Rozdział II - Marzenia się spełniają
Żyjąc w koszmarach
Kiedy nie potrafisz już płakać
Kiedy nie odnajdujesz schronienia we śnie
Wiesz, że zanurzyłeś się zbyt głęboko
Uwierz w próżność
To będzie drwić z ciebie już zawsze
Takie jest życie
Płacz nie pomoże
Sen nie da nic dobrego
Możesz tylko zapaść się jeszcze głębiej
To okrutny koszmar
Demon żywi się powierzchownością
Życie jest skomplikowane
Uwierz w próżność
To będzie drwić z ciebie już zawsze
Życie jest trudne i skomplikowane
Używane do wchłaniania okrucieństwa
Demon żywi się powierzchownością
~~~
Pod koniec tygodnia miał twarzą w twarz spotkać się z Severusem Snape'em. To był koniec tygodnia. Miał zobaczyć go za kilka minut. Boże, był tak zdenerwowany. Niespokojny. Przerażony. Co jeśli zrobi z siebie głupka? Nie chciał się obślinić, ale obawiał się, że może to nastąpić. Jego mokre sny były wypełnione seksownością Severusa. Co prawda ten mężczyzna nie każdemu się podobał, jednak jemu zdecydowanie tak. Tylko to się liczyło.
Nerwowo uderzał palcami w swoje udo. Rzeczywiście nie musiał lecieć z Edynburgu do Londynu, mógł przyjechać samochodem, ale dostał już bilet samolotowy na swoje nazwisko. Więc przyleciał cholernym samolotem. Był szybki. Harry zamarzył o tym, by móc wrócić i wziąć zamiast niego samochód. Czas mijał zbyt szybko i niedługo mieli wylądować. Z drugiej strony, pragnął, by minuty ciągnęły się jak najdłużej, chciał delektować się czasem, który mu pozostał.
- Proszę zapiąć pasy. - Z głośnika rozległ się głos stewardessy - Rozpoczynamy lądowanie na lotnisku Heathrow. Jeśli są państwo poza siedzeniami, proszę wrócić na swoje miejsca. Dziękuję za uwagę.
Raz kozie śmierć. Zapiął swój pas i czekał kilkanaście minut, aż samolot twardo wylądował za ziemi. Miał wrażenie, że w jego brzuchu kłębią się setki szalonych motyli. Nie miał pojęcia co by się wydarzyło, gdyby samolot wpadł w turbulencje. Niemal marzył o tym, żeby jego rodzice tu byli. Wróć, nie chciał tego. Jego matka natychmiast rozpoczęłaby nudny wykład o odpowiedniej opiece, której potrzebował.
Nie, obecność jego rodziców zdecydowanie nie była dobrym pomysłem. To byłoby zupełnie inne niż to, co miało go spotkać. Jego matka nie spuszczałaby z niego wzroku, gdyby nie miała absolutnej pewności, że może zaufać Minerwie McGonagall. Odkąd jego rodzice znali Dumbledore'a, założyciela fundacji Pomyśl Życzenie, osobista asystentka mężczyzny zamierzała być jego opiekunką. McGonagall spędziła z Lily wieczór przed wylotem na uczeniu się jak ma się nim zajmować.
Westchnął. Sam doskonale wiedział jak o siebie zadbać. Musiał to wiedzieć. Przecież nie było tak, że nie miał pojęcia którą tabletkę zażyć kiedy, nawet jeśli była ich cała garść. Ale Minerwa spełniła oczekiwania i rzeczywiście okazała się zainteresowana. Jak się okazało, kobieta naprawdę chciała dobrze wykonywać swoją pracę, w szczególności, że Harry Potter był ważny dla jej szefa. Kiedy przestała być tak sztywna i pozwoliła sobie na trochę swobody, chłopak stwierdził, że nie jest taka zła.
- Gotowy na spotkanie z ulubionym piosenkarzem? - zagadnęła Minerwa, patrząc na niego zza złotych oprawek okularów. - Słyszałam, że jest dość powściągliwy.
To było ogromne niedopowiedzenie. Snape był typowym przykładem osoby z aspołecznymi tendencjami. Jednak to czyniło go jeszcze bardziej tajemniczym i pociągającym. Poza tym, aktualnie nie było to aż tak dalekie temu, jaki był sam Harry. Rozumiał potrzebę bycia sam na sam z muzyką. Tylko w samotności potrafił komponować. Żadnych przeszkód, po prostu harmonia.
Lądowanie było gładkie. Oklaski dla pilota. Nie żeby to zrobiło cokolwiek, aby uspokoić jego nerwy, które budowały w nim okropną presję. Wszystko udawało się zbyt idealnie i biorąc pod uwagę jego wcześniejsze doświadczenia, kiedy coś idzie zbyt dobrze, kończy się wręcz przeciwnie. Jego szczęście zawsze wydawało się być podchwytliwe. Ale... Może tym razem będzie inaczej. Może.
- Witamy na lotnisku Heathrow w Londynie - ogłosił pilot. - Mamy nadzieję, że lot był dla państwa przyjemny i kiedyś jeszcze raz polecą państwo na pokładzie samolotu z linii lotniczych British Airways - powiedział, a zaraz po nim stewardessa przejęła mikrofon, aby dać pasażerom instrukcję prawidłowego opuszczania samolotu.
Ten sam stary nonsens. Każdy logicznie myślący człowiek wiedział, w jaki sposób odpiąć pas. Wszystkie te rady były bezsensowne. Cynizm, jak często mawiała matka, rzadko jest cechą osoby w jego wieku. Nie żeby to cokolwiek zmieniało. Nie, kiedy musiał latać samolotem zbyt często na swoje możliwości. Kolejny lot przez Atlantyk miał zaplanowany na następny weekend. Poppy chciała, żeby spróbował nowej, eksperymentalnej terapii. Szkoda tylko, że było to w Ameryce, a nie w Szwajcarii.
Minerwa delikatnie oparła dłoń na ramieniu nastolatka, ostrożnie, aby go nie zaskoczyć.
- Chodźmy, Harry. Skinął głową i pozwolił, aby poprowadziła go korytarzem w stronę przejścia. Musiał uważać, by na nikogo nie wpaść - leki sprawiały, że stał się nieco roztargniony. McGonagall ciągle sprawdzała, czy ma ze sobą torbę z medykamentami. Widząc to, Harry miał ochotę się zaśmiać.
Kiedy podeszli do terminalu, jego kolana coraz mocniej drżały. Przed wylotem Minerwa powiedziała, że Severus Snape spotka się z nim na lotnisku. Czuł rozczarowanie, ale jednocześnie też ulgę. Gdyby Snape się tu znalazł, byłyby tu tłumy fanów, szalejących z powodu jego nieoczekiwanej obecności.
Mimo jego pustelniczych skłonności - a może właśnie dzięki nim - Severus Snape był zarówno niezwykle popularny wśród fanów, jak i poważany przez społeczeństwo muzyczne. Było to raczej nietypowe połączenie, zazwyczaj artyści nie mogli pochwalić się tymi obiema rzeczami naraz. Jeszcze jeden powód, dla którego ten mężczyzna był wyjątkowy. Ludzie temu dowodzili. Brak szalejących tłumów oznaczał brak Severusa.
- Nie ma go tu - powiedział bezbarwnie Harry. Jego oczy ponownie przesuwały się po tłumie ludzi, chociaż wiedział, że niczego nie przegapił. Trudno byłoby nie zauważyć wysokiej, kanciastej sylwetki zawsze ubranej na czarno gwiazdy rocka. Nie, na pewno nic nie przegapił. Severusa najzwyczajniej w świecie tam nie było.
Brązowe oczy Minerwy zwęziły się i kobieta przenikliwie spojrzała na tłum. W jej wzroku złość mieszała się z niedowierzaniem. Z wściekłością pomyślała, że na szczęście to ona zajęła się tą sprawą. Żaden piosenkarz, choćby nie wiadomo jak sławny, nie będzie krzywdził jej podopiecznych! A w szczególności, kiedy chodzi o jednego z chłopców Albusa.
- Chodźmy - zawołała gwałtownie. - Mam kilka skarg dla agenta, który miał zaaranżować to spotkanie. Jeszcze nigdy nie stało się tak, że życzenie, w którego spełnianiu biorę udział pozostaje niespełnione. Tym razem także nie zamierzam dać za wygraną.
Właśnie miała ruszyć przed siebie, kiedy pojawił się przy nich smukły, przystojny blondyn z oślepiającym i pewnym siebie uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Pan Harry Potter i pani Minerwa McGonagall, prawda? - Oboje zdołali tylko skinąć głową, ponieważ odebrało im mowę. Harry'ego uderzyła pociągająca aura bijąca od platynowłosego chłopaka. Minerwa natomiast mimo wszystko wciąż drżała z wściekłości na Severusa Snape'a.
- Jestem Draco Malfoy - powiedział z wyrafinowaniem - Jestem tu aby eskortować was do miejsca, w którym pan Snape czeka na wasze przybycie.
- Gdzie on jest? - zapytała twardo Minerwa. - Miał spotkać się z Harrym na lotnisku! Zdaje pan sobie sprawę, jak bardzo Harry na to czekał?!
Zadziwiające. Naprawdę godne podziwu było to, jak Draco znosił groźną wściekłość Minerwy. A jeszcze bardziej godny podziwu był sposób, w jaki blondyn ze skruchą pochylał w jej stronę swoją głowę.
- Przepraszam za to nieporozumienie. Stwierdziliśmy, że najkorzystniej byłoby, gdyby pan Potter spotkał się z panem Snape'em w kontrolowanym otoczeniu. Jego fani mają tendencję do bycia... dość natrętnymi.
Kolejne niedopowiedzenie. Harry wyczuwał, że słowa chłopaka nie udobruchały Minerwy. Sam jednak rozumiał powody decyzji o przeniesieniu spotkania. Zapobiegła ona ogromnemu chaosowi, a w dodatku dała mu więcej czasu na przygotowanie się i uspokojenie nerwów.
- Rozumiemy - powiedział ze zdecydowaniem, posyłając w stronę Draco ciepły uśmiech. - A więc będzie nam pan towarzyszył, panie Malfoy?
- Nazywaj mnie Draco. - Uśmiechnął się. - To na mojego ojca mówią pan Malfoy.
- Draco - powtórzył Harry, po czym wyciągnął przed siebie rękę. - Miło cię poznać.
- Mi także miło cię poznać, Harry.
~~~
- To wszystko twoja pieprzona wina - warknął Severus, przesuwając dłonią po swoich długich, ciemnych włosach. - Do cholery, Lucjuszu, nie ma potrzeby poprawiania mojego wizerunku. Już teraz jestem o wiele bardziej popularny niż kiedykolwiek chciałem! Nie mogę nawet pójść do kawiarni i w spokoju popijać kawę, żeby nie być obleganym przez moich cholernych fanów!
Przybliżając się do niego na wyciągnięcie ręki, z zakradającą się do jego głosu irytacją, Lucjusz powiedział:
- To dlatego, że jesteś zbyt pociągający, żeby mogli się powstrzymać. To przez twój gardłowy głos, smukłe palce, długie, czarne włosy, twoją wysoką sylwetkę i ten ostry, sarkastyczny język, który doprowadza ich wszystkich do szaleństwa.
- Nie ułatwiasz mi tego - warknął Snape. - Niestety, ten bachor zaraz tu będzie i już nic nie mogę z tym zrobić. Po prostu świetnie. Kolejny fan, który uwielbia moją muzykę chociaż nie rozumie jej słów, a do tego jest prawie martwy. Fanta-kurwa-stycznie. Jestem człowiekiem, który dotrzymuje obietnic. Szkoda tylko, że to ty mu to obiecałeś, a nie ja.
Lucjusz się uśmiechnął i usiadł obok swojego najlepszego przyjaciela.
- Wytrzymasz.. Potem nie będziesz musiał robić nic dla mediów przez przynajmniej kilka miesięcy. To na jakiś czas powinno zająć gazety i czasopisma. Już widzę te wszystkie nagłówki „Małomówna gwiazda rocka spełnia życzenie umierającego chłopca", „Nie-tak-srogi Severus* realizuje marzenie fana"...
- Skończyły ci się mądre komentarze? - przerwał z drwiną Severus.
- Możliwe - odparł Lucjusz. - Ale nie możesz być w tak fatalnym nastroju, chłopak może przyjechać w każdej chwili. W przeciwieństwie do ciebie, wolałbym, żeby mój publiczny wizerunek był bardziej dogodny, w razie gdyby twoi wielbiciele dowiedzieli się, że jesteś okrutnym gnojkiem.
- Ach, czyli ty nim nie jesteś, tak? - odbił.
- Gnojkiem? Nie. Okrutny? Całkiem możliwe. - Lucjusz zaśmiał się lekko.
- Nie mam pojęcia, jakim cudem masz tak sympatycznego syna - mruknął Snape.
- To tylko czysta krew - odrzekł Lucjusz. - Nie wiedziałem, że gustujesz w młodych chłopakach. Mój drogi, muszę ostrzec mojego Smoka. Szkoda, że mój syn jest niezaprzeczalnie hetero, tworzylibyście razem wspaniałą parę.
Severus parsknął i przepchnął Lucjusza na drugą stronę kanapy.
- Chory zboczeniec.
- To nie moja wina, że... widzę zalety obu stron - mruknął cicho Lucjusz. - Cholerna szkoda, że jesteś równie uparczywym homoseksualistą, jak Draco heteroseksualistą. Jest o wiele więcej możliwości, kiedy jesteś otwarty na obie płci. Ostatecznie, twoi fani o tym nie wiedzą. Najzagorzalsze z nich to kobiety. Ciekawe, że ten dzieciak to właśnie chłopiak - przerwał i wymownie spojrzał na Severusa. - Nawet nie myśl o tym, żeby coś z nim zacząć!
- Ty chory draniu! To dziecko, Lucjuszu!
- Tak, ale jest też chłopakiem, a ty jesteś dla niego z pewnością interesujący - stwierdził niedbale mężczyzna. - Nie ma się czego wstydzić. Ale nie możesz uwodzić nieletniego, chyba że masz zamiar pójść do więzienia i już nigdy nie pisać piosenek.
- Pieprz się - mruknął Severus. - Nienawidzę cię.
- Wiem.
~~~
Czegokolwiek Harry się spodziewał, okazało się zupełnie inaczej, ale jednocześnie odpowiadało jego wyobrażeniu o Severusie Snape'ie. Myślał, że wnętrza jego domu będą czarne i eleganckie, jednak był pozytywnie zaskoczony. Pokoje zostały gustownie urządzone w srebrnych i ciemnoszarych barwach. Męskie i eleganckie.
- Chodźcie za mną - mruknął gładko platynowłosy młodzieniec, gestykulując w stronę Harry'ego i Minerwy. - Pan Snape oczekuje was w swoim gabinecie.
Każdy kolejny krok przybliżał go do spełnienia marzenia. Każda kolejna chwila przybliżała go do spotkania z człowiekiem, którego pragnął i uwielbiał. Cholera. Poczuł, że na jego ciało zaczyna wpływać szkarłatny rumieniec, poczynając od policzków i rozprzestrzeniając się aż po czubki palców. Nie chciał, żeby jego pragnienie zobaczenia idola było aż tak oczywiste. Wystarczająco żenujące było to, że nie miał pojęcia, co chciałby mu powiedzieć.
Kiedy się zbliżyli, usłyszał głosy - jeden ostry i arystokratyczny, drugi nieco cichszy, lecz niemniej przyciągający słuch. To był jedwabiście gładki głos Severusa. Ten aksamitny głos. Harry próbował zrozumieć co mówią, lecz nie potrafił wyłapać słów.
Draco chrząknął, aby zwrócić na siebie uwagę i przepraszająco się uśmiechnął.
- Wygląda na to, że pan Snape jest zajęty omawianiem z moim ojcem biznesowych spraw. Jeśli nie macie nic przeciwko temu, żeby zaczekać... - Zamilknął, kiedy drzwi na końcu korytarza, w którym stali się uchyliły.
Ukazał im się widok Severusa Snape'a ubranego w obcisłe, skórzane czarne spodnie i ciemnoszarą koszulę z kołnierzykiem, ukazującym fragment kremowej klatki piersiowej. Tylko to wystarczyło, by Harry zamienił się w kałużę śliny. Seksowny, kuszący... O Boże, jego fantazja się spełniała - naprawdę spotykał Severusa Snape'a. To już nie jest tylko marzenie. To rzeczywistość.
I wtedy właśnie wszystko legło w gruzach.
- Nie wezmę bachora na wycieczkę po Londynie! - krzyknął Severus do wysokiego, smukłego, długowłosego blondyna, który właśnie wychodził z pomieszczenia. - Mam obowiązki! Poza tym, nigdy nie zadeklarowałem spełniania życzeń jakiegoś dzieciaka! To twoje własne pieprzone medialne sztuczki, więc dlaczego nie możesz sam... - przerwał w połowie zdania, zauważając, że ten dzieciak, o którym właśnie mówił, stał tuż obok, z bolesnym wyrazem twarzy.
Nie, to nie było jego marzenie. To był cholerny koszmar. Harry nie miał pojęcia co robić. Nie miał zamiaru tu zostawać, jednak czy miał jakieś inne wyjście? Pragnął być gdziekolwiek indziej, byleby tylko nie stać tu i nie patrzeć na... człowieka, którego najbardziej podziwiał! Gwałtownie się odwrócił i ironicznie pomyślał, że wychodzi z pokoju nie inaczej niż Severus Snape.
- JAK MOŻESZ! - Rozległ się wściekły głos kobiety w średnim wieku, niezważającej na onieśmielającą aurę mężczyzny. Minerwa podeszła do niego i przycisnęła palec do jego piersi. - CZY TY W OGÓLE JESTEŚ CZŁOWIEKIEM? - krzyknęła ostro. - Rozumiesz, że ten młody człowiek jest nieuleczalnie chory i umiera?! I że jego największym marzeniem było spotkać cię, zanim weźmie udział w eksperymentalnym zabiegu, który prawdopodobnie go zabije? Jego szanse na przetrwanie są w najlepszym razie marginalne!
- Zdajesz sobie sprawę, jak rzadko udaje się przetrwać białaczkę? - zapytała, nie czekając na odpowiedź. - Jego czas jest już policzony, ale on jednak zdecydował się poświęcić tydzień na spotkanie z tobą. A ty nie możesz nawet spróbować go uszczęśliwić! Czy to naprawdę takie trudne? Uszczęśliwić młodego, niewinnego chłopaka, którego jesteś idolem? A w dodatku to siebie uważasz za poszkodowanego!
Nastała niezręczna cisza. Draco posłał Severusowi spojrzenie, które mówiło „Zepsułeś to. Idę sprawdzić, czy da się to jeszcze naprawić", po czym oddalił się w kierunku, w którym poszedł Harry. Nikt pozostały w pokoju nie powiedział ani słowa. Minerwa utrzymywała groźną postawę. Severus był pod lekkim wrażeniem, jednak był zbyt dumny, aby to okazać, szczególnie że Lucjusz uważnie mu się przyglądał.
Wszyscy zdawali się na niego czekać. Dlaczego zawsze to on był tym, który musiał coś robić? Ponieważ był sławny. Ponieważ był gwiazdą. Ponieważ był Severusem-cholernym- Snape'em. Gdyby nie kochał muzyki tak bardzo, myślałby, że naprawdę był karany za swój naturalny talent. Ale kiedy grał, zapominał o wszystkim.
Niestety, miał zwyczaj robić to o wiele częściej niż powinien. To była właśnie jedna z konsekwencji. Zapominał, że jego życie to nie tylko muzyka, ale także fani. Faktycznie, większość z nich była irytującymi ignorantami, ale ten dzieciak (Chociaż nie wyglądał jak dziecko, bardziej jak młody człowiek w wieku syna Lucjusza. Nie, na pewno nie dziecko, a nawet nie chłopiec - młody człowiek) nie był pierwszym lepszym człowiekiem, a nieuleczalnie chorym fanem.
Pamięć wybiórcza. Odrzucił od siebie tamte wiadomości. Z pewnością nie chciał zdenerwować młodego człowieka, nawet jeśli był dość zirytowany przez Lucjusza. Zwężając oczy przeniósł wzrok na swojego najlepszego przyjaciela, przelewając w to spojrzenie ilość jadu, której nie powstydziłaby się żmija. Lucjusz natomiast nawet nie zwrócił na to uwagi.
- Nie miałem pojęcia, że...
- Harry Potter. - Lucjusz podsunął mu nazwisko.
- ...pan Potter już przybył - dokończył Severus, kontynuując wyjaśnianie zaistniałej sytuacji stojącej przed nim, zagniewanej kobiecie. Była gorsza niż którakolwiek ze spotkanych przez niego niezadowolonych przedstawicielek płci pięknej. Doprawdy imponujące.
- Moje pochopne słowa - ciągnął - w żaden sposób nie były skierowane ku niemu, lecz do mojego... - Jego oczy powędrowały w kierunku Lucjusza, stojącego ze swoją zwyczajową elegancją. - Agenta, który zaaranżował to spotkanie bez powiadamiania mnie o tym, dopóki wszystko nie zostało ostatecznie potwierdzone.
- To nie jest żadne usprawiedliwienie! - odparowała Minerwa. - Powinieneś okazać mu o wiele więcej uprzejmości, zwłaszcza, kiedy zobaczyłeś, że stoi tam zdezorientowany i czeka na to, żeby się z tobą spotkać. Zawiodłeś go! I co zamierzasz teraz zrobić?
- No właśnie, Severusie - podjął Lucjusz. - Co zamierzasz zrobić?
Kurwa. Nie miał pojęcia. Pieprzyć to wszystko.
~~~
*Nieprzetłumaczalna gra słów - w oryginale „Severus not Severe", gdzie severe znaczy właśnie srogi, surowy, oziębły. Zdecydowałam się na wersję „Nie-tak-srogi Severus", ale jestem otwarta na wszelkie propozycje. Gdybyście mieli lepszy pomysł jak to przetłumaczyć - śmiało piszcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro