Rozdział III
~~~
Louis westchnął cicho, zatrzymując się pod mieszkaniem bruneta. Jednak nie czekał długo, bo po chwili z budynku wyszedł szczęśliwy Harry. Wsiadł do auta.
– Hej, Loueh – wyszeptał i pochylił się w jego kierunku, by pocałować jego usta.
– Hej Harry – powiedział cicho, jednak nie spojrzał na niego, przez co Styles pocałował go tylko w policzek.
– Um, coś nie tak? – zapytał niepewnie, marszcząc brwi.
Louis zawsze, ale to zawsze był bardzo chętny (szczególnie gdy byli sami), by witać się pocałunkiem. A teraz dodatkowo unikał spojrzenia na niego.
Coś w brzuchu bety zacisnęło się boleśnie. Przestraszył się, że poprzedniego dnia alfa znalazł swoją omegę i właśnie nadszedł czas, którego najbardziej się obawiał.
– Zaraz się spóźnimy do szkoły... I Em jadę na mecz na kilka dni... więc, no – powiedział szatyn, wzdychając cicho i ruszył z piskiem opon w kierunku szkoły.
Harry nic nie odpowiedział. Zrobiło mu się przykro, bo przecież wcale nie byli opóźnieni. Mieli jeszcze więcej niż piętnaście minut, więc spokojnie mogliby się porządnie przywitać i jeszcze chwilę porozmawiać, ale alfa był bardziej niż niechętny.
Kiedy znaleźli się pod szkołą, Louis wysiadł szybko, czekając, aż wyjdzie młodszy. Gdy już był na zewnątrz, szatyn zamknął samochód i ruszył do szkoły szybkim krokiem. Musiał jeszcze zapalić.
Harry zrezygnowany wcisnął ręce do kieszeni spodni i ruszył do szkoły. Starał się jakoś opanować te czarne myśli, które ogarnęły jego głowę, jednak nie potrafił. Przez zamyślenie na schodach wpadł na jakiegoś chłopaka.
– Uch, przepraszam – wymamrotał, unosząc wzrok.
– Hej, nic się nie stało. Jestem Niall – przedstawił się, wystawiając przed siebie dłoń.
– Harry – przywitał się uściskiem dłoni. Blond omega wpatrywała się w niego z uśmiechem.
– Um, jestem tu nowy i mógłbyś mi pokazać, gdzie jest klasa chemiczna? Mam tam teraz lekcję.
– Tak się składa, że ja też. – Uniósł lekko kąciki ust. – Muszę tylko zostawić rzeczy w szatni, chodź.
Blondyn pokiwał głową i ruszył z nowym przyjacielem do szatni. Był omegą i trochę obawiał się tutejszych alf. Tym bardziej po swoich przejściach w tamtej szkole.
– Dużo jest alf w tej szkole niezajętych? – spytał, idąc za loczkiem. Chciał mieć rozeznanie, by wiedzieć, od ilu alf musiał trzymać się z daleka.
– Nie mam pojęcia, ale raczej wszyscy tutaj są okej. Nie musisz się przejmować, że coś pójdzie nie tak – odparł z małym uśmiechem. – Uczniowie są tutaj naprawdę porządni.
Omega odetchnęła z ulgą, uśmiechając się do loczka. Jednak przez swoją nieuwagę wpadł na osobę, piszcząc, gdy upadł na ziemię.
– Oho, nic ci nie jest, mały? – zapytał Zayn, wystawiając przed siebie dłoń, by pomóc mu wstać. W międzyczasie przywitali się z Harrym skinieniem głowy.
Niall pokręcił głową i złapał nieśmiało dłoń mulata, czując przy tym dziwny dreszcz. Jednak nie sądził, że alfa pociągnie go tak mocno, że ponownie wpadnie na niego. Zarumieniony, odsunął się, patrząc w bok.
– Jest uroczy – szepnął Liam do ucha swojego chłopaka.
– Wszystko w porządku? – spytał go Zayn, a kiedy ten pokiwał lekko głową, spojrzał na Harry'ego. – Gdzie masz Louisa?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami niby obojętnie.
– Właśnie chłopaki, to jest Niall – dodał Harry, obejmując blondyna, który pokiwał głową, spoglądając nieśmiało na dwie alfy. Był zawstydzony swoimi wpadkami przed nimi. Zaraz będą się z niego śmiać. Tylko na to czekał.
– Jestem Zayn – przedstawił się mulat. – A to Liam, mój chłopak.
– Hej, Słodziaku. – Uśmiechnął się do niego ciepło.
– H-hej – powiedział, spuszczając głowę. Był tak zawstydzony, dawno alfy nie były dla niego tak miłe. Oprócz Grega każda alfa chciała go tylko przelecieć.
Harry zauważył, że w ich kierunku zmierzał Louis. Nie chciał z nim teraz rozmawiać, dlatego chwycił nadgarstek Nialla i spojrzał na alfy.
– Musimy już iść, do później – odparł krótko i pociągnął blondyna w stronę klasy.
– Pa Hazz, pa Słodziaku – odezwali się oboje z uśmiechami na ustach. Wiedzieli, że ich ostatnie rozmyślania będą teraz krążyły wokół blondyna.
– Um, dlaczego tak uciekłeś? Chodzi o tego chłopaka, który do nas szedł? – zapytał Niall, siadając na ławce pod klasą.
– Ugh, tak. – Westchnął i usiadł obok niego. – Jakby, to mój najlepszy przyjaciel – wyznał cicho. – I... To skomplikowane.
– Możesz mi opowiedzieć, jeśli chcesz – zaproponował z małym uśmiechem.
– Chcę – zgodził się.
Po chwili z bólem zaczął zwierzać się omedze. Bardzo tego potrzebował i to sprawiło, że poczuł się trochę lepiej.
*
– Cześć Ziam! Na kogo tam patrzycie? – spytał, obejmując dwie alfy i zaśmiał się cicho. Był zadowolony z dzisiejszych wiadomości. Nowe dwie omegi, może to jest szansa?
– Jest nowy omega w szkole. Kurwa, jest taki zajebisty i uroczy – rozmarzył się Payne, opierając o ramię swojego chłopaka. Ten chłopiec kompletnie mu się spodobał.
– Tego właśnie szukamy – dodał Malik, uśmiechając się szeroko. Razem z partnerem szukali właśnie takiego słodkiego omegi, by móc się o niego zatroszczyć.
– Kurde, dobrze, że jeszcze jedna jest. –Louis przygryzł wargę i spojrzał na nich. – Jak wygląda wasza przyszła omega? – Zaśmiał się, kręcąc głową i zrobił śmieszną minę, przez co para sama zaczęła się śmiać.
– Jest piękny – wyszeptał Liam. – Ma blond włosy i błękitne oczy. I jest taki słodki – opowiadał z rozmarzeniem. – Idealny dla nas, rozumiesz? – Spojrzał znowu na Louisa i Zaynzdecydowanie był tego samego zdania. Teraz musieli go tylko zdobyć.
– Powodzenia. – Puścił im oczko, jednak od razu jego spojrzenie utkwiło w brunetce, która szła w ich kierunku. Była ładną, brunetką o brązowych oczach. Szczupła i wysoka
– Oho – zanucił brunet. – Chyba czas się zmywać. – Szturchnął swojego chłopaka. Zauważył zmierzającą w ich kierunku omegę, która widocznie wpadła w oko Louisowi. Po chwili odeszli szybkim krokiem, życząc chłopakowi powodzenia.
Szatyn przygryzł wargę, podchodząc do dziewczyny.
– Zgubiłaś się ? – powiedział, puszczając jej oczko. Była ładna. Jakby jeszcze miała loki i zielone oczy, to byłaby perfekcyjna.
– Um, nie. Idę do swojej klasy – odparła z delikatnym uśmiechem. Od razu zauważyła, że stał przed nią alfa. W dodatku przystojny alfa. Zagryzła wargę, wpatrując się w jego błękitne oczy. – Ale możesz mnie odprowadzić.
– Bardzo chętnie... Louis, Louis Tomlinson – powiedział, biorąc jej dłoń i pocałował ją delikatnie. Wiedział już, że znalazł sobie omegę, taką, jaką chciał.
– Eleanor Calder – odparła oczarowana jego zachowaniem. On musiał być jakimś wysoko postawionym alfą, skoro miał takie maniery. – Czekaj, jesteś synem Marka Tomlinsona? – zapytała po chwili.
– Dokładnie tak. – Pokiwał głową, prostując się i wystawił dla niej łokieć. Eleanor złapała go i uśmiechnęła się szeroko. Alfa stada... Ciekawe – pomyślała w duchu.
– Dziękuję – wyszeptała zawstydzona, a kiedy dotarli pod klasę, uśmiechnęła się do niego zalotnie, starając się zrobić na nim dobre wrażenie. – Więc... – zaczęła, dając mu znak, żeby to on coś powiedział.
– Dasz mi swój numer? – spytał, patrząc się na nią. Wiedział, że ona mogła nie być dla niego. Jednak jedyną rzeczą, która utwierdzała go w tym, że ona była odpowiednią to to, że była omegą.
– Och, jasne – zgodziła się od razu, wyjmując telefon i podyktowała mu ciąg liczb. – Muszę iść, jestem chyba trochę spóźniona. – Zachichotała, przygryzając wargę.
Szatyn uśmiechnął się szeroko, samemu ruszając na lekcje. Wiedział, że to jego szansa. Nie miał szansy żyć z Harrym. A skoro była wolna, ładna omega to, czemu by nie zaryzykować?
*
Harry był zmęczony, gdy w piątek po szkole wrócił do domu. Jego mamy w ten weekend nie było w domu i bardzo dobrze, bo właśnie wypadała kolejność Stylesa, by spędzić piątek z Louisem w jego domu – jeśli w ogóle to było jeszcze aktualne.
Przez cały tydzień nie zamienili ze sobą słowa. Zielonooki poznawał się lepiej z Niallem, a alfa, no cóż. To bardzo bolało betę, gdy mijał starszego na korytarzu, a u jego boku była nowa omega, Eleanor. W dodatku nie widzieli się kompletnie od środy i Harry tęsknił.
W piątek czekał na niego na darmo, ponieważ wybiła już dwudziesta pierwsza, a dzwonek do drzwi wciąż nie zadzwonił. Po policzkach bety popłynęły łzy, ponieważ ich dzień to była dla nich świętość, a teraz Tomlinson go wystawił.
Westchnął cicho, wycierając swoje oczy z łez i ruszył do kuchni po swoje ulubione lody. Wystawił go. Pokazał, jak zależało mu na ich przyjaźni, a także umowie. Od zawsze robili wspólny piątek. A teraz? Chyba że był chory – pomyślał, wyjmując lody i podskoczył na dźwięk powiadomienia. Louis dodał coś do swojej relacji? Dziwne – pomyślał, marszcząc brwi. Jednak to, co zobaczył, zaparło mu dech w piersiach. Na zdjęciu znajdował się Louis z tą brunetką i się całowali. CAŁOWALI SIĘ.
Policzki, które przed chwilą otarł, znowu stały się mokre. Zaszlochał cicho, blokując telefon i usiadł na kanapie. Włączył jakiś słaby film, który teraz pewnie oglądałby z Louisem (albo pieprzyliby się). Poczuł się oszukany i zdradzony, mimo że nawet nie byli razem.
Jakby dostał kulką w łeb.
Teraz był sam, miał jedynie Nialla, ale on zaprzyjaźnił się również z Ziamem, a Harry wiedział, że oni mają plany wobec niego i nie chciał tego psuć. Był zdany tylko na siebie, bo stracił alfę, która była jego największym wsparciem.
Po godzinie ciągłego płaczu i oglądania story Louisa zasnął na kanapie, pod ich ulubionym kocem, w który powinni być zawinięci oboje. I przed zaśnięciem wyobraził sobie, że leży na nagiej piersi alfy, a on nuci jakąś piosenkę. I wtedy odpłynął.
~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro