Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 67

- Znowu cię tu przywiało? - gdy tylko Callys mnie zobaczył, westchnął ciężko i od razu przygotował mi szklankę, do której jak zwykle nalał whiskey. - Sab, rozumiem, że nas uwielbiasz i wręcz nie możesz bez nas żyć, ale jeśli twój ojciec dowie się, że non stop tu przesiadywałaś podczas pobytu na Ziemi, to nas ukatrupi. Wiesz, że za nami nie przepada.

- Przecież podlegacie mojej ochronie, co nie? - prychnęłam i odebrałam od pomarańczowowłosego drinka, skinąwszy w podziękowaniu głową. Usiadłam obok zaskoczonego moim wyglądem Hereta, który jak dotąd tylko mi się przypatrywał i uśmiechnęłam się do obydwu facetów. - No, to co tam u was?

- Wow, Lilianna się postarała. Mało brakowało i bym cię nie rozpoznał. - w końcu Heret wydobył z siebie głos i stwierdził z kpiącym uśmieszkiem na twarzy, a gdy usłyszawszy to, posłałam mu lodowate spojrzenie, demon przewrócił tylko oczami i wraz z Callysem roześmiali się. - U nas nudy, ale u ciebie wręcz odwrotnie. Opowiadaj. Jak było wczoraj na zakupach z blondi?

- Błagam, nie zaczynajmy tego tematu. Chcę jak najszybciej zapomnieć o tym wyjeździe i już nigdy więcej go nie wspominać, okej? - prawie że jęknęłam, krzywiąc się lekko, jednak gdy wzięłam łyk alkoholu, a ten zapiekł w przełyk, kąciki ust uniosły mi się w wyraźnie zadowolenia. - A najgorsze jest to, że niestety to chyba nie koniec moich katuszy. Ta debilka wymyśliła sobie, że codziennie mam chodzić w sukienkach i szpilkach do szkoły, a już po pierwszym dniu nie czuję nóg.

- Oj, biedna księżniczka. Została zmuszona do zachowywania się jak dziewczyna. Powiedz, mamy ci teraz bić brawa, że wytrzymałaś w tych ciuchach? Czy raczej współczuć? - Callys zacmokał, udając zatroskanego, lecz gdy zerknęłam kątem oka na przyjaciół, doskonale widziałam, że się świetnie bawili, nabijając ze mnie. Ech, z kim ja się w ogóle zadawałam.

- Zdecydowanie współczuć. I... Zresztą, nieważne. Zapomnijcie, że cokolwiek mówiłam. - westchnęłam pokonana i po paru sekundach siedzenia w ciszy, którą zakłócał jedynie chichot Callysa, oznajmiłam weselszym tonem. - Ale za to mam dla was newsa! Wiecie, że durnie z policji wreszcie zainteresowali się sprawą tamtych czterech dziwek? Idioci, pewnie myślą, że uda im się znaleźć sprawcę.

- Jakby nie patrzeć, to już parę razy mieli go na wyciągnięcie ręki. - przypomniał barman, przy czym szybko dolał mi napoju. - Ile razy siedziałaś na komisariacie, bo glinom nie podobało się twoje zachowanie i łapali podejrzenia wobec ciebie? Trzy razy? Cztery?

- Trochę więcej. - mruknęłam wymijająco, starając się ukryć uśmiech wypływający mi na twarz. - Ale tym razem nawet mnie nie przesłuchiwali. Na szczęście uciekliśmy z Aidenem na ten czas ze szkoły i zostałam oszczędzona przed nudnym pieprzeniem policji, że niby nie mam żadnego alibi. Choć pewnie i tak wskazałabym wtedy was, żebyście potwierdzili moją wersję wydarzeń.

- Oczywiście, jak zwykle. - wymamrotał pod nosem Callys, wyraźnie nadąsany faktem, że co chwilę wraz z Heretem musieli ratować mi tyłek. No ale cóż, od tego właśnie tu byli. Mieli mnie chronić i robić jednocześnie za sługusów.

- Aiden to ten twój "chłopak", tak? - zapytał Heret, a gdy przytaknęłam, brunet parsknął śmiechem. - No proszę, a jednak go polubiłaś. Popularsa. I to śmiertelnika. Hmm... Sab, mamy zacząć się już niepokoić? Poprosić Astarotha o pomoc, bo jego siostra uległa wpływom aniołów i spotulniała? Czy od razu poinformować Lucyfera, że jego córeczka zabujała się w człowieku?

- Nie uległam wpływom ptaszysk, debilu! Po prostu stwierdziłam, że udawanie przyjacielskiej nastolatki może być całkiem zabawne, tym bardziej, że większość osób ze szkoły uważa mnie za zimną sukę. - zaprotestowałam gwałtownie, jednak nie mogłam powstrzymać się przed szerokim uśmiechem. - Ale muszę wam powiedzieć, że było warto. Jak tylko pojawiłam się w budzie, stałam się tematem do plotek numer jeden. Wiecie jakie wszyscy mieli zdziwko, gdy przyszłam ubrana w sukienkę, a większość przerw spędziłam z elitą? Miny tych nędznych istot bezcenne. - roześmiałam się ze złośliwością, lecz moment później z mojego gardła dobył się cichy pomruk niezadowolenia, kiedy przypomniałam sobie głupi tekst Marco i aż moc przemknęła mi niespokojnie pod skórą. - Przynajmniej do chwili kiedy straciłam nad sobą kontrolę i się prawie wydałam. Potem już nie było tak kolorowo.

- Sab! - krzyknął na mnie Callys i trzasnął się dłonią w czoło, za to jego kumpel, również raptownie wkurzony mym oświadczeniem, zacisnął dłonie w pięści, zaś jego źrenice zmieniły się w szparki. Poczułam na sobie morderczy wzrok któregoś z demonów na sobie, jednak zignorowałam to i ze spokojem popiłam sobie trunku, trochę się z nimi drażniąc. - Sab, błagam, powiedz, że nikogo nie zabiłaś.

- Gdybym kogoś zabiła, to wiedzielibyście o tym. Astriel na bank zrobiłby wtedy istny armagedon. - zauważyłam z kpiącym śmiechem, bawiąc się pustą szklanką, a zirytowany jej brzęczeniem barman szybko mi ją napełnił. - Spokojnie, zdążyłam wybiec na zewnątrz i się tam uspokoić, a następnie przylazł Aiden i zabrał mnie do siebie. Pogadaliśmy trochę, wyciągnęłam z niego parę informacji o tym zakichanym miasteczku i... wiecie, że facet ma "Biblię Szatana"? - dodałam z ożywieniem i aż oczy mi zabłyszczały, jednak kiedy spojrzałam na znajomych, ich pogodny humor gwałtownie zniknął, zastąpiony przez szok.

- C-co? - wydukał z niedowierzaniem Heret i pochyliwszy się w moją stronę, zapytał niepokojąco spoważniałym tonem. - Ten cały Aiden ma "Biblię Szatana"? Naszą świętą księgę, skarbnicę wiedzy o demonach i rzecz gdzie są zapisane zakazane zaklęcia?

- Tak, właśnie o nią chodzi. - skinęłam twierdząco głową, przyglądając się uważnie demonom. Usłyszawszy to, Heret wyprostował się i wymienił z Callysem znaczące spojrzenia, dzięki czemu domyśliłam się, że coś było nie tak. A ogarniający demony gniew tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Już po chwili piekielna energia wypełniła powietrze, kiedy obydwaj przez swą złość powoli zaczęli przybierać pełne formy mieszkańców Podziemia, a pomarańczowowłosy pozwolił sobie dodatkowo na groźne warczenie. Aha, zaczynała się powtórka z rozmowy o splamieniu. - Ech, mam rozumieć, że znowu wiecie więcej ode mnie, tak? I pewnie nie powiecie mi czym jest ta tajemnicza rzecz, która was tak wkurzyła?

- Kto ci kazał go pilnować, Sab?! - zagrzmiał rozwścieczony Callys, zignorowawszy me pytania, podczas gdy jego włosy stanęły w płomieniach, zaś twarz zniekształciła się, przybierając bardziej wilczy wygląd. Zresztą Heret nie wyglądał lepiej, bo skóra zdążyła zmienić barwę na szarą i ukazał mu się lwi ogon. - Kto?!

- A możecie najpierw wyjaśnić o co chodzi? - zaproponowałam irytująco spokojnym głosem i obrzuciwszy znajomych wyczekującym spojrzeniem, wstałam. - Czemu, do jasnej cholery, znowu czegoś nie wiem, za to wy tak?

- Bo jesteś młoda i tyle. Nie przeżyłaś jeszcze tego co my. - Heret wzruszył ramionami, siląc się na obojętność, lecz czułam, że gniew nadal nakazywał instynktom moich rozmówców pozostawać w gotowości. Kurwa, co tu się odpierdalało? Czemu informacja o księdze będącej u Aidena aż tak ich zdenerwowała? - Sab, po prostu powiedz kto ci kazał pilnować tego śmiertelnika.

- Najpierw wy wyjaśnijcie o co chodzi. - zażądałam z uporem maniaka, pozwalając mojej aurze wreszcie uwolnić się i zaatakować demony, dając im tym samym do zrozumienia, kto tu rządził. Ich reakcja była natychmiastowa, bo skulili się i szybko przybrali z powrotem ludzką postać, choć i tak wciąż nie puścili pary z ust. - Dobra, spróbujemy inaczej. Heret, Callys, macie rozkaz powiedzenia mi prawdy. W tej chwili.

- Po prostu... - zaczął niepewnie pomarańczowowłosy, który już w pełni wyglądał jak zwykły śmiertelnik, a zerknąwszy krótko na swojego kumpla, westchnął ciężko. - ...Aiden prawdopodobnie jest niebezpieczny. BARDZO niebezpieczny. I przez to wolelibyśmy, żebyś trzymała się od niego z daleka, okej? A przynajmniej do czasu aż sprawa z demonem od plagi się nie wyjaśni.

- Chłopaki, wiem o czym myślicie, ale nie, mylicie się. Aiden na pewno nie jest poszukiwanym przez nas sukinsynem. Wiedziałabym o tym. Albo anioły by o tym wiedziały. Nieważne. Chodzi o to, że ktoś by wtedy zareagował, a nawet As zdaje się nie mieć żadnych uprzedzeń co do tego człowieka. Tak jakby. - zaprotestowałam oschle i splotłam ręce na piersiach, ale Heret i Callys tylko dyplomatycznie zamilkli, popijając swoje napoje. - Ej, na serio, to nie Aiden jest odpowiedzialny za te samobójstwa! Od trzech lat dzień w dzień spotykam go w szkole i...

- Sab, nikt nie twierdzi, że to on jest demonem. To ty wyciągasz pochopne wnioski. - przerwał mi brunet, za co zarobił od swego towarzysza ostrym spojrzeniem, mającym go uciszyć. Heret nic sobie z tego nie zrobił i westchnął tylko ciężko, rzuciwszy na mnie okiem, po czym dokończył. - Po prostu uważaj na niego. A raczej na nich. Istnieje prawdopodobieństwo, że i As, i Aiden mogą stanowić zagrożenie.

- Cokolwiek to znaczy. - burknęłam rozdrażniona pod nosem i odetchnęłam głęboko, wycofując moją aurę i uspokajając się, bo i tak wiedziałam, że wyciągnięcie z tych kretynów jakichkolwiek informacji było aktualnie wręcz niemożliwe. I tak samo wyglądała sprawa ze splamieniem. Do dzisiaj nie wiedziałam czym ono było.

- Sab, czy byłabyś teraz tak łaskawa i powiedziała nam wreszcie, kto kazał ci pilnować tego człowieka? - powtórzył Heret, nie pozwalając mi tak po prostu zakończyć tematu, na co już nie wytrzymałam i się zniecierpliwiłam.

- A jak myślisz? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, powstrzymując się przed wykrzyczeniem z siebie całej masy przekleństw, na co demon aż się odchylił na krześle barowym do tyłu.

- Chwila. To Astriel kazał ci go pilnować? - zainteresował się Callys, którego pomarańczowe oczy zabłyszczały złowrogo na tą wiadomość. - I posłuchałaś się go?

- Pilnowanie Aidena było moją częścią umowy. A ponieważ As wypełnił swoją, to niestety muszę być teraz niańką. - wyjaśniłam z irytacją, po czym podeszłam do lady i zaczęłam niespokojnie stukać palcami w jej blat. - Durny aniołek, pożałuje zarówno tego, jak i nasłania na mnie Lil.

- No to trzeba było tak od razu! Przynajmniej ten cały Aiden może by nas tak nie zdenerwował! - Heret natychmiast się rozpogodził i uśmiechnął ze złośliwością, za to drugi demon tylko prychnął, po czym oparł się o szafkę na szklanki i kieliszki. - Czyli planujesz zemstę na ptaszku, dobrze rozumiem?

- Życzę powodzenia, księżniczko. Zabić go na razie nie możesz, sojusz zerwany więc nie masz jak sabotować, a wkurwienie go pewnie będzie niemożliwe ze względu na wszystkim doskonale znaną anielską cierpliwość. Cóż, niewiele możesz zrobić by się zemścić. - wyliczył na palcach z drwiącym półuśmieszkiem Callys, najwidoczniej ciesząc się z beznadziejnej sytuacji, w jakiej byłam.

- Po pierwsze, cierpliwości to Astriel zdecydowanie nie ma. Po drugie, wkurzenie go jest zaskakująco proste, lecz w tym przypadku zemsta musi być idealna. I po trzecie, w wymyśleniu jej to wy mi pomożecie, mądrale. - odszczeknęłam się, przybierając minę niewinnej, słodkiej dziewczynki. - A więc ktoś ma jakieś pomysły?

- Jak okrutna ma być ta zemsta? - spytał Heret z ekscytacją w głosie. Callys już chciał zaprotestować, lecz wystarczył mój chwilowy lodowaty wzrok skierowany ku pomarańczowowłosemu, by zachęcić go do współpracy, podczas gdy drugi demon kontynuował swoją gadkę. - Ma to być tylko niewielkie odegranie się czy cios prosto w serce?

- Zdecydowanie cios prosto w serce. Przez tego kretyna nie dość, że muszę zadawać się ze śmiertelnikami i głupią anielicą, to jeszcze ubierać się... tak. - wskazałam sukienkę na sobie i przestąpiłam z nogi na nogę, stukając szpilkami o parkiet.

- Nie gniewaj się, ale wyglądasz świetnie. - zauważył cicho brunet, na co tylko westchnęłam i zajęłam miejsce obok niego. - Barbie wiedziała co robi.

- Heret, skończ. - syknęłam na niego, choć nawet nie miałam już sił by się wściekać. - Co innego mamy teraz na głowie. Zemsta. Co powinno cholernie zaboleć aniołka?

- Może dosłowny cios prosto w serce? - zaproponował Callys z cwanym uśmieszkiem i obszedłszy barek, stanął koło mnie. - Wiesz, że anioły i demony kochają wiecznie, prawda?

- Ta, Lil mi o tym dzisiaj powiedziała. - przyznałam, niespokojnie zerkając kątem oka na szczerzącego się zielonookiego. - Ale co to ma do rzeczy?

- Chyba nie chcesz, by nasza księżniczka rozkochała w sobie Nadzieję Nieba, co? - parsknął śmiechem siedzący obok mnie Heret, a kiedy pomarańczowowłosy uśmiechnął się z drwiną i zaprzeczył, facet najwyraźniej zrozumiał o co chodziło jego przyjacielowi i razem wybuchnęli śmiechem. - Do reszty cię popierdoliło, Callys.

- Cieszę się, że potraficie czytać sobie w myślach, ale ja tego nie potrafię. Więc możecie po prostu powiedzieć o co wam chodzi? - przewróciłam oczami i ponagliłam ich, tym samym przerywając głupawkę facetów, a ci spojrzeli na mnie z psotnymi błyskami w oczach, po czym Heret w końcu odezwał się.

- Sab, powiedz, co tam u Sheili? Nadal wisi ci przysługę? Bo teraz bardzo przydałaby się nam jej pomoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro