Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIX

~~~

Harry nie mógł uwierzyć, jak szybko mijał ten czas, odkąd na świat przyszły ich dzieci. Dwa miesiące minęły, jak z bicza strzelił i zanim się obejrzał, trójka szczeniąt zaczęła robić się coraz bardziej ruchliwa i ciekawa świata. Z racji tego, że szczenięta rozwijały się znacznie szybciej, cała trójka potrafiła już śmiać się w głos i gaworzyć trochę po swojemu. Był naprawdę szczęśliwą mamą i narzeczonym. Nie mógł trafić lepiej.

Uśmiechając się pod nosem loczek, przyglądał się swoim dzieciom leżących na łóżku jego i alfy. Siedział przed nimi chichocząc co chwilę z uśmiechów swoich pociech. To było coś niesamowitego.

Louis powrócił z małym spóźnieniem ze spotkania z zarządem watahy, którą całkowicie przejął zaledwie tydzień wcześniej. Od razu skierował się na górę, ponieważ słyszał stamtąd śmiech swojego ukochanego i dzieci. Gdy wszedł do środka, uśmiechnął się szeroko na widok, który zastał.

Nie mógł dotąd uwierzyć jakie szczęście go spotkało. Nigdy by nie pomyślał, że ułoży sobie życie w tak szybkim tempie. A już na pewno nie z osobą, która znał od małego. A teraz? Mieli trójkę wspaniałych dzieci, bez których świat byłby nudny

– Och – Harry odwrócił głowę w stronę drzwi, kiedy usłyszał krótki śmiech. – Louis – powiedział, wpatrując się w mężczyznę, który stał oparty o futrynę. – Spójrzcie tatuś tu jest – zagruchał do dzieci.

– Moje małe maleństwa – zaśmiał się cicho, ruszając w kierunku swoich pociech i swojej omegi. Usiadł obok loczka, całując go w usta i przejechał dłonią po brzuszkach dzieci.

– Jak było? – zapytał zielonooki, opierając głowę na ramieniu alfy. Oboje wpatrywali się w szczenięta, które wesoło gaworzyły do tatusia.

– Dobrze. Powiedziałem to, co miałem im do powiedzenia. Oficjalnie za tydzień będziemy sojusznikami zachodniego stada. – Odparł z powagą w głosie.

– Jestem z ciebie taki dumny, Lou. Najlepszy alfa na świecie – szepnął, splatając razem ich dłonie.

– Jesteś zmęczony, bo dzisiaj przychodzą do nas Niall i Zayn i mogę im odmówić, jakby co.

– Dla mnie nie przeszkadzają. Dobrze o tym wiesz. A zmęczony nie jestem. Mam swoje szczenięta przy sobie. Omegę, którą kocham nad życie. Czego więcej chcieć? – cmoknął go w skroń, zadowolony z siebie.

– Jacob bardzo za tobą tęsknił – oznajmił Harry, obserwując jak malec wyciąga ciągle rączki w stronę swojego ojca. – My też, ale on najbardziej.

– Mój chłopiec – zaśmiał się głośno, biorąc synka na ręce. Cmoknął go w główkę, patrząc prosto w oczy młodego szczenięcia.
Harry uniósł na ręce pozostałą dwójkę i pocałował ich główki, po czym wstał, by przenieść ich do łóżeczka. Nadszedł czas na ich drzemkę, dlatego polecił ukochanemu, by zrobił to samo i poczekał, aż zasną, a sam zszedł na dół. Postanowił przygotować obiad.

Louis uśmiechnął się tylko do siebie i położył się na łóżku, wzdychając cicho. Uwielbiał swoje życie inie chciał innego. Gdy dzieci nareszcie zasnęły i upewnił się, że się nie obudzą, zszedł na dół do swojego narzeczonego. Podszedł do niego, po czym objął od tyłu i pocałował delikatnie w szyję, tęskniąc za jego bliskości.

– Co skarbie? – spytał loczek, uśmiechając się pod nosem zadowolony z siebie.

– Stęskniłem się za tobą troszeczkę, wiesz? – wyszeptał do jego ucha, dłońmi wkradając się pod koszulkę.

– Nie dziwię się. Dzieci, stado... – westchnął cicho, przy okazji wrzucając do garnka składniki.

– Teraz nie mamy czasu, ale chciałbym na weekend gdzieś z tobą pojechać i spędzić czas we dwójkę. Tylko ty i ja – oznajmił, wędrując dłońmi w górę jego torsu. – Zbliża się moja ruja i twoja gorączka.

– Dopiero za dwa miesiące Louis. Musimy teraz być przy dzieciach one najbardziej nas potrzebują – powiedział, kładąc dłonie na swojego alfy.

– Wiem, ale dzieciaki mogłyby iść na jedną noc do mojej mamy. Przecież tam będzie też Fizzy i Lottie... Poradzą sobie – westchnął, nadal poruszając dłońmi, tym razem w dół. – Kochanie, na jedną noc. Tak bardzo brakuje mi twojego ciała, a w domu ciągle nam przegrywają...

– Pomyślimy po obiedzie dobrze kotku? Nie chce nic obiecywać więc wolę to zaplanować – uśmiechnął się do swojej alfy, odwracając się szybko i kładąc ręce na szyi starszego.

– No dobrze – zamruczał, układając dłonie na pośladkach Harry'ego. – Co porabialiście, kiedy mnie nie było? – zapytał, ocierając o siebie ich nosy z zamkniętymi powiekami.

– Jadły, spały i się bawiły – zaśmiał się, cmokając drugiego w usta.

– Domyślam się, a ty? Co porabiałeś? – wtulił twarz w szyję bruneta, wdychając jego piękny zapach. – Bo ja dużo o tobie myślałem... O bardzo różnych sytuacjach z naszą dwójką w roli głównej.

– Ty zboczeńcu. Tobie jedno w głowie. Ja opiekowałem się nimi, sprzątałem. – pokręcił głową.

– Nie myślałeś o mnie nawet przez sekundę? – uniósł brew z uśmieszkiem, skubiąc zębami ucho omegi. – Nawet przez krótką chwilkę?

– Nie – wystawił mu język i odetchnął się od niego. Mimo że też tęsknił za alfa miał teraz dużo obowiązków.

Louis wydął dolną wargę (wiedział, że Harry tylko się, nim droczył, podchodząc do stołu, przy którym usiadł i sięgnął po jabłko. W milczeniu zaczął obserwować swojego ukochanego, gdy ten przygotowywał dalej obiad, nucąc pod nosem jakąś piosenkę.

***

Louis uśmiechnął się delikatnie do swoich przyjaciół, otwierając im drzwi do mieszkania.

– Ziall, cześć – powiedział.

– Cześć, Lou – powiedział wesoło Niall, całując alfę na przywitanie w policzek. – Gdzie jest najlepszy przyjaciel i ta trójka robaczków? – zagruchał radośnie, wchodząc do mieszkania i wymijając Louisa. Obie alfy roześmiały się.

– Na górze – odparł, kręcąc głową w rozbawieniu i pokazując na górę.

– Cześć, tatuśku, jak się masz? – powiedział z uśmiechem Zayn, witając szatyna krótkim objęciem. - Dzieciaki dają w kość?

– Nie, są dziś bardzo grzeczne – powiedział, klepiąc przyjaciela w ramię.

– Nie mogę się doczekać, aż nasz bobas przyjdzie na świat. To będzie zupełnie szalone – westchnął, kiedy ruszyli do salonu.

Prawda? – uśmiechnął się jedynie, zerkając na niego.

Tymczasem Niall ruszył na górę do sypialni Louisa i Harry'ego, gdzie zastał omegę, która poprawiała kołderkę na ciałach swoich maluchów. Wszedł cicho do środka, witając bruneta krótkim uściskiem, po czym spojrzał z rozczuleniem na śpiące szczenięta.

– Dały mocno w kość? – spytał blondyn, mówiąc to próbował brzmieć jak najciszej, by nie obudzić przyjaciela dzieci.

– Wiesz, jak to z dzieckiem – wzruszył ramionami. – My mamy to potrójnie – roześmiał się cicho. – Och i nie musisz aż tak szeptać, śpią jak kamienie.

– Uff to całe szczęście – uśmiechnął się szeroko. – A kiedy ślub? – zachichotał, obejmując Harry'ego Niall.

– Razem z Lou ciągle zmieniliśmy plany, ale ostatecznie ustaliliśmy, że pobierzemy się raczej w wakacje. Musimy jeszcze ustalić ostateczny termin.

– Cieszę się waszym szczęściem, ale ja bym radził w wiosnę, bo latem będzie ceremonia stad – powiedział blondyn, patrząc na drugiego.

– Zrobimy to jeszcze przed ceremonią - zapewnił, poprawiając swoje loki. – A ty, jak się czujesz, Niall?

– Dobrze, choć moja omega daje mi w kość – zaśmiał się cicho i siadając na fotelu w pokoju.

– To normalne, przystosowuje się do szczenięcia – zajął miejsce obok, na podłokietniku. – A jak Zayn, jest chyba bardzo szczęśliwy, prawda?

– Bardzo, choć daje po sobie znać czasem. – Parsknął, kładąc swoje dłonie na brzuch.

– Co masz na myśli?

– Oj jest strasznie nadopiekuńczy jak ostatnio. Choć teraz jeszcze bardziej – odparł z powagą w głosie. Czasem go to denerwowało, ta troska.

– To jak najbardziej normalne. Lou jest taki sam, czasem szło już zwariować, a teraz tak samo mocno dba o nasze skarby, gdy są z nami.

– Wiem, ale czasem mogliby zwolnic, nie da się mieć wszystkiego na raz – westchnął ciężko, przymykając oczy z niezadowolenia.

– Ej, plotkary, idziecie do nas? – usłyszeli z dołu wołanie Louisa.

– Och, chodźmy, bo nasze alfy chyba się już martwią – zachichotał brunet.

Dwie omegi zeszły na dół do swoich partnerów. Harry oczywiście wylądował zaraz na kolanach szatyna, a Irlandczyk usiadł blisko swojego chłopaka, gdy ten przyciągnął go do siebie ramieniem, obejmując brzuszek. Rozmawiali wesoło na różne tematy, ciesząc się swoją obecnością.

Później do ich towarzystwa dołączyła trójka szczeniąt. Zayn był nimi oczarowany. Ciągle brał jedno z nich w ramiona i mówił do Nialla o tym, jak bardzo nie może się już doczekać, aż ich własny skarb przyjdzie na świat. Horam wtedy patrzył rozczulony na swojego alfę, ciesząc się, że ma go przy sobie.

Jednak, gdy maluchy zaczęły jeden po drugim brudzić swoje pieluchy, Malik nie był już taki chętny, by dalej się nimi zajmować.

~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro