Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II. Chłopak bez imienia.

Wchodząc do domu, uderzył w niego zapach jaśminu, pewnie przez herbatę, którą dziadek nałogowo wręcz pił. Lekko zakręciło go w nosie, dawno już bowiem nie czuł tej nachalnej woni. Położył swoje torby w przedpokoju, wzdychając ciężko. Były one ciężkie, a Roche był dość wątłym i chudym nastolatkiem.

Wszedł do salonu, w którym siedział już jego dziadek. Na stoliku kawowym postawił trzy filiżanki herbaty, dwie jaśminowe i jedną cytrynową. Mimo słabej pamięci dobrze pamiętał, jak jego wnuk ją uwielbiał.
Pan Rusell uśmiechnął się przyjaźnie. Młodszy odwzajemnił gest i usiadł naprzeciwko niego, widząc przez okno swojego ojca, który wałęsał się po werandzie. Nie lubił on z nimi przebywać; z zazdrością patrzył na ich dobre relacje. Wolał więc dać im czas sam na sam i dopiero później przyjść, by wylać mdłą, zimną już, herbatę.

-Co tam u ciebie, Roche?-Zapytał staruszek, biorąc filiżankę w dłonie.

Chłopak chciał powiedzieć mu tak wiele. O zachowaniu jego rodziców, o problemach w szkole, a swoim samopoczuciu i o tych wszystkich rzeczach, które go trapiły bądź denerwowały. Czuł, nie, wiedział, że może zaufać temu człowiekowi, bo wiele razy już mówił mu co mu leżało na sercu. Jednakże wtedy, w tamtym momencie, nie miał mu nic ważnego do powiedzenia.

-Okej.-Wydukał, uśmiechając się lekko, wzrok przenosząc na swój napój.-A u ciebie, dziadku?

-U mnie też jest okej. Ale wiesz-Urwał nagle, by nabrać powietrza.-Jedna rzecz się zmieniła.

-Jaka?-Uważnie na niego popatrzył.

-Zatrudniłem kogoś do pomocy.-Powiedział dumnie.-Dodatkowo jest to osoba w twoim wieku. Zawsze narzekałeś, że nie masz tu znajomych.

Nastolatek zdziwił się. Jego dziadek nie był typem człowieka, który lubił z kimś dzielić czas i prosić kogoś o pomoc, więc w życiu by się nie spodziewał, że zdecyduje się na taki krok. Uważał jednak, że była to jak najlepsza decyzja.

-Jak ma na imię?-Zapytał, zainteresowany tematem.

-Może uznasz mnie za głupca, ale..-spojrzał w innym kierunku, a jego wzrok stał się jakiś nieobecny.-Nie mam pojęcia. Mówię na niego Gabriele.

Roche prawie zakrztusił się swoim naparem.

-Zatrudniłeś kogoś nawet nie znając jego imienia?!-Podniósł głos, wstając.-Dziadku, to nieodpowiedzialne!

-Wydał mi się być miłym chłopakiem.-Obruszył się.-Z resztą..imię to tylko wyraz. Co mi da to, że będę je znał? Gabriele jest pracowity i uczciwy. Tyle mi wystarczy.

-Jak tam chcesz.-Jego towarzysz uspokoił się lekko.-Ale gdy go spotkam, od razu mu powiem, że ma się przedstawić.-Zaoponował.-Dobra.-Wypił herbatę duszkiem.-Idę zanieść mój bagaż i mogę iść coś robić.-Pobiegł do przedpokoju i zaczął wciągać ciężkie torby po wąskich, krętych schodach. Już miał się poddać, gdy poczuł, jak ciężar nagle maleje.

-Może pomogę?-Usłyszał głęboki głos za sobą, przez co przeszły go ciarki. Obrócił się szybko i znieruchomiał.

Gabriele, brunet o przypalonych od słońca włosach, śniadej karnacji i zielonych jak mech oczach był bardzo przystojny. W dłoniach trzymał jedną z toreb, tę najcięższą. Wyglądało to tak, jakby ważyła tyle co piórko. Uśmiechał się ciepło.

-T-Tak, jasne.-Roche zaczerwienił się odrobinę.

Z pomocą tajemniczego pomocnika jego dziadka przeniósł swój bagaż do jego tymczasowego pokoju.

-Nareszcie.-Westchnął, wymęczony.-Dzięki za pomoc.-Dodał, starając się nie patrzeć na Gabriela. Czuł się niezręcznie w jego obecności. Dlaczego właściciel domu nie ostrzegł go, że jego nowy pracownik jest tak piekielnie przystojny?

-Jesteś Roche, tak?

-Może.-Wyznał.-A ty Gabriele?

-Może.-Uśmiechnął się, siadając na łóżku.

________________
Ogólnie to mam nową nazwę na ig: _.pokuta._
~Valu.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro