Rozdział III - Naprawiając błędy
Nienawidził dzieci. Z tegoż właśnie powodu czasami dziękował bogom, że jest gejem. Nie miał najmniejszych szans na posiadanie dziecka, o ile nie poślubiłby jakiegoś psychopaty, który chciałby je adoptować. Nie, to zdecydowanie nigdy się nie wydarzy. Nie chodziło o to, że nie potrafił pozostać z kimś w bliskich relacjach na tyle długo. To po prostu byłoby cholernie ciężkie.
- Powinieneś za nim pójść – mruknął sugestywnie Lucjusz do jego ucha. - Przestań już myśleć i po prostu do niego idź. Chętnie popatrzę, jak porzucasz swoją dumę i prosisz o wybaczenie. Całe to fanowskie uwielbienie czyni cię kompletnym dupkiem.
Severus na niego zerknął.
- Dlaczego wciąż trwasz w przekonaniu, że to zrobię?
- Musisz, jeśli chcesz, aby traktował cię poważnie. - Lucjusz się uśmiechnął. - Może być twoim wielbicielem, jednak to nie czyni go takim samym jak wszystkie te szalone fanki. Jeśli ma w sobie choćby uncję dumy, sprawi, że będziesz czołgał się na kolanach prosząc o wybaczenie. Z resztą, właśnie na to zasługujesz. Owszem, ja także jestem złośliwy, lecz na Boga, Severusie – on jest nieuleczalnie chory! Potrafisz być dla niego jeszcze bardziej okrutny? Być jeszcze większym draniem bez serca?
Severus wiedział, że Lucjusz ma słabość do śmiertelnie chorych ludzi. Narcyza, jego żona, zmarła dziesięć lat temu z powodu raka piersi. Chociaż nie był w niej szaleńczo zakochany, naprawdę ją kochał – byli najlepszymi przyjaciółmi. Cała ich trójka się przyjaźniła. Lucjusz był załamany kiedy zmarła.
Lucjusz miał rację. Snape nie miał żadnej wymówki, aby temu zaprzeczyć. Był dla tego chłopaka okrutny, chociaż naprawdę nie miał tego na myśli. Gdyby wiedział, że dzieciak był tuż obok, nie powiedziałby tego wszystkiego. Nie chciał zranić jego uczuć, musiał po prostu wyładować na Lucjuszu swoją frustrację względem niego. Chciał wyrzucić to z siebie i dzięki temu złagodzić swój gniew, zanim spotka się z fanem.
Nie mógł zrobić nic innego niż narzekać. Więc to właśnie robił, przeczesując ręką kosmyki swoich jedwabistych, kruczych włosów, dając swoim rękom jakieś zajęcie.
- Przynajmniej nie jestem oziębły i powściągliwy.
- Sev, twoje słowa mnie ranią – powiedział Lucjusz, dramatycznie łapiąc się za serce ze zbolałym wyrazem twarzy na miarę bardzo dobrego aktora.
Severus zmrużył oczy. Nienawidził, kiedy ktokolwiek skracał jego imię. A Lucjusz doskonale o tym wiedział.
- Naprawdę. Mam blizny przez twój ostry język. Wyobraź sobie, co zrobiłeś Harry'emu, który nie jest do niego przyzwyczajony?
Słowa były ulubioną bronią Lucjusza. Mężczyzna potrafił używać ich aż za dobrze. Od zawsze miał utalentowany język. Myślenie o talentach Lucjusza sprawiło, że Snape zaczął przypominać sobie ich dawne przyjemne relacje. Może dałby mu do rozważenia pewną ofertę? Minęło już sporo czasu, odkąd ostatnio zaspokoił się seksualnie. To wyjaśniałoby jego gwałtowny temperament. Zaczynało to do niego docierać.
- Musisz do niego pójść – przypomniał Lucjusz z poważnym wyrazem twarzy. Zdenerwowany, śmiertelnie chory chłopak nie był powodem do śmiechu. - Nie będziesz spokojny, dopóki tego nie zrobisz.
~~~
To był wręcz uderzający widok – załamany młodzieniec, stojący naprzeciw panoramicznego okna ukazującego wspaniały obraz Londynu. Miał grobowy i uroczysty wyraz twarzy, nie pasujący do jego chłopięcych, a jednocześnie klasycznie wyrzeźbionych kości policzkowych. Był pięknym chłopakiem, ojciec z pewnością także by to przyznał. Gdyby gust Draco biegł w tym kierunku, byłaby to dla niego ogromna pokusa. Nawet jeśli nie był do tego skłonny, musiał przyznać, że nie da się zaprzeczyć chłopakowi urody. Niemal żałował, że był hetero. Jednak nie powstrzymywało go to od podziwiania jego wdzięków. Rodzina Malfoyów cieszyła się z małych rzeczy.
- Nie miał na myśli tego, co powiedział – mruknął Draco cicho, aby go nie zaskoczyć. - Był zdenerwowany na mojego ojca i chciał się na nim wyładować – próbował wytłumaczyć, chociaż brzmiało to jak niedorzeczne usprawiedliwienie. - Naprawdę dba o swoich fanów. Po prostu nie jest zbyt społeczną osobą.
- Wiem – odpowiedział Harry z niewielkim uśmiechem. Kiedy odwrócił się w stronę eleganckiego blondyna, zauważył wspaniały fortepian stojący w kącie pokoju. Wzywał go, tak jak muzyka płynąca w jego żyłach. Przyciągał go. Musiał do niego podejść, dotknąć go.
Draco z zafascynowaniem patrzył na Harry'ego, delikatnie przeciągającego palcami po klawiszach. Szacunek i czułość, jakie w to wkładał, przywodziły na myśl intymny dotyk kochanka. Przypominało to sposób, w jaki Severus obchodził się ze swoimi instrumentami. Zabawny zbieg okoliczności.
- Grasz? - Głos złamał intensywność przyciągania, jednak ono nie zniknęło. Wyprowadziło to jednak Harry'ego z oszołomienia. Podniósł wzrok, zaprzestając studiowania fortepianu. Szmaragdowe oczy napotkały szafirowe.
- Tak – powiedział Harry.
- Może zagrałbyś coś teraz? – zaproponował Draco przyjaźnie.
Harry się zawahał. Severus Snape nie chciałby, żeby ktoś obcy grał na jego instrumencie. Ale... Pieprzyć to! Kogo to obchodzi? Zranił go, więc równie dobrze Harry mógł się zrewanżować, a jednocześnie zapanować nad swoimi wzburzonymi emocjami. Tylko muzyka potrafiła go uspokoić. Przyłapał się na tym, że kiwa głową i kątem oka zauważył uśmiech wypływający na twarz Draco. Raz kozie śmierć. Pochylił się nad fortepianem, w zamyśleniu układając palce na klawiaturze. Zastanowił się, co mógłby zagrać.
Muzyka klasyczna? Nie, potrzebował czegoś ostrzejszego. Bardziej... Snape'owatego. Wyglądało na to, że na cennym fortepianie Snape'a pasowało tylko zagrać jeden z jego utworów. Słodka zemsta. Kiedy rozpoczął naciskać na klawisze z precyzją mistrza, fortepian zaczął śpiewać mroczną melodię – pociągającą i krętą, a jednocześnie roztargnioną. Wspaniałą i przejmującą melodię utworu „Żyjąc w koszmarach".
~~~
- To dla ciebie – powiedziała cicho Poppy, nie chcąc zakłócać harmonii towarzyszącej tej scenie. Jedna z jej ulubionych pacjentek siedziała na parapecie, pozwalając wiatrowi rozwiewać jej długie, ciemne włosy. Hermiona wyglądała bardzo dobrze, biorąc pod uwagę to, co stało się kilka dni wcześniej.
- Od Harry'ego. - Podała dziewczynie kwadratową kopertę. - Pomyślałam, że chciałabyś dostać to po przeszczepie.
Hermiona wiele słyszała o Harry'm, chłopaku, który dał jej szansę na przeżycie. To był niewiarygodnie hojny dar – oddawać jej coś takiego, podczas gdy jego własne życie wymykało mu się z rąk. Nie wiedziała, czy potrafiłaby być aż tak bezinteresowna jak on, nawet gdyby prawdopodobieństwo sukcesu przeszczepu byłoby tak niskie jak w jego przypadku. Wciąż była na to szansa – mała, ale jednak, a kiedy jej to oddał, został z niczym.
To był dla niej cud, kiedy się o tym dowiedziała. Rodzice stracili nadzieję, a ona także przestała wierzyć, aby ta choroba mogła dobrze się skończyć. Jednak wtedy Poppy niespodziewanie ich wezwała, aby powiedzieć jej, że znaleźli szpik kostny, który do niej pasował. Pacjent, który był przed nią w kolejce, przepuścił ją, ponieważ szpik był z nią wyjątkowo zgrany. Mimo wszystko, teoretycznie ten szpik pasował wystarczająco dobrze do Harry'ego aby wziął go jako pierwszy, biorąc pod uwagę jak długa była lista oczekujących.
Jednak chłopak oddał jej swoje miejsce, ponieważ dowiedział się, że praktycznie gwarantowało jej to przeżycie. Szpik był niemal perfekcyjny, a coś takiego nie zdarza się często. Rzadko kiedy bywało 85% szans sukcesu. To był cud. Hermiona uśmiechnęła się do Poppy. Jak dotąd wszystko szło doskonale. Wyglądało na to, że jej ciało przyjęło przeszczep jak swój własny szpik kostny.
- Dziękuję. - Wzięła kopertę, po czym ostrożnie ją otworzyła. Notatka i płyta CD. W pierwszej kolejności zajęła się liścikiem.
„Nigdy się nie poddawaj. Nigdy. Liczę na ciebie. Uwierz, że nadszedł cud.
Harry Potter"
Przeczytała i skierowała wzrok na płytę, zastanawiając się co mogło się na niej znajdować. Spojrzała na Poppy z pytającym wyrazem twarzy, uważając, że pielęgniarka mogła to wiedzieć.
- Harry komponuje piosenki. Wydaje mi się, że mógł coś dla ciebie nagrać.
- Och... - Hermiona delikatnie dotknęła płyty, poruszona tak bezinteresownym gestem. Taki niezwykły chłopak. Miała nadzieję, że cud przyjdzie także do niego. Włożyła nagranie do swojego Discmana. Założyła swoje słuchawki i wcisnęła przycisk startu.
Spokój, piękno, harmonia. Na początku pomyślała, że to utwór instrumentalny, jednak wtedy w głośnikach rozległ się gardłowy, a jednocześnie słodko brzmiący głos. To musiał być śpiew Harry'ego. Bardzo dobry, lecz nie wspaniały. Nie był to głos profesjonalnego piosenkarza, jednak był lepszy niż przeciętny.
To nie jego głos sprawił, że chciała słuchać piosenki. Nie, to przez hipnotyczną muzykę w tle i przepiękny tekst. Przesłanie było podnoszące na duchu, a właśnie tego potrzebowała po zabiegu. Doskonała piosenka na tą chwilę. Tak optymistyczna, kiedy nadzieja dopiero zaczynała wznosić się ponad horyzont.
„Życzenia są dla marzycieli"
Życzenia są dla marzących
Marzenia są dla wierzących
A w co zostało nam wierzyć?
Że wreszcie cud nadchodzi
Wierność jest dla tych, którzy są wierni
Dobroć przychodzi do dobrodusznych
Dostajesz to, co oddałeś
Ludzie mówią, że w życiu nie ma sprawiedliwości
Lecz ja sam już w to nie wierzę
To prawda, życie nie zawsze jest fair
Lecz nie jest też zawsze parszywe
Życzenia są dla marzących
Marzenia są dla wierzących
A w co zostało nam wierzyć?
Że wreszcie cud nadchodzi
Że przyjdzie dla tych, co wierzą
A w co zostało nam wierzyć?
Że wreszcie cud nadchodzi
Bo przyjdzie, bo przyjdzie już zaraz
Piosenka się skończyła, po czym rozległa się jeszcze krótka wiadomość głosowa:
„Napisałem tą piosenkę jeszcze zanim wykryto u mnie chorobę. Może trudno w to uwierzyć, jednak wciąż uważam, że życie jest przyzwoite."
~~~
Kto, do cholery, gra na moim fortepianie!? To była jego pierwsza myśl, kiedy usłyszał dźwięki wydobywające się z instrumentu. Cholernie dobrze gra – to była druga, a jednocześnie znacznie wybijająca się myśl, kiedy jego gniew nieco ostygł.
Czy to mógł być Draco? Nie, raczej nie. Malfoyowie nigdy nie grali z pasją. To czyniło ich dobrymi biznesmenami, lecz także artystami z niewielką wyobraźnią. Brakowało im zdolności doodrzucenia codzienności, czyli integralnej części prawdziwego muzyka.
Skoro to nie był Draco, kto grał? Nie było tu nikogo kto grał tak dobrze, chyba że... To był ten dzieciak. Nie mógł temu zaprzeczyć, skoro widział go na własne oczy. Chłopak miał talent do muzyki. Po prostu genialny. Nawet ruchy jego palców były pełne pasji.
- Jest dobry – mruknął aksamitnie Lucjusz do ucha Severusa, kiedy do niego podszedł. - Bardzo dobry. Wiedziałem, że może taki być, w końcu to ja go wybrałem.
- Wiedziałeś? - zapytał Severus, starając się nie pokazywać zaskoczenia.
Lucjusz w zamyśleniu przytaknął, wpatrując się w zapierającą dech scenę, jaką tworzył pochylony nad instrumentem czarnowłosy chłopak. Jego pozycja była zupełnie inna niż ta, którą podczas gry przybierał Draco. Harry miał napędową siłę, której brakowało blondynowi.
- Wiedziałem, że gra na fortepianie – zaczął Lucjusz – ale nie wiedziałem, że robi to tak dobrze.
Oczywiście nie mógł znaleźć tej informacji na karcie profilu, którą dostał od tej kobiety, McGonagall. Faktycznie, było tam napisane, że chłopak był utalentowanym muzykiem, jednak Draco też miał talent, a nie grał w ten sposób.
Sporą chwilę zajęło Severusowi rozpoznanie piosenki granej przez Harry'ego. Chłopak ją zmienił, różne niuanse muzyczne były nowe. Robił to zręcznie, bez zgrzytów. Całość brzmiała jak zupełnie inna piosenka.
Wszedł do salonu i natychmiast poczuł na sobie przeszywające spojrzenie srebrnych oczu Draco. Zobaczył w nich oskarżenie i ostrzeżenie. Nie zrań Harry'ego. Snape także na niego spojrzał. W jego oczach nie było wyzwania, tylko akceptacja. Sam był sobie winien i doskonale to wiedział. To, co powiedział, było niewybaczalne. Było okrutne i podłe, nawet jak na niego.
Używając płynnej kontroli głosu, którą wyćwiczył przez lata, zwrócił się do młodego chłopaka miękkim tonem:
- Zmieniłeś mój utwór.
Harry poznałby ten głos zawsze i wszędzie. To był Severus Snape. Jego ciało zesztywniało i przestał grać w połowie piosenki. Początkowo był zaniepokojony, lecz szybko odgonił od siebie to uczucie. Choć był bardziej zraniony niż zły, to wściekłość pojawiła się na jego twarzy kiedy odwrócił głowę w stronę, gdzie stał mężczyzna. To był jego mechanizm obronny: chował swoje prawdziwe uczucia i lęki. Musiał to robić dla dobra swojej matki. Nie chciał, żeby wiedziała, że miał jeszcze mniej nadziei niż ona. I tak już płakała przed snem każdej nocy. Jego pozorna odwaga ułatwiała jej uspokojenie się.
Gwałtowny wyraz twarzy chłopca – wróć, młodego mężczyzny – zawierał w sobie tak samo wiele emocji jak jego gra. Ten młodzieniec był intrygującym artystą. Bardzo niewielu ludzi miało w sobie kreatywność i intuicję niezbędną dla kompozytorów. A jeszcze mniej było ludzi, którzy potrafiliby tak umiejętnie zmienić jego utwór – zupełnie inne, a jednocześnie tak podobne. To był prawdziwy dar.
Może tydzień spędzony z Harry'm jednak nie będzie aż taki zły, pomyślał. Oczywiście, najpierw będzie musiał naprawić szkody, które wyrządził przez swoją złość na Lucjusza. To byłoby łatwiejsze, gdyby Harry był bardziej lekkomyślny, jednak Severus cieszył się, że taki nie był. Jak ostrzegał Lucjusz, to nie mogło być łatwe. Postanowił stawić czoła temu wyzwaniu. Wąsko zaciśnięte wargi młodzieńca sprawiały, że wyglądał na upartego. O tak, to będzie wyzwanie. Wspaniale.
Powinien przeprosić, jednak to byłoby zupełnie nie w jego stylu. Nawet Lucjusz, cholernie dobry manipulator, nie potrafił wyciągnąć od niego przeprosin, kiedy nie chciał tego zrobić. Teraz także nie chciał, chociaż zdawał sobie sprawę, że powinien. W każdym razie, nie sądził, żeby powiedzenie „Przepraszam" cokolwiek zmieniło. Działanie mówiło znacznie więcej niż słowa. Powinien być uważniejszy. Cholera. Lucjusz zamierzał mieć z tego sporo frajdy.
- Grasz mój kawałek – zauważył Severus. - Ze znacznymi wariacjami, ale jednak. Mógłbyś zagrać coś własnego, czy zamierzasz tylko kopiować ciężką pracę innych?
To nie była zbyt rozsądna reakcja, jednak właśnie taka była jego osobowość. Nie miał zamiaru tego zmieniać, chociaż sumienie podpowiadało mu, że powinien być odrobinę łagodniejszy niż zwykle. Wyglądało na to, że jego odpowiedź była właśnie tym, czego spodziewał się Harry. Chłopak obdarzył go długim spojrzeniem, po czym z powrotem odwrócił się w stronę fortepianu.
- Jak możesz! - wykrzyknęła Minerwa, wchodząc do salonu za Lucjuszem i Severusem, jednak nie słysząc poprzedniej rozmowy – Myślałam, że...
- Minerwo – przerwał ostro Harry. - Potrafię poradzić sobie sam. - W rzeczy samej, potrafił. Chociaż wciąż trochę bolało, jego gniew i chęć udowodnienia, że nie jest typowym śliniącym się fanem przeważała. Nie lubił litości – to było dla niego degustujące, nędzne uczucie.
Poza tym, logiczna część jego mózgu w pewnym stopniu przyznawała Snape'owi rację. To musi być okropne, kiedy jesteś nękany przez irytujących fanów, kiedy wszystkim czego pragniesz jest tylko napisać piosenkę, wydobyć muzykę, która krąży w twoich żyłach. Ta myśl nie sprawiła, że ból zniknął, jednak przynajmniej nieco usprawiedliwiła jego źródło. Na szczęście Severus zignorował tę sytuację i działał w swój zwyczajowy sposób, jak oczekiwał Harry.
Ostry. Krytyczny. Bezceremonialny. Harry znienawidził siebie za to, że naprawdę aż tak go to dotknęło. Jednak jeszcze bardziej nienawidził litości od innych ludzi. To było dla niego nie do zniesienia. A ten wniosek był znośny. Muzyka, którą potrafił grać. Muzyka była tym, czym zawsze mógł się zająć. To właśnie był jego życiorys. Jak lubiła mawiać matka, to był jego mechanizm wentylacyjny. Zbyt prawdziwe.
- Więc? Zagrasz? - zapytał cicho Severus, widząc sprzeczne emocje spierające się ze sobą na twarzy młodzieńca.
Harry spuścił wzrok i zapatrzył się na lśniące białe klawisze. Jego największym marzeniem było zagranie swojej kompozycji dla Severusa Snape'a. A teraz, kiedy wreszcie miał na to szansę, miał pustkę w głowie. Co zagrać, co zagrać...? Nie miał pojęcia. Najpierw przyszło mu do głowy, że mógłby zagrać „Rapsodię", jednak miał wrażenie, że powinien wybrać coś innego. Nie miałby wątpliwości, gdyby nie nagrał tego kilka dni temu.
Oryginalnym tytułem było „Życzenia są dla marzycieli", jednak odkąd zaśpiewał to dla Hermiony Granger, zaczął nazywać to „Cudem Hermiony". To nie była wspaniała kompozycja, w końcu napisał to kiedy miał dwanaście lat. Jednak była wesołą i optymistyczną piosenką. Pokazywała pozytywną stronę życia. Napisał to, zanim rak zaczął niszczyć jego ciało.
- Proszę, graj – mruknął Draco.
Harry podniósł rękę, a jego palec wskazujący dotknął klawisza A. Miał obowiązek zagrać, skoro ktoś go o to prosił. Zagrał pierwszą nutę „Cudu Hermiony". Teraz nie było już odwrotu. Ułożył drugą rękę na klawiaturze, a z instrumentu popłynęła magiczna melodia. To była szczęśliwa, pełna nadziei piosenka. Piosenka, która wierzyła, że jutro będzie lepiej.
W skupieniu pochylał głowę, a kruczoczarne włosy zakrywały jego twarz. Sposób, w jaki jego lekko opalone ręce przesuwały się po klawiszach pokazywały bliskość i intymność, z jaką kompozytor mógł grać tylko własny utwór. Ten widok zapierał dech w piersiach. Severus musiał walczyć z chęcią uśmiechnięcia się. Ta piosenka była o wiele weselsza niż sądził. Rozbrzmiewała i odbijała wibracje niewinnej radości.
Zupełnie nie tego spodziewał się po chłopaku, którego dni były już policzone. Mimo to, utwór zdawał się pasować do Harry'ego. Wszystko w tym młodym człowieku pulsowało czystością i niewinnością, co było niezwykle rzadkie. To było wręcz odurzające. W jego umyśle zapaliła się czerwona lampka. Do diabła, dlaczego Lucjusz musiał zasiewać w jego głowie takie myśli? I dlaczego Harry musiał być tak niezwykłym chłopakiem...?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro