Rozdział 68
- Chwila, że jak?! Pojebało cię?! Przecież jeśli on się o tym dowie, to mnie zabije! - wykrzyknęła oburzona dziewczyna i aż się podniosła, zaciskając ręce w pięści, a jej purpurowe oczy zaświeciły różowym światłem. - I, do jasnej cholery, to sama Nadzieja Nieba! Jeden z najpotężniejszych aniołów! Jeśli myślisz, że tak po prostu uda mi się go omamić, to się grubo mylisz!
- Sheila, nie przesadzaj. To facet! Zrobisz się na boginię, zatrzepoczesz rzęsami i już będzie twój. - prychnęłam i przewróciłam oczami, jednak demonica mnie zignorowała, dalej nerwowo chodząc w kółko. - Poza tym nie zabije cię. Wmówimy mu, że masz mi pomóc w misji i ci odpuści. A wtedy...
- ...skorzystam z okazji i zbliżę się do niego, rozkocham w sobie, a potem tak po prostu porzucę, zostawiając go ze złamanym sercem? Serio myślisz, że dałby mi wtedy spokój? W ogóle skąd pewność, że już teraz nie jest w kimś zakochanym? Będę się niepotrzebnie męczyć! I co jeśli moje czary na niego nie zadziałają? - przyjaciółka stanęła przede mną i oparła ręce na biodrach, przeszywając mnie ostrym spojrzeniem.
- Jest wolny, bo dalej ogląda się za dziewczynami. - wzruszyłam obojętnie ramionami i oparłam się wygodnie o kanapę, kładąc nogi na stoliku. Odchyliłam nieznacznie głowę do tyłu oraz zmrużyłam oczy, choć nadal uważnie przyglądałam się Sheili, analizując jej urodę. - A ty będziesz akurat doskonała do tej roboty.
- To anioł! Jakim cudem ma zwrócić uwagę na demona, co? - fuknęła zirytowana i opadła ciężko na fotel, ukrywając twarz w dłoniach. - I czemu w ogóle to mnie do tego wybrałaś? To twoja zemsta, co ja mam z tym wspólnego?
- Potrzebuję kogoś, komu na sto procent uda się go w sobie rozkochać. Ja odpadam, bo więcej we mnie żołnierza niż dziewczyny i mam inne zajęcia na głowie niż bawienie się z aniołkiem. Za to ty jesteś sukkubem. Uwodzenie mężczyzn masz we krwi. Zrobisz te swoje czary-mary, zdobędziesz jego serce, a potem tylko je złamiesz. Nic trudnego. - stwierdziłam z lekkim uśmiechem i opuściwszy z powrotem głowę, wstałam z wygodnej kanapy i przeciągnęłam się, z przyjemnością mogąc swobodnie stać w ukochanych glanach i spodniach.
- Sab, zdajesz sobie sprawę, że jeśli się mylisz i Astriel już kogoś kocha, to się zorientuje, że coś knuję wobec niego, prawda? - zapytała demonica, na co parsknęłam śmiechem i zaprzeczyłam głową.
- Jestem pewna, że As nikogo nie ma. - oznajmiłam i poklepałam wspierająco przyjaciółkę po ramieniu. - Przy okazji chcę ci również przypomnieć, że masz u mnie dość spory dług do spłacenia. Więc zrobimy tak. Ty załatwisz aniołka i przysporzysz mu zawodu miłosnego, przez co chłopak zupełnie się załamie, za to ja uznam, że wykonałaś swoją część umowy i ci daruję. Pasuje? - wyciągnęłam do niej rękę i uśmiechnęłam się zachęcająco, ale Sheila i tak zawahała się, przygryzając sobie dolną wargę.
- No... dobra. - zgodziła się niechętnie i uścisnęła mi dłoń, zmuszając się na słaby uśmiech. - Ale... czemu aż tak bardzo chcesz go zranić? Co ci takiego zrobił? - dziewczyna przechyliła głowę, przypatrując mi się z ciekawskimi błyskami w jej różowych tęczówkach.
- Najpierw kazał mi pilnować jednego śmiertelnika, przez co aktualnie jestem w szkole popularską i muszę spędzać czas z pewnymi idiotami, a potem posprzeczaliśmy się i aby mnie wkurzyć, kazał swojej siostrze Barbie udać się ze mną na zakupy. A wiesz jak ja ich nie cierpię. - wyjaśniłam, krzywiąc się, a iskry mocy załaskotały w opuszki palców. Czując gwałtowny przypływ mocy, splotłam ręce na piersiach i odetchnęłam głęboko by się uspokoić. - Przez to wszystko jestem teraz zmuszona codziennie chodzić w sukienkach i szpilkach, a te gówna są cholernie niepraktyczne i przede wszystkim niewygodne.
- Ej, nie obrażaj moich ulubionych ciuchów. Sukienki są świetne! - zaprotestowała Sheila i okręciła się, by zaprezentować obcisły kostium jaki na sobie miała, a widząc moją minę, parsknęła śmiechem. - Nie przesadzaj, Sab. Wiem, że czasami też lubisz sobie w nich pochodzić.
- Jedynie gdy brakuje mi zabijania i mam ochotę udać się na polowanie. - odparłam ze złośliwym uśmieszkiem, a demonica pokręciła pokonana głową i ciężko westchnęła. - Sorka, Sheila, ale ja nie jestem sukkubem. W przeciwieństwie do was nienawidzę strojenia się i robienia z siebie pięknotki.
- Jakbyś musiała. - roześmiała się z kpiną blondynka i podszedłszy do barku, nalała do szklanek jakiegoś gęstego napoju, przypominającego konsystencją syrop. Wzięła jedną z nich i upiła z niej trochę, dając mi znać ręką bym też sobie trochę łyknęła. - Wiesz Sab, normalnie nie zgodziłabym się na taką głupotę, która jest tak właściwie podpisaniem na siebie wyroku śmierci, ale ze względu na to, że jesteś moją przyjaciółką i wiele razy wyciągnęłaś mnie z opresji, to zgadzam się. Spróbuję rozkochać w sobie syna Gabriela. Jednak nie gwarantuję, że mi się uda.
- Uda, przecież jesteś ekspertką w dziedzinie kuszenia, czyż nie? - mrugnęłam do niej i pociągnęłam sporego łyka z drugiej szklanki, orientując się, że nie było to nic innego, jak po prostu krew. Nic dziwnego, tutaj nie mieli tak dobrego alkoholu jak na Ziemi. - Jakieś jeszcze pytania?
- Jedno. Jest chociaż ładny? - w momencie gdy to powiedziała, jej aura nasiliła się i nabrała fioletowej barwy, co świadczyło o nasileniu się jej mocy uwodzicielki. Piękną twarz dziewczyny przyozdobił ponętny uśmiech, a oczy rozbłysły jasno, kiedy natura sukkuba dała o sobie znać. - I skąd pewność, że moje umiejętności na niego zadziałają?
- Mówiłam już, jeśli będzie odporny na twoje zaklęcia, to zastosuj po prostu kobiecy urok. - powtórzyłam znudzonym głosem i oparłam się o ladę, mieszając okrężnymi ruchami krew w szklance. - Poza tym to anioł, Sheila. Niebiańska istota. A one słyną ze swojej urody.
- Od jednego do dziesięciu na ile byś go oceniła? - spytała z zamyśleniem, przez co zarobiła ode mnie ostrym spojrzeniem. - No co? Tylko pytam. Wolę mieć pewność, że nie zeswatasz mnie z jakimś brzydalem.
- Nie chcę was wyswatać, tylko zemścić się na nim raz na zawsze. Nie każę ci się zakochiwać. - zauważyłam oschle, coraz bardzie zirytowana tą rozmową, lecz przyjaciółka najwyraźniej niezbyt przejęła się nieprzyjemnym tonem, jakim się odezwałam. - To proste. Przybywasz na Ziemię, uwodzisz go, rozkochujesz, a potem porzucasz, przez co aniołek ma złamane serce i daje mi święty spokój. Jasne?
- A jeśli się w nim zakocham? - dopytywała z upartością, na co nie wytrzymałam i odstawiwszy szklankę na blacie, znów zgromiłam blondynkę wzrokiem i ostrzegawczo zaatakowałam moją aurą, czym się jednak niezbyt przejęła. - Sab, gwarantujesz mi, że ten cały Astriel nic mi nie zrobi i mnie w sobie nie rozkocha? Nie chcę skończyć zabujana w wysłanniku Nieba.
- Jesteś sukkubem. Ciebie nie da się tak łatwo rozkochać. - warknęłam i zapłonąwszy błękitnym płomieniem, przeszłam na środek salonu, tworząc portal do wymiaru śmiertelników. - Idziesz?
- Mam co do tego złe przeczucia. - dosłyszałam jeszcze jak Sheila mamrocze cicho pod nosem, lecz nie zwróciwszy na to większej uwagi, uśmiechnęłam się drapieżnie i przeszłam przez ognisty wir.
Jeden anioł z głowy. Pozostała jeszcze Lilianna do wyeliminowania i zakończenie sprawy z Aidenem. Łatwizna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro