Rozdział 1
Ostatni dzień tutaj i wyjeżdżam...
Wstaje rano i idę pod prysznic. Czuje ciepło wody spływającej po moim ciele... Ciągle myślę o tym wyjeździe. Mam iść do nowego gimnazjum... Zaczyna się drugi semestr... Po prostu cudownie... Zanim dojdą moje oceny i opinia o dyskalkulii do mojej nowej szkoły minął lata świetlne...
Kiedy wyszłam z łazienki już ubrana i delikatnie pomalowana położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać o plusach tej przeprowadzki. Więc tak plusy:
~Spotkam w końcu mojego starszego o cztery lata brata
~Spotkam babcie
~Wiele wspomnień z dzieciństwa powróci
To chyba wszystko, a jakie są tego minusy?
~Zostawiam wszystko co tutaj miałam: dom itp
~Przede mną trudne pożegnanie ze znajomymi
~Długa podróż przede mną... Około 5 godzin drogi
To chyba wszystkie minusy. Sięgnęłam ręką po telefon, który leżał na stoliku obok łóżka. Sprawdziłam szybko social media i napisałam do mojej koleżanki Kornelii.
Do Korki:
Hejka Korna to mój ostatni dzień chcesz się spotkać za nim wyjadę w pitu daleko?
Wiadomość od dziewczyny dostałam już po kilku chwilach
Od Korki:
Hej Karo... Chętnie się spotkam... Zbieramy ekipę? Ja napiszę do dziewczyn , a Ty do chłopaków Ok?
Jaka ekipa? - zapytałam sama siebie w myślach
Do Korki:
Okej już do nich piszę. Spotykamy się o 13:30 przed Pałacem Kultury
Nie dostałam esemesa od dziewczyny po mojej ostatniej wiadomości do niej. Szybko napisałam do Dawida i Przemka, że o 13:30 spotykamy się przed Pałacem.
Spojrzałam na zegarek. 12:57. Westchnęłam wstając z łóżka. Obleciałam wzrokiem cały mój pokój. Wszystko już było spakowane. Zbiegłym na dół do kuchni. Rodziców nie było w domu. Usiadłam na blacie i zaczęłam myśleć o moim bracie. Byłam ciekawe co teraz robi... Czy siedzi w domu, czy wyszedł gdzieś z kolegami, a może z jakąś koleżanką poszedł do kina... Tak mi go cholernie brakuje... Na szczęście już za 24 godziny się z nim spotkam. Jutro wigilia... Piękny moment, aby się przeprowadzać... Czujecie sarkazm? Tak naprawdę to i tak bym jutro jechała do tej cholernej Oławy tylko, że teraz jadę tam na stałe, a nie na kilka dni. Szybko wybiegłam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Szybkim tempem poszłam w stronę przystanku dla tramwajów rozglądając się i bacznie obserwując całe otoczenie wokół mnie. Kto wie... Może to co teraz widzę, widzę ostatni raz w moim życiu? Może już nigdy tutaj nie wrócę? Dość szybko doszłam do celu. Musiałam odczekać jeszcze pięć minut,aby wsiąść do tramwaju w którym było pełno ludzi. Udało mi się znaleźć miejsce siedzące, ale nie na długo, ponieważ jakaś starsza pani poprosiła mnie grzecznie, abym ustąpiła jej miejsca, ponieważ ona już ledwo stoi. Ja jako dobra i miła osoba ustąpiłam jej miejsca. Staruszka mi podziękowała. Dla mnie to i tak nie miało wielkiego znaczenia, ponieważ za kilka minut musiałam wysiąść z tramwaju. Już po chwili opuszczałam komunikacje miejską i biegłam na spotkanie z moimi znajomymi. Kiedy dotarłam na miejsce wszyscy już na mnie czekali. Kornelia, Magda i Roksana miały łzy w oczach, a po Dawidzie i Przemku widać było, że im smutno.
-Ej ludzie? Co wam jest? - zapytałam pod podchodząc do nich
-No bo jutro wyjeżdżasz i możliwe, że się więcej nie spotkamy. - wychlipała Magda
-Nie przesadzajmy, że nigdy okej. Moja mama ma tutaj biuro, będą wakacje. Na pewno się jeszcze spotkamy. Jestem tego przekonana.
-Nie obiecuj czegoś czego obietnicy dotrzymać nie możesz. - powiedział Przemek
-Po pierwsze nie cytuj mi tutaj ,,Kevin sam w Nowym Jorku" bo i tak na stówę źle to powiedziałeś. Po drugie ja nic nie obiecuje.
Wszyscy na mnie spojrzeli smutnymi wzorkami
-Boże przestańcie... Minie tydzień, dwa i znowu zaczniecie żyć normalnym życiem. Nie warto się z mojego powodu smucić.
Kiedy dziewczyny się trochę uspokoiły poszliśmy do najbliższego Starbucks'a napić się kawy. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy tak jak zawsze. Kiedy nasze kawy zostały przez nas wypite poszliśmy na lodowisko. Roksana trochę protestowała dlatego, że ona nie umie jeździć na łyżwach... Trzeba to powiedzieć... Głównie po to tam poszliśmy. Wykupiliśmy sobie wstęp na godzinę i wzięliśmy z wypożyczali łyżwy. Kiedy Roksana przejechała jakieś dwa lub trzy metry zaliczyła dzisiaj pierwszą glebę. Pomogliśmy jej wstać i ja razem z dziewczynami uczyłyśmy ją jeździć na łyżwach. Przez tą godzinę cudów nie zdziałałyśmy, ale przynajmniej przestała się wywalać. Kiedy oddaliśmy łyżwy było już ciemno. Kornelia i Roksana mieszkają obok siebie, więc ja z chłopakami postanowiliśmy, że je odprowadzimy, a później obi odprowadzą mnie. Przed blokiem dziewczyn pożegnałyśmy się już i ze łzami w oczach ruszyłyśmy w swoje strony. Kiedy byliśmy blisko domu Przemka z nim również się pożegnalna i ruszyłam dalej z Dawidem. Nie było nam już do śmiechu. Każdy z nas wiedział, że to koniec, że to już nie będzie to samo co kiedyś. Nie odzywaliśmy się do siebie. Trwaliśmy w ciszy... Nie była ona niezręczna wręcz przeciwnie była ona przyjemna.
Po jakimś czasie dotarliśmy pod mój dom. Przytuliliśmy się i za nim się od siebie oderwaliśmy chłopak szepnął mi do ucha :
,,Życie to nie bajka skarbie... Pamiętaj o tym."
~~~~~~~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro