.

Tu, zapłakana Lilith przytulała się do młodszego brata. Jej policzki były mokre od łez, a gardło rozdzierał szloch. Na sobie miała długą, czarną suknię, a twarz przysłaniała jej czarna woalka pogrzebowa***. Orion z Walburgą stali dalej. Andy trzymała malutkiego, płaczącego Harry'ego, Angela siedziała zapłakana na rękach Cissy, a Ted miał ręce położone na ramionach siedmioletniej Nimfadory. Znajdowali się w Dolinie Godryka na pogrzebie. Podpis: Pogrzeb Jamesa, Dolina Godryka, 14 listopada 1981.

Angela zapłakała cicho, zwijając się w kłębek. Oczy przysłoniła sobie dłonią, mocniej przytulając przyszłego ojca. Znajomi rodzeństwa patrzyli to na zdjęcie, to na nastolatków z łamiącymi się sercami.

- Proszę, nie każcie mi na to patrzeć - błagała Angela. Tak naprawdę nie chodziło tylko o wspomnienie z pogrzebu zmarłego ojca. Serce łamało się jej, gdy patrzyła na cierpienie matki. Nigdy nie umiała na nie patrzeć.

Kolejne. Mała Angela pomagała babci robić naleśniki. Jej twarzyczka była cała w mące, a na niej widniał uroczy uśmiech. Podpis: Angela pomaga Walburdze w robieniu naleśników, 1983.

Czteroletnie rodzeństwo Potter siedziało z Regiem i Lilką w salonie. Dwójka młodych Potterów była mokra oraz śmiesznie poprzebierana, do tego Angela miała twarz ubrudzoną czerwoną szminką. W pewnym momencie Harry szybko rzuca się, by przytulić smutną matkę w skutek czego, ona po chwili również jest mokra. Oboje padają na podłogę, nie zwracając uwagi na dziwną pozycję, w jakiej się znaleźli. Harry zaczyna ją łaskotać, na co ona śmieje się, nie umiejąc złapać tchu. Prosi o litość, ale ten jej nie okazuje i dalej torturuje łaskotkami matkę, która robi się czerwona ze śmiechu. Podpis: Harry torturuje Lilkę łaskotkami, 22 lutego 1985.

Blackowie, kilku Śmierciożerców i Andy odpoczywali na plaży. Dzieci, to znaczy: Rodzeństwo Potter, siostry Greengrass, Nimfadora Tonks, Draco Malfoy, Blaise Zabini i Teodor Nott, kąpały się w morzu wraz z kilkoma dorosłymi, natomiast reszta leżała na plaży. Lily, Reg, Cissy, Andy i Gaby Greengrass pilnowali dzieci w wodzie, czasem chlapiąc je wodą, na co te chichotały i jak jeden mąż odpowiadały wszystkie tym samym. Podpis: Plaża w Chorwacji, lato 1986.

Na tym zdjęciu w tle była sala balowa. Ustrojona była na tyle, że można było się domyślić, że to Bal Bożonarodzeniowy. Na pierwszym planie tańczyło rodzeństwo Black. Regi miał czarny garnitur, białą koszulę i czarne spodnie. Jego włosy były ładnie ułożone, z małą pomocą żelu. Lilka miała krwistoczerwoną suknię do kostek, jej kasztanowe włosy splątane były w "koronę", a usta zdobiła szminka, tej samej barwy co suknia.

Trochę z tyłu Ang tańczyła z bratem. Dziewczynka miała ciemno-granatową sukienkę do kolan, delikatny błyszczyk do ust, a włosy spływały jej po plecach. Harry miał białą koszulę, a jego spodnie i garnitur miały barwę butelkowozieloną. Piosenka się zmieniła i pora była na zmianę par. Do Potter'ówny podszedł Dracon z zalotnym uśmieszkiem i grzecznie zapytał "Czy mogę panią prosić do tańca, Lady Potter-Black?", a ona równie grzecznie odparła "Naturalnie, Panie Malfoy". Po chwili Harry zaczął tańczyć z Dafne, Regulus z Gaby, a Lilith z ojcem. Podpis: Bal Bożonarodzeniowy, 24 grudnia 1986.

Tu, zdjęcie zrobiono w pokoju Lily. Kobieta delikatnie się schyliła, a jej córka z rozbiegu wskoczyła jej na plecy, obejmując ramionami szyję i barki. Kolanami objęła zielonooką w pasie i obie zaczęły chichotać. Podpis: Wygłupy Lils i Angel, wiosna 1987.

Następne zdjęcie było zarazem ostatnim. Angela i Harry stali uśmiechnięci po obu bokach matki, obejmując ją w pasie, a ta objęła ich ramionami. Wszyscy trzej wydawali się tacy beztrosko szczęśliwi. Podpis: Lily, Harry i Angela Potterowie.

- Wow. Urocze te zdjęcia - skomentowała Marlena.

Jednak Potterowie nie odpowiedzieli. W ich oczach była jakaś...pustka? Żal? Tęsknota? Możnaby to nazwać różnymi terminami. W każdym bądź razie, oboje patrzyli daleko, nie widząc jednak niczego. Zamyślili się, pogrążyli w żalu na tyle, że nie zwracali uwagi na jakiekolwiek bodźce zewnętrzne.

- Halo, Harry i Angel! Ziemia do Potterów! - brak reakcji. - Jesteście spóźnieni na transmutację! McGonagall się wkurzy!

Znowu nic.

- Mecz Quidditcha! - zero. - Wyjście do Hogsmeade?! - nic. - Dementorzy? - tu zadrżeli, ale nic oprócz tego.

- Oszalałeś?! Dobrze wiesz, jak działają na nich dementorzy! - syknęła wściekle Hermiona, a Ron skulił się lekko.

- Szlaban u Snape'a? - zero reakcji.

Alex westchnęła ciężko. Jak im pomóc? Jednak Lily najwidoczniej wiedziała. Podeszła do przyszłej córki i syna, a to, co zrobiła, zdziwiło wszystkich. Z drżącymi nogami usiadła delikatnie na kolanach Harry'ego, kładąc rękę na jego ramieniu, patrząc nieustannie w oczy. Odgarnęła synowi włosy znad czoła, odsłaniając bliznę. Następnie przyłożyła swoje malinowe usta do ucha zielonookiego, szepcząc przez parę minut słowa, których nikt poza nią i Harrym nie słyszał.

A najdziwniejsze było to, że te słowa zadziałały na chłopaka jak kubeł zimnej wody. W pełni przytomny spojrzał na rudowłosą pytająco, na co ta zeszła z jego kolan, rumieniąc się przy tym strasznie. Następnie podeszła do Angeli i usiadła obok niej. Odgarnęła córce kosmyk włosów za ucho, powtarzając słowa, które przekazała bratu dziewczyny. Na nią również to zadziałało.

- Dzięki, Lilka. Jesteś najlepsza - skomplementowała dziewczynę Angela. - I jeszcze jedno! Wykorzystaj to w przyszłości, jak już się urodzimy i będziemy mega smutni, ok? Skąd żeś wytrzasnęła tą gadkę, nie wiem, ale jest giga skuteczna.

- Ej, właśnie! Niedługo mecz! Już w tą sobotę gramy z Puchonami! I Harry jest kapitanem! - ekscytowała się Alexandra.

- Serio? - zapytał zszokowany Syriusz. - Już za trzy dni?!

- Grasz w Quidditcha, Harry? - upewniła się Annabeth. - Jaka pozycja?

- Szukający - odparła rudowłosa i wyszczerzyła się z bratem. - Jak tata.

- Trening! - krzyknął przerażony Harry, zrywając się z miejsca. - Accio strój!

Strój do Quidditcha już po chwili znalazł się w rękach Pottera. Chłopiec szybko rzucił zaklęcie przebierające i przywołał miotłę. Błyskawica wyglądała tak imponująco jak zawsze.

- Jak chcecie, chodźcie, ale ja się zaraz spóźnię i drużyna mnie ukatrupi. Ginny, na co czekasz?! Jesteś ścigającą czy nie?! A wy, Fred, George? Ron? - pośpieszył rudzielców zielonooki i wybiegł z pokoju, a tuż za nim młodzi Weasley'owie.

- Idziemy? - spytała Hermiona, a odpowiedziały jej zgodne przytakiwania.

- Odziedziczył po tobie smykałkę do Quidditcha - mruknęła do Jamesa Potter'ówna, zrównując z nim krok. - Jest mistrzem.

#Na boisku#

Kiedy tam doszli, drużyna już się zebrała. Harry jako kapitan tłumaczył im taktykę treningową, którą mają grać na treningu dla przećwiczenia niektórych ruchów czy chwytów. Oprócz niego i Ginewry na boisku stali bliźniacy Weasley, Katie Bell, Demelza Robbins, Dean Thomas oraz Ron jako rezerwowi (Dean - ścigający, Ron - obrońca), a także...- tu Angela zaklnęła siarczyście - Cormac McLaggen. Chłopak jak na zawołanie odwrócił się w jej stronę i puścił oczko, na co ona wywróciła oczami.

Zawodnicy wznieśli się w powietrze i rozpoczęli grę. Katie, Ginny, Dean i Demelza zgodnie rzucali do siebie kaflem, bliźniacy strzelali tłuczkami w ruszające się manekiny, a McLaggen i Ron bronili obręczy przed piłkami kierowanymi w ich stronę, co jakiś czas jednak blondyn patrzył na młodą Potter. Mimo to, jednak spojrzenie większości widowni skierowane było na Harry'ego. Czarnowłosy ścigał się z manekinem, który na czas treningu był szukającym drużyny przeciwnej, wypatrując znicza. Gdy go w końcu zauważył, pognał pionowo w dół.

- On się zaraz zabije! - pisnęła Water. Jednak w ostatniej chwili chłopak wykonał Zwód Wrońskiego, co sprawiło, że nieprzygotowany manekin rozbił się o ziemię, a Potter...złapał znicza! Powtarzali różne ruchy wiele razy, trening się powoli kończył, ale Harry zatrzymał się jeszcze przy McLaggenie i powiedział na pozór spokojnie:

- Wiem, że moja siostra jest piękna, ale mógłbyś łaskawie zająć się treningiem, a nie patrzeć na nią przez cały mecz? W ten sposób na pewno nie wygramy - blondyn mruknął coś pod nosem i ruszył w stronę trybun.

- Cześć, Potter. Umówisz się ze mną? - zapytał, jak gdyby nigdy nic opierając się o barierkę, za którą siedziała dziewczyna.

Rudowłosa wstała z furią w oczach, a członkowie drużyny Quidditcha cofnęli się instynktownie, wiedząc, jak to się skończy. Nastolatka dała adoratowi z liścia i szybkim krokiem podeszła do przyszłego ojca, stając z jego drugiej strony (dalej od natrętnego obrońcy).

- NIGDY, ale to NIGDY się z tobą nie umówię, czego nie rozumiesz?! Mam już chłopaka, jestem z nim szczęśliwa i to się w najbliższym czasie nie zmieni! - warknęła.

- Ale, Aniołku,...- argumentował blondyn.

- NIGDY. NIE. MÓW. NA. MNIE. ANIOŁKU. TY. PARSZYWY. PADALCU! - wysyczała przez zaciśnięte zęby, starając się nie rzucić na chłopaka za to, że nazwał ją "aniołkiem". Tylko swoim rodzicom na to pozwalała, z nastoletnimi Jamesem i Lily włącznie. Dla niej było to bardzo sentymentalne słowo, zwłaszcza, że ojciec prawie zawsze mówił do niej "mój mały aniołku" i to były jedne z jego ostatnich słów skierowanych w jej stronę. Tak nazywała ją również matka, a przede wszystkim zanim została Naznaczona i chciała, żeby wiedzieli, że ona i tata ich kochają, powiedziała "Harry, Angel. Zniczku, aniołku".

- ILE RAZY MAM CI JESZCZE, MCLAGGEN, POWTARZAĆ, ŻE NIE?! NIE UMÓWIŁAM SIĘ Z TOBĄ, NIE UMAWIAM I NIGDY NIE UMÓWIĘ! KIEDY TO DO TEGO TWOJEGO PUSTEGO, NAPUSZONEGO ŁBA DOTRZE?! - chłopak zbliżył się do schodów na widownię, ale brązowooka kontynuowała swoją tyradę. - NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO MNIE! NIE ŻYCZĘ SOBIE TEGO! - jednak, gdy chłopak nie przestawał, zagroziła mu różdżką. - ZRÓB JESZCZE JEDEN KROK W MOJĄ STRONĘ, A PRZYSIĘGAM, NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE! DO TEGO POWIEM DUMBLEDORE'OWI, MCGONAGALL, SEVERUSOWI I REMUSOWI! - ale na Cormacu nie zrobiło to największego znaczenia. Głos dziewczyny z wściekłego przechodził powoli w przerażony. Zastanawiała się, co zrobić, by to przerwać. Przecież jeszcze chwila, a on się do niej dobierze. W głowie rudowłosej zabrzmiały jej własne słowa, których używała zresztą często. "Chciałabym wreszcie się poczuć córeczką tatusia" Córeczką tatu...Właśnie! Atuty córeczki tatusia! Wciągnęła powietrze, by w końcu wykrzyczeć zdesperowanym głosem przerażonego dziecka dwa zdania. - TATO! ON SIĘ DO MNIE BEZCZELNIE DOBIERA!

Tak jak przewidziała Angela, reakcja była natychmiastowa. James wstał z siedzenia i zasłaniając sobą córkę, zawarczał cicho. Lilka zresztą nie była bierna. Sama wstała i celując różdżką w adorata brązowookiej, podeszła do swojego młodszego i przerażonego dziecka, zaczynając je uspokajać. Celowo ustawiła się w sposób, by w razie jakiejś niespodziewanej klątwy ze strony McLaggena przekleństwo nie mogło trafić w jej córkę, nie trafiając samej zielonookiej. Wspomniany wyżej chłopak uniósł ręce na wysokości głowy w geście poddania, widząc typowo rodzicielską reakcję rodziców dziewczyny.

- Spokojnie, to miała być tylko propozycja. To nic złego. Nie, to nie. Twoja strata - starał się przekonać przyszłych państwo Potter, że nie ma względem ich córki złych zamiarów, jednak oni nie dali się zwieść.

- Tak - wyszeptała zirytowanym głosem Potter'ówna. - Wcale niczym złym nie jest próba dobrania mi się do majtek. Twoja "propozycja" trwa od trzech lat, bo twój umysł jest na tyle upośledzony, że nie rozumie słowa 'nie' i nie rozróżnia nachalnej próby zaciągnięcia do łóżka od ładnego i grzecznego poproszenia o umówienie się. Powiedziałam 'nie' trzy lata temu i zdania do mojej śmierci nie zmienię. Zresztą, wolałabym umówić się z bazyliszkiem niż z tobą.

- Milcz! - warknął, przyciągając uwagę wszystkich, w szczególności Jamesa i Lily.

- Nie, to ty MILCZ! Nie rozumiesz, że nie przymusisz mnie do umawiania się z tobą, bo mam już chłopaka, z którym jestem szczęśliwa? - tu blondyn chciał jej przerwać, jednak nie dała sobie. - Nawet, gdybym go nie miała, nie umówiła bym się z tobą! Po prostu nie chcę! Nie jesteś w moim typie, nie podobasz mi się, nie kocham cię! Miłości nie da się wymusić, ona sama przychodzi! Gdybym była z tobą, bo TY tak chcesz, nie ważne jak długo, niczego by to nie przyniosło! Cierpiała bym, czuła bym się brudna, oszukana, a i tak NIGDY, ale to NIGDY bym cię nie pokochała, bo tego nie da się wymusić! Zrozum to i łaskawie znajdź sobie inną, która pozwoli ci dobierać się do jej dziewictwa, bo ja na pewno ci nie pozwolę!

- Nachalna próba zaciągnięcia do łóżka?! Niepoważna jesteś?! Nigdy nawet nie próbowałem...- usprawiedliwiał się Cormac.

- ...zaciągnąć mnie do łóżka? - zaczęła niebezpiecznie zimnym tonem. - Nie próbowałeś?! To nie ja latam za rok młodszą dziewczyną, odkąd skończyła trzynaście lat i nie daję jej spokoju, łażę za nią prawie krok w krok, wręcz stalkuję ją! TO NIE JA PRÓBUJĘ JĄ UPIĆ OGNISTĄ WHISKEY I PIWEM KREMOWYM W HOGSMEADE I ZACIĄGNĄĆ DO WYNAJĘTEGO POKOJU, BY JĄ ZGWAŁCIĆ, GDY JEST UPITA NIEMAL DO NIEPRZYTOMNOŚCI I TO NA SIŁĘ! - wrzasnęła, a krew we wszystkich obecnych zawrzała. Jak śmiał?! - TO NIE JA OPIERAM SIĘ RĘKOMA I NOGAMI, ŻE NIE MIAŁAM Z TYM NIC WSPÓLNEGO, I ŻE POSTRADAŁA ONA ZMYSŁY! WIĘC ŁASKAWIE PRZYJMIJ MOJĄ ODMOWĘ DO WIADOMOŚCI, BO PRZYSIĘGAM, ŹLE SIĘ TO DLA CIEBIE SKOŃCZY!

- Jak śmiesz?! Jak śmiesz tak kłamać?! - krzyknął wkurzony Gryfon.

- Kłamać? Kłamać?! KŁAMAĆ, DO JASNEJ CHOLERY?! To nie ja kłamię tylko ty, psychopato! I poprzedzając twoje wszystkie pytania na ten rok: NIE, NIE UMÓWIĘ SIĘ Z TOBĄ!

- Tak parszywie kłamiesz i jeszcze mówisz, że się nie zgadzasz?! Jak śmiesz, szmato?! - tego było już za wiele.

- Odpieprz się od mojej córki, padalcu! Cofnij to! - krzyknęła Lilith, a oczy zapłonęły jej jadowitą zielenią.

- Bo co? - McLaggen chyba jeszcze nie wiedział, czym się kończy zadzieranie ze wściekłymi Huncwotami i wkurwioną Lily Black, bo gdyby nie fakt, że trafiliby za to do Azkabanu i to, że powstrzymało ich, nie wiadomo przez kogo rzucone Petrificus Totalum, chłopak już od paru minut leżałby martwy.

- Bo zobaczysz, co czeka tych, którzy krzywdzą córeczkę tatusia i młodszą spadkobierczynię rodu - wycharczał Harry.

- Nie uda ci się mnie zastraszyć, Potter! A ty - wskazał głową na Ang - umów się ze mną, jeśli życie ci miłe! - zagroził.

- Czego nie rozumiesz z prostego słowa "nie"? Przeliterować ci? Spróbuj się do niej zbliżyć, czy nie daj Merlinie, zrobić jej krzywdę, a przysięgam, że następnego dnia nie dożyjesz - warknął przez zaciśnięte zęby James. Było już na pierwszy rzut oka widać, że się o nią troszczy i nie pozwoli skrzywdzić swojej córeczki.

- Wynoś się - powiedział ostro Harry, a McLaggen spojrzał na niego jak na idiotę. - Powiedziałem, wynoś się. Wylatujesz z drużyny. Już dawno powinniśmy cię wyrzucić na zbity pysk, ale Wood twierdził, że jesteś super rezerwowym obrońcą. Teraz posunąłeś się za daleko! Żeby stalkować moją siostrę, grozić jej i próbować zgwałcić niewinną, czternastoletnią dziewczynę? Mimo iż to było dwa lata temu, Angela nigdy nie mówiła, kim był jej porywacz, a tu się okazuje, że to uczeń Gryffindoru i członek drużyny Quidditcha! Jak śmiałeś choćby ją tknąć?!

- Co?! To, czy jesteś w drużynie, nie zależy od spraw prywatnych! - oburzył się siódmoroczny.

- Uwierz mi, zależy. Gdybyś widział, ilu Wood wylał z ławki rezerwowych za jakieś akcje prywatne. Ciebie nie, bo byłeś super obrońcą. Gdyby nie to, już dawno wyleciałbyś na zbity pysk - poparła kapitana Bell.

- Nie słyszałeś go? - zirytowała się Demelza, gdy siódmoklasista nie zareagował. - Wynoś się i nie wracaj na treningi. I odczep się od Angeli. Nie chce tego związku, a ty powinieneś to uszanować.

Chłopak kłóciłby się dalej, gdyby nie Severus Snape, który będąc na swoim spacerze po błoniach, usłyszał ich kłótnię. Powiewając czarnymi szatami, szedł w ich kierunku, coraz bardziej się denerwując, słysząc, co ten palant mówi do jego chrześnicy. Z każdym wypowiedzianym przez Gryfona słowem, jego temperament dawał o sobie znać, a krew buzowała w żyłach z furii.

Jak tylko dorwie bachora w swoje ręce...Oj, tak. Dzieciak nie pozbiera się przez długi czas. Nie mógł uwierzyć, że o tym myśli, ale ten jeden raz był wdzięczny Potterowi, że miał na tyle rozumu i przyzwoitości, by stanąć w obronie własnej córki.

Dopiero, gdy się odezwał, uczniowie Domu Lwa zdali sobie sprawę z jego obecności. Wszyscy się spięli, łącznie z - o zgrozo! Teraz może umierać! - Huncwotami. Zastanawiał się, co Angela i Lily musiały im nagadać, bo ani żartownisie, ani Potter z Weasley'em czy bliźniakami nie wbijali w niego nawet spojrzeń pełnych nienawiści, jak zwykle bywało.

Oczywiście, biła od nich niechęć, ale do tego był przyzwyczajony. Żadne z nich nie odezwało się słowem, złośliwym komentarzem czy chociażby nieudolną zaczepką, która pewnie skończyłaby się odjętymi punktami i szlabanem.

I może miał omamy, ale miał wrażenie, jakby zdecydowana większość Gryfonów na boisku patrzyła na niego z pewnym... respektem? Nie, Severusie Snape, STOP! Prędzej piekło całkowicie zamarznie, niż Gryfoni spojrzą na ciebie z respektem!

***

Wszyscy, nawet Huncwoci, ucichli, gdy usłyszeli zimny, ostrzegawczy i gniewny głos Mistrza Eliksirów. Spięci spojrzeli na nauczyciela, który bez wątpienia był wściekły. Teraz młodzież z 1976 w stu procentach uwierzyła słowom Angeli, która wczoraj powiedziała im, że Snape zrobi wszystko, by ją chronić.

- Co tu się dzieje? - zapytał chłodno, trzymając emocje na wodzy, ale wszyscy wiedzieli, że jest wściekły.

- Potter bezpodstawnie oskarża mnie o próbę gwałtu, profesorze! - krzyknął obruszony McLaggen, nie wiedząc, że tylko pogarsza swoją sytuację. Bowiem Mistrz Eliksirów wiedział, że jak dziewczyna wystawia takie oskarżenia, muszą być prawdą. Nie ma podstaw, by kłamać. Nie jego.

- Bezpodstawnie?! Ona mówi prawdę, to nie są bezpodstawne zarzuty! - zdenerwowali się James i Harry. Mistrz Eliksirów uniósł dłoń i oboje ucichli, patrząc na siebie przez chwilę z niedowierzalną miną "Nie wierzę, że to robię".

- Panie McLaggen, może pan wyjaśnić, dlaczego według pana te zarzuty są bezpodstawne? - spytał ze złośliwym uśmieszkiem profesor.

- Wierzy pan jej w te naiwne historyjki, profesorze?! W te podłe, wyssane z palca historie?! - zawołał oburzony, jednak coraz bardziej przerażony chłopak. Zaraz jednak wróciła jego dawna maska złości, ale Severus nie dał się nabrać. Jako podwójny agent dostrzegał takie rzeczy z dziecinną łatwością.

- A dlaczego miałbym nie wierzyć swojej córce chrzestnej, panie McLaggen? - zapytał, z satysfakcją dostrzegając przerażenie na twarzy ucznia.

- J-ja nie wiedziałem, że ona jest p-pana chrześnicą, profesorze - wyjąkał cicho.

- Czy byłaby nią, czy nie, nie ma pan prawa zabierać uczennicom tej placówki, jaką jest Hogwart, dziewictwa bez ich zgody - wysyczał wściekle. Potwierdzając jego tezę, Gryfoni cofnęli się o krok na ton jego głosu. - A teraz zapraszam do profesor McGonagall. I na pana miejscu pakowałbym kufry, panie McLaggen. Całkiem możliwe, że wróci pan do domu.

Siódmoroczny Gryfon odszedł razem z Opiekunem Slytherinu. Kiedy zniknęli z pola widzenia, wzrok wszystkich skierował się na Angelę. Wstrząśnięta sytuacją, siedziała oparta o ławkę, obejmując ramionami nogi. Głowę miała spuszczoną, a jej ciało drżało lekko. Przyjaciele dziewczyny podeszli bliżej, a James przykucnął obok niej i uniósł jej podbródek, by spojrzała mu w oczy. Na policzkach szóstorocznej lśniły łzy, a oczy były zaczerwienione od płaczu.

- Spokojnie - powiedział cicho starszy Potter. - Już wszystko w porządku. Nie bój się. Nie pozwolę mu cię skrzywdzić. Jemu ani nikomu innemu - tu psychika dziewczyny ewidentnie nie wytrzymała, bo już po chwili nastolatka przytuliła się do przyszłego ojca, szlochając w jego ramię.

- Dlaczego? - wykrztusiła przez łzy. - Dlaczego on nie może się odczepić? Czemu nie rozumie, że ja nie chcę? Że jestem już szczęśliwa? Czemu się wtrąca i stara się ze mnie zrobić kolejną naiwną, z którą zerwie od razu, jak pozbawi ją dziewictwa?

- Nie wiem, ale nie pozwolę mu, żeby cię skrzywdził. Już, uspokój się...Wszystko jest teraz pod kontrolą...- upokajał dalej córkę Rogacz. - Idziemy do szkoły? Zaraz kolacja.

- T-tak - wyszeptała drżącym głosem dziewczyna. Następnie, szybko wytarła rękawem swetra ślady łez i zaczęła powoli uspokajać oddech. Kiedy już skończyła, wszyscy ruszyli do placówki.

Rudowłosa nadal obejmowała tatę, co chwilę słysząc zapewnienia, że już jest bezpieczna. Drogę przeszli w ciszy, jedynie niektórzy rozmawiali szeptem. Zatrzymali się dopiero przed drzwiami do Wielkiej Sali. Angelina upewniwszy się, że na jej twarzy nie ma żadnych śladów płaczu, przybrała codzienną maskę. Weszli do Sali i usiedli przy stole Gryfonów, nakładając sobie jedzenie. Angela grzebała widelcem w talerzu, będąc myślami daleko.

Zastanawiała się nad tym, jak sztuczny, dopracowany do perfekcji uśmiech, sprawiał, że wszyscy myśleli, że nic się nie stało. Nie, żeby miała coś przeciwko temu, bo w większości wypadków tak miało być
Po śmierci ojca, już we wczesnym dzieciństwie uczyła się, jak stworzyć idealną maskę. Pamiętała radę, jaką matka i Severus powtarzali jej od dziecka. Nigdy nie pokazuj, że można cię zranić, bo inni to wykorzystają.

I rzeczywiście tak było. Kilka razy już pokazała swoje lęki czy słabości i nie skończyło się to niczym dobrym. Pokazała Voldemortowi i jego Śmierciożercom, że jej największą obawą jest strata mamy (wtedy, gdy chodziło o dorosłą Lily, jak i teraz, o tą nastoletnią), a oni za każdym razem, gdy im się sprzeciwiła, grozili, że ją zamordują na jej oczach.
Wykorzystali tą informację. Wykorzystali jej słabość.
Wykorzystali .

Masek uczyła się od mistrzów, choć oni sami nie byli tego świadomi. Na przykład, dajmy takiego Severusa Snape'a. Nakładał maski obojętności tak często, że czasem trudno się było zorientować, o co mu tak naprawdę chodzi. Swobodnie się zachowywał tylko w obecności rodzeństwa (we wczesnym dzieciństwie), Państwa Black, Regulusa, Narcyzy i Lily.

Właśnie, Lily. Z bólem, ale najczęściej to właśnie przed nią musieli ukrywać swoje prawdziwe emocje. Tak naprawdę, kobieta zdawała sobie sprawę tylko z części ich życia emocjonalnego. Tylko tej szczęśliwej i beztroskiej. O tej gniewnej, przestraszonej i frustracyjnej nie miała zielonego pojęcia i od zawsze oboje mieli nadzieję, że tak pozostanie. Woleliby, żeby znała prawdę, ale po prostu nie chcieli dokładać jej swoich zmartwień, więc zostawili je dla siebie. Byli gotowi cierpieć psychicznie i emocjonalnie, byle ich matka była szczęśliwa.

Byle żyła w szczęściu, o jakim zawsze marzyła i na jakie od zawsze zasłużyła. Angela wiedziała, że zielonooka okropnie cierpi po śmierci męża, płacze każdego wieczoru lub nocy, myśląc, że nikt nie wie. Błąd - ona wiedziała. Tak samo Harry i wujek Regulus. Cała trójka wiedziała, co czarownica przechodzi w nocy, jak cierpi. Mimo zaklęć wyciszających nałożonych na pokój, skutecznego makijażu czy zaklęć maskujących, rzuconych na twarz byłej Gryfonki, wiedzieli.

Celowo nie odstępowali jej na krok, również w nocy, podczas ważnych dat, takich jak urodziny Jamesa, rocznica ich ślubu albo rocznica śmierci. Można by się zastanowić nad jednym. Jak Angela wypłakiwała żale w Noc Duchów, spędzając cały dzień i noc z mamą? Proste. Dzień przed, dzień po i wcześnie rano. Zawsze budziła się z rana, bardzo wcześnie, i upewniwszy się, że Lilith śpi, powoli i cicho szła do swojego pokoju, nie zasypiając już.

Zresztą, ustaliła z Harrym warty. Kiedy ona zasypia z mamą, on pokazuje chwile słabości w swoim pokoju, i gdy Angel wstaje (zwykle w okolicach 3-4), ma obowiązek się z nią zamienić. Kiedy dziewczyna wychodzi z pokoju ich matki, on do niego wchodzi i kładzie się obok kobiety, zasypiając. I tak co roku. Może jedynie zanim dzieciaki skończyły dwa i pół roku, robił to Regulus. Kobieta pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej córka i syn cierpią niemal równie mocno, tylko, że gdy nikt nie widzi i nie słyszy. Zwłaszcza jej córka.

Oboje cierpieli, bo stracili ojca. A Angela swojego ukochanego tatusia, który zawsze by ją obronił i wsparł w momencie upadku, tak jak Regulus i Orion pomagali Lily. Uśmiechy miała tak dopracowane, że nawet, a może zwłaszcza, matka i Severus nie domyślili się, że coś nie gra, a byli w to przecież najlepsi. Zawsze wiedzieli, gdy ktoś coś ukrywał, kiedy cierpiał. Potrafili przejrzeć każdego. Każdego z wyjątkiem Angel i Harry'ego.

Owszem, miała wyrzuty sumienia, oboje mieli. Kłamstwo, półprawda bądź milczenie były tu jedynym wyjściem, by była Gryfonka nie dowiedziała się o tym, co przechodzą psychicznie i emocjonalnie młodzi Potter'owie. Nienawidzili się za to. Nienawidzili się za to, że nie potrafili znaleźć innego wyjścia, by uniknąć kłamstwa. Nie cierpieli kłamać rodzicielki, a mimo to, w życiu zrobili to wiele razy i to z pełną świadomością.

Nie docierało do nich, że byli wtedy małymi dziećmi. Bardzo inteligentnymi, które uczyły się o wiele szybciej, a także rozumiały o wiele więcej niż ich rówieśnicy, a czasem nawet dorośli, ale mimo to dziećmi. Nie rozumieli, że i tak zrobili dużo jak na swój wiek. To, co tam odstawiali, różne niespodzianki urodzinowe, próby ukrycia czegoś w tajemnicy, radzenie sobie z takimi rzeczami w tak młodym wieku to dużo. Bardzo dużo.

A co gdyby...Lily żyła? Jakby nie zginęła? Jak potoczyłoby się ich życie, gdyby nie została bestialsko zamordowana za obronę własnych poglądów, walkę z osobą, która ją krzywdziła i obronę Potterów? Co by było wtedy? Czy trafiliby wtedy do Slytherinu? Albo szybciej znaleźliby Alex?

~ A może...~ tu Angela usłyszała, że ktoś do niej mówi, a przed sobą ujrzała parę zielonych oczu.

- Lily? Co ty robisz? - zapytała cicho, patrząc na dziewczynę niezrozumiale.

- Pytałam czy wszystko w porządku? Znów nam odleciałaś - usprawiedliwiła się Prefekt.

- Tak, wszystko okej. Zamyśliłam się tylko - mruknęła Potter.

- Znowu - prychnęła zielonooka. - Widzę, że coś jest nie tak. Nie chcę na ciebie naciskać, ale naprawdę możesz mi zaufać w razie co. Wysłucham, co masz do powiedzenia i nikomu nie powiem. Obiecuję.

- Ufam ci najbardziej na świecie, naprawdę - powiedziała cicho Angela. - Ja...po prostu zastanawiałam się, co by było, gdyby wszystko potoczyłoby się inaczej - Evans...Black, znaczy się, słuchała uważnie, zgodnie z obietnicą. - Jak wyglądałoby moje życie, gdybyś nadal żyła. Oczywiście, wiem, że moje życie byłoby dużo szczęśliwsze. Nie, żeby do tej pory z Andy czy Sevem nie było, ale nie cierpiała bym tak mocno jak teraz, po twojej śmierci. W zamian za to cierpiała bym, bo ty cierpiała byś po śmierci taty, martwiła bym się, jakbyś wyjeżdżała na jakieś misje, ale...coś za coś. Nie, żebym chciała, byś cierpiała! Najchętniej wróciła bym do Doliny Godryka '81, ostrzegła was, pomogła niszczyć Sama-Wiesz-Co i zapewniła wam szczęśliwe zakończenie, jakiego zawsze pragnęliście i na jakie od zawsze zasłużyliście - dokończyła kwaśno.

- Ja...nie wiem, co powiedzieć - sapnęła cicho Lila, kiedy upewniła się, że dziewczyna nic więcej nie zamierza powiedzieć. - Naprawdę nie spodziewałam się, że tak się o mnie troszczysz, że cierpisz zawsze, kiedy ja cierpię. Ja...dziękuję. Dziękuję, że tak się o mnie martwisz i troszczysz. Staram się postawić w twojej sytuacji, choć wiem, że nigdy nie uda mi się idealnie. Zdaję sobie sprawę, że nigdy niemalże nie poznałam swoich biologicznych rodziców, ale gdybym miała żyć ze świadomością, że nie żyją...To musi być straszne - szepnęła współczująco.

- I jest - burknęła młodsza z dziewcząt. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak. I to jak jedno nie żyje od piętnastu lat, drugie od dziewięciu...Nie życzę takiego losu nikomu. Nawet najwredniejszemu Ślizgonowi.

- Jesz jeszcze? - zapytała nagle nastoletnia matka dziewczyny.

- Nie, a co? Chciałabyś mnie uwolnić od katorgi wpychania jedzenia na siłę? Byłabym wdzięczna - zironizowała z lekkim uśmiechem orzechowooka.

- No to chodź. Uwolnię cię. Przejdziemy się gdzieś? A może babskie pogaduszki? - uśmiechnęła się Lilka. - Co ty na to?

- Chętnie dowiem się o tobie paru rzeczy - uśmiechnęła się złośliwie dziewczynka, gdy wstawały.

- Idziemy pogadać, wrócimy pewnie chwilę przed ciszą nocną. Nie szukajcie nas - oznajmiły przyjaciołom, którzy uśmiechnęli się, jak wychodziły z Sali. Wszystko wróciło do normy.

W ciszy szły przez korytarze szkolne, w tylko Lily znanym kierunku. Wreszcie dotarły do...ściany? Angela spojrzała na dziewczynę z niedowierzaniem. Przez ten cały czas nie domyśliła się, że idą do Pokoju Życzeń? Zielonooka przeszła trzy razy pod ścianą, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Kiedy drzwi się wreszcie pojawiły, Black puściła ją przodem, zamykając je za nimi.

To, co Angela tam ujrzała, było bezsprzecznie piękne. Znalazła się na zielonej polanie w jakimś małym miasteczku. Blisko był plac zabaw, kilka domków i park. Dziewczęta weszły na pagórek, za którym w odległości pięćdziesięciu metrów była rzeka. Na pagórku było jedno drzewo, którego liście tworzyły zielone sklepienie, ukrywając osoby pod nim schowane przed natrętnym słońcem. Od strony placu zabaw blisko był niebieski domek jednorodzinny, a od strony rzeki - szary, dużo bardziej ponury.

Przy drzewie, na trawie leżał zielono-czerwony koc z wyszytym czarno-srebrnym wężem z czarnymi oczami, spoczywającym z wysoko uniesioną główką na grzbiecie dużej, rudawej lwicy ze szmaragdowymi oczami. Koc otoczony był srebrzystą otoczką jakby zaklęciem, jednak nie przeszkadzało to Gryfonkom w tym, by na nim spokojnie usiąść. Obok leżał koszyk z jedzeniem i drugi - z książkami, pergaminami, piórami i innymi tego typu przyborami. Usiadły naprzeciw siebie, rozglądając się. Angela z zafascynowaniem, Lily z małym uśmiechem wspominając czasy dzieciństwa.

- Co to za miejsce? - zapytała w końcu Potter. - Niesamowicie pięknie tu.

- Cokeworth.

- Serio? - spytała zdziwiona dziewczyna. - Gdzieś niedaleko mieszkałaś ty i wujek Sev?

- Ja - zaczęła Lily, pokazując palcem na niebieski domek - mieszkałam tam. Natomiast Sev, tam - tu wskazała na szary domek.

- Oh - westchnęła orzechowooka. - Rzeczywiście blisko. Fajny kocyk, tak w ogóle.

- Wiem - uśmiechnęła się Black. - Dostałam go od Seva na dwunaste urodziny.

- Naprawdę? - zapytała z wielkimi oczami Ang. - Nigdy nikt mi nie mówił, że taki masz. To nie fair!

- Być może wiedziałam o tym tylko ja i Severus...- mruknęła wymownie była-Evans. - Być może obawialiśmy się, że ktoś go zniszczy, więc zostawiliśmy to w tajemnicy...Być może, nie na pewno...

- Rozumiem - odparła córka dziewczyny. - To co, pora na pytania, nie?

- Okej. Mogę pierwsza? - Potter'ówna przytaknęła. - I jeszcze jedno...Ja chciałam zapytać, gdzie leży granica pytań...?

- Co? Jaka granica? - wydusiła zdezorientowana orzechowooka.

- No, o które tematy mogę zapytać, a które mam omijać szerokim łukiem. Zdaję sobie sprawę, że na niektóre tematy możesz być wrażliwa czy coś, więc pytam, bo nie chcę cię ranić. Nie chciałabym byś później płakała, bo wspomniałam o czymś, co źle kojarzysz i wolałabyś o tym zapomnieć, a nie, na nowo rozdrapywać stare rany. Jako matka chcę dla ciebie tego, co najlepsze i nie znoszę patrzeć, jak cierpisz. Chyba żadna, dobra matka nie chce, by jej dziecko cierpiało - wyznała.

Angela zawahała się na chwilę. Z jednej strony, wypadałoby odpowiedzieć na każde pytanie dziewczyny, bez względu na temat. Natomiast z drugiej, byłoby to dość niesprawiedliwe w odniesieniu do dorosłej Lily, przed którą tyle rzeczy przecież ukrywała. A tłumaczenie, że gdyby teraz miała wybór, prawdopodobnie powiedziałaby matce o wszystkich swoich dziecięcych problemach, w tej decyzji wcale nie pomagało. Chyba, że powiedzenie młodej Lily teraz, uznane by było jako rekompensata...Albo spotkanie się z dorosłą matką w Pokoju Życzeń tak jak we wrześniu i wytłumaczenie jej wszystkiego...

~ Ugh, czemu te wybory są takie trudne?! ~ marudziła w myślach Angie, wybierając jednak szczerość. Nie chciała mieć kolejny raz mamy (tym razem w wersji nastolatki) na sumieniu, że ją okłamuje.

- Lily, ja naprawdę dziękuję, że pytasz. Ale myślę, że możesz pytać o dosłownie wszystko - wzrok miała spuszczony i przygryzając dolną wargę, zastanawiała się przy okazji, co by się stało, gdyby parenaście lat temu również wybrała szczerość. Kiedy zielonooka próbowała jej przerwać, kontynuowała, stwierdzając oczywistość. - Jesteś moją matką. Masz prawo wiedzieć wszystko, nawet jeśli mi niezbyt by się to podobało.

~ Właśnie ~ pomyślała ponuro Potter. ~ Powinna wiedzieć wszystko. Ale to było dla jej dobra... Przecież tak płakała po śmierci taty, my tylko nie chcieliśmy dokładać jej swoich problemów... Nie chcieliśmy, by tak to się skończyło. Dobrze, spotkamy się później w Pokoju Życzeń i wyjaśnimy jej z Harrym WSZYSTKO.

- Jesteś pewna? - dopytywała Lily.

- Tak, jestem pewna. Tak samo jak jestem pewna, że jesteś moją matką i nazywasz się Lily Potter z domu Black, czyli wiem to.

- Dobrze, zacznijmy spokojnie...Ulubiony kolor?

- Zielony.

- Naprawdę?! - nie dowierzała Black. - Mój też!

- Oh, czego ja się tu dowiaduję - zaśmiała się Angela. - Ulubiony gatunek literacki lub filmowy?

- Dobry romans i science-fiction. A twój?- wyszczerzyła się Black'ówna.

- Zdecydowanie fantasy, chociaż jeśli science-fiction byłoby dobre to też.

- Wiem - odparła Lilith. - To zależy, jak napisane czy przedstawione. Nie wiem jak ty, ale ja nienawidzę, jak wszystko jest wystawione jak na tacy. Wolę, gdy są zagadki i fabuła jest tak zaplątana, że...

-...nie wiadomo, co jest czym, a zagadki rozwiązujemy wraz z bohaterami. Ja też wolę takie - dokończyła za nią Ang. - Ulubione zwierzę? Magiczne lub niemagiczne.

- Szczerze? Nie wiem. Z magicznych chyba hipogryf i pegaz, a z niemagicznych...Wilk i lew. Lwica, dokładniej - wymamrotała zamyślona zielonooka. - Teraz ja...

- Tak. Co chcesz wie...? - nie dokończyła Ang, słysząc pytanie.

- Kiedy zaczęłaś chodzić z Fredem? - tu Angela sapnęła zdezorientowana.

~ Skąd ona wie? ~ zastanawiała się.

Nie mówili im, a ze związkiem się jakoś nie obnosili, by mogli łatwo to zauważyć. Nie ukrywali go, ale planowali im powiedzieć w swoim czasie. Szkoła wiedziała, ale...

~ A czego się spodziewałaś? Jest tak inteligentna, że było wiadomo, że się domyśli. Ciekawe, czy ciocia Dorcas też wie. Jest przecież tą od związków ~ ciekawiła się dziewczynka.

- Jesteś zdziwiona tym pytaniem - stwierdziła Lily.

- Nie sądziłam, że tak szybko się domyślisz. Planowaliśmy wam powiedzieć w swoim czasie - mruknęła. - Wracając do pytania, ja i Fred jesteśmy parą od czwartego roku. Byliśmy bliskimi przyjaciółmi i zaprosił mnie w sobotę do Hogsmeade. Kiedy wróciliśmy, byliśmy jeszcze na spacerze na Błoniach i tam poprosił mnie, żebym została jego dziewczyną. Lubiłam go bardzo i chyba zaczynałam coś do niego czuć, więc stwierdziłam, że nie mam niczego do stracenia i się zgodziłam. Mugole mówią, że lepiej zrobić coś i żałować, niż żałować, że się czegoś nie zrobiło. Zresztą, do odważnych świat należy. Niczego nie żałuję. W końcu mogę kochać i być kochana w ten...nazwijmy to, bardziej intymny sposób. W sensie relacji w związku. Naprawdę niesamowite uczucie - wyznała z rozmarzonym uśmiechem.

- Masz rację - mruknęła zamyślona Evans. - Do odważnych świat należy...

- Mogę zadać nieco prywatne pytanie? - spytała Potter.

- Jasne. Pytaj, o co chcesz.

- Czy ty...- zaczęła skrępowana. - CzykochaszJamesa...czytotakie...wiemżebędęjegożoną...alenarazienicdoniegonieczuję? - zapytała na jednym wdechu.

- Co? - nie zrozumiała Black.

- Czy kochasz Jamesa, czy to takie wiem, że będę jego żoną, ale na razie nic do niego nie czuję? - szepnęła cicho Potter'ówna.

- Ah...Ja...- na policzkach starszej z dziewcząt pojawił się róż. - Tak, kocham go. I to tak naprawdę. To nie żadne zauroczenie, tylko prawdziwa miłość. Czuję to - westchnęła. - Zawsze, gdy go widzę, czuję ciepło w sercu, szczęście, że go mam. Gdy do mnie mówi, szczególnie, jak wypowiada moje imię, czuję, jakbym w brzuchu miała stado motyli. Patrząc w jego orzechowe oczy, zatapiam się w nich i mogłabym w nie patrzeć bez końca. Przy nim, nie ważne, jakie niebezpieczeństwo byłoby wokół, zawsze czuję się bezpieczna...

- Od kiedy? - wydusiła Angela. Czyżby jej mamą tak młodo targały emocje do taty?

- Od końca piątego roku. Tak od marca jakoś. Wmawiałam sobie, że wariuję przez SUMY, ale kiedy przyszedł list z wynikami i nic się nie zmieniło...Przemyślałam wszystko, przypomniałam sobie moje reakcje na niego i stwierdziłam, że...no wiesz.

- James wie?

- Nie, wątpię. Raczej nie - odpowiedziała Lila.

- Nie możecie zmarnować takiej szansy! - oburzyła się orzechowooka. - Umów się z nim!

- Tak, akurat, kiedy zaprzestał tego swojego "Evans, umówisz się ze mną?". Ten to ma wyczucie czasu - mruknęła Black'ówna.

- Niedługo, w niedzielę zaraz po meczu, jest wyjście do Hogsmeade. Tam mu powiedz, że się zgadzasz. Albo w sumie...Mogę się o pięć galeonów założyć, że cię zaprosi. Zgódź się i uwierz mi, wszystko samo się rozwinie. Już w niedzielę wieczorem będziecie parą. Tak mi się wydaje, że według uczniów najlepszą w szkole - zaproponowała.

- Myślisz? - zapytała z nadzieją Lily.

- Ja nie myślę, ja to wiem.

- Kto by pomyślał, że własna córka będzie mi pomagać z problemami sercowymi...

- Nie wiem, bo na pewno nie ja.

#Trzy dni później#

Wielka Sala mieniła się od uczniów. Większość z nich miała na sobie płaszcze zimowe, zaledwie niektórzy mieli szaty Quidditcha. Była to Reprezentacja Gryffindoru i Reprezentacja Hufflepuffu w Quidditchu. Do tego wielu uczniów miało jakieś horągiewki, flagi z godłem domu którejś z drużyn albo transparenty z hasłami wiwatowymi. Krukoni liczyli na wygraną Gryfonów, a Ślizgoni - Puchonów.

- Harry, musisz coś zjeść. Nie będziesz mieć siły na meczu - tłumaczyła chłopcu Lily, a w jej oczach odbijała się troska.

- Nie jestem głodny - sprzeciwił się Gryfon.

- Ale, Harry,...

- Nie mam apetytu - upierał się szesnastolatek.

- Harry, nie zachowuj się, jak dziecko, bo cię zacznę karmić! - Black ewidentnie kończyła się cierpliwość, gdy po pół godzinie od rozpoczęcia śniadania, chłopak nie tknął niczego.

- Nienawidzę, jak tak robisz - wymamrotał chłopak. - Jem tylko dla ciebie. I dlatego, że nie chcę testować granicy twojej cierpliwości. Gdyby nie to, że dostałbym od ciebie ochrzan stulecia, szlaban na latanie na miotle oraz znając twoją złośliwość, przez tydzień ze Snape'em i minus 10 za nieposłuszność Pani Prefekt, nie tknął bym tego.

- Pfff...! Moja złośliwość - prychnęła dziewczyna. - Ty mojej złośliwości jeszcze nie widziałeś, młody człowieku.

- Przestań! - jęknął. - Obecnie tak, jak oboje siedzimy w tym miejscu, masz szesnaście lat, więc przestań mówić do mnie "młody człowieku".

- A bo co? - spytała zadziornie rudowłosa, jednak zanim czarnowłosy odpowiedział, rozległ się głos Dumbledore'a.

- Drodzy uczniowie! Śniadanie się zakończyło, więc zapraszam na mecz! - tu Lilka z uporem wzięła kilka kanapek dla Harry'ego i schowała do swojej torebki.

Uczniowie zaczęli masowo wychodzić na dwór w kierunku trybun. Kiedy tam dotarli, drużyny weszły do szatni, a uczniowie szukali najlepszych miejsc.

- Zajmiemy wam miejsca - skomentowała Mary, zostawiając przy szatni Gryfonów tylko graczy, Potterów i Rodzeństwo Black.

- Dasz radę, Harry - uśmiechnęła się Lily. - Wierzymy w ciebie.

- Właśnie. Daj z siebie wszystko, młody - poparł siostrę Syriusz.

- Będzie dobrze. Ale uważaj na siebie - ostrzegł go James.

- Wygracie, braciszku. Rodzice w ciebie wierzą, ja w ciebie wierzę i cała reszta również w ciebie wierzy. Do tego jak wygramy, to wybierzemy się grupowo do Hogsmeade na Kremowe i zorganizujemy w Pokoju Wspólnym imprezę stulecia. Nie napotkaj tylko tym razem dementora, proszę - dokończyła Potter'ówna, przytulając brata.

- Okej. Lećcie już na trybuny, bo Dorcas na was czeka, by pokazać wam, które miejsca zajęli - rzekł okularnik.

Rzeczywiście, Dorcas stała przy wejściu na trybuny. Ostatni raz dziewczęta przytuliły młodego Pottera, chłopcy przybili mu piątki i poszli w kierunku Meadowes. Kiedy podeszli, skinęła im głową i zaprowadziła przez schody na odpowiedni poziom trybun.

- Tu jesteście! - krzyknęła Alex. - Myśleliśmy, że jeszcze chwila i się mecz zacznie, a was nie ma! - w tym momencie mecz się rzeczywiście zaczął.

Zawodnicy wznieśli się nad ziemię, lecąc na swoje pozycje. Puchoni od razu przełapali kafla i polecieli w kierunku obręczy Gryfonów. Harry i szukający Hufflepuffu szukali znicza, a Fred i George próbowali zrzucić przeciwników z mioteł.

-...Gryfoni przy kaflu...Bell do Robins, Robins do Weasley, Weasley znów do Bell i...JEST! Mamy bramkę! Dziesięć do zera dla Gryffindoru! Moment, CO?! Puchoni mają kafla, Nellen do Frost, Frost do Welley...TAK! WEASLEY OBRONIŁ! Gryfoni, dalej, śpiewajmy nasz hymn! WEASLEY JEST NASZYM KRÓLEM!

- BRAMKARZEM JEST NA FEST! WIĘC ZAŚPIEWAJMY CHÓREM: ON NASZYM KRÓLEM JEST! - dołączyła się drużyna Gryfonów.

- WEASLEY NIE PUSZCZA GOLI! BRAMKARZEM JEST NA FEST! WIĘC ŚPIEWAJĄ GRYFONI: ON NASZYM KRÓLEM JEST! - wiwatowały Lwy.

- WEASLEY NASZYM KRÓLEM! NIE BĘDZIE WIĘCEJ ŁEZ! - tutaj dołączyli się również Krukoni.

- TRZECH PĘTLI BRONI MUREM! ON NASZYM KRÓLEM JEST! - to śpiewali już wszyscy Gryfoni i większość Krukonów.

- George Weasley strzela tłuczkiem we Frost...Lorenz odbija i piłka leci na drugiego pałkarza Gryfonów, który broni Bell przed drugą piłką... UWAŻAJ, FRED! - wrzasnął przerażony Lee Jordan. Było jednak już za późno. Tłuczek uderzył rudego w nogę, łamiąc ją prawdopodobnie.

- FREDDIE! - krzyknęła z przerażeniem Potter.

Chłopak jednak mimo namów Pani Pomfrey ("Weasley, natychmiast zlatuj na dół! Ta piłka prawdopodobnie ci złamała nogę!") grał dalej ("Nie ma mowy! Jak zejdę to stracimy mecz walkowerem!"). Teraz wzrok Jordana przeniósł się na szukających.

- Potter prawdopodobnie widzi znicza...Haid leci za nim... dolatują do obręczy i...TAK! DAJESZ, HARRY! POTTER WYKONUJE ZWÓD WROŃSKIEGO, A HAID UDERZA O ZIEMIĘ! W tym samym czasie Weasley, Robins i Bell strzelają trzy bramki i już mamy 130 do 10 DLA GRYFONÓW! Bell znów celuje...TO BYŁ FAUL! - ryknął wściekle Lee, kiedy Katie prawie spadłaby z miotły przez tłuczka, również pokiereszowana. - TO SĄ ŚLIZGOŃSKIE TAKTYKI, WY PASKUDNE BORSU...

- Jordan! - oburzyła się McGonagall.

- ...KI! ŚLIZGOŃSKIE?!

- Jordan, ostrzegam cię! - denerwowała się profesorka transmutacji w tym samym czasie, co Alex mruknęła.

- Komentarze Lee Jordana są mega komiczne. Teraz znów nie posłucha i...

- RZUT KARNY DLA GRYFONÓW! GIN, DEM, KAT, POKAŻCIE IM, JAK GRAJĄ ROZWŚCIECZONE LWY!

-...profesor McGonagall będzie próbowała zabrać mu mi....

- JORDAN, ODDAWAJ TEN MIKROFON! - ryknęła Minewra

-...krofon- dokończyła dwunastolatka, zirytowana tym, że nauczycielka i Gryfon ciągle jej przerywają.

- To ją podziękuję, pani profesor! - i zaczął uciekać po trybunach. - Rzut wolny dla Gryfonów i kolejne plus 10 punktów! Potter widzi znicza i....TAK! MAMY TO! GRYFFINDOR WYGRYWA MECZ 280 DO 30!

- TAK! - ryknęli radośnie uczniowie Domu Lwa. Kiedy gracze zlecieli na ziemię, Huncwoci, Huncwotki i Nowe Pokolenie (tu: ci z naszej grupy, którzy żyją normalnie w 1996 - nie chodzi o rocznik 2006!) zbiegli szybko z trybun, by pogratulować walecznym Lwom. Fred, którego noga rzeczywiście była złamana, był podtrzymywany przez braci, a Katie, która miała zwichnięty nadgarstek, krzywiła się nieco, rozmawiając z Demelzą Robins.

- FREDZIE WEASLEY'U, MIAŁEŚ UWAŻAĆ! - krzyknęła Angela, uderzając chłopaka pięścią w tors. - CZY...TY... WYOBRAŻASZ...SOBIE...W...TYM...
TWOIM...HUNCWOCKIM...ŁBIE... JAK...JA... SIĘ... WYSTRASZYŁAM...GDY... UJRZAŁAM...JAK...TA... GŁUPIA... PIŁKA...UDERZA...W...CIEBIE...I... TWOJĄ... MIOTŁĘ...ŁAMIĄC...CI... NOGĘ?! CHCESZ...BYM... DOSTAŁA... ZAWAŁU...LUB... PALPITACJI...SERCA?! - po każdym wyrazie nadchodził lekki aczkolwiek stanowczy cios.

- Angie, już spokojnie - wyszeptał uspokojąco.

- JAK MAM BYĆ SPOKOJNA, JAK OMAL NIE ZGINĄŁEŚ?! - wrzasnęła, ale koniec końców uspokoiła się, łkając i przytulając się mocno do chłopaka, patrząc mu w oczy. - Na przyszłość uważaj, błagam.

- Jasne, Kotku - tu, nie zważając na nikogo, Angela stanęła na palcach i musnęła wargami usta chłopaka.

- Kocham Cię - powiedziała. Na jej twarzy rozbłysł delikatny uśmiech, a oczy błyszczały z radości.

- Ja ciebie też, Kochanie - mruknął, odwzajemniając pocałunek. Dziewczyna wplątała palce w jego włosy, a on chwycił ją w tali, by nie upadła. Przerwali, gdy usłyszeli brawa, a także słowa Dorcas skierowane do Syriusza ("Moje pięć galeonów, Black. Mówiłam, że między nimi jest chemia").

- Wiedziałam, że się domyślisz, Dor - zaśmiała się Potter'ówna, kiedy już wracali do zamku. - To co? Trzeba was wykorzystać, jak już tu jesteście i zorganizować Imprezę Huncwotów. Niech Gryfoni poznają, czym jest prawdziwa impreza i do tego z Huncwotami!

- Słyszałem o nich - powiedział podekscytowany Lee Jordan, który akurat wracał z nimi. - Z tego, co mówił mi kiedyś tata, który jest rok starszy od was, wasze imprezy były najlepszymi, na jakich był. Louis Jordan, kojarzycie może?

- Ah, Louis! - rzekł Syriusz z uśmiechem. - Zawsze super komentował mecze, przez co były komiczne. Spoko gość. Odziedziczyłeś to po nim widocznie.

- Dzięki. Nie brakowało na nich oczywiście alkoholu - zaśmiał się młodszy z rozmówców. - Tata mi opowiadał, że na waszym piątym roku na jedną z takich imprez wleciała McGonagall, chcąc coś od Prefekt Evans i Prefekta Lupina i była awantura na całą szkołę.

- Lily - sprostowała dziewczyna, a chłopak spojrzał na nią zdezorientowany. - Mów nam Remus i Lily. Na razie jesteśmy w podobnym wieku, więc... Wystarczą imiona.

- Ekhm, ekhm - zza pleców usłyszeli chrząknięcie. Odwrócili się i ujrzeli Opiekuna Slytherinu. - Angela, Potter, do mojego gabinetu.

- Dobrze, profesorze - westchnął Harry.

- Oklumencja - dodała cicho Angela w kierunku przyjaciół, widząc ich zdezorientowane miny. Zeszli do lochów i weszli do gabinetu Snape'a.

- Myślę, że wiecie, dlaczego tu jesteście - powiedział Mistrz Eliksirów, patrząc na nich znacząco.

- Oklumencja - jęknął Harry. - Nie męcz nas, proszę, nooo....Dopiero co wygraliśmy mecz...Czemu chcesz nam zepsuć humor?

- Nie chcę go psuć, tylko chcę, byście potrafili chronić wasze umysły przed atakami zewnętrznymi - odparł ostro mężczyzna.

- Damy radę - odpowiedziała z uporem Angelina. Brat spojrzał na nią zdziwiony. Szło mu to opornie, czemu nagle miałoby być lepiej?

~ Uczyliśmy się tego u dziadków. Tylko musimy wrócić do formy. Będzie dobrze ~ to Angela chciała przekazać bratu znaczącym spojrzeniem. I chyba do niego dotarło, bo oczy zaczęły mu błyszczeć z emocji.

- Ja mogę pierwsza - zgłosiła się orzechowooka. Severus wycelował w nią różdżką, a ona oczyściła umysł ze wszelkich myśli, a gdy usłyszała "Legiments", wyobraziła sobie...dom na Grimmauld Place 12?

Otoczony był przez ognistą lwicę, ogromnego węża strzelającego piorunami zamiast jadem i najróżniejszymi magicznymi istotami. Hipogryfami, jednorożcami, akromantulami, bazyliszkiem, wilkołakami, wampirami i stadem dzikich centaurów. Severus spróbował się przebić choć przez jedno z nich, ale wąż, którego akurat chciał pokonać, wystrzelił piorun w jego kierunku, parząc go dość mocno. Czarnowłosy wycofał się z umysłu chrześnicy, patrząc na nią z podziwem.

- Genialne. Panie Potter, teraz pan - szepnął.

- Harry - rzekł, a nauczyciel spojrzał na niego niezrozumiale. - Mam na imię Harry.

- W takim razie, Harry. Legiments! - z umysłem chłopaka było podobnie. Poparzony przez ognistą lwicę, wyszedł z umysłu nastolatka, podchodząc do biurka i biorąc fiolkę z eliksirem na poparzenia. Rzadko się zdarza, że osłony zostawiają odcisk na ciele legimenty, a jeśli już, to muszą być strasznie silne. - Widzę, że w końcu udało się wam nauczyć Oklumecji. Gratulacje, możecie iść.

- Przypomnieć - zwróciła uwagę chrzestnemu Angela. - Myślę, że jest coś, o czym powinieneś wiedzieć. Wybacz, ale inaczej nie da się tego zrobić. Legiments!

Oczy czarnowłosego rozszerzyły się w szoku, gdy niektóre ze wspomnień napłynęły do jego umysłu. Angela jednak nie zwracała na nie uwagi. Interesowały ją te, które znajdowały się za mglistą otoczką, której za nic nie umiała zniszczyć. Naciskała na otoczkę, starając się ją złamać, ale robiąc to na tyle subtelnie, by nie załamać kompletnie umysłu. Po jakiś dziesięciu minutach udało się, a ją zaatakowała fala wspomnień, której nie potrafiła przerwać.

Lily i Severus siedzieli naprzeciw siebie na łóżku rudowłosej. Kobieta patrzyła z troską na dzieci śpiące w łóżeczku, ewidentnie nad czymś myśląc. W tym samym czasie, Snape przyglądał się jej dokładnie. Zmieniła się, odkąd się ostatnio widzieli. Urosła kilka centymetrów, jej włosy były kasztanowo-czarne nie rude, a po brzuchu nie było widać żadnych śladów ciąży.

Oczy nie błyszczały jej jak zwykle, tylko pokazywały, jaką tragedię przeżyła ich właścicielka, a na ustach nie znalazł jej typowego, szerokiego uśmiechu. Głowę miała nieco opuszczoną, ale gdy ją podniosła, patrząc mężczyźnie w oczy, ujrzał w tych pięknych, zielonych tęczówkach determinację. Z jakiego powodu, nie wiedział. Widział, jak przez chwilę się waha, ale wahanie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.

- Przepraszam - powiedział cicho, mając nadzieję, że uzyska wybaczenie, którego pragnął od momentu, gdy wypowiedział w jej kierunku TO słowo. - Błagam, Lily, ja naprawdę przepraszam. Wiem, że nie zasługuję na twoje wybaczenie, nie po tym, co zrobiłem, ale przysięgam, nie chciałem tego. Zawładnęły mną zbyt duże emocje, wiem, że nie powinienem. Mieliśmy być przyjaciółmi na zawsze. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.

- Ja...wybaczam ci, Severusie. Wybaczyłam już jakiś czas temu. Ja także przepraszam, że moja głupia, gryfońska duma zniszczyła to, co łączyło nas od lat...I chciałam zapytać, czy...czy mógłbyś...- zaczęła cicho czarownica.

- Czy co mógłbym? - ciekawił się czarodziej.

- Czy ze względów bezpieczeństwa, mógłbyś być drugim chrzestnym Angel i pomóc mi chronić ją i Harry'ego przed Riddlem - dokończyła, nie patrząc mu w oczy.

- Oh...To byłby zaszczyt, gdybym mógł być chrzestnym twojego dziecka, Lils - odrzekł spokojnie Snape, a w jego czarnych oczach Angela ujrzała iskierkę radości.

- Czyli się zgadzasz? - upewniła się zielonooka.

- Jasne! - dwudziestojednolatek niemal krzyknął z radości.

×××

- Błagam! - ten sam czarnowłosy mężczyzna klęczał przed Voldemortem, a jego wyraz twarzy pokazywał bezgraniczną rozpacz. - Przyjmę karę za nią, zawsze i każdą, ale zostaw Lily w spokoju!

- Czemuż miałbyś cierpieć przez to, że twoja ukochana przyjaciółka zawiodła? - Czarny Pan nie widział w tym sensu.

Prawie wszyscy jego wierni Śmierciożercy olaliby fakt, że jedna z nich zawiodła i pozwoliliby mu ją ukarać, nawet prosiliby o kilka rundek na najbliższym spotkaniu, ale Severus był inny. Wolał przyjąć karę na siebie, żeby Black była cała i zdrowa. Kiedy młodszy czarodziej się nie odezwał, ten spojrzał na niego z politowaniem.

- Chodzi ci o tą miłość, którą według Dumbledore'a jest najważniejszą wartością? O miłość, która nie uchroniła Pottera przed śmiercią? Tej, przez którą Lilith tak cierpi, choć gdyby jej nie było, żyłaby w spokoju? O tym mówisz? Twierdzisz więc, że nadal ją kochasz, prawda, Severusie?

- Tak, Panie - wyszeptał cicho Snape.

- Dobrze. Jeśli tak chcesz, to ty będziesz dostawał karę za każde jej przewinienie. A znając jej pyskatą naturę, może być tego dużo. Jesteś pewny, Sseverussie? - wysyczał Lord.

- Jestem, Panie.

×××

Severus stał przy czarnym grobie na dużym cmentarzu. Pogrzeb był zaledwie kilka dni temu, a on i tak przychodził tu codziennie. Na płycie nagrobka leżała, chwilę temu położona przez niego, biała lilia i ciemnozielony znicz z inicjałami "L.B.P." i srebrnym napisem "Ukochanej Przyjaciółce i Jedynej Miłości". Policzki mężczyzny były mokre od łez, które skapywały na jego czarne szaty, a w ręce znajdowało się zdjęcie.

Przedstawiało owego człowieka wraz z uśmiechniętą od ucha do ucha rudowłosą kobietą. Severus obejmował Lily, patrząc na nią z czułością i czymś na wzór...miłości? Ona jednak tego nie zauważyła, bo obserwowała swoje radośnie obejmujące się dzieci, na twarzach, których widniały typowo huncwockie uśmiechy. W oczach Snape'a na zdjęciu widniała niesamowita miłość. Miłość do owej kobiety, do uroczych siedmiolatków, do całej tej trójki.

Nastrój Snape'a na cmentarzu w niczym nie przypominał tego na zdjęciu. W końcu jakby nie mogąc dłużej ustać na nogach, upadł na kolana, szlochając głośno. Patrzył na zdjęcie, z malującymi się na twarzy tęsknotą i żalem.

- Oh, Moja Kochana Lily. Dlaczego musiałaś odejść? Dlaczego akurat ty? Co zrobiłaś losowi swoim niewinnym życiem, że cię tak pokarał? Przecież wszyscy chcieliśmy dobrze. Dlaczego Czarny Pan musiał akurat odkryć twój udział w sprawie, nie kogoś innego, nie mój? Powinnaś żyć dalej, uśmiechać się i śmiać z żartów maluchów i Pottera, a nie cierpieć po takiej stracie, bojąc się, co znów wymyśli Voldemort. Powinnaś być szczęśliwa...Oh, Moja Najdroższa Lily, gdybyś tylko wiedziała...Gdybyś tylko wiedziała, jak strasznie cię kocham...Zawsze...- wyszeptał płaczliwie.

Wspomnienie się skończyło, a Angela znów stała w gabinecie ojca chrzestnego, z policzkami pełnymi łez. Nie spodziewała się, że Severus kocha jej mamę i był w stanie zrobić wszystko, byle była bezpieczna. To miłość była tym zagadkowym uczuciem, które w dzieciństwie dostrzegała w jego oczach, kiedy patrzył na Lily, a którego nigdy nie potrafiła rozgryźć. Harry patrzył na siostrę z troską, a Snape z mieszanką bólu, przerażenia i złości.

- Kto ci pozwolił zaglądać w moje wspomnienia? - wychrypiał nieco groźnie.

- Ja chciałam tylko ci przywrócić wspomnienia, Sev, nie chciałam źle - broniła się szesnastolatka, rozpaczliwie patrząc na wujka. Nie chciała być wścibska, patrząc na to, co nie trzeba i grzebać we wspomnieniach Mistrza Eliksirów, ale jak ta fala nadeszła, nie umiała jej zatrzymać. Ból w jej głosie był wyczuwalny na kilometr. - Nie chciałam być wścibska, ale jak te wspomnienia mnie zalały, nie umiałam ich przerwać. Przysięgam, nie chciałam naruszyć twojej prywatności, nie gniewaj się, Sev,...

- Wyjdźcie - odparł ostro nauczyciel.

- Ale, Severusie, proszę...- przekonywała Gryfonka.

- JUŻ! - warknął rozeźlony.

- Chciałam ci tylko powiedzieć, że...- kontynuowała błagalnie.

- WYNOCHA, POTTER! - Mistrz Eliksirów ewidentnie stracił cierpliwość.

Rodzeństwo podeszło do drzwi, i kiedy Harry już wyszedł, Angela podniosła wzrok na chrzestnego, patrząc mu w oczy, nie brązowymi oczami Jamesa Pottera, tylko zielonymi tęczówkami Lily Black.

- Chciałam tylko, żebyś wiedział, że Lilka przy decyzji czy ci wybaczyć, będzie brała pod uwagę nie tylko zachowanie ciebie z przeszłości, ale i ciebie z tych czasów. Jeśli naprawdę ją kochasz, to okaż to na tyle, by nie krzywdzić i wyżywać się na jej bliskich - i wyszła, trzaskając drzwiami.

Zaraz po wyjściu z gabinetu, Harry objął siostrę ramieniem. Spojrzał jej w oczy, chcąc wyczytać z tak różnych od jego tęczówek cokolwiek, ale ich kolor zdziwił go niezmiernie. Były zielone. Bariera została złamana.

~~×~~×~~×~~

Gdy przekroczyli próg Pokoju Wspólnego, wszystko już było gotowe. Pomieszczenie było powiększone zaklęciem, z sufitu zwisały transparenty z napisem "Wygraliśmy!" i wielkim lwem, a meble były ustawione pod ścianami. Przy kominku zostały ustawione stoły z jedzeniem i alkoholem, a na środku pokoju został wyczarowany parkiet. W rogu pomieszania znajdowały się sprzęty do puszczania muzyki, która swoją drogą zaczęła im dudnić w uszach zaraz po wejściu.

O zaklęciu wyciszającym widocznie również nie zapomniano. Gryfoni bawili się w najlepsze, tańcząc, śpiewając i pijąc Ognistą lub Kremowe. Na szczęście, młodsi uczniowie Gryffindoru (trzeci rok i w dół) mieli na tyle rozumu, by nie zbliżać się do trunków i pić soki owocowe, mugolską Pepsi czy Coca-Colę, a w ostateczności jakieś energetyki. Potterowie przeszli przez pomieszczenie w poszukiwaniu Huncwotów i reszty paczki. Gdy ich znaleźli, podeszła do nich Ginny.

- Impreza zaczęła się dopiero niedawno! Stwierdziliśmy, że nie chcielibyście, byśmy jak wy to mówicie? "Celowo opóźniali przez was zabawę", więc zaczęliśmy! - krzyczała, starając się przekrzyczeć głośną melodię, która akurat leciała z głośników.

- Dobrze zrobiliście! - okrzyknął jej Harry.

- Pójdziemy się tylko przebrać i już wracamy! Dor, możesz iść ze mną?! Potrzebuję twojej pomocy! - zawołała Angela.

- Jasne! Dziewczyny, chodźcie, trzeba doradzić naszej małej królewnie! - zaśmiała się szatynka.

Wszystkie weszły do dormitorium, a Angela położyła na łóżku cały swój pakiet sukienek. Huncwotki przeglądały kreacje, zastanawiając się na głos, w której wyglądałaby najlepiej. W końcu wybrały granatową, mocno przylegającą do ciała suknię do połowy ud, cieliste rajstopy i buty na korku, tego samego koloru co sukienka. Alicja związała jej włosy w piękny kok z warkocza, a Marlena zrobiła Ang piękny makijaż. Na sam koniec poprowadziły ją do lustra i poprosiły o ocenę.

- Niech mnie Merlin trzaśnie - wyszeptała cicho Potter'ówna. Całość prezentowała się świetnie. Była naprawdę pod ogromnym wrażeniem. Mama, Remus i Syriusz zawsze jej mówili, że Huncwotki były świetne w przygotowaniach na wszelakie imprezy (pod względem makijażu, stroju, fryzury i innych takich), ale nigdy nie myślała, że efekty ich pracy są takie piękne. - Dziewczyny, naprawdę dziękuję. To jest...śliczne do sześcianu!

- Nie ma sprawy - wyszczerzyła się Lily.

- Swoją drogą, wy też wyglądacie nieziemsko - skomentowała, na co te jedynie się uśmiechnęły.

Wspólnie zeszły na dół, a wzrok wszystkich Lwiątek wylądował na nich. Podążyły w kierunku Huncwotów i Nowego Pokolenia, ciągle słysząc komplementy Gryfonów (w szczególności płci męskiej, jeśli już przy tym jesteśmy), że wyglądają niesamowicie. Kiedy do nich doszły, był już z nimi Harry.

- Witam, nasze piękne panie - uśmiechnął się promiennie, mrugając do nich psotnie.

Zabawa szybko się rozkręciła, alkohol znikał litrami, ale jakimś cudem puste butelki nagle zapełniały się od nowa. Młodsi poszli już spać, a zegar wskazał jedenastą wieczorem. Muzyka, tak jak wcześniej była momentami spokojna, teraz w większości składała się z rocka - i tego czarodziejskiego, i mugolskiego. Ludzie tańczyli, skakali i krzyczeli radośnie słowa znajomych piosenek, a większość z nich byłą już pijana. Angela skakała radośnie w trakcie tańca, przechodząc z rąk do rąk. Fred, Harry, Neville, George, Ron, Huncwoci, tata...

Usiedli w końcu na kanapie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Raz temat schodził na żarty, raz na przyszłość, a jeszcze innym razem wspólnie marudzili na nauczycieli i ich prace domowe. Padło pytanie o ulubioną drużynę Quidditcha, skierowane do Alex, ale dziewczynka nie odpowiedziała. Wcześniej uparła się, żeby dłużej zostać, a teraz słodko spała, z głową na ramieniu ojca i nogami na kolanach matki.

- Zaniosę ją - zaproponował Syriusz. Jakimś cudem ominął zabezpieczenia na schodach i chwilę później już był z nimi. Usiadł na kanapie i uśmiechnął się troskliwie.

- Jest leciutka jak piórko.

- I wygląda przeuroczo, jak śpi - dodała Dorcas z podobnym uśmiechem.

- Dobra, zagramy w butelkę? - zaproponował George.

- Oczywiście, tylko tu, czy w dormitorium? - dopytał się Remus.

- Właśnie nie wiem...- rozmyślania Rona przerwał Prefekt Naczelny z Gryffindoru, wbiegający do Pokoju Wspólnego jak tornado. Gdy tylko zatrzasnął się za nim obraz, muzyka ucichła, a chłopak krzyknął jedynie pięć słów, które wprawiły Gryfonów w przerażenie.

- WKURZONA NA MAKSA MCGONAGALL IDZIE!!  

Tu, kilkoma zaklęciami przywrócili poprzedni wygląd pomieszczenia, sprawiając, że wszystkie przekąski, muzyka i w szczególności alkohol, rozpłynęły się w powietrzu, a - co prawda dość pijani - uczniowie pobiegli do swoich dormitorii, zmieniając swoje stroje zaklęciami w piżamy i wskakując do łóżek, udając, że śpią. Kiedy więc Opiekunka wkroczyła do Pokoju Wspólnego swoich podopiecznych, nie znalazła w nim nikogo ani niczego, co wskazywałoby, że jeszcze dosłownie minutę wcześniej odbywała się tu huczna impreza na cześć zwycięskiego meczu.

Jednak pod łóżkiem każdego ze starszych uczniów znalazła się butelka jakiegoś alkoholu, talerz z jedzeniem lub słodycze. U tych młodszych były to soki i inne napoje bez procentów wraz z przekąskami. Przy każdej z nich była mała karteczka z dopiskiem "Nikt inny tego nie odczyta. Pierwsza zasada Huncwota: Nie dać się przyłapać". Świętowanie musieli więc kończyć w swoich pokojach. Były jednak wyjątki, w tym Huncwotki i dziewczyny z Nowego Pokolenia, które po upewnieniu się, że nauczycielka wyszła, przechodziły do pokoi swoich znajomych. Ubrane w ciepłe piżamy, dziewczyny weszły do dormitorium chłopców.

- Kontynuując, gramy w tą butelkę? - spytała Hermiona, a chłopcy z 1996 spojrzeli na nią z niedowierzaniem. - Co?

- Od kiedy ta  Hermiona Granger chce grać w butelkę? Podmienili nam przyjaciółkę...- za co Harry z Ronem dostali po głowach.

- Mogę pierwsza? - zapytała Ginny, wyciągając pustą butelkę po Whiskey.                                            

- Oczywiście, ale nalej nam trochę, jeśli już jesteśmy przy alkoholu - mruknął Neville. Po chwili, już przed każdym z nich stała butelka Kremowego. - Jeśli tak, to w sumie nawet lepiej.

- Od kiedy jesteś taki chętny trunków, Nev? - spytał Fred.

- Właśnie, dzięki komu się tak zmieniłeś? Pozytywnie, oczywiście - dodał George.

- Od niedawna w sumie. Kto? No Huncwoci przecież - zaśmiał się brunet. - Polecam waszą obecność na przyszłość do zmian osobowości.

- Dziękujemy za reklamę - parsknął Syriusz.

- Dobra, zaczynajmy - zniecierpliwiona Weasley'ówna zakręciła butelką i wypadło na Hermionę. - Miona, pytanie czy wyzwanie?

- Na rozgrzewkę wezmę pytanie - poprosiła szatynka.

- Okej. Hmm... Wolałabyś grać w drużynie Quidditcha czy nie przeczytać już nigdy żadnej książki?

- O kurcze - mruknęła Granger. - Teraz to mi dałaś wybór... Nie jestem pewna, ale chyba wolałabym grać w Quidditcha.

- No nieźle, Miona. Kto by pomyślał, że kiedyś to przyznasz...- wymamrotał Ron, za co został spiorunowany wzrokiem przez Prefekt Granger. Dziewczyna zakręciła butelką i wypadło na Harry'ego, który już zaczął się zastanawiać, co byłoby śmieszniejsze.

- Harry, braciszku, pytanie czy wyzwanie? - zapytała przesłodzonym głosem Gryfonka.

- Wiesz, że jestem synem Huncwota i Rudej Furii, więc jasne, że wyzwanie! - i zrobił unik przed poduszką, którą Lily wycelowała w jego głowę za to, że nazwał ją "Rudą Furią".

- Jeżeli tak, to...- Granger uśmiechnęła się, a Potter zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze wybrał. Ale Huncwot to Huncwot...- Zaśpiewaj jakąś znaną mugolską piosenkę. Chociaż refren. Nie musi być na poważnie, może być dla żartów.

- Jak chcesz - wzruszył ramionami i wstał. Z nikąd zaczęła nagle lecieć znajoma większości melodia, a Lily jęknęła błagalnie.

- Harry, synek, błagam, nie rób mi tego - na jej policzkach pojawiły się rumieńce, świadczące o tym, że doskonale wie, jak brzmi refren piosenki. I ona jako jedyna z dziewcząt ma zielone oczy od urodzenia.

- Przez twe oczy, te oczy zielone OSZALAAAŁEM! Gwiazdy chyba twym oczom oddały CAŁY BLAAAASK! A ja serce miłości spragnione ci oddaaaałem! Tak zakochać, zakochać się można tylko RAZ! - po czym usiadł jak gdyby nigdy nic i wypił spory łyk Kremowego.

- Musiałeś? Naprawdę aż tak bardzo musiałeś? - wymamrotała zielonooka, zakrywając twarz włosami.

- To była zabawa, Lils - uśmiechnął się pokrzepiająco, odgarniając jej włosy, patrząc na jej policzki. - Uroczo wyglądasz, jak się rumienisz, Liluś.

Cisza i zero reakcji. Chłopak rozejrzał się, widząc, jak młodzież z 1976 przygląda się im z szeroko otwartymi oczami.

- Co? - zapytał zdezorientowany.

- Powiedziałeś do Lily "Liluś" i nie trzepnęła cię za to, ani nic. Myślę, że dobrze wiesz, że nienawidzi, jak ktoś tak do niej mówi - mruknęła Marlena.

- Tylko dlatego, że jesteś moim dzieckiem - wymamrotała rudowłosa. - Odwdzięczam się przy okazji za to "wszystkiego najlepszego, Mamusiu" piętnaście lat temu i za to, co dla mnie zrobiliście. Poza tym...Podobało mi się - przyznała cicho.

- Słucham? - sapnął chłopak, razem z Angelą rozszerzając oczy w szoku. Nigdy nie sądzili, że komuś na to pozwoli...I jeszcze przyzna, że jej się podobało...

- Podobało mi się, jak tak do mnie powiedziałeś - powtórzyła Black, patrząc swoimi zielonymi tęczówkami w te Harry'ego. - I jak na razie ty i Angela jesteście jedynymi osobami, którym na to pozwolę.

- Czujemy się zaszczyceni - wyszczerzył się Chłopiec, Który Przeżył, By Kochać. 

- Właśnie, mam pytanie - zaczęła Alicja. 

- Hmm?

- Czemu ty i Hermiona mówicie sobie "braciszku", "siostrzyczko"? Przecież nie jesteście spokrewnieni.

- Ah, to długa historia, ale postaram się wam opowiedzieć to w wielkim skrócie. Już kilka razy uratowaliśmy sobie nawzajem życie, dogadujemy się świetnie, kochamy się jak rodzeństwo i co najważniejsze...- tu brunet urwał. Wymówienie końca zdania sprawiało mu ból, to było widać. 

- Wszyscy, cała nasza dziewiątka, jesteśmy dla siebie rodziną. Może nie z krwi, ale raczej z doświadczeń. Zachowujemy się jak rodzina - nieco zwariowana, ale rodzina. Zwłaszcza, że wszyscy kogoś straciliśmy. Do tego, większość z tych, których straciliśmy, zginęła w Pierwszej Wojnie Czarodziejów, zamordowana przez Voldemorta lub jego popleczników. A wy do tych osób się zaliczacie - dokończyła smutno Gin. Zapanowała chwila ciszy, a później grali dalej, aż do drugiej, kiedy wypadło na Lily.

- Lilka, pytanie czy wyzwanie? - spytała Dorcas.

- Wyzwanie! - zawołała radośnie. Alkohol krążył w jej żyłach, dodając adrenaliny i odwagi. Meadowes uśmiechnęła się, mrugając do niej znacząco, a Black zbladła nieco.

- Dalej, Liluś...

- Dorcas...- wymamrotała dziewczyna, jednak uśmiech nie znikał jej z twarzy. Angela spojrzała na Lily znacząco, wyłapując z nią kontakt wzrokowy. Obie wiedziały mimo alkoholu we krwi, że to być może jedna z nielicznych szans...

- Zrób to. Nie powstrzymuj się. Przecież widzę, że chcesz - szepnęła Potter'ówna tak cicho, że tylko odbiorczyni wiadomości usłyszała, bo westchnęła.

- Potter, wstawaj - rzekła w końcu, ku zdziwieniu reszty. - Nie mam zamiaru cię podnosić.

I kiedy orzechowooki wstał, podeszła do niego i wplątując palce w jego włosy, po prostu go mocno pocałowała. Po chwili szoku, gdy okazało się, że dziewczyna jak na razie nie planuje kończyć, James złapał ją w tali, odwzajemniając pocałunek. Tym czasem dziewczyna przylgnęła do niego jeszcze mocniej, wkładając w ten pocałunek jak najwięcej uczuć, miłości, jakie do niego czuła. Nie zareagowali na odgłos aparatu, którym Rodzeństwo Potter zrobiło im zdjęcie, ani na to jak Annabeth odebrała od Alicji pięć galeonów z zakładu, ani nawet na to, jak Meadowes i Potter spojrzały na siebie znacząco, mówiąc, "Wiedziałam. Oboje od dawna tego potrzebowali", odrywając się od siebie dopiero, gdy zabrakło im powietrza.

- Więc co, Lily? Uczynisz mi ten zaszczyt i się ze mną umówisz? - szepnął, patrząc swoimi orzechowymi oczami prosto w jej zielone.

- Tak, James. Umówię się z tobą - odszepnęła, wtulając się w jego tors.

Ten wieczór zdecydowanie można zaliczyć do jednego z najlepszych, a już na pewno dla NICH. I wszyscy wiedzieli, że to był właśnie oficjalny początek pięknej miłości, która zaowocuje w idealne małżeństwo. Byli sobie przeznaczeni, a ich miłości nie zmieni nic, a w szczególności Voldemort z jego bandą Śmierciożerców i durne zasady Ministerstwa. Bo ich miłość będzie wieczna aż po grób. Bo oboje poświęcą wszystko, łącznie ze swoim życiem, byle to drugie przeżyło. Bo nie zmieni tego NIKT.                                                                                                                                  __________________________________________________________________

...

                                                                               Następny rozdział:                                                                                         "Chapter XI - Hogsmeade & Winter Of The Century?!"

               ...               

Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu i się spodobał. Parę wątków zostało wyjaśnionych, kilka czeka na wyjaśnienie. Dowiedzieliśmy się, kto nęka Angel; trochę o przeszłości jej i Harry'ego oraz tego, że Lily, która od piątej klasy jest zakochana po uszy w Jamesie, w końcu się z nim umówiła. Niech się cieszą, póki mogą, bo przyszłość i droga do zmienienia jej może nie być już taka kolorowa...

*Poprawione* 

[Jeśli zobaczysz błąd, nie bój się, nie gryzę! Napisz mi to w komentarzu.]

______________

Słownik:

* wybaczcie, ale czasem zapominam, że oni byli takimi małymi dziećmi...                           **21-sze, patrząc na to, że jeszcze uważali, że urodziła się 30.01.1960r.                                     ***woalka – cienka, rzadka, przejrzysta do okrycia twarzy, najczęściej przymocowana do kapeluszy. Wykorzystywana jest jako ozdobny dodatek do stroju ślubnego (biała) lub pogrzebowego (czarna). 







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro