Special - Roth
Hejo! :D
Chciałam Was tylko poinformować, że już wkrótce wracamy z rozdziałami! Dokładnie zacznę je wrzucać coś po 15 sierpnia, bo wracam wtedy z wczasów, na których planuję dużo pisać. A żeby zrekompensować Wam tak długie czekanie...
SZYKUJE SIĘ MARATON!!! DUUUŻY MARATON!!! (^-^)
Nie przedłużając, zapraszam!
***
- No chyba cię pojebało! Zgłupiałeś do reszty! - Sabriela uniosła się gwałtownie z krzesła, aż je przewracając i oparłszy się dłońmi o stół, pochyliła w kierunku swojego ojca. - Chcesz mnie wydać za mąż?!
- Właśnie to przed chwilą powiedziałem. - zauważył spokojnie mężczyzna, dalej ze znudzeniem przeglądając opasłe tomisko leżące przed nim. Czując, że jego córka powoli zaczęła tracić nad sobą kontrolę, posłał jej jedno, ostre spojrzenie, które wystarczyło, by na chwilę ją uciszyć. - Nie przesadzaj, mała, to nic takiego. Po prostu zostaniesz żoną jakiegoś demona i tyle.
- I tyle?! Pozwolisz by jakiś zapatrzony w siebie dupek najpierw mnie pieprzył, a potem poszedł do swoich kolegów pochwalić się, że przeleciał córkę samego Lucyfera?! Gdzie ci najprawdopodobniej zabraliby go później na dziwki, a ja w wielkim stylu zostałabym zdradzona i przez całe Piekło przetoczyłaby się plotka, że Łowczyni została żoną szmaciarza?! Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, to od razu oddaj mnie w ręce aniołów, a nie wymyślasz takie głupoty! - wyrzuciła z siebie wściekła dziewczyna i tym razem nie czekając na odpowiedź, wyszła gniewnym krokiem z salonu, trzaskając za sobą drzwi.
- Jak zwykle niepotrzebnie panikuje. - mruknął pod nosem Lucyfer i westchnął ciężko, po czym zerknął krótko na milczącego do tej pory syna. - A ty co o tym myślisz, Roth?
- Szczerze? - chłopak zawahał się, ale widząc wyczekujący wzrok rodziciela na sobie, po chwili toczenia wewnętrznej walki wydusił w końcu. - Że to jeden z twoich najgłupszych pomysłów, a Sab ma rację co do tego szmaciarza. - wstał i podszedł bliżej ojca. - Tato, nie zmuszaj jej do czegoś takiego. Wiesz, że Sabriela nie należy do kobiet, które tak po prostu ulegną facetowi, za to demony i Upadli mają to do siebie, że nie pozwolą by jakaś baba nimi pomiatała. Więc albo Sab jakimś cudem oberwie strzałą amora na widok wybranka, co akurat jest mało prawdopodobne, albo po prostu urządzi wszystkim rzeź.
- Więc co proponujesz? - zapytał Diabeł i zamknął książkę, całą swą uwagę poświęcając synowi. - I nie gadaj mi bzdur, że mam czekać aż sama sobie kogoś wybierze, bo to w ogóle nie wchodzi w rachubę.
- A co, boisz się, że zakocha się w śmiertelniku? - zachichotał cicho Roth, lecz czując wzdłuż kręgosłupa nieprzyjemne dreszcze od intensywnego spojrzenia Lucyfera, z powrotem spoważniał. - Posłuchaj, Sab nie zmusisz do zamążpójścia. Jeśli się uprze, to za cholerę jej do tego nie przekonasz, przez co automatycznie stracisz w oczach poddanych. W końcu nikt nie chce mieć za władcę kogoś, kto nie może sobie poradzić z własną córką, prawda?
- Tak właściwie to lepszy śmiertelnik niż anioł. - Szatan mruknął pod nosem i skrzywił się na tę myśl, lecz szybko się jej pozbywszy, opadł ciężko na krzesło i potarł zmęczony oczy, wzdychając ciężko. - Roth, nie mam zamiaru czekać, aż ta dziewucha raczy sobie kogoś znaleźć. Bo jeszcze czasem sprowadzi mi tu typka, który będzie mnie wkurwiał na każdym kroku.
- Dlatego wolisz zniszczyć jej życie, wplątując w małżeństwo z jakimś sukinsynem? - prychnął brunet, ale widząc minę swego ojca, pokręcił z niedowierzaniem głową i roześmiał się. - Z całym szacunkiem, wielki Lucyferze, jednak tak jak zwykle popieram twe pomysły, tak od tego umywam ręce. Nie pomogę ci w niczym, co choćby w najmniejszym stopniu mogłoby zaszkodzić mojej siostrze. I radziłbym jeszcze wszystko przemyśleć, bo mam wrażenie, że realizacja tego planu nie skończyłaby się za dobrze.
To powiedziawszy, Roth odsunął się od stołu i ruszył ku wyjściu z pomieszczenia. Wyczuwał, że jest bacznie obserwowany przez starszego, lecz to irytujące uczucie zniknęło w chwili, kiedy zamknął za sobą wielkie wrota. Dopiero będąc poza zasięgiem spojrzenia Lucyfera, pozwolił sobie na odetchnięcie z ulgą i cichy śmiech rozbawienia, wywołany naiwnością Diabła. Naprawdę sądził, że tak po prostu wyda Sabrielę za mąż, a ona potulnie się na wszystko zgodzi i zostanie zabawką jakiegoś gościa? Ta, jasne. Niech jeszcze świnie zaczną latać, archaniołowie upadną i Czterech Jeźdźców Apokalipsy połączy siły, a świat zupełnie stanie na głowie.
- Roth. - ktoś gwałtownie pociągnął go za rękę, momentalnie dezorientując chłopaka.
Demon aż stracił równowagę i mało brakowało, a by się przewrócił, lecz prowadząca go dokądś osoba nie pozwoliła na to. Ponownie nim szarpnęła, ustawiając bruneta do pionu oraz po chwili popchnęła go mocno do tyłu, przez co ten wpadł do jakiegoś pokoju. Nie patrząc nawet gdzie się znajdował, odwrócił się rozsierdzony do intruza z zamiarem nawrzeszczenia na niego, kiedy uświadomił sobie, iż była to tylko jego siostra. Sabriela zamknęła za sobą drzwi i zakluczyła je, a następnie popatrzyła na Astarotha oczami błyszczącymi od łez wściekłości.
- Potrzebuję twojej pomocy. - zmusiła się do względnego spokoju, choć błękitne płomienie jarzyły się jej na ramionach, zaś tatuaże pokryły czernią prawie całą powierzchnię rąk. - Roth, musimy coś zrobić. Nie możemy pozwolić by mnie wydał za jakiegoś debila!
- Skąd pomysł, że ci pomogę, co? - od razu spytał z drwiną, chcąc podroczyć się trochę z dziewczyną, jednak ta silnie uderzyła w niego mocą, a brunet przeleciał na drugi koniec pokoiku, który okazał się być zwykłym składzikiem. Wbił się w ścianę, z łatwością krusząc kamienie na jej ścianach i z cichym sykiem bólu upadł na kolana. - Jak chcesz to potrafisz być bardzo przekonywująca, siostrzyczko. Jaki masz plan?
- Od strategii jesteś ty. - odparła wesoło, a gdy chłopak uniósł na nią wzrok, dostrzegł triumfujący uśmiech na twarzy niebieskookiej. - Jakieś pomysły jak się pozbyć potencjalnego zagrożenia?
Astaroth westchnął ciężko i usiadł na zimnej posadzce, nadal przyglądając się czarnowłosej. Co prawda nie był zbyt chętny do stawiania się ojcu, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że najpewniej czekała go za to jakaś kara, jednak był gotów zrobić wszystko, byleby Sabriela nie skończyła jako żona jakiegoś zwyrodnialca. Może i rzeczywiście uwielbiał robić jej na złość oraz denerwować na każdym kroku, lecz jeśli coś zagrażało jego młodszej siostrze, to był gotów walczyć z samym Bogiem, byleby Sab nic się nie stało.
- Roth... - zniecierpliwiona dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę, wyrywając brata z rozmyślań. - Wymyśliłeś coś?
- A żebyś wiedziała. - uśmiechnął się groźnie, ukazując swoje ostre kły. Ciemna aura bruneta zapulsowała, przybierając na sile, oczy zajaśniały złotymi i pomarańczowymi błyskami, pazury wysunęły się i wbiły w drewnianą podłogę, a czarne jak noc, błoniaste, nietoperze skrzydła ukazały się, nadając demonowi jeszcze gorszego wyglądu. - Sab, szykuj sobie jakąś piękną suknię... oraz broń. Wkrótce odbędzie się bal. Bardzo krwawy bal.
***
Wielkie przygotowania do przyjęcia, na którym Sabriela miała sobie wybrać męża spośród kandydatów, trwały aż tydzień. Jednak dzięki temu Roth zyskał wystarczająco czasu, by dopracować swój genialny plan. A raczej nie genialny, tylko brutalny. W życiu by się nie spodziewał, że jego siostra tak chętnie zgodzi się na wymordowanie ponad dwudziestu porządnych demonów i Upadłych, którzy mieli w wojsku wysokie rangi. Mimo iż w rzeczywistości gówno robili i tylko zagarniali dla siebie najlepsze łupy wojenne, ale przynajmniej dzięki temu miał pewność, że nikt nie będzie płakał za tymi pomyleńcami, którzy mieli czelność prosić o rękę Sabrieli.
Astaroth przeczesał nerwowo włosy, całkowicie rujnując swoją fryzurę, którą kreował przez dobre pół godziny, po czym odetchnął głęboko i pewnym krokiem wszedł do sali tronowej, uprzednio odprawiwszy strażników machnięciem dłoni. Jeszcze tylko ich tu brakowało, by kompletnie zrujnowali jego błyskotliwy plan zbiorowego mordu.
- Ojciec jak zwykle odpuścił sobie dekoracje. - mruknął do siebie, rozglądając się po ponurym pomieszczeniu, po którym kręciło się już sporo mieszkańców Piekła zaproszonych na ten bankiet.
Jedyne co zmieniło się w wyglądzie ponurej sali, gdzie wszędzie panowały szarości, czerń i krwista czerwień, to były wyczyszczone na błysk posadzki, żyrandole oraz okna, przez które wpadały promienie księżyca w pełni, a także zostały zwinięte dywany, co miało pewnie uniemożliwić zabrudzenie ich. Oprócz tego służący rozstawili jedynie stoły z przekąskami pod ścianami, zostawiając na środku wolną przestrzeń, przez co na twarzy Rotha pojawił się zadowolony uśmiech. Może i celowo, za sprawą księżniczki, a może zupełnie przypadkiem, jednak dzięki takiemu układowi wraz z Sab zyskali więcej miejsca do zabawy. Cóż, najwyraźniej los im tego dnia sprzyjał.
- Astharoth! - usłyszawszy za sobą głos swego największego wroga, od razu się skrzywił i zirytowany odwrócił do Leliela, który z kpiącym uśmieszkiem zmierzał właśnie w stronę bruneta. - Przyjacielu, nie sądziłem, że kiedyś spotkamy się na tak niezwykłym wydarzeniu! Już nie mogę się doczekać, aż zostaniemy rodziną!
- Trzeba być skończonym debilem, by sądzić, że ktoś z tak szkaradną gębą zostanie wybrankiem córki Lucyfera. - odgryzł się chłopak, uśmiechając się arogancko i wyprostował dumnie, by pokazać swoją wyższość nad przybyłym. - A nawet jeśli cię jakimś cudem wybierze, to zostaniesz odrzucony przez ojca, więc ostatecznie i tak zostaniesz stąd wypieprzony.
- Nie wydaje mi się. Konkurencję mam raczej słabą. - znacząco spojrzał w kierunku grupki Upadłych i potężniejszych demonów, którzy ożywienie nad czymś dyskutowali, wręcz się kłócąc. Wśród nich byli ci bardziej szanowani, jak sam Azazel czy Belzebub, których śmierć mocno zachwiałaby równowagę w Podziemiu, lecz którym jak najbardziej należał się rychły koniec. - Sabriela jeszcze nie przyszła?
- A widzisz ją tu gdzieś? - Roth warknął ostro coraz wścieklejszy i przeszył Leliela morderczym spojrzeniem, z trudem powstrzymując się przed wcześniejszym wyjęciem broni i zabiciem rywala. - Powiem to po raz ostatni. Nie dostaniesz mojej siostry. A jeśli chcesz przeżyć, to radziłbym ci stąd wypierdalać, nim skończy mi się cierpliwość.
- Czyżby? A co mi niby takiego zrobisz, słaby syneczku Lucyfera? - roześmiał się prześmiewczo, szczerząc swoje ostre jak brzytwy zęby.
Astaroth prowadzony odruchem już sięgnął po ukryty pod eleganckim płaszczem miecz, którego jeden cios rozwiązałby problemy z egoistycznym bratem Lilith, kiedy kątem oka wyłapał ruch przy wrotach. Charakterystyczne śnieżnobiałe włosy, poznaczone czarnymi i błękitnymi kosmykami był w stanie rozpoznać każdy mieszkaniec Piekła, tak więc w ułamku sekundy wszyscy zgromadzeni, zarówno szlachta, jak i zwykli cywile mający szczęście załapać się na przyjęcie, padli na kolana, nisko chyląc głowy. Jedynymi osobami, które nadal stały był Roth i Leliel, choć ten drugi po chwili również się ukłonił.
Z wyniosłością godną swej wysokiej pozycji, Diabeł wkroczył do sali tronowej i nie zaszczycając nikogo swym przenikliwym wzrokiem, od którego zwyczajni mieszczanie kulili się ze strachu, przeszedł do podwyższenia, gdzie znajdował się tron z kości i dopiero wtedy odwrócił się do poddanych, uważnie przyglądając każdemu z osobna. Kiedy spojrzenia Lucyfera i Astarotha się skrzyżowały, Szatan uniósł pytająco brew, a chłopak domyśliwszy się o co mu chodziło, tylko wzruszył ramionami.
- Idź po nią. - donośny, mrożący krew w żyłach rozkaz przetoczył się przez pomieszczenie, przez co niektórzy aż się wzdrygnęli, zaś niewzruszony Roth tylko skinął z szacunkiem głową i ruszył w stronę wyjścia.
Usłyszawszy rozpoczęcie mowy powitalnej, tylko przyspieszył, nie chcąc słuchać tych bredni, które nawet jego ojciec uważał za marnowanie czasu i wyszedł na korytarz, rozglądając się za siostrą. Po czarnowłosej nie było ani śladu, choć jej mroczną aurę dało się wyczuć w pobliżu, jakby dziewczyna po prostu się ukrywała. Z ciężkim westchnięciem otworzył pierwsze drzwi na lewo, wchodząc do pokoiku, do którego tydzień wcześniej wrzuciła go dziewczyna. Jak tylko światło z holu rozświetliło ciasne pomieszczenie, w jego oczy rzuciła się niebieskooka postać skulona na podłodze. Sabriela, co prawda ubrana w suknię, lecz najwyraźniej nie mająca najmniejszego zamiaru pojawić się na balu, spojrzała na chłopaka i skrzywiła się, zakrywając sobie oczy dłonią.
- Włazisz czy wyłazisz? Zdecyduj się wreszcie i zamknij te drzwi. - w półmroku rozległ się jej podirytowany głos, a Roth parsknął śmiechem i wszedł do środka, podchodząc do brunetki.
- Masz zamiar siedzieć tu do usranej śmierci, bylebyś nie musiała tam pójść? - zapytał z drwiną, przez co Sab gwałtownie wstała i już się zamachnęła, by zdzielić brata z pięści w nos, kiedy demon złapał ją za nadgarstek. - Hej, nie wyżywaj się na mnie. To ojciec to wszystko wymyślił, a ja ci tylko pomagam w pozostaniu singielką.
- Wkurwiasz mnie. - burknęła pod nosem, uciekając wzrokiem na bok. - Nie chcę tam iść, Roth. Mimo że niby i tak do żadnego małżeństwa nie dojdzie, to po prostu dziwnie się czuję ze świadomością, iż będę musiała wybrać kogoś z kandydatów na niedoszłego męża.
- Tylko o to chodzi? A nie masz czasem wyrzutów sumienia, że ich potem zabijemy? - prychnął i oparł się o ścianę, przyglądając dziewczynie. Ta tylko przewróciła oczami i ponownie westchnęła, splatając ręce na piersiach. - Dobra, rozumiem. Boisz się, że oberwiemy od ojca.
- Nie! Tego akurat się nie boję. Przecież my co chwilę od niego obrywamy. - roześmiała się cicho, przecząc głową. - Boję się, że nasz plan nie wypali i ostatecznie zostanę żoną jakiegoś imbecyla.
- To chyba nie pocieszy cię fakt, że Leliel się na ciebie szykuje. - mruknął bardziej do siebie, na samą myśl o tym czując wzbierający gniew, lecz szybko wyrzucił tę wizję z głowy, z powrotem lekko się uśmiechając. - Siora, nie przejmuj się. Jeśli coś się nie uda, to zawsze możesz go zabić podczas nocy poślubnej.
- Astaroth! - krzyknęła oburzona, a jej oczy zabłyszczały, wzbudzając tym samym śmiech bruneta. - Nie będzie żadnej nocy poślubnej! I nie będzie żadnego ślubu! Jasne?!
- Jak za chwilę tam się nie pojawisz, to ojciec sam ci kogoś wybierze. Więc radziłbym wreszcie się ogarnąć i pójść ze mną do sali. Doskonale wiesz, że tata do cierpliwych osób nie należy, gdy w grę wchodzą wkurzający Upadli i demony. Pewnie już teraz zastanawia się kto będzie dla ciebie najodpowiedniejszy.
- Przekonałeś mnie. - z ociąganiem otworzyła drzwi i patrząc jeszcze na brata, który posłał jej wspierający uśmiech, wyszła na korytarz. Roth szybko do niej dołączy, po czym z lekkim zdezorientowaniem zauważył, że Sab stanęła za nim i chwyciła za tył płaszcza, ukrywając się za jego postawną sylwetką. - Ale idź pierwszy.
- Ktoś tu tchórzy. - zaśmiał się pod nosem, jednak wchodząc do sali tronowej, to on kroczył z przodu. Czarnowłosa niepewnie szła za nim, rozglądając się ukradkiem po zebranych, prawdopodobnie w poszukiwaniu swoich adoratorów, a gdy ich zauważyła, gwałtownie zwolniła.
- Dłużej się nie dało? - zapytał oschle Lucyfer, kiedy wreszcie przystanęli przed jego tronem, gdzie teraz dumnie zasiadał.
- Nikt nie chce żadnego ślubu, ojcze. To twój wymysł. I ani ja go nie popieram, ani tym bardziej Sabriela. - odpowiedział pewnie i jakby odruchowo przesunął się krok w bok, ukrywając siostrę przed nieznośnym wzrokiem Diabła. - Odwołaj to wszystko.
- Gdy ja się sprzeciwiłem władcy, skończyłem jako Upadły. Więc uważaj na słowa, synu. - wstał i podszedł bliżej dzieci, uważnie im się przyglądając. - Sabrielo, przygotuj się.
Uniósł rękę w górę, tym samym uciszając tłum, a ten rozstąpił się, robiąc na środku pomieszczenia wolne miejsce. Wśród zgromadzonych rozległy się szepty podekscytowania, po czym wystąpili kandydaci na męża czarnowłosej, która widząc to, jeszcze bardziej przylgnęła do brata. Jakby impulsywnie złapała go za rękę, a chcąc uspokoić siostrę, Roth lekko ścisnął jej dłoń i uśmiechnął złośliwie, przypominając co przygotowali dla tych śmiałków. Efekt był natychmiastowy, bo niebieskooka odetchnęła głęboko, rozluźniła się i wyprostowała, pogardliwie przemykając wzrokiem po jej zalotnikach.
- Sabrielo... - zaczął Lucyfer, lecz brunetka pokręciła głową i mu przerwała.
- Wiem co mam robić. - wymienili z Astarothem znaczące spojrzenia, robiąc wspólnie dwa kroki do przodu i zbliżywszy się do Upadłych oraz demonów, podczas gdy ci patrzyli arogancko na Sab i wręcz pożerali ją wzrokiem, zaczęli swoje przedstawienie. - Nie wiem czego po mnie oczekujecie, kretyni. Od samego początku mówiłam ojcu, że nie wezmę z nikim ślubu. To, że tutaj jesteście, to tylko jedna, wielka pomyłka.
- Dlatego dajemy wam ostatnią szansę. Odejdźcie póki możecie. Potem już nie będzie litości. - dokończył Roth, zacisnąwszy wcześniej dłoń na rękojeści miecza i uśmiechnął się lekko do dobrze znanych, znienawidzonych osób, wpatrujących się w piekielne rodzeństwo ze zdezorientowaniem. - Daję wam dziesięć sekund.
Rozpoczęli z dziewczyną odliczanie, mając nadzieję, że chociaż jedna osoba pójdzie po rozum do głowy, jednak jak wszyscy stali na swoich miejscach, tak nawet nie zapowiadało się, by ktoś planował odwrót. Wszyscy byli żądni potęgi, władzy i pięknej kobiety do wykorzystywania po nocach, zaś cierpliwość chłopaka właśnie się kończyła. W chwili ukończenia odliczania wszelkie bariery w jego umyśle puściły, zalewając pole widzenia czerwienią, a zmysły wyostrzyły się w poszukiwaniu ofiar.
- Ostrzegaliśmy. - warknęła dziewczyna stojąca przy boku Rotha i jak na zawołanie, w tym samym momencie ujawnili swoje broni i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, brat i siostra rzucili się na stojących przed nimi mężczyzn.
Krwawa masakra, która nawet nie wiadomo kiedy dokładnie się rozpoczęła, tylko podsyciła wściekłość demona, kierującego się jedynie instynktem. Nie zarejestrował kiedy dokładnie kandydaci na męża Sabrieli zaczęli stawiać opór. Ocalała grupka, licząca już tylko piętnastu z dwudziestu ośmiu, w końcu przejrzała na oczy i zaczęła się bronić, uświadamiając sobie dlaczego dzieci Lucyfera uchodziły za najpotężniejsze. Bo wspólnie funkcjonowali jak jeden organizm. Podczas gdy chłopak mordował amantów swej siostry mieczem z boskiego metalu, przez który umierali permanentnie i nie byli w stanie odrodzić się w Otchłani, czarnowłosa wirowała między strażnikami, nie pozwalając im powstrzymać złaknionego krwi syna Diabła.
Nie minęło dużo czasu, a już po kilku minutach cała sala tronowa, włącznie ze znajdującymi się w niej istotami, skąpana była w czerni. Smolista ciecz pokrywała zarówno posadzkę, na której ciała zabitych powoli zamieniały się w bezkształtną masę, jak i ściany, okna, a gdzieniegdzie również sufit. Przerażeni goście, co nie napatoczyli się Astarothowi lub Sabrieli, starali się ukradkiem uciec w obawie o własne życie, wielbiciele dziewczyny przestali stanowić dla niej zagrożenie, zostając trupami i przemieniając ożenek w widmo przeszłości, a zadowolone z własnej roboty dzieci Szatana w końcu uspokoiły się, oddychając głęboko by unormować rozszalałe bicie serc.
- Udało się! - roześmiała się niebieskooka, czując niesamowitą ulgę z tego powodu i przybiła z bratem piątkę, ten jeden, wyjątkowy raz mocno go przytulając. - Dziękuję, braciszku.
- Dla ciebie wszystko, siora. - Roth uścisnął ją, nie zwracając uwagi na czarne plamy krwi na ich ubraniach, lecz gwałtowne ukłucie niepokoju natychmiast odegnało radość. - Sab? Chyba zapomnieliśmy o jednym ważnym szczególiku. O ojcu.
Puścił czarnowłosą i skuliwszy się, nieśmiało odwrócił w stronę rodziciela, na którego widok aż zbladł i upadł na kolana, czując ciężar jego aury. Z rosnącym przerażeniem patrzył, jak Lucyfer przybiera swoją prawdziwą, demoniczną postać, z ogromnymi, anielskimi skrzydłami z poszarpanymi piórami w czarnym kolorze, ogromnymi rogami, ostrymi szponami i kłami, a wokół całej jego sylwetki zatętnił intensywnie błękitny płomień, nadający Diabłu jeszcze przeraźliwszego wyglądu. Upadły wbił w syna mordercze spojrzenie swych całkowicie czarnych ślepi, które wyglądały, jakby źrenica rozlała się na całe oko, po czym ruszył w ich kierunku, zerkając dodatkowo na skuloną za Rothem Sabrielę.
- Macie pół minuty na wyjaśnienia! I radzę wam się streszczać, bo Otchłań strasznie się za wami stęskniła, drogie dzieci!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro