Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42. Jeden kieliszek za dużo...

🌙Sherlock -
Było około godziny dwudziestej pierwszej. Siedziałaś w mieszkaniu sama, ponieważ Sherlock był na kawalerce Johna, którą swoją drogą sam organizował. Czytałaś właśnie książkę, kiedy usłyszałaś odgłos otwieranych drzwi, a po chwili coś głucho huknęło na schodach. Zdziwiona wyszłaś z pokoju, szczelniej otulając się szlafrokiem. Nie mogłaś powstrzymać się od śmiechu, kiedy zobaczyłaś swojego detektywa leżącego plackiem na schodach.
- Sher? - zapytałaś cicho, nie chcąc budzić pani Hudson.
Niestety nie było odezwu z jego strony. Zeszłaś do niego i potrząsnęłaś jego ramieniem. Bez skutku.
- Sherlock - podniosłaś jego głowę, a on popatrzył na Ciebie zamglonym spojrzeniem pijanego człowieka. - No wstawaj, nie będziesz spać na schodach.
Holmes wydał z siebie jakieś dziwne dźwięki, ale z Twoją pomocą udało mu się wstać. Miałaś duży problem z wniesieniem go po schodach, ponieważ był ciężki i nie bardzo współpracował. Kiedy w końcu Ci się udało zawlec go do pokoju, zaczęłaś ściągać jego płaszcz oraz szalik.
- Śmierdzi od ciebie jak bimbrowni - mruknęłaś krzywiąc się. - Szybko się upiliście...
- Musiałem coś źle obliczyć - wymamrotał zataczając się.
Westchnęłaś próbując go zaprowadzić do sypialni. O dziwo udało Ci się to bez problemu. Tam chciałaś zdjąć mu koszulę i położyć do łóżka, ale jego głowa zawędrowała wprost do Twojego biustu. Zaśmiałaś się.
- Co ty robisz, Sherlock? - spytałaś, próbując podnieść jego głowę, ale nagle zrobiła się bardzo ciężka.
- Szukam śladów - wyjaśnił jak gdyby nigdy nic.
- Uważasz, że jestem płaska? - zapytałaś z udawanym oburzeniem.
Sherlock pokręcił głową, a jego loki połaskotały Twój biust.
- Widzę tu dwa ciekawe aspekty - powiedział wciąż się od Ciebie nie odrywając.
Zaczęłaś się z niego śmiać. Próbowałaś go od siebie odkleić, ale kiedy zrozumiałaś, że to nic nie da, położyłaś się razem z nim i bawiłaś się jego włosami dopóki nie zasnął. Był jak dziecko, które za nic nie chciało opuszczać mamy. Pocałowałaś go w czoło i sama położyłaś się spać.

🌙 John -
Zdążyłaś zasnąć nim John wrócił ze swojej kawalerki. Obudził Cię trzask około godziny dwudziestej drugiej. Opuściłaś waszą sypialnię i weszłaś do salonu, gdzie zapaliłaś światło. Chwilę zajęło Ci przyzwyczajenie się do jaskrawego światła, ale gdy w końcu zobaczyłaś co spowodowało ten huk, załamałaś się. John leżał w połowie na szklanym stoliku do kawy, a w połowie wisiał z niego. Podeszłaś do niego i kucnęłaś obok jego głowy.
- John, co ty robisz? - zapytałaś potrząsając nim.
- Cichooo - przyłożył palec do ust. - Rozwiązuję sprawę.
Załamana zaśmiałaś się.
- John, jest po dwudziestej drugiej - powiedziałaś poważnie. - A ty jesteś nawalony. I leżysz na stoliku do kawy.
- Ja szukam odcisków - wybełkotał.
- Pod kanapą? - uniosłaś rozbawiona brew. - Wstawaj mój alkoholiku. Idziemy cię położyć spać.
Z trudem pomogłaś mu wstać, po czym zaprowadziłaś do sypialni, gdzie natychmiast rzucił się ja łóżko i odpłynął w ciągu kilku sekund. Zdjęłaś mu buty i kurtkę, a następnie pocałowałaś go w czoło i przykryłaś kołdrą. Sama postanowiłaś spać w salonie, bo wiedziałaś, że po alkoholu uaktywnia mu się tryb wiertarki. Ostatni raz spojrzałaś na niego z rozbawieniem i zgasiłaś światło.

🌙 Moriarty -
Wróciłaś późno do domu. Miałaś naprawdę dużo spraw do załatwienia i wieczorem po prostu padałaś na twarz. Jakby tego było mało od razu w progu potknęłaś się o pustą butelkę Jim Beama i o mały włos nie rozwaliłaś głowy.
- James! - krzyknęłaś wiedząc, że to jego sprawka.
Nie dostałaś odpowiedzi, dlatego wkurzona weszłaś głębiej do mieszkania i zaczęłaś rozglądać się za Twoim facetem, który zdawał się wyparować. Gwałtownie się odwróciłaś i o mały włos nie dostałaś zawału. Za Tobą stał James ubrany w... Strój Spidermana.
- Co ty do jasnej cholery wyprawiasz? - zapytałaś unosząc brew.
- Jestem pająkiem? - wzruszył ramionami.
Śmierdziało od niego bimbrem na kilometr.
- Co ty znowu wymyśliłeś? - ściągnęłaś mu maskę, a jego zamglone, brązowe oczy patrzyły na Ciebie pytająco.
- No jak to co - wyszczerzył się. - Sherlock nazwał mnie pająkiem, więc...
- Obawiam się, że nie o to chodziło, Jim - zaśmiałaś się. - A teraz złaź z tego stołu.
Nim zdążyłaś się obejrzeć, Moriarty skoczył na Twoje plecy.
- James, grubasie, złaź ze mnie! - krzyknęłaś, choć tak na prawdę chciało Ci się śmiać.
Obydwoje znaleźliście się na podłodze, a Ty zostałaś przygnieciona jego ciałem. Próbowałaś go z siebie zrzucić, ale na marne. Leżałaś pod Spidermanem. Cudownie.
- Jim, obawiam się, że nie mogę oddychać - szturchnęłaś go w ramię, ale on nie zareagował. - Jim, dusisz. Wstawaj ze mnie.
- Kiedy mi tu wygodnie - burknął.
Wywróciłaś oczami.
- Ile ty masz lat, James? - zapytałaś retorycznie. - Podnoś ten swój seksowny tyłek i zabierz go pod zimny prysznic.
Oczy zdawały mu się rozjaśnić.
- Pójdziesz ze mną? - zapytał z nadzieją.
Potwierdziłaś. Byle tylko zszedł z Twoich płuc.
- Tak! - niemal pisnął, po czym wstał i wziął Cię ze sobą. - Prysznic razem! Będę cię dotykał, całował i pie...
- Cicho - uciszyłaś go ręką. - Najpierw pozbądź się tego stroju, a potem pogadamy...
Po tych słowach James postawił Cię na ziemię, a sam pobiegł się przebrać. Ty natomiast zaczęłaś się śmiać. Zastanawiałaś się czy James jest bardziej stuknięty, gdy jest trzeźwy, czy pijany...

🌙 Mycroft -
Wróciliście do domu wcześniej niż planowaliście. Mycroft zabrał Cię na kolację z ważnymi inwestorami. Miało być bardzo oficjalnie, ale koniec końców wszyscy mężczyźni wypili jeden kieliszek za dużo. Miałaś dobre przeczucia, aby nie brać alkoholu do ust. Z resztą nie piłaś. Od dwunastu lat, ale to inna historia. Cieszyłaś się ze swojej trzeźwości, bo ktoś musiał doprowadzić biednego Mycrofta do domu. Zdałaś sobie sprawę z tego, że pierwszy raz widziałaś go w takim stanie. Ledwo weszliście... Nie. Wtoczyliście się do domu, to zdecydowanie lepsze słowo. Pomogłaś mu położyć się na kanapie, a sama w tym czasie poszłaś mu po szklankę wody. Kiedy wróciłaś do salonu, o mały włos nie oberwałaś jego marynarką, która poszybowała przez pokój. Mycroft leżał na kanapie i wyglądał jak rozjechany szop.
- Wiesz, że jestem powiernikiem sekretów królowej Elżbiety? - zapytał z czkawką.
Usiadłaś obok niego i zmierzyłaś go dziwnym spojrzeniem. Podałaś mu szklankę.
- Niestety to tajemnica narodowa - mruknął biorąc łyk wody. - Dlatego słuchaj uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać...
Nie dałaś mu dokończyć, bo zakryłaś mu usta swoją dłonią.
- To naprawdę bardzo przydatne informacje - powiedziałaś poważnie. - Ale nie zamierzam tego teraz słuchać. Jesteś pijany. Pójdziesz teraz na górę, weźmiesz zimny prysznic i pójdziesz spać. Rozumiemy się?
Mycroft usiadł i spojrzał na Ciebie jak pięcioletnie dziecko, któremu dało się karę na słodycze.
- A możesz pójść ze mną pod prysznic? - zapytał, a Ciebie zatkało.
- Mycroft! - Twoja twarz przybrała kolor dojrzałego buraka. - Na górę marsz!
Holmes zrobił smutną minę, po czym zniknął na górze. Słyszałaś jak przynajmniej trzy razy prawie się przewrócił, ale wiedziałaś, że nic mu nie będzie. Bardziej martwiłaś się o to co będzie z jego głową jutro rano...

🌙 Lestrade -
Tego dnia miałaś ranną zmianę, więc z Gregiem widziałaś się jedynie rano i to przelotem, ponieważ on miał na popołudniu. Byłaś zmartwiona, bo już dawno powinien być w domu i nie mogłaś się do niego dodzwonić. Około godziny dwudziestej drugiej usłyszałaś jak drzwi wejściowe się otwierają. Poszłaś szybko w tamtym kierunu, poprawiając szlafrok, który się rozszczelnił. Przed sobą zobaczyłaś obraz nędzy i rozpaczy. Greg stał tam w rozwiązanym krawacie, wymiętej, źle zapiętek koszuli i marynarce przewieszonej przez ramię. Ledwo trzymał się na nogach.
- Witaj najdroższa - rozłożył ręce, chcąc Cię przytulić, ale odsunęłaś się.
- Nie mam ci nic do powiedzenia - powiedziałaś zawiedziona i chciałaś odejść.
Greg jednak złapał Cię za rękę. Jego oddech owiał Twoją twarz. Śmierdział alkoholem.
- Kochanie, noo - wydął dolną wargę. - Musiałem...
Uniosłaś dłoń w górę, uciszając go.
- Nie musiałeś, Greg - warknęłaś, wyrywając się. - Nie myśl, że będę z tobą dzisiaj spać.
Ruszyłaś w stronę schodów, ignorując Lestrade'a, który coś do Ciebie mówił. Myłaś w łazience zęby, kiedy mężczyzna oparł się o framugę drzwi.
- Przepraszam - powiedział cicho.  
Odłożyłaś szczotkę na miejsce  popatrzyłaś na niego z wyrzutem.
- Nie tylko ty masz problemy w pracy, Greg - założyłaś ręce na klatce piersiowej. - Ale ja nie piję. To nas różni.
Chciałaś go wyminąć i zamknąć się w sypialni, ale Greg przytrzymał Cię za ramiona. Widziałaś wyrzuty sumienia w jego oczach. Mimo wszystko nie chciałaś mu ulec. Nie tym razem.
- Puść mnie - poprosiłaś cicho.
- [T.I.] - założył kosmyk włosów za Twoje ucho.
Wiedziałaś do czego to wszystko prowadzi. Tak było zawsze. Po alkoholu zwiększało mu się libido.
- Przestań - spojrzałaś w jego oczy.
Były zamglone od alkoholu. Pochylił się lekko nad Tobą. Jego oddech muskał Twoją twarz. Mimowolnie dałaś mu się pocałować. Smakował jak mieszanina papierosów i bimbru. Skrzywiłaś się.
- Idź spać, Greg - powiedziałaś, kiedy się od niego odsunęłaś. - Porozmawiamy jutro.
Po tych słowach zamknęłaś się w sypialni. Kładąc się do łóżka, miałaś lekkie wyrzuty sumienia, choć wiedziałaś, że jutro to on będzie Cię przepraszał...

⭐Dean -
Siedziałaś w motelu razem z Casem. Dean i Sam poszli zabalować, a Ty nie byłaś w nastroju na zabawę, więc stwierdziłaś, że lepiej będzie dla was wszystkich jeśli nie pójdziesz. Castiel natomiast postanowił, że zostanie z Tobą, żeby dotrzymać Ci towarzystwa. Było grubo po północy, a wy zajadaliście popcorn i oglądaliście The Walking Dead. Wstałaś akurat za potrzebą, ale zanim dotarłaś do łazienki usłyszałaś czyiś krzyk z podwórka. Oczywiście wiedziałaś kto to.
- Roszpunko, spuść tu swe włosy! - wrzeszczał Dean, teatralnie rozkładając ręce.
Załamana przewróciłaś oczami i poszłaś do łazienki. Będąc w niej cały czas słyszałaś jak wrzeszczy o Roszpunce i jej włosach. Po chwili wyszłaś z pomieszczenia i otworzyłaś okno, wychylając się przez nie. Dean uśmiechnął się na Twój widok.
- Co to za blask strzelił tam z okna? - wyrecytował, a już po chwili stał tam mokry od stóp do głów.
Tak, oblałaś go lodowatą wodą z wiadra.
- Dzięki kochanie, już mi lepiej - mruknął wypluwając wodę z ust i człapiąc nogami w stronę drzwi motelu.
Ty sama pobiegłaś do kuchni, wzięłaś z niej piersiówkę, po czym poszłaś otworzyć Deanowi. Kiedy mężczyzna stanął w drzwiach cały mokry, ale trochę otrzeźwiony, chlusnęłaś mu w twarz płynem z piersiówki.
- Woda święcona? - zapytał ponownie plując.
- Nie wiem czego mogę się po tobie spodziewać...
Dean zrobił obrażoną minę i wszedł do środka zostawiając wszędzie mokre plamy. Poszedł się przebrać, a potem jakby zapominając o tym co się stało, położył się na Twoich kolanach i zasnął.

⭐ Sam -
Siedziałaś na krześle w kuchni w bunkrze z założonymi rękami. Byłaś wściekła. Sam wyszedł z Deanem niby rozwiązać sprawę, ale nie było ich już od rana. Wiedziałaś dlaczego. Deana miałaś gdzieś, ale nie zamierzałaś tolerować tego, że namawia Twojego chłopaka do picia. Przybrałaś bardziej wskazującą na Twoje zirytowanie pozę i zmierzyłaś morderczym spojrzeniem mężczyzn, którzy zjawili się w drzwiach. Dean wyczuł zagrożenie i usunął się z Twojego pola widzenia. Natomiast ewidentnie pijany Sam uśmiechnął się do Ciebie głupkowato.
- Kochanie - bąknął. - Myślałem, że śpisz.
Powoli, jakby się bał, podszedł do Ciebie i usiadł obok. Wbił wzrok w ziemię z poczuciem winy.
- Czekałam na ciebie - powiedziałaś tak spokojnie jak potrafiłaś, chociaż w środku się gotowałaś. - Martwiłam się...
- Kochanie, przepraszam - spróbował dotknąć Twojej dłoni, ale szybko ją zabrałaś.
Nie odezwałaś się już do niego. Wstałaś ze swojego miejsca i poszłaś do waszej sypalni, gdzie zatrzasnęłaś drzwi. Chciałaś się przebrać i położyć spać. Zdążyłaś jedynie zdjąć swoją bluzkę, bo poczułaś duże dłonie na swojej talii.
- Daj mi spokój, Sam - mruknęłaś.
On jednak Cię nie posłuchał. Delikatnie pocałował Twoje ramię, a potem zagłębienie szyi, wiedząc, że to Twój słaby punkt. Czuł jak się rozluźniasz, chociaż wcale nie chciałaś.
- Przepraszam, [T.I.] - przytulił się do Ciebie, kładąc głowę na Twoim ramieniu. - Zachowałem się głupio, niedojrzale i...
- I nieodpowiedzialnie - dokończyłaś za niego.- Oraz dziecinnie.
- Wybaczysz mi? - zapytał, a Ty mimo, że go nie widziałaś byłaś pewna, że wydął dolną wargę.
Westchnęłaś zrezygnowana, po czym wyplątałaś się z jego objęć i stanęłaś na przeciwko niego.
- Nienawidzę cię czasem - wywróciłaś oczami i pozwoliłaś mu się przytulić.
On wtulił się w Ciebie, a po chwili już leżeliście w łóżku. Sam spał słodko, oplatając Cię ramionami, a Ty bawiłaś się jego włosami.

⭐ Castiel -
Postanowiliście razem z Casem wybrać się na małe świętowanie waszej wspólnie zakończonej sprawy. Pojechaliście Twoim samochodem do jakiegoś baru. Castiel nieświadomy tego jak mocny był drink, który dla żartu mu zamówiłaś, wypił go jednym haustem. Tak jak dwa następne, a potem jeszcze kolejne trzy, po których mało nie spadł ze stołka, na którym siedział. Ty natomiast chichotałaś nad swoją szklanką Jim Beama, widząc poczynania anioła, który próbował dojść do toalety. Wyglądał tak uroczo i nieporadnie, że nie mogłaś się powstrzymać od śmiania się z niego.
- Cas - wzięłaś go pod rękę, widząc jak się zatacza. - Za dużo jak dla ciebie.
Castiel zmierzył Cię zamglonym spojrzeniem. Wyprowadziłaś go z baru, sama się przy tym zataczając, przez co wyglądaliście jak dwójka meneli.
- Co to był za drink, na nagiego Gabriela tańczącego przed papieżem? - wybełkotał, a Ty wybuchnęłaś śmiechem.
Zanotowałaś sobie w głowie, żeby więcej nie upijać anioła. Ledwo dotarłaś z nim do swojego samochodu. Zamontowałaś go na przednim siedzeniu i dla bezpieczeństwa zapięłaś go pasem. Gdy wsiadałaś on już spał, chrapiąc gorzej niż Twój pies. Kiedy i Ty już bezpiecznie siedziałaś w samochodzie, odgarnęłaś niesforne kosmyki z jego czoła i uśmiechnęłaś się. Zaskakujące jaką słabą głowę miał ten anioł. Ruszyłaś powoli z parkingu, wiedząc, że sama wypiłaś. Podczas drogi w pewnym momencie wyłączyłaś radio i zaczęłaś wsłuchiwać się w to co Cas mamrocze przez sen. Raz po raz chichotałaś. Kiedg dotarliście do motelu, nie bardzo wiedziałaś jak wyciągnąć go z samochodu, dlatego tylko rozłożyłaś siedzenia i przyniosłaś z bagażnika koc. Okryłaś nim anioła, po czym sama położyłaś się w samochodzie. Długo wpatrywałaś się w spokojną twarz Castiela, aż w końcu zasnęłaś.

⭐ Chuck -
Wróciłaś po pracy do domu. Mimo, że mieszkałaś z Chuckiem już od dłuższego czasu, nie mogłaś się do tego przyzwyczaić i naturalnie zdziwiło Cię zapalone w salonie światło. Oczywiście widząc jego buty w przedpokoju, przypomniałaś sobie, że przecież z nim mieszkasz. Zdjęłaś z nóg trampki, odwiesiłaś kurtkę i skierowałaś się do źródła światła. Byłaś pewna, że Chuck będzie siedział z nosem w komputerze i coś pisał albo oglądał jakiś film zajadając chiński makaron. Jednak to co zobaczyłaś zwaliło Cię z nóg. Chuck stał na stole golusieńki, tak jak go natura stworzyła i przyjmował jakieś dziwne pozy.
- Na wszystko co piękne, Chuck - pisnęłaś. - Co ty wyprawiasz?! I gdzie masz spodnie?
- Podejdź do mnie cna dziewico - wyciągnął dłoń w Twoim kierunku. - A powiem ci prawdę...
Niemal wybuchnęłaś śmiechem. Wiedziałaś już, że przesadził z alkoholem, ale tego się nie spodziewałaś.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że nie jestem dziewicą - zachichotałaś, ale posłusznie do niego podeszłaś. - Zakryj się, Chuck...
- Nie bądź wstydliwa, niewiasto - mruknął biorąc Cię na stół. - Muszę powiedzieć ci...
- Chuck, jesteś nawalony gorzej niż mój wujek na weselu pięć lat temu - zażartowałaś. - A on owinął się welonem panny młodej i mówił, że jest Zeusem...
Chuck popatrzył na Ciebie dziwnie i nie wiedział co powiedzieć. Po chwili zeskoczył ze stołu i zniknął w waszej sypialni. Wrócił owinięty prześcieradłem i usiadł na podłodze.
- Wysłuchaj mnie teraz - powiedział poważnie.
Ty nie mogłaś przestać się śmiać. Usiadłaś obok niego po turecku i chichotałaś pod nosem.
- Jezus nie jest moim synem - rzekł, a Ty parsknęłaś. - Nie śmiej się. Muszę ci to powiedzieć.
Zmierzyłaś go rozbawionym spojrzeniem, ale on był jakby w transie.
- Miał być prorokiem - wyjaśnił. - Ale nie moim synem. Nawet nie moim dalekim kuzynem. A ta banda debili wszystko spieprzyła...
Ścisnęłaś koniuszek nosa, powstrzymując się przed roześmianiem się mu w twarz.
- Z resztą on też zawalił - mruknął zirytowany. - Dał się ukrzyżować bandzie debili. W imię czego?! Dwa tysiące lat planowania, plagi potopy, a ten się dał zabić...
- Ale przecież zmartwychwstał - zmarszczyłaś brew.
- Jak ja się na tym kompletnie nie znam! - Chuck wyrzucił ręce w powietrze. - Ja go mogłem co najwyżej reinkarnować w delfina!
Tego nie wytrzymałaś. Zaczęłaś się zwijać ze śmiechu na podłodze.
- Chodź, mój Bogu - wciąż się śmiałaś, próbując podnieść go z ziemii. - Przedawkowałeś swój boski napój...
On grzecznie za Tobą poszedł, a kiedy położyłaś go bezpiecznie w sypialni, nawet nie zdążyłaś mu nic powiedzieć, bo zasnął.

⭐ Lucyfer -
Spałaś w najlepsze, wygodnie ułożona i z błogim uśmiechem na ustach. To nie tak, że cieszyła Cię wcześniejsza kłótnia z Lucyferem, cieszyłaś się po prostu, że nie truje Ci nad uchem jak zawsze po kłótni. Oczywiście nie miałaś spokoju zbyt długo. Około trzeciej nad ranem poczułaś nieprzyjemny chłód, który owiał Twoje nogi, a po chwili drugie ciało przylgnęło do Twojego, kładąc swoją głowę na Twoim brzuchu. W pierwszej chwili chciałaś atakować przybysza, ale kiedy zobaczyłaś blond czuprynę, zdziwiłaś się. Nie spodziewałaś się czegoś takiego.
- Lucy, co ty robisz? - zapytałaś sennie.
Upadły anioł mruknął i mocniej się w Ciebie wtulił.
- Przytulam się? - mruknął niewyraźnie.
Powstrzymałaś prychnięcie.
- W jakim celu? - mimowolnie zaczęłaś bawić się jego włosami.
Lucyfer uniósł na Ciebie swoje oczy i już wiedziałaś co spowodowało jego dziwne zachowaniem. Miał wzrok człowieka, który niemało wypił tego wieczoru. Zaśmiałaś się i objęłaś go ramionami.
- Nawet to przyjemne - powiedział z uśmiechem na ustach.
Nie mogłaś nie zachichotać.
- Jesteś niepoważny - powiedziałaś rozbawiona. - Co się stało?
Lucyfer wzruszył ramionami.
- Jeden kieliszek, drugi, trzeci, a potem poszłoooo...
Pokręciłaś głową z uśmiechem.
- Ale dlaczego? - zapytałaś.
- Bo nie lubię się z Tobą kłócić - mruknął, a Ty mimowolnie się uśmiechnęłaś. - Ciesz się, że to powiedziałem, bo jutro nie będę już taki miły.
Jego ostrzeżenie rozbawiło Cię do łez.
- To będzie wielka strata - zaczęłaś się z nim droczyć.
Mężczyzna przeciągnął się, a po chwili ponownie objął Cię ramionami w pasie.
- Wiem - ziewnął.
- Idź już spać - zaśmiałaś się.
Lucyfer poprawił się na swoim miejscu, robiąc sobie miejsce niczym kot.
- Mhm. Dobranoc - powiedział, a Ty byłaś pewna, że za chwilę odpłynie, jednak zanim to zrobił, popatrzył na Ciebie maślatym spojrzeniem. - Kocham cię.
Nie odpowiedziałaś mu, ale uśmiechnęłaś się. Po chwili Lucyfer już spał, oddychając spokojnie, a Ty długo jeszcze bawiłaś się jego włosami, patrząc w sufit.

⭐ Gabriel -
Leżałaś na kanpie w salonie, oglądając Twój ulubiony serial. Gabriel powiedział, że musi spotkać się z Michałem, a że nie chciał Cię do tego mieszać, poprosił, żebyś została w domu. Było około godziny dwudziestej drugiej, kiedy Twój archanioł wrócił. Oczywiście nie obyło się bez trzaskania się i nadepnięcia na ogon Twojego psa, który szczeknął.
- Przepraszam, Apollo - mruknął dość dziwnie, najpewniej głaskając labradora.
Po chwili, potykając się wszedł do salonu.
- Witaj najdroższa! - krzyknął rzucając się na kanapę i przygniatając Cię swoim cielskiem.
- Gabriel, na Boga jedynego złaź ze mnie - próbowałaś go zepchnąć, ale na marne. - Jezus, śmierdzi od Ciebie jak z browaru. To była ta ważna sprawa, którą miałeś załatwić?
- Browar to piwo - mruknął. - A ja piłem bimber...
- Cokolwiek, po prostu ze mnie złaź! - jakoś udało Ci się z pomocą własnych nóg, zrzucić z siebie tego klocka.
Gabriel znalazł się na podłodze, ale jakoś specjalnie się tym nie przejął. Ty oczywiście się wkurzyłaś.
- Śpisz dzisiaj tutaj - powiedziałaś i zirytowana wstałaś z kanapy.
Gabe zaczął Cię wołać, ale go zignorowałaś. Poszłaś do łazienki i weszłaś pod prysznic. Oczywiście Twój zapijaczony archanioł zaraz znalazł Cię obok Ciebie.
- Gabriel, spadaj - mruknęłaś nie przejmując się tym, że przecież nie masz na sobie ubrań.
- Wiesz, że bardzo bardzo cię kocham - zaczął, chcąc Cię przytulić, ale dostał po łapach.
- Oraz, że jesteś bardzo bardzo nawalony - wywróciłaś oczami. - A teraz won na kanapę!
Nie musiałaś nic więcej mówić, bo grzecznie się ulotnił. Po prysznicu poszłaś spać, ale ten idiota nie dał Ci zasnąć, bo całą noc się trzaskał...

⭐ Crowley -
Przygotowywałaś sobie kolację, kiedy z kuchni wypłoszył Cię dźwięk niewiadomego pochodzenia, który dochodził z sypialni. Niemal do niej wskoczyłaś, bo wiedziałaś, że Crowley miał tam odreagowywać swoje alkohowe odurzenie. Byłaś pewna, że śpi i spadł z łóżka, ale tego co zobaczyłaś nie spodziewałaś się nawet w swoich najdzikszych snach. Twój ulubiony demon stał przed lustrem w Twojej sukience.
- Crowley, na piekło dantejskie! - wykrzyknęłaś, choć chciało Ci się śmiać. - Co ty wyprawiasz?
Król piekieł odwrócił się do Ciebie przodem i niewinnie wzruszył ramionami.
- Samo się tak napatoczyło... - wybełkotał z uśmiechem. - Nie do twarzy mi?
Uderzyłaś się otwartą ręką w czoło.
- Crowley, to jest sukienka - westchnęłaś zrezygnowana. - A po drugie, jest na ciebie ze trzy rozmiary za mała.
- No właśnie trochę mnie pije - ostentacyjnie podrapał się po tyłku.
Nie bardzo wiedziałaś czy masz się śmiać czy płakać.
- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytałaś śmiejąc się nerwowo.
Crowley wyszczerzył się do Ciebie dziwnie i położył głowę na Twoim ramieniu.
- Kochaj mnie - powiedział, a Ty parsknęłaś śmiechem.
- Koniec z filmami romantycznymi - powiedziałaś odsuwając się od niego. - Idę zrobić coś do jedzenia, a ty zdejmij to z siebie, bo nie mogę ja ciebie patrzeć...
- Ale ja chciałem być romantyczny - mruknął lekko obrażony.
Zaśmiałaś się z niedowierzaniem.
- I trzeba to od razu przerwać - rzekłaś tak poważnie jak tylko mogłaś. - No dalej! Wracam tu za pięć minut i jeśli dalej będziesz miał to na sobie, zrobię ci zdjęcie i pokażę Winchesterom!
Twoja groźba zadziałała, bo kiedy chwilę później weszłaś do sypialni z przygotowanym telefonem, Crowley był już w swoich ciuchach i suszył zęby.
- Grzeczny demon - powiedziałaś z udawaną dumą. - Chodź na kolację.
On szybko wstał i podszedł do Ciebie.
- Umówmy się, że to nie miało miejsca - mruknął cicho, a Ty wybuchnęłaś śmiechem...
***

Ten rozdział mnie dobija swoją beznadziejnością, ale zajął mi tyle czasu, że szkoda mi było go nie opublikować

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro