Rozdział 25 - Gdy za rogiem rodzi się mrok
Od pamiętnego dnia minęły parę tygodni. Mimo iż to były tylko kilka godzin spędzone z przyjaciółmi, wspominamy je z uśmiechem do dzisiaj. Pomysł Madison był świetny. Dużo się dowiedzieliśmy o sobie i skrywanych sekretach. Nie powinniśmy nic przed sobą ukrywać, a przez natłok nauki zapomnieliśmy, że jesteśmy przyjaciółmi na dobre i na złe. Czułem się bardzo źle, że tak dużo o nich nie wiedziałem, każdy praktycznie mówił o swoich miłościach. Jedynie Lily ma dość romansów. To, że nigdy nas nie zdradzi, było najświętszą prawdą, inaczej fałszoskop by się zaświecił. Z tego wynikało, że spotkanie rudowłosej z Mulciberem nie należało do najprzyjemniejszych. Nie wiem, jak to by się skończyło, gdyby nie było tam Syriusza, był dla niej wsparciem. Ustaliliśmy z Łapą, że dowiemy się, o co chodziło i dorwiemy Mulcibera. Do tego potrzebna nam była Evans.
– Co robisz? – spytałem pewnego listopadowego, spokojnego wieczoru. Za oknami widziałem bezlistne drzewa, a temperatura była coraz to niższa. Lily oderwała wzrok od książki i rozciągnęła się na naszej kanapie w salonie Wieży Prefektów.
– Staram się zapamiętać to ostatnie zaklęcie obronne, ale już padam z nóg – rzekła dziewczyna i odłożyła książkę na stolik. – Do tego jestem okropnie głodna. – Kolacja skończyła się dwie godziny temu, ale muszę przyznać, że mi również burczało w brzuchu.
– To chodźmy do kuchni. Skrzaty z miłą chęcią nam coś przyrządzą – odpowiedziałem i gwałtownie wstałem z miękkich, bordowych poduszek. Wyciągnąłem dłoń, a Lily bez zawahania chwyciła ją i się podniosła.
Przemierzaliśmy szkolne korytarze, co chwilę wpadając na zakochaną, całującą się parę. Czas był idealny na randkę. Ciemne, ale i mroczne kąty dodawały pikanterii, a wpadający blask księżyca zachwycał swoją romantycznością. Droga zajęła nam kilkanaście minut, ale żadne z nas się nie odzywało.
– Co chcesz do jedzenia? – zapytałem się, kiedy doszliśmy na miejsce.
– Mogą być paszteciki dyniowe i kubek gorącej czekolady – odparła Lily i usiadła na parapecie. W świetle gwiazd wyglądała tak pięknie. Po chwili pałaszowaliśmy nasze przekąski.
– Lily, mogę się o coś ciebie spytać? – powiedziałem, a Lily pokiwała głową. Śmiesznie wyglądała z napchanymi policzkami. – Wiem o twoim kłamstwie – wyszeptałem, a Lily przestała żuć. – Wiem, że kiedy Syriusz spotkał cię w nocy na korytarzu, nie byłaś sama. Z kimś rozmawiałaś. Wiem nawet z kim – odparłem i zauważyłem jak dłonie dziewczyny zaczęły drżeć. – Zastanawia mnie jedno, dlaczego skłamałaś? O czym gawędziliście? – odparłem i czekałem na jej reakcję. Po jej twarzy popłynęła jedna łza. Chwyciłem ją za podbródek i zmusiłem, aby spojrzała prosto w moje oczy. Miała tak bardzo przerażony wyraz twarzy, że aż żałowałem, że poruszyłem ten temat.
– Miał na sobie srebrną maskę. Celował we mnie swoją różdżkę. Byłam taka słaba i bezbronna – wyszeptała i spuściła wzrok na ziemię. – Poinformował mnie, że Voldemort nie zapomniał o mojej osobie i tego, co zrobiłam Jackowi. A potem zniknął, musiał zauważyć Syriusza. A skłamałam, bo się bałam tego, że pomyślicie o mnie jako zdrajczyni. – Zielone oczy przeszywały mnie na wskroś. Była przerażona i trzęsła się ze strachu. Objąłem ją, a ona oparła swoją głowę o moje ramię. Siedzieliśmy w ciszy i słuchałem płytkiego oddechu dziewczyny.
– Następnym razem weź do dłoni naszyjnik i pomyśl o mnie – szepnąłem. – Przybędę natychmiast. I pamiętaj, jesteśmy przyjaciółmi, nie mamy przed sobą sekretów.
– Dziękuję – powiedziała rudowłosa i oderwaliśmy się od siebie. – Skoro zacząłeś temat sekretów, o jakiej dziewczynie mówiłeś tamtego dnia? – spytała się Lily z wielkiem zaciekawieniem. Zastanawiałem się, czy mogę zwierzać się jej z takich rzeczy, ale sam stwierdziłem, że nie można mieć przed sobą tajemnic.
– Przez przypadek wpadłem na nią w bibliotece, raz zjedliśmy ze sobą obiad w Wielkiej Sali – powiedziałem i uśmiechnąłem się sam do siebie. – Ma na imię Davina, jest rok młodsza, czasem jej pomagam w nauce, zupełnie jak tobie. Ma długie, falowane, czarne włosy i morskie oczy. Polubiłybyście się, jesteście bardzo podobne – odparłem i spojrzałem na rudowłosą. Ona spoglądała na mnie i delikatnie się uśmiechała.
– Przedstaw nam ją kiedyś – odparła i zeskoczyła z okna.
– Chcę ją zaprosić na imprezę urodziną Łapy. Miałem cię prosić o pomoc, bo sam nie dam rady – powiedziałem i podrapałem się po głowie. Lily zaśmiała się i ochoczo pokiwała głową. Zapowiadał się szalony i zwariowany czas.
***
Ostatnie noce były dla mnie bezsenne. Często, gdy już było grubo po północy, a Remus i Peter smacznie chrapali, wychodziłem z dormitorium i szedłem do Pokoju Życzeń. Tam mogłem na spokojnie wszystko przemyśleć. Spotkanie z moim młodszym bratem było dla mnie wstrząsem i do tej pory nie mogę się z tego otrząsnąć. Jak przez mgłę, pamiętam tamten wieczór.
– Regulus? To ty?! – krzyknąłem, gdy z cienia wyszedł mój rodzony brat. Zdjął czarny kaptur z głowy i delikatnie się uśmiechał.
– Witaj, braciszku. Dużo czasu minęło, odkąd opuściłeś nasz rodzinny dom – odpowiedział czarnowłosy.
– Dobrze wiesz, że nie pasuje do Blacków, każdy mnie tam nienawidzi. Jako jeden z niewielu dostałem się do Gryffindoru, a przyjaźnię się ze szlamami czy wilkołakami – powiedziałem i poczułem wstręt na dźwięk słów wydobywających się z moich ust. Po chwili Regulus podszedł do mnie i delikatnie przytulił.
– Ja cię nie nienawidzę – wyszeptał i gorzko zapłakał. Przycisnąłem mojego brata do piersi i staliśmy tak zamknięci w uścisku.
– Co oni od ciebie chcieli? Jeśli masz kłopoty, pomogę ci – powiedziałem, ale Regulus odepchnął mnie. Otarł łzy i założył kaptur.
– Ciekawe jak. Nie wiesz jak to jest, gdy twój jedyny brat cię opuszcza i na tobie spoczął ciężar, aby zostać sługusem Czarnego Pana. Nie masz pojęcia, ile nocy płakałem do poduszki, gdy wiedziałem, że jesteś teraz szczęśliwy w domu Potterów. – Regulus ciężko i niespokojnie dyszał. Na czole pojawiły się krople potu i zaczął nerwowo chodzić w kółko.
– Możesz to samo zrobić, co ja. Na pewno rodzice Jamesa przyjmą cię do siebie jak rodzonego syna. Nie bój się – powiedziałem i chwyciłem go za ramię.
– Ty nic nie rozumiesz! – krzyknął Regulus i zrzucił moją dłoń. – Twoja ucieczka była hańbą dla naszych rodziców. Myśleli, że jeszcze ciebie nakierują, że będą z ciebie dumni, że staniesz za Czarnym Panem. Gdy uciekłeś... rodzice zaczęli mi wmawiać, że jestem ich ostatnią deską ratunku i muszę być silny i dzielny – wydusił z siebie chłopak i spuścił wzrok. – Nie mam takiej odwagi jak ty, nie mam takich przyjaciół, jak ty. Ty miałeś wybór, ja już go nie mam – wyszeptał i schował twarz w swoich dłoniach.
– Przepraszam, że byłem taki samolubny. Miałem cię wtedy też zabrać ze mną. Jestem beznadziejnym bratem – powiedziałem i osunąłem się na ziemię. – Jedno ci mogę obiecać. W każdej sprawie jestem w stanie ci pomóc. I pamiętaj, że dalej jesteśmy rodziną. Kocham cię – wyszeptałem, a Regulus rzucił mi się w ramiona. Tamtą noc spędziliśmy w Sowiarni. Żadnemu z nas się nie spieszyło.
Wspomnienie to już na zawsze wyryło się w mojej pamięci. Musiałem jak najszybciej schować je w głąb mojej głowy, bo nadeszły kolejne problemy. Tak jak myśleliśmy z Jamesem, Lily miała kłopoty. Teraz już wiedziała, że może na nas liczyć i zawsze jej pomożemy. Szykowaliśmy się z Jamesem, aż Mulciber zaatakuje kolejny raz. Wtedy tak szybko nam nie zniknie.
Słowa Dorcas tego pamiętnego dalej dźwięczą mi w uszach. Tak nieśmiało przyznała, że nasza randka się jej spodobała. Dla takiej dziewczyny jak ona można czekać i lata. Z zadumy ocknął mnie Remus.
– Syriusz, zejdziesz do kuchni i poprosisz skrzaty o szklankę wody goździkowej dla mnie? – zapytał się Lunatyk, a ja spojrzałem się na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
– Mam iść taki kawał drogi, bo chce ci się pić? Nie możesz iść sam? – odparłem i wróciłem do poprzedniego zajęcia. Nie miałem ani siły, ani ochoty na spacer.
– Bolą mnie nogi, Syriusz – powiedział i pomachał mi wielkimi stopami nad nosem. – Chyba, że mi je wymasujesz, co?
– Na Merlina, ogarnij się. Nie będę ci masować tych śmierdzących stóp. Jak masz mnie tak męczyć, to wolę się jednak przejść – odparłem i ze rozwścieczoną miną wyszedłem z dormitorium. Gdy po pół godzinie wszedłem do Pokoju Wspólnego, zamarłem.
– Wszystkiego najlepszego, Syriuszu! – Stado nastolatków śpiewało i klaskało. W Pokoju było większość Gryfonów, ale zauważyłem parę obcych twarzy. Na ścianie wisiały girlandy, a z dwóch krańców sufitu zwisał napis ,,Urodziny Łapy''. W kątach stały stoliki pełne jedzenia i picia, a na środku postawiony był głośnik, a przed nim znajdował się parkiet do tańczenia. Z tłumu wyłoniły się najważniejsze osoby w moim życiu. Każdy po kolei rzucił mi się na szyję, a dziewczyny dodatkowo całowały. James trzymał w dłoni małe, szafirowe pudełko. Wręczył mi je z ogromnym uśmiechem.
– Szczerze, to zapomniałem, że dzisiaj mam urodziny – powiedziałem i odebrałem prezent. – Dobrze wiecie, że nie potrzebuje podarunków, wystarczy, że mam was.
– To od nas wszystkich – rzekł James, nie zważając co przed chwilą powiedziałem. – Mamy nadzieję, że ci się spodoba. – Otworzyłem pudełko i zaniemówiłem. W środku leżał kluczyk, a do niego dopięty brelok. Zaśmiałem się pod nosem. Moi przyjaciele dopinając mi kość przypomnieli mi, jaka jest moja druga natura. – Nie możesz mieć go przy sobie, więc stoi na podwórku u moich rodziców. Chciałeś motocykl, to masz motocykl.
Spojrzałem na twarze moich przyjaciół. Wszyscy byli podekscytowani i zaczerwienieni. Nawet nie wiem, kiedy do oczu napłynęły mi łzy. Przytuliliśmy się w jednym, ogromnym uścisku. W tym momencie zaczęła grać muzyka.
– Mogę pana porwać do tańca? – Odwróciłem się i spojrzałem w hipnotyzujące oczy Dorcas. Dziewczyna z delikatnym uśmiechem chwyciła mnie za rękę i zaczęliśmy skakać do lecącej w tle muzyki. Spojrzałem w bok na Rogacza, tańczył z piękną brunetką. Za nim Remus obkręcał Madison, a Lily szalała z Peterem. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszych urodzin.
Po długiej, zakrapianej alkoholem imprezie, wylądowaliśmy w naszym dormitorium. Każdy znalazł wygodne miejsce. Śmialiśmy się bez przerwy.
– Dobra, koniec z tymi żartami – powiedziała Dorcas. – James, może nam przedstawisz twoją koleżankę? – W tej chwili wszystkie oczy zwrócone były na drobną osobę, która siedziała obok Rogasia. Miała długie, brązowe włosy i niesamowicie niebieskie oczy. Uśmiechnęła się nieśmiało do Jamesa i przysunęła się do niego bliżej.
– Jestem Davina, chodzę do Gryffindoru, jestem od was o rok młodsza – odparła dziewczyna. – Dzięki za miłe przyjęcie, James tak dużo mi o was opowiadał. Nie mogłam się doczekać, aż was poznam – odparła i utkwiła wzrok w Pottera. Patrzyli tak na siebie dobre kilka minut, aż Madison nie zaczęła kaszleć.
– Przepraszam, musiałam podrażnić gardło tym śpiewem i piciem na dole. Davina, też jestem o rok młodsza, więc jakby ci się nudziło z tymi staruszkami, to daj znać – powiedziała i puściła oczko do naszej nowej koleżanki. Remus od razu rzucił się na nią i zaczął łaskotać. To oznaczało bitwę na łaskotki, poduszki i Merlin wie co jeszcze. Walczyliśmy do upadłego, dopóki stary zegar nie wybił trzeciej nad ranem.
– Muszę chyba już iść – odparła Madison i chwiejnym krokiem wstała z łóżka. Obok niej pojawił się Remus i wyszli razem z dormitorium. Davina, Lily i James pożegnali się z nami i zeszli na dół. Peter powiedział, że idzie się myć. Zostaliśmy tylko ja i Dorcas.
– To była najlepsza impreza w moim życiu – odparła Dorcas i rzuciła się spowrotem na moje łóżko. Teraz leżeliśmy bardzo blisko siebie, tak że czułem jej oddech na moich ustach
– Nie zapominaj o wakacyjnej zabawie u Jamesa. Też było nieziemsko – powiedziałem i przypomniałem sobie ten okres. Było tak cudownie.
– Syriuszu, mam jeszcze dla ciebie jeden prezent – powiedziała i oparła głowę na swoich dłoniach. Spojrzała na moje oczy, a potem na moje usta. Zbliżyła się i oddała najdelikatniejszy pocałunek w moim życiu. Słyszałem w tle szum wody, więc Peter na pewno nas nie usłyszy. Obróciłem ją i teraz ja byłem na górze. Docisnąłem mocniej usta, a dłońmi masowałem jej biodra. Nie była dłużna, bo oderwała się od moich ust, odwróciła mnie na plecy i teraz ona trzymała pałeczkę. Nadawała tempo i rytm. Pocałunki były coraz bardziej namiętne, a moje dłonie wędrowały po całym jej ciele. Nie wiedziałem, że szarpanie za włosy tak na mnie zadziała. Po chwile odsunęła się ode mnie i zarzuciła włosy do tyłu. Ja nadal trzymałem ręce na jej szczupłej talii. Miała spiechrznięte, malinowe usta i niebezpieczne iskry w oczach. Trwało to kilka minut, ale były one najpiękniejsze w całym moim życiu. Pochyliła się, aby dać mi soczystego buziaka i zeszła z łóżka. Odwróciła się do mnie, gdy doszła do drzwi. Uśmiechnęła się i wyszła. Zamknąłem oczy i zastanawiałem się, co się właśnie wydarzyło. Wiedziałem, że z naszej znajomości może wyjść naprawdę coś pięknego, ale musiałem na nią zaczekać. Było na co. Odwróciłem się na bok i pozwoliłem ciału odpocząć. Nie wiedziałem tylko, że Peter dawno temu skończył się myć i teraz siedział pod drzwiami cały zapłakany. Wtedy nie wiedzieliśmy, do czego to zaprowadzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro