Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter II - Guests from the past

(Rozdział 2 - Goście z przeszłości.)

Nagle usłyszeli huk, pociąg się zatrzymał i ponad pół ściany z oknem zleciało w przepaść. Dało się usłyszeć różne krzyki uczniów. Hermiona zdjęła z ich przedziału zaklęcie wyciszające. Z różnych stron zaczęli się zlatywać Śmierciożercy. Osiemnastka naszych bohaterów szybko odsunęła się od przepaści, by w nią nie wpaść. Pociągiem znów wstrząsnęło, pojawiła się mgła, więc uczniowie mieli ograniczoną widoczność. Nagle usłyszeli rozdzierający powietrze krzyk.

- POMOCY! NIECH KTOŚ MI POMOŻE! - ale nikt nie reagował.

- DO CHOLERY JASNEJ POMÓŻCIE MI, BO ZARAZ STĄD SPADNĘ! - minęło pół minuty, a usłyszeli kolejny wrzask. - HARRY JAMESIE POTTERZE! AŻ TAK TOBIE NA MNIE NIE ZALEŻY, ŻE CHCESZ POZWOLIĆ MI ZGINĄĆ?! RUSZ TE SWOJE CZTERY LITERY I POMÓŻ MI, BO DŁUGO NIE WYTRZYMAM I SPADĘ W TĄ CHOLERNĄ PRZEPAŚĆ!

- Angela?! - zapytał z niedowierzaniem Harry.

- Tak, to ja, Angela Potter, a teraz mi pomóżcie! - i nareszcie się udało.

Uczniowie zaczęli wychylać głowy zza okien lub zza przedziałów, uważając, by nie spaść. Otóż, młoda panna Potter trzymała się jedną ręką toru, a drugą próbowała się podciągnąć. W jej kierunku leciały zaklęcia, których zwinnie unikała. W końcu nie wytrzymała i prawa ręka zaczęła się jej ześlizgiwać. Przyjaciele próbowali jej pomóc ale wszystkie próby były daremne.

- Trzymaj się, Ang! - krzyknął Harry. - Jeszcze troszeczkę. Nie umieraj! Oprócz ciebie nie mam już prawie nikogo z czarodziejskiej rodziny. Najpierw rodzice, potem Syriusz, a teraz ty! Nie umieraj!

- Nigdy nie będziesz sam. Zawsze będę z tobą, gdziekolwiek i kiedykolwiek będziesz. Nie umrę. Obiecuję ci. Uda mi się - dziewczyna zaczęła spadać w przepaść.

- NIEEEE!! - wrzasnął Harry, a za nim reszta przyjaciół z przedziału.

- Kocham Cię, Harry! Wymyślę coś! - krzyknęła jeszcze, zanim zniknęła na dole.

Harry był zrozpaczony. Właśnie stracił siostrę. Pozwolił jej zginąć. A obiecał im obojgu, że będzie ją chronił. Natomiast Angela próbowała się skoncentrować. Leciała strasznie szybko i chciała przeżyć. Niewykonalne, prawda? Otóż wykonalne. Wystarczy jedno zaklęcie...

- Molliare! - krzyknęła.

Wiedziała, że nikt jej nie słyszy. Poczuła, że spada powoli, jakby została nagle pozbawiona ciężaru własnego, lądując bezboleśnie na miękkiej trawie. Słyszała, jak inni spadają. Słyszała krzyki uczniów z pociągu. Co chwilę rzucała zaklęcie na uczniów.

- Molliare! - krzyknęła, widząc, jak w powietrzu leci ciało młodej, przerażonej drugorocznej z Gryffindoru, Alex Black.

- Hej! Wszyscy, proszę, zbierzcie się tutaj, przy mnie! Przy mnie! Tak! - wykrzykiwała. - Uwaga! Zasadnicze pytanie. Czy nic wam nie jest?

Okazało się, że niektórzy uczniowie spadając w przepaść, o coś zahaczyli. Dziewczyna była świetna z eliksirów i często w czasie wolnym pomagała Madame Pomfrey w leczeniu innych. Uczyła się od mistrzyni. Nastawiała złamane palce; używała eliksirów, by wyleczyć złamane ręce czy nogi. Podeszła do ostatniej osoby - swojej kuzynki, Alex Black. Alex była wysoką szatynką z szarymi oczami. Włosy miała po matce - Dorcas, a oczy po ojcu - Syriuszu. Podeszła do dwunastolatki* i zapytała:

- Czy coś Ci dolega, Alex?

- Tak, Ang - wyszeptała dziewczynka.

- A co, mała? - dopytywała.

- Moja lewa ręka...- zaczęła.

- Rozumiem. Daj mi ją - poprosiła, a dziewczynka ją jej podała. Młoda Black wypiła kilka eliksirów i od razu poczuła się lepiej.

- Dzięki, Angie. Jesteś świetna.

- Nie ma za co. Uwaga! - wykrzyknęła. - Podejdźcie tutaj i się nie ruszajcie, to was policzę. Mówiłam, nie ruszać się! Stań w miejscu, Colin! Ty też, Nigel! No dalej, bo nigdy nie dolecimy do tego Hogwartu!

- Nie DOLECIMY? To my będziemy latać? - zapytał Nigel.

- Tak, dolecimy. Tylko nie wiem, czy nam się uda. Jest nas ponad tysiąc. Najpierw tak...Pociąg ciągle stoi i pewnie będzie stał przez najbliższe dwie godziny, zanim go naprawią. Najwygodniej byłoby ewakuować wszystkich uczniów i ich bagaże za pomocą świstoklików, ale nie wiem, czy damy radę. Wyślę patronusa do profesor McGonagall. Zaraz coś zdziałamy. Expekto Patronum! - z jej różdżki wyleciała srebrna łania i poleciała w kierunku Hogwartu.

- Wow - taka była reakcja wszystkich uczniów będących na dole, a było ich dwudziestu.

- A co z Śmierciożercami? - zapytała Luna.

- Nie ma ich już. Byłoby ich słychać - odparła Gryfonka.

- Na pewno? - dopytywał Denis.

- Na 100%. Zaufajcie mi - dodała. - Teraz tak...Trzeba przetransportować pociąg na ziemię. Użyję zaklęcia Reparo, a później Wingardium Leviosa. W ten sposób ściany się odbudują, a pociąg bezpiecznie zleci na ziemię. Zanim to zrobię, jeszcze powiadomię uczniów, którzy są w pociągu.

- Sonorus. Uczniowie, nie panikujcie. Chcę to zrobić dla waszego dobra. Złapcie się czegoś, trzymajcie zwierzątka i przede wszystkim uważajcie. Nie bójcie się. Wszystko będzie dobrze - powiedziała Potter'ówna i wyciągnęła rękę do góry. - Quietus. A wy nie ruszajcie się. Accio Błyskawica! - dodała jeszcze, nim wskoczyła na miotłę. Latała wokół pociągu, rzucając zaklęcie Reparo i tworząc bariery ochronne. Kiedy skończyła, rzekła:

- Wingardium Leviosa - i zleciała zgrabnie na ziemię, podtrzymując zaklęcie. Kiedy pociąg wylądował na ziemi, otworzyła drzwi od pociągu, a uczniowie zaczęli wychodzić z pociągu.

- Angela?! - usłyszała głos brata, którego natychmiast przytuliła. - Ty żyjesz!

- Jak widać - mruknęła. - Obiecałam, a ja jak obiecuję, to dotrzymuję słowa.

- Sonorus. Uczniowie. Zasadnicze pytanie. Czy ktoś jest ranny? - zapytała Angela. Na szczęście nie. - Uważam, że oni zjawią się pewnie pod wieczór, a my chcemy się jakoś tam dostać szybciej, prawda? - odpowiedziały jej okrzyki poparcia. - A więc uważam, że powinniśmy się tam dostać Świstoklikami, stworzonymi przez nas...

- Ale to jest zakazane, Potter - zakpił Malfoy. - Ministerstwo musi wyrazić specjalną zgodę...

- A chrzanić Ministerstwo! W każdym momencie Voldemort i Śmierciożercy mogą wrócić! Chcecie tego? Chcecie, by nas złapali? - odpowiedziały jej zaprzeczenia. - Teraz tak...Ilu mamy Prefektów Naczelnych lub Prefektów?

- Zawsze jest Naczelnych dwóch, a Prefektów czterech lub sześciu na dom, Potter - zaszydził Malfoy.

- Ale mamy gości, więc Prefektów jest dziesięciu, Malfoy - warknęła Angela. - Tak...Do Prefektów i Prefektów i Prefektów Naczelnych niech dołączy ośmiu uczniów. Oni już wiedzą, o kogo chodzi. Niech jeden z Prefektów domu zajmie się grupą pierwszorocznych ze swojego domu. Drugi z Prefektów niech zajmie się drugorocznymi. Trzeci** Prefekt niech zajmie się trzeciorocznymi, a czwarty** czwartorocznymi. Prefekci Naczelni niech mają na razie pod opieką piąto rocznych ze swojego domu, a że jest ich tylko dwóch to niech dwie osoby... Ginny i Neville zajmą się dwoma innymi grupami piątorocznych. Szóstym rocznikiem niech zajmą się Marlene, Alice, Łapa i Frank. Siódmo rocznymi zajmą się Annabeth, Dorcas, James i Mary. Tyłów pilnują Lunatyk i Harry, a przodów Ja. No dalej, ustawiać się! No dalej! Lily, zmienisz się ze mną jako Prefekt? Dzięki -  chwilę później wszyscy byli ustawieni, więc wyruszyli. Przeszli kilka kilometrów, aż doszli do lasu.

- Tu się zatrzymujemy. Musimy stworzyć...- podliczyła sobie w głowie - dwadzieścia dziewięć świstoklików. Potrzebujemy, więc fantów - zaczęli polowanie na fanty. Kiedy uzbierali wyznaczoną ich liczbę, Angela zaczarowała je i podała "Opiekunom" poszczególnych grup.

- Uwaga, świstoklik mój, Remusa i Harry'ego jest później, gdyby się ktoś spóźnił, więc się nie martwcie. Na trzy. Raz...Dwa...Trzy! - świsnęło i ponad tysiąc osób zniknęło. Nikt nie został, więc teraz oni. Pojawili się w Hogsmeade na stacji. Zdziwiony Hagrid zaczął nawoływać:

- Pirszoroczni! Pirszoroczni do mnie! - pierwszoroczni podeszli od pół olbrzyma i poszli w kierunku jeziora.

- Uwaga! Wasze bagaże są już w szkole! - zawołała Ann.

Znaleźli dwa powozy, podzielili się na pół i weszli. Do jednego powozu weszli: Marlene, Mary, Ginny, Dorcas, Alice, Frank, Remus, Łapa i Neville, a do drugiego: Lily, James, Harry, Angel, Ron, Hermiona, Fred, George i Annabeth. Pojechali w kierunku zamku, rozmawiając. Angela i Harry dziwnie się czuli, rozmawiając się i śmiejąc z przyszłymi rodzicami. Kiedy weszli do zamku, nigdzie nie było nauczycieli, więc usiedli. Nagle do sali wleciała McGonagall z innymi nauczycielami i dyrektorem.

- C-co? - zapytała.

- To dzięki Angel tu jesteśmy. Gdyby nie ona, to jeszcze byśmy tam tkwili - powiedziała Alex. Profesor Dumbledore spojrzał na uśmiechającą się szesnastolatkę i zapytał:

- To prawda?

- Tak, profesorze - potwierdziła.

- Poproszę Cię do mojego gabinetu.

_________________________________________________________

Dosyć krótki, bo tylko 1380 słów z notką włącznie.

...

Następny rozdział
"Chapter III - Why me?"

...

_______________

Słownik:

*na potrzeby opowiadania Dorcas zginęła przy porodzie, Syriusz został złapany w 1985, a Alex zamieszkała w sierocińcu

** / *** Prefektów jednego domu jest czterech (z tymi z szóstego roku również)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro