Rodzice
Było styczniowe popołudnie kiedy otworzyłam oczy. Mój zegarek wskazywał godzinę 12:59. Tylko dzięki temu, że była sobota mogłam spać tak długo. Haluk miał dzisiaj zabrać Krysię i Tadzia do dziadka, a ja postanowiłam zostać w domu.
Nagle usłyszałam krzyki z sypialni rodziców:
- Ale kobieto opanuj się! Mamy czwórkę dzieci i 17 lat małżeństwa za nami!
- To i tak było za długo! Mam dość!
Moi rodzice naprawdę rzadko się kłócili, dlatego odczuwałam duże zaniepokojenie. Mama zdenerwowana wyszła z domu, a tata trzasnął drzwiami i zamknął się w gabinecie.
Ja wciąż oszołomiona leżałam w łóżku jeszcze kwadrans. Po tym czasie podeszłam do szafy i cicho wyjęłam granatowe dżinsy w białe kropki oraz biały T-shirt z czerwonym sercem po prawej stronie. Kupiłam go zaledwie trzy tygodnie temu.
Włosy związałam w luźnego kucyka, a na śniadanie zjadłam miskę płatków z mlekiem.
W łazience umyłam twarz i zęby oraz nałożyłam delikatną warstwę makijażu składającą się z fluidu, błyszczyku i tuszu do rzęs.
Gotowa włożyłam słuchawki do uszu a na stoliku w przedpokoju zostawiłam kartkę:
Wyszłam na spacer. Niedługo wrócę<3
Podczas kilkugodzinnemu spaceru przesłuchałam chyba z pięć razy moją smutną playliste.
Sytuacja w domu przez kilka dni była niezwykle napięta. Rodzice Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Patrzyliśmy na to ze smutkiem.
Pewnego dnia tata oznajmił, że wyjeżdża na tydzień i wróci w następny weekend.
Było nam smutno i całą trójką czule go wyściskaliśmy. Mama z Tadziem na rękach nawet się nie zbliżyła.
Tata wyszedł z dużą czarną walizką z mieszkania a my w smutnej atmosferze poszliśmy do swoich pokoi.
Któregoś wieczora mama oznajmiła, że na kolacji zjawią się goście i mamy być ładnie ubrani. Jednak Haluk zabrał Krysię i Tadzia do dziadka a ja miałam zostać i reprezentować całą naszą czwórkę.
W końcu ubrana w moją najlepszą elegancką sukienkę z białą górą o czarnym dołem, a na nogi założyłam czarne włoskie balerinki, pobiegłam otworzyć drzwi, ponieważ w całym mieszkaniu można było usłyszeć głośny dźwięk dzwonka.
W tym momencie mnie zamurowało. Zamiast ujrzeć jakąś miłą blondynkę w średnim wieku i mężczyznę u jej boku, bo zazwyczaj tak się kończyło "spotkanie z ważnymi gośćmi" czyli znajomymi rodziców, dziś ujrzałam kogoś zupełnie innego.
Przede mną stał wysoki Mężczyzna z jasnymi blond włosami i zielonymi oczami. Jego cera była jasna jak śnieg a usta malinowe. Na czole widoczne były lekkie zmarszczki a uśmiech nie zszedł mu z twarzy nawet na widok mojej zdziwionej miny.
Obok niego zobaczyłam tego samego mężczyznę tylko w wersji junior.
Stał tam chłopak mniej więcej w moim wieku. Jego jasna grzywka była lekko podkręcona do góry, a zielone tęczówki okazywały niechęć do całego świata. Okulary, które można było zauważyć dopiero z bliska, gdyż ich oprawki były dość cienkie w ogóle mi do niego nie pasowały. Jasna cera i malinowe usta były identyczne jak te u mężczyzny i z daleka było widać, że obaj są spokrewnieni.
Mężczyzna miał na sobie elegancki czarny garnitur, a chłopak ubrał się w dżinsy i marynarkę.
Najprawdopodobniej ojciec nastolatka stał z uśmiechem trzymając w dłoni bukiet przepięknych czerwonych róż.
- Dobry wieczór, jestem Ben Smith, a to mój syn Marek. Możemy wejść?
Smith... Od dzisiaj nienawidzę tego nazwiska...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro