42. No, bo w parku...
Chwile później
Perspektywa Ami
-Tomek wychodze!-krzyknęłam
-a gdzie to sie wybierasz?
-wiesz...no...po te...testy ciążowe...na wszelki wypadek..
-Ok.
-pa kochanie.
-pa skarbie.
Chwile później
Chodziłam sobie spokojnie po parku, gdy moją uwagę zwrócił tłum zgromadzony wokół...drzewa? Podeszłam bliżej. Aaaa no tak....janusze przyszły zobaczyć jak ktoś sie powiesił. Zaraz ja znam tą twarz. To....Max? Emmmm...przecież wczoraj był taki wesoły i wgl...nie rozumiem.
Doszłam do domu.
-hej!-wykrzyczał Tomek
-emmm....cześć?
-coś sie stało?
-no tak troche....znaczy w parku....powiesił sie Max....
-serio?!
-no....
-to pozostał tylko Ator....
Wyminełam go i poszłam do "swojego" pokoju. Nie zostawię tak tego. Muszę mieć jakieś wyjaśnienia. Gdybym była Maxem i miałabym wysłać komuś wiadomość tak, żeby jej od razu nie zobaczył, to gdzie bym ją wyslala....hmmm...fb nie, wiadomości nie....może gmail?
Zalogowałam sie i rzeczywiście zobaczyłam maila od Maxa. Jestem genialna.
"Ami przepraszam, ale po prostu mam wielkie wyrzuty sumienia. Jak ja mogłem być takim idiotą? Kiedy to czytasz pewnie już jestem martwy. Chciałbym ci tak dużo powiedzieć, ale nie umiem tego dobrać w słowa. Po prostu dziękuje. Zawsze zostaniesz w moim sercu.
Twój Max"
Rozpłakałam sie. Przeze mnie on umarł. Ale przecież mu wybaczyłam. I....ja już nic nie wiem.
Wytarłam oczy chusteczką i wyszłam z pokoju.
Tomek coś sprawdzał na laptopie. Gdy mnie zobaczył, szybko zamknął go.
-a co ty tam masz?
-nic nic...
-ej ukrywasz coś przede mną?-zrobiłam minę smutnego pieska.
-niespodzianka.
-a tak wgl to kupiłam parówki na śniadanie, może być?
-spok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro