Bryan Dechart kończy dzisiaj 32 lata. 

Oglądając jego wczorajszy urodzinowy live nie sądziłam, że to co powie, aż tak bardzo mnie poruszy. Nie chce go tutaj cytować, bo o wiele lepiej, gdybyście po prostu obejrzeli save z live'a.

Chce jednak powiedzieć, że jestem dumna mając go za idola. Po tym co powiedział zyskał u mnie jako człowiek.  

Chciałabym po prostu powiedzieć, że... słowa Bryana wpasowały się w to co dzieje się u mnie. W to, jak się czuje. Czuje się "not alive" mówiąc dosłownie i jego słowa dały mi powód, aby nie kulić się na łóżku w płaczu, jak robię od kilku dni. Łzy które wypłynęły z moich oczu po jego słowach opisują najlepiej to, jak bardzo dużo nadziei dał mi ten człowiek. Optymizm jego i Amelii zawsze mnie pociesza i po tym co powiedział wiem, że mimo iż jest mi ciężko to mam podać ją dalej. Pozostać żywa.

Wiem, że nigdy tego nie przeczyta, ale życzę mu wszystkiego najlepszego! Aby dalej dawał ludziom powód do uśmiechu i, aby pozostał tym samym Bryanem, którego pokochały tysiące ludzi na całym świecie. 

Bryanem, która rzuca Igby pół słoika ze smakołykami na ziemię

Bryanem mówiącym "I like dogs"

Bryanem, który dostaje zawsze te najciekawsze role (If you know what I mean)

Bryanem, który dał mi siłę, aby się nie poddawać

Siłę której szukałam, a nie mogłam znaleźć...