Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28 - Zakochać się w czyimś istnieniu

Śnieg, który napadał już w październiku prawie całkowicie stopniał.  Jezioro, które było całe zamarznięte, teraz miało na powierzchni liczne pęknięcia. Niebezpiecznie było ślizgać się po nim, ponieważ groziło to zapadnięciem się pod warstwę zabójczego lodu. Miesiące mijały bardzo szybko, nikt z nas nie wiedział, kiedy ten czas nam przemija. Dopiero bawiliśmy się na Sylwestrze, a już zaczynał się marzec. Powoli zaczynaliśmy żyć jak dawniej, ale atak sylwestrowy i śpiączka Lily odbiła na nas piętno. Każdy zachowywał się normalnie, ale w głębi duszy wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Tylko ja wiedziałam, co się wtedy zdarzyło. To była wyłącznie moja wina, że Lily trafiła do szpitala w ciężkim stanie. Ja skrywałam sekret, na którym zbudowałam mój związek ze świetnym chłopakiem i zyskałam najlepszych przyjaciół. Oni nie mieli pojęcia, że wpuścili do swojego kręgu zdradliwą osobę, która jest marionetką w ręce szalonego potwora. Zaczynałam popadać w obłęd, zaczęłam mylić się w swoich opowiadaniach, zdarzało się, że nie słuchałam co do mnie mówią osoby dookoła. Nie umiałam już ukrywać tego, kim jestem. Wiedziałam, że wyjawienie skrywanej przeze mnie tajemnicy będzie równało się z zakończeniem mojej przyjaźni, miłości i nauki w Hogwarcie. Dni mijały, a ja dalej tkwiłam w podłym kłamstwie, na którym wszystko zbudowałam.

Kolejny wieczór spędziliśmy na wspólnym spacerze po Błoniach. Śniegu już prawie nie było, nawet można było dostrzec budzące się do życia pierwsze kwiaty. Nieśmiało wsunęłam dłoń do kieszeni kurtki mojego chłopaka. On spojrzał na mnie i posłał mi delikatny uśmiech. Odwrócił wzrok i lekko się odsunął.

— Remusie, czy coś się stało? - zapytałam mocno zaciekawiona. Chłopak wypuścił mnie z objęcia i gwałtownie się zatrzymał.

— Nie kochasz mnie, prawda? - wyszeptał chłopak. Głos mu drżał, a ręce włożył do kieszeni brązowej kurtki. — Powiedz mi, jeśli coś się zmieniło. Jeśli to, że jestem wilkołakiem ci przeszkadza, lepiej zakończyć to teraz - powiedział i zamknął mocno oczy. Wiedziałam, że zawsze tak robi, aby ukryć swoje łzy.

— Co ty wygadujesz? Kocham cię najbardziej na świecie. Jesteś wymarzonym chłopakiem. Nikt mnie nie traktuje jak ty. Przy tobie czuję się taka ważna i bezpieczna - powiedziałam i stanęłam naprzeciwko Remusa. Otworzył oczy i spojrzał się na mnie ze złością i furią.

— Ale się tak nie czuję! Na początku było wspaniale, ale od czasu incydentu sylwestrowego jesteś inną osobą! Chodzisz z głową z chmurach, masz nieobecny wzrok, zapominasz mnóstwo rzeczy, coraz gorzej się uczysz. A najgorsze jest to, że korespondujesz z jakąś osobą! - Remus krzyknął i mnie wyminął. Szedł szybko w stronę szkoły, a ja stałam nad jeziorem i nie umiałam się ruszyć. Czułam, że tracę najważniejszą osobę, ale bałam się wyznać jej całą prawdę. Otarłam spływająca łzę z policzka i zaczęłam biec za Remusem. Nie było to łatwe, chłopak miał dłuższe nogi i robił ogromne kroki. W końcu go dogoniłam. Złapałam mocno z ramię i odwróciłam go w swoją stronę. Lupin miał zmieszany, ale zaciekawiony wyraz twarzy.

— Jesteśmy w związku, a w związku trzeba być szczerym. Opowiem ci wszystko, tylko chodźmy w jakieś bardziej przestrzenne miejsce, dobrze? - Remus powoli i ostrożnie kiwnął głową i ruszył spowrotem na Błonia. Odwrócił się w moją stronę i patrzył wyzywającym wzrokiem. Zapadła między nami cisza przerywana głosami nocy.

— Ja... Nie byłam z tobą szczera. Od samego początku. Obiecaj mi, że osądzisz mnie dopiero jak skończę opowiadać, zgoda? - Remus kiwnął głową. — Może zacznę od listów. Koresponduję z moim bratem, jest bardzo daleko i nie widzieliśmy się ponad rok. Nie chciałam ci mówić, bo gdybyś wiedział, kim on jest, nie chciałbyś nawet ze mną porozmawiać.

— Dlaczego? Ja nawet nie wiedziałem, że masz brata! - odpowiedział zdziwiony Remus.

— Może nie wiedziałeś, ale doskonale go znasz. - Remus otworzył szeroko usta i zastanawiał się, czy kiedykolwiek spotkał na swojej drodze chłopaka o nazwisku Klett.

— Nie znam nikogo, kto nosi takie nazwisko. Nie przypominam sobie, abym znał twojego brata. A jak ma imię? - zapytał coraz bardziej zaintrygowany chłopak.

— Jack. - odpowiedziałam i wypuściłam mocno powietrze. Remus dalej kręcił głową, ale po kilkunastu sekundach jego twarz zastygła w miejscu. Zaczął szybciej oddychać, jakby to miało cofnąć czas. Jego usta poruszały się nerwowo, a kropelki potu pojawiły się na czole. — Tak, Jack Hodder to mój brat.

Chłopak stojący przede mną zrobił kilka kroków w tył. Chwycił się za głowę i zaczął ciągnąć się za włosy. Upadł na zziębniętą ziemię i zaczął pięściami okładać pierwsze kwiaty. Skulił się i zaczął cicho szlochać. Nie wiedziałam, jak go uspokoić, czy coś należy powiedzieć. Kucnęłam obok niego i położyłam dłoń na jego ramieniu. On gwałtownie dźwignął głowę i zrzucił moją rękę.

— Żartujesz sobje? Powiedz, że to żarty - jęknął Remus i zaczął wycierać swoje gorące łzy.

— Chciałabym, żeby to była nieprawda. Uwierz mi, każdego dnia żałuję, że mam w sobie krew kogoś, kto chciał zabić człowieka i odebrać wam Lily.

— Macie inne nazwiska. Macie różnych ojców? - zauważył chłopak.

— Tak, to mój przyrodni brat - odparłam i głośno westchnęłam.

— Muszę to sobie wszystko przemyśleć, daj mi parę dni - odparł cicho chłopak i wstał z ziemi.

— To nie wszystko - szepnąłam. — Wtedy w Sylwestra, miałam się spotkać z Jackiem i jego znajomymi. Miałam zdać raport, jak mi idzie z misją - powiedziałam powoli i szybko zaczęłam mówić, aby nie dopuścić do głosu Remusa. — Miałam się do was zbliżyć, do waszej paczki. Miałam być wtyczką, moim zadaniem było informowanie brata co robicie, kiedy. Hodder pragnie zemsty na Lily. To przez nią Dumbledore wyrzucił go ze szkoły i wysłał za granicę. To on nasłał Mulcibera na Lily. Miał ją nastraszyć, a w najgorszym wypadku zabić. Tej pamiętnej nocy, gdy Lily mnie uratowała, chciałam zakończyć to wszystko. Mieli mnie już zabić, gdy moja rudowłosa przyjaciółka osłoniła mnie własnym ciałem - powiedziałam i zalałam się łzami. Przypomniało mi się, ile dobra mi się przytrafiło, jaka byłam szczęśliwa, a tak naprawdę na każdym kroku byłam zdrajcą. — Stety czy niestety, w najmniej oczekiwanym momencie, zakochałam się. Zakochałam się w chłopaku, którego od początku musiałam okłamywać - odparłam i spojrzałam w końcu na Remusa. Miał kamienny wyraz twarzy, oczy bez żadnych emocji. Spuszczał co chwilę wzrok na ziemię, jakby nie umiał na mnie patrzeć.

— Jak mogłaś? - wyszeptał. Nie było w jego głosu złości czy żalu, tylko ból. Czekałam na wybuch agresji, na krzyki, na obłęd, na cokolwiek. A on spokojnie stał przede mną i wbijał wzrok w czarną ziemię. Staliśmy tak kilka minut, a ja nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Żadna odpowiedź nie byłaby teraz poprawna, nie na co dzień słyszy się o zdradzie przyjaciela. Remus włożył popękane od mrozu dłonie w kieszenie, minął mnie i ruszył do zamku.

Stałam nieruchomo. Wiatr rozwiał moje włosy, a spadający z kruczoczarnych chmur deszcz sprawił, że moje ciało całe się trząsło. Nie miałam pojęcia, czy z zimna czy z powodu wbicia ostrego noża w tak piękne serce. Zimne krople z nieba przybierały na siłę z każdą minutą. Po chwili zerwała się straszna ulewa, a ja wybuchnęłam ogromnym płaczem. Nikt mnie nie słyszał, nikt nie widział moich łez. Zostałam sama.

***

Chodziłem korytarzami Hogwartu bez celu. Błąkałem się nocą jak duchy. W pewnym sensie byłem jednym z nich. Zawsze odrzucany, inny, przerażający. Miałem ogromne szczęście, że spotkałem na drodze tylu dobrych ludzi, którzy zaakceptowali moje wady. I jeszcze ona. Piękna, mądra, kochająca. Aż trudno uwierzyć jak ta dziewczyna owinęła mnie wokół swojego palca. Jej mrożące w żyłach wyznanie sprawiło, że zwątpiłem we wszystko, co kiedyś wierzyłem. Nie miałem pojęcia, czy jej uczucie było kiedykolwiek prawdziwe, czy zaprzyjaźniła się z nami tylko ze względu na jej przyrodniego brata.
Dzisiejsza noc była zaskakująco jasna i przejrzysta. Okrągły, szary księżyc odznaczał się na granatowym tle. Srebrne gwiazdy migotały, gdzieś daleko od naszej planety. Były takie nieosiągalne i nieuchwytne, jak moje szczęście i przyszłość.

— Remus? - Delikatny i melodyjny głos zakłócił ciszę, która panowała na korytarzu. Jej obecność rozluźniła spięte mięśnie i wywołała strumień łez. — Remusie, co się stało? Dlaczego płaczesz? - zapytała Lily z troską i przerażeniem.

— Ja... Nie wiem już nic... Ona nas zdradziła... Ciebie, mnie... - wyszeptałem, coraz bardziej łkając.

— O kim ty mówisz, kochany? Jaka zdrada? - Szmaragdowe oczy Lily przepełnione były strachem, jej oddech mocno przyspieszył.

— O Madison. Jest przyrodnią siostrą Jacka - powiedziałem i przytrzymałem osuwającą się po ścianie dziewczynę. — Miała się do nas zbliżyć i ułatwić mu zemstę na tobie. Wykorzystała nas wszystkich, Lily. - Rudowłosa mocno trzymała moje ramię i powoli wstawała na nogi.

— Jak to w ogóle możliwe? - zapytała się, a jej opowiedziałem o wszystkim, o listach, o naszym związku, przyjaźni, o wypadku sylwestrowym. Lily z każdym słowem spuszczała wzrok na ziemię. Po monologu zapadła między nami cisza. Nie wiem, ile trwała, ale po chwili Lily zarzuciła ręce na moją szyję i mocno mnie przytuliła. Zaczęła gorzko płakać, a ja razem z nią. Staliśmy w takim uścisku, aż nie skończyły nam się łzy.

— Remusie - wyszeptała - czy ty ją kochasz?

— Oczywiście. Madison jest moją pierwszą miłością.

— Musimy z nią porozmawiać - odpowiedziała stanowczo Lily. — Najlepiej jeszcze dzisiaj. Za mną - powiedziała i ruszyliśmy do Domu Wspólnego Madison. O dziwo, dziewczyna stała przed wejściem i tak samo jak ja, wpatrywała się w niebo.

— Witaj Madison - powiedziała Lily. Blondynka spojrzała na nią, a gdy nasze oczy się zetknęły, uciekła wzrokiem. — Remus mi o wszystkim powiedział. Teraz proszę cię o szczerą odpowiedź. Czy nadal spiskujesz ze swoim bratem?

— Nie! Oczywiście, że nie! Od paru miesięcy nie odpisuję mu na listy, które dostaję. Nie chcę mieć z nim nic do czynienia. To przez niego chcieli mnie zaatakować w Sylwestra, za co poniosłaś karę. Bardzo cię przepraszam, Lily. Od początku nasza przyjaźń była szczera - odpowiedziała Madison drżącym głosem. Doskonale wiedziała, że jak jej nie wybaczymy, to wydamy ją Dumbledorowi i wyleci ze szkoły.

— Ja ci wierzę, Madison - powiedziała Lily. Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem i padła w ramiona Evans. Całowała ją po rumianych policzkach i mocno ściskała. — Na razie nikt nie musi o tym wiedzieć. Powiesz reszcie, jak będziesz gotowa - powiedziała Lily i puściła Madison. Podeszła do mnie i mocno ścisnęła dłoń. Odeszła ze smutnych uśmiechem na twarzy.

— Remusie, ja nie oczekuję od ciebie, że mi kiedykolwiek wybaczysz. Musisz wiedzieć tylko jedną rzecz, że moja miłość do ciebie jest najprawdziwsza. Kocham cię ponad wszystko i oddałabym za ciebie życie. Chcę, żebyś to wiedział - wyszeptała Madison i powoli odwróciła się w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego.

— Ja... Muszę się nad tym zastanowić. Nad wszystkim. Proszę, daj mi czas - odparłem z trudem. Dziewczyna smutna się uśmiechnęła, delikatnie kiwnęła głową i weszła do Dormitorium. Wycofałem się i dopiero nad ranem zamknąłem oczy i zasnąłem na parę minut.

Kolejne dni mijały bardzo wolno. Bez tej szalonej dziewczyny wszystko się dłużyło, nie miałem co robić po lekcjach. Na szczęście, żaden przyjaciel nie wypytywał się o Madison za dużo. Mogłem na spokojnie wszystko przemyśleć i zastanowić się nad moim związkiem. Jedynie Lily wiedziała, co się dzieje w moim umyśle i kiedy zostawaliśmy sami, rozmawialiśmy o całej tej sytuacji. Powoli reszta naszej paczki zaczynały się pytać o Madison, a ja nie wiedziałem co im mam odpowiedzieć. Udało mi się przetrwać miesiąc, ale nie umiałem już dłużej udawać. Po całym dniu udałem się pod Pokój Wspólny Madison i czekałem. Dziewczyna wyłoniła się zza zakrętu, roześmiana i cała czerwona. Koleżanka mocno gestykulowała i to chyba to rozbawiło blondynkę. Jej mina zrzedła, gdy mnie zobaczyła.

— Remus... Co ty tutaj robisz? - wyszeptała zdziwiona. Ścisnęła dłoń koleżanki, a ta weszła do Dormitorium i zostaliśmy sami na korytarzu.

— Już nie umiem tak... Nie potrafię tak funkcjonować, Madison. Nie wiem, czy ci to kiedykolwiek zapomnę, ale wybaczam ci. Chcę cię mieć dalej przy sobie, bo tylko przy twojej osobie jestem sobą i czuję się najszczęśliwszy pod słońcem - powiedziałem i podniosłem wzrok na dziewczynę. Łzy napłynęły jej do błękitnych oczu i zarzuciła mi ręce na szyję. Zaczęła szlochać, jednocześnie całowała mnie po szyi.

— Remusie, dziękuję ci za drugą szansę. Nie zmarnuję jej, obiecuję - powiedziała i dotknęła delikatnie moje usta. Pocałunek był bardzo delikatny i czuły. — Jesteś jedynym mężczyzną w moim życiu. Kocham cię całym moim sercem - wyszeptała i kontynuowała całus. Tym razem był mocniejszy i głęboki. — Może to nieodpowiedni moment, ale czy nie chciałbyś odwiedzić Pokoju Życzeń? - wyszeptała mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz. Rozejrzałem się dookoła, czy aby nikt nas nie podsłuchiwał.

— Chciałabyś? Ze mną? - zapytałem, a mój oddech mocno przyspieszył.

— Pragnę tego. Chcę ciebie, Remusie - odparła dziewczyna, dotykając mojego torsu. Wzięła mnie za rękę i zaczęła iść w kierunku Pokoju Życzeń. Nie wiedziałem, co się dzieje. Byłem ogromnie szczęśliwy i podekscytowany, ale z drugiej strony byłem wilkołakiem. Mogłem jej zrobić krzywdę. Nie zauważyłem, a już staliśmy pod magiczna ścianą w Hogwarcie, która mogła nas przenieść w takie miejsce, jakie sobie tylko zamarzyliśmy. Madison zamknęła oczy i po chwili otwieraliśmy mahoniowe drzwi. W środku było bardzo przytulnie. Jedynym źródłem światła był kominek, a naprzeciwko niego stało wielkie łóżko. Blondynka puściła moją dłoń i podeszła do łoża. Chwyciła za pierwszy guzik swojej lnianej koszuli, ale musiałem jej przerwać.

— Poczekaj! Nie rób tego! Nie czuj się w obowiązku wynagrodzenia tego, co zrobiłaś. Nie oczekiwałem tego - odparłem i wziąłem głęboki oddech. — Druga sprawa jest taka, że nigdy tego nie robiłem. Nie mam pojęcia, jak moje ciało zachowa się w takiej sytuacji. Nie wiem, czy cię nie zranię lub czy nie obudzi się we mnie dzikie zwierzę. Nie chcę zrobić ci krzywdy, rozumiesz? - powiedziałem i usiadłem na podłodze. Schyliłem głowę i zacząłem szlochać. Po chwili drobna dłoń chwyciła mnie i pociągnęła do góry. Objęła moją twarz i pocałowała. Mocno, gwałtownie i zachłannie. Ciągnęła za przydługie włosy i gryzła wargę.

— Nie zrobisz mi krzywdy. Jesteś dobrym człowiekiem, a nie zwierzęciem. Właśnie tak wyobrażałam sobie mojego pierwszego mężczyznę - wyszeptała blondynka, a przeze mnie przebiegł przyjemny dreszcz. Madison kontynuowała nasz pocałunek coraz to bardziej przybliżając się do łóżka. Nawet nie wiem kiedy, ale leżeliśmy już obok siebie, kontynuując niezapomnianą i gorącą noc.

Tamten dzień był przełomowym wydarzeniem w naszym życiu. Madison nie znikał rozkoszny uśmiech z twarzy, a ja się cieszyłem, że mogę sprawić jej przyjemność jednocześnie nie robiąc jej krzywdy. Doskonale siebie uzupełnialiśmy i wiedzieliśmy co robić, jakbyśmy to robili już wiele razy. Kochaliśmy się całym sercem i ciałem, a w tamtej chwili nic się nie liczyło. Tylko ja i słodka blondynka, która patrzyła się na mnie, jakbym był jej całym światem.

***

Cześć wszystkim po długiej przerwie! Mam nadzieję, że mnie pamiętacie. Moim celem skończenie jest tej historii, więc czekajcie na kolejne rozdziały.

Czy nie przesadziłam trochę z ostatnią sceną? Proszę Was o zdanie, wypowiedzcie się na ten temat i mi doradzcie, czy wprowadzać takie wątki czy dać sobie spokój? Dzięki za każdą opinię :) Oczywiście, czekam na zwrócenie uwagi na błędy, bo dawno już nie pisałam ;)

Pa kochani :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro