Rozdział 5. Walka z życiem i śmiercią.
/Gabriel/
Piłem kawę w bazie. Załoga doktora Banacha była na wezwaniu, a doktor Góra pewnie przy dziecku zaś reszta pewnie poszła do kawiarni coś przekąsić. W pewnej chwili do pomieszczenia wszedł o ile pamiętam... Robert? Jednak... Zaniepokoiło mnie jedno. Miał na sobie kamizelkę z doczepionymi... Ładunkami wybuchowymi! Podszedł do mnie i wymierzył we mnie pistolet.
-Gdzie jest Artur?!- Krzyknął wściekły Robert. Musiałem mu skłamać bo nie wiadomo co mu zrobi.
-Jest na wezwaniu.- Powiedziałem dzwoniąc do Kuby. Robert strzelił we mnie ale chybił.
/Kuba/
Kiedy usłyszałem strzał z pistoletu w słuchawce byłem przerażony. Obawiałem się, że Nowemu coś się stało. Od razu zadzwoniłem po policje.
-Kuba co to było?- Spytała się Beata podbiegając do mnie.
-Nie wiem.- Odpowiedziałem gdy nagle baza wybuchła. Byłem przerażony. Od razu tam pobiegłem. Po chwili przybiegł do mnie Piotrek, Kędzior, Zosia i Aron.
-Zośka dzwoń po straż pożarną!- Krzyknąłem patrząc na Zosie. Razem z chłopakami zaczęliśmy szukać Nowego. Po przyjeździe policji i straży pożarnej zaczęliśmy szukać Nowego. Znaleźliśmy go dopiero po pół godzinie. Miał ranę na głowie i dwa pręty wbite w klatkę piersiową i brzuch. Od razu zabraliśmy go do szpitala. Kiedy wróciłem na miejsce zauważyłem jak Piotrek zakrywa ciało tego całego Roberta plastikowym, czarnym workiem. Jednak mam nadzieje, że Nowy przeżyje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro