Chapter II - Guests from the past
(Rozdział 2 - Goście z przeszłości.)
Nagle usłyszeli huk, pociąg się zatrzymał i ponad pół ściany z oknem zleciało w przepaść. Dało się usłyszeć różne krzyki uczniów. Hermiona zdjęła z ich przedziału zaklęcie wyciszające. Z różnych stron zaczęli się zlatywać Śmierciożercy. Osiemnastka naszych bohaterów szybko odsunęła się od przepaści, by w nią nie wpaść. Pociągiem znów wstrząsnęło, pojawiła się mgła, więc uczniowie mieli ograniczoną widoczność. Nagle usłyszeli rozdzierający powietrze krzyk.
- POMOCY! NIECH KTOŚ MI POMOŻE! - ale nikt nie reagował.
- DO CHOLERY JASNEJ POMÓŻCIE MI, BO ZARAZ STĄD SPADNĘ! - minęło pół minuty, a usłyszeli kolejny wrzask. - HARRY JAMESIE POTTERZE! AŻ TAK TOBIE NA MNIE NIE ZALEŻY, ŻE CHCESZ POZWOLIĆ MI ZGINĄĆ?! RUSZ TE SWOJE CZTERY LITERY I POMÓŻ MI, BO DŁUGO NIE WYTRZYMAM I SPADĘ W TĄ CHOLERNĄ PRZEPAŚĆ!
- Angela?! - zapytał z niedowierzaniem Harry.
- Tak, to ja, Angela Potter, a teraz mi pomóżcie! - i nareszcie się udało.
Uczniowie zaczęli wychylać głowy zza okien lub zza przedziałów, uważając, by nie spaść. Otóż, młoda panna Potter trzymała się jedną ręką toru, a drugą próbowała się podciągnąć. W jej kierunku leciały zaklęcia, których zwinnie unikała. W końcu nie wytrzymała i prawa ręka zaczęła się jej ześlizgiwać. Przyjaciele próbowali jej pomóc ale wszystkie próby były daremne.
- Trzymaj się, Ang! - krzyknął Harry. - Jeszcze troszeczkę. Nie umieraj! Oprócz ciebie nie mam już prawie nikogo z czarodziejskiej rodziny. Najpierw rodzice, potem Syriusz, a teraz ty! Nie umieraj!
- Nigdy nie będziesz sam. Zawsze będę z tobą, gdziekolwiek i kiedykolwiek będziesz. Nie umrę. Obiecuję ci. Uda mi się - dziewczyna zaczęła spadać w przepaść.
- NIEEEE!! - wrzasnął Harry, a za nim reszta przyjaciół z przedziału.
- Kocham Cię, Harry! Wymyślę coś! - krzyknęła jeszcze, zanim zniknęła na dole.
Harry był zrozpaczony. Właśnie stracił siostrę. Pozwolił jej zginąć. A obiecał im obojgu, że będzie ją chronił. Natomiast Angela próbowała się skoncentrować. Leciała strasznie szybko i chciała przeżyć. Niewykonalne, prawda? Otóż wykonalne. Wystarczy jedno zaklęcie...
- Molliare! - krzyknęła.
Wiedziała, że nikt jej nie słyszy. Poczuła, że spada powoli, jakby została nagle pozbawiona ciężaru własnego, lądując bezboleśnie na miękkiej trawie. Słyszała, jak inni spadają. Słyszała krzyki uczniów z pociągu. Co chwilę rzucała zaklęcie na uczniów.
- Molliare! - krzyknęła, widząc, jak w powietrzu leci ciało młodej, przerażonej drugorocznej z Gryffindoru, Alex Black.
- Hej! Wszyscy, proszę, zbierzcie się tutaj, przy mnie! Przy mnie! Tak! - wykrzykiwała. - Uwaga! Zasadnicze pytanie. Czy nic wam nie jest?
Okazało się, że niektórzy uczniowie spadając w przepaść, o coś zahaczyli. Dziewczyna była świetna z eliksirów i często w czasie wolnym pomagała Madame Pomfrey w leczeniu innych. Uczyła się od mistrzyni. Nastawiała złamane palce; używała eliksirów, by wyleczyć złamane ręce czy nogi. Podeszła do ostatniej osoby - swojej kuzynki, Alex Black. Alex była wysoką szatynką z szarymi oczami. Włosy miała po matce - Dorcas, a oczy po ojcu - Syriuszu. Podeszła do dwunastolatki* i zapytała:
- Czy coś Ci dolega, Alex?
- Tak, Ang - wyszeptała dziewczynka.
- A co, mała? - dopytywała.
- Moja lewa ręka...- zaczęła.
- Rozumiem. Daj mi ją - poprosiła, a dziewczynka ją jej podała. Młoda Black wypiła kilka eliksirów i od razu poczuła się lepiej.
- Dzięki, Angie. Jesteś świetna.
- Nie ma za co. Uwaga! - wykrzyknęła. - Podejdźcie tutaj i się nie ruszajcie, to was policzę. Mówiłam, nie ruszać się! Stań w miejscu, Colin! Ty też, Nigel! No dalej, bo nigdy nie dolecimy do tego Hogwartu!
- Nie DOLECIMY? To my będziemy latać? - zapytał Nigel.
- Tak, dolecimy. Tylko nie wiem, czy nam się uda. Jest nas ponad tysiąc. Najpierw tak...Pociąg ciągle stoi i pewnie będzie stał przez najbliższe dwie godziny, zanim go naprawią. Najwygodniej byłoby ewakuować wszystkich uczniów i ich bagaże za pomocą świstoklików, ale nie wiem, czy damy radę. Wyślę patronusa do profesor McGonagall. Zaraz coś zdziałamy. Expekto Patronum! - z jej różdżki wyleciała srebrna łania i poleciała w kierunku Hogwartu.
- Wow - taka była reakcja wszystkich uczniów będących na dole, a było ich dwudziestu.
- A co z Śmierciożercami? - zapytała Luna.
- Nie ma ich już. Byłoby ich słychać - odparła Gryfonka.
- Na pewno? - dopytywał Denis.
- Na 100%. Zaufajcie mi - dodała. - Teraz tak...Trzeba przetransportować pociąg na ziemię. Użyję zaklęcia Reparo, a później Wingardium Leviosa. W ten sposób ściany się odbudują, a pociąg bezpiecznie zleci na ziemię. Zanim to zrobię, jeszcze powiadomię uczniów, którzy są w pociągu.
- Sonorus. Uczniowie, nie panikujcie. Chcę to zrobić dla waszego dobra. Złapcie się czegoś, trzymajcie zwierzątka i przede wszystkim uważajcie. Nie bójcie się. Wszystko będzie dobrze - powiedziała Potter'ówna i wyciągnęła rękę do góry. - Quietus. A wy nie ruszajcie się. Accio Błyskawica! - dodała jeszcze, nim wskoczyła na miotłę. Latała wokół pociągu, rzucając zaklęcie Reparo i tworząc bariery ochronne. Kiedy skończyła, rzekła:
- Wingardium Leviosa - i zleciała zgrabnie na ziemię, podtrzymując zaklęcie. Kiedy pociąg wylądował na ziemi, otworzyła drzwi od pociągu, a uczniowie zaczęli wychodzić z pociągu.
- Angela?! - usłyszała głos brata, którego natychmiast przytuliła. - Ty żyjesz!
- Jak widać - mruknęła. - Obiecałam, a ja jak obiecuję, to dotrzymuję słowa.
- Sonorus. Uczniowie. Zasadnicze pytanie. Czy ktoś jest ranny? - zapytała Angela. Na szczęście nie. - Uważam, że oni zjawią się pewnie pod wieczór, a my chcemy się jakoś tam dostać szybciej, prawda? - odpowiedziały jej okrzyki poparcia. - A więc uważam, że powinniśmy się tam dostać Świstoklikami, stworzonymi przez nas...
- Ale to jest zakazane, Potter - zakpił Malfoy. - Ministerstwo musi wyrazić specjalną zgodę...
- A chrzanić Ministerstwo! W każdym momencie Voldemort i Śmierciożercy mogą wrócić! Chcecie tego? Chcecie, by nas złapali? - odpowiedziały jej zaprzeczenia. - Teraz tak...Ilu mamy Prefektów Naczelnych lub Prefektów?
- Zawsze jest Naczelnych dwóch, a Prefektów czterech lub sześciu na dom, Potter - zaszydził Malfoy.
- Ale mamy gości, więc Prefektów jest dziesięciu, Malfoy - warknęła Angela. - Tak...Do Prefektów i Prefektów i Prefektów Naczelnych niech dołączy ośmiu uczniów. Oni już wiedzą, o kogo chodzi. Niech jeden z Prefektów domu zajmie się grupą pierwszorocznych ze swojego domu. Drugi z Prefektów niech zajmie się drugorocznymi. Trzeci** Prefekt niech zajmie się trzeciorocznymi, a czwarty** czwartorocznymi. Prefekci Naczelni niech mają na razie pod opieką piąto rocznych ze swojego domu, a że jest ich tylko dwóch to niech dwie osoby... Ginny i Neville zajmą się dwoma innymi grupami piątorocznych. Szóstym rocznikiem niech zajmą się Marlene, Alice, Łapa i Frank. Siódmo rocznymi zajmą się Annabeth, Dorcas, James i Mary. Tyłów pilnują Lunatyk i Harry, a przodów Ja. No dalej, ustawiać się! No dalej! Lily, zmienisz się ze mną jako Prefekt? Dzięki - chwilę później wszyscy byli ustawieni, więc wyruszyli. Przeszli kilka kilometrów, aż doszli do lasu.
- Tu się zatrzymujemy. Musimy stworzyć...- podliczyła sobie w głowie - dwadzieścia dziewięć świstoklików. Potrzebujemy, więc fantów - zaczęli polowanie na fanty. Kiedy uzbierali wyznaczoną ich liczbę, Angela zaczarowała je i podała "Opiekunom" poszczególnych grup.
- Uwaga, świstoklik mój, Remusa i Harry'ego jest później, gdyby się ktoś spóźnił, więc się nie martwcie. Na trzy. Raz...Dwa...Trzy! - świsnęło i ponad tysiąc osób zniknęło. Nikt nie został, więc teraz oni. Pojawili się w Hogsmeade na stacji. Zdziwiony Hagrid zaczął nawoływać:
- Pirszoroczni! Pirszoroczni do mnie! - pierwszoroczni podeszli od pół olbrzyma i poszli w kierunku jeziora.
- Uwaga! Wasze bagaże są już w szkole! - zawołała Ann.
Znaleźli dwa powozy, podzielili się na pół i weszli. Do jednego powozu weszli: Marlene, Mary, Ginny, Dorcas, Alice, Frank, Remus, Łapa i Neville, a do drugiego: Lily, James, Harry, Angel, Ron, Hermiona, Fred, George i Annabeth. Pojechali w kierunku zamku, rozmawiając. Angela i Harry dziwnie się czuli, rozmawiając się i śmiejąc z przyszłymi rodzicami. Kiedy weszli do zamku, nigdzie nie było nauczycieli, więc usiedli. Nagle do sali wleciała McGonagall z innymi nauczycielami i dyrektorem.
- C-co? - zapytała.
- To dzięki Angel tu jesteśmy. Gdyby nie ona, to jeszcze byśmy tam tkwili - powiedziała Alex. Profesor Dumbledore spojrzał na uśmiechającą się szesnastolatkę i zapytał:
- To prawda?
- Tak, profesorze - potwierdziła.
- Poproszę Cię do mojego gabinetu.
_________________________________________________________
Dosyć krótki, bo tylko 1380 słów z notką włącznie.
...
Następny rozdział
"Chapter III - Why me?"
...
_______________
Słownik:
*na potrzeby opowiadania Dorcas zginęła przy porodzie, Syriusz został złapany w 1985, a Alex zamieszkała w sierocińcu
** / *** Prefektów jednego domu jest czterech (z tymi z szóstego roku również)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro