Rozdział 63 (1/3)
Hejo! :)
Dzisiaj szykuje się kolejny maraton! :D Możecie podziękować za niego Zelusiova, która jakby nie patrzeć, to mnie do niego wręcz zmusiła xD Ale ok, niech Ci będzie. Masz ten swój maraton ;P
Następny rozdział wleci za godzinę :)
Zapraszam!
***
- Cześć chłopaki! - obok mnie niespodziewanie usiadła Lil i obdarzyła wszystkich uroczym uśmiechem. - Mam nadzieję, że nie zamęczacie mojej przyjaciółki.
- My mielibyśmy ją zamęczać? Ależ skąd! - Ben udał oburzenie, jednak Aiden prychnął pod nosem, spoglądając na mnie ze współczuciem. Jako jedyny ze stolika popularsów widział, że rzeczywiście męczyłam się w towarzystwie elity i siedziałam z nimi tylko dlatego, że nie mogłam tak po prostu zostawić blondyna i sobie pójść. - Księżniczka wygląda wręcz na zachwyconą faktem, że może gadać z takimi przystojniakami. Prawda?
- Widziałam ładniejszych. - burknęłam pod nosem, a wtedy mój "chłopak" się do mnie przysunął i szturchnął łokciem w bok. Obdarzyłam go znudzonym spojrzeniem, lecz gdy zauważyłam, jak z chytrym uśmieszkiem wskazuje na swoje kolana, momentalnie poczułam zalewającą mnie złość. - Zapomnij.
- Księżniczko... - zaśmiał się i nachyliwszy mi się do ucha, bym tylko ja usłyszała to, co chciał mi powiedzieć, wyszeptał. - Mieliśmy udawać parę, tak? Więc nie narzekaj i ciesz się byciem popularną. - znów znacząco klepnął się w nogę, lecz zobaczywszy mój lodowaty wzrok, westchnął ciężko i odpuścił sobie. - No dobra, jak nie, to nie.
Z wyrazem niezadowolenia na twarzy z powrotem się wyprostował, natychmiast przyłączając się do dyskutujących Bena i Marco, za to ja skorzystałam z okazji i przesunęłam się z krzesłem bliżej Lilianny, bo od kiedy poznałam prawdę o jej charakterze, towarzystwo anielicy przestało mnie tak denerwować. Choć jej piskliwy głosik nadal tak samo wkurzał. Blondynka jakby wyczuwając moją irytację, od razu roześmiała się cicho i ustawiwszy ku mnie, zaczęła mi się uważnie przyglądać.
- Co? - fuknęłam na nią, bawiąc się sałatą zwisającą z widelca, a widząc roziskrzony wzrok Barbie, przewróciłam oczami. - Po prostu w ostateczności wolę wasze towarzystwo niż ludzi, okej? Mimo wszystko jedziemy teraz na jednym wózku, więc...
- Oj, nie o to mi chodzi. Wiem, że jesteś aktualnie do mnie neutralnie nastawiona, bo nie zostałam jeszcze zaatakowana twoją aurą. - odpowiedziała wesoło, kręcąc przecząco głową, przez co złote loki uciekły z misternego koka i opadły jej na ramiona. - Powiedz, zaczęłaś już coś do niego czuć? Będzie wielkie, wzruszające love story człowieka i demona? Chwila, co ja gadam. Przecież wy już ze sobą chodzicie! To oczywiste, że jesteś w nim zakochana!
- Ta, jestem z nim tak szczęśliwa, że mam ochotę skakać z radości. - przytaknęłam ze sztucznym uśmiechem, dopowiadając cicho pod nosem. - Najlepiej z mostu pod pociąg.
- Ach, jak ja uwielbiam te wszystkie miłości! - splotła ręce w koszyczek i oparłszy się łokciami o stół, a następnie podbródek na dłoniach, rzuciła mi rozmarzone spojrzenie. - Zazdroszczę ci. Też bym chciała w końcu znaleźć mojego przeznaczonego i żyć z nim długo i szczęśliwe przez całą wieczność. Miałabym czwórkę dzieci oraz wspaniałego męża, który kochałby mnie nad życie, byłby wspaniałym ojcem, a rodzina byłaby dla niego najważniejsza. Oczywiście oprócz Nieba i służbie Bogu.
- Życzę ci spełnienia marzeń. - nawet nie słuchałam tych bredni o miłości. Już na przykładzie choćby mojego ojca mogłam stwierdzić, że darzenie kogoś tym uczuciem było słabością, którą wrogowie mogliby wykorzystać. Złamanie serca było okropne, plus nie wiedzieć czemu, anioły i demony przeżywały je nader intensywnie, tak więc nic dziwnego, że wymagałam od Aidena jedynie przyjaźni. Żadnych bliższych relacji, żadnego zakochania w śmiertelniku. Amen. - Miłość jest beznadziejna.
- Sab, nie mów tak! Przyznaj, że w rzeczywistości jesteś w nim strasznie zakochana i nie możesz żyć bez ukochanego Aidena. - rozplotła ręce i dźgnęła mnie w ramię, ale zobaczywszy mój znudzony wzrok, zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy w geście oburzenia. - Traktujesz wasz uczucie jak karę.
- Jestem demonem, nie aniołem. - mruknęłam cicho, by czasem chłopacy tego nie usłyszeli. Choć i tak było to mało prawdopodobne, gdyż od dobrych pięciu minut ożywienie o czymś rozmawiali. - Nam nie amory w głowie. Każdy mieszkaniec Piekła od dziecka jest uczony, że okazywanie jakichkolwiek większych uczuć to oznaka słabości. I dlatego wolimy się skupiać na walce.
- A jednak potrzeba odnalezienia swojej drugiej połowy jest w was dość mocno zakorzeniona. - zauważyła z cwanym błyskiem w brązowych tęczówkach, a gdy uniosłam pytająco brew w oczekiwaniu na wyjaśnienia, Lil przysunęła się jeszcze bliżej mnie, tak, że stykałyśmy się ramionami, po czym zaczęła wyjaśniać. - Posłuchaj, każdy w Niebie wie, że Piekło ma na koncie liczne historie miłosne. No wiesz, mate wilkołaków, narzeczone wampirów, czy choćby przywiązanie samych Upadłych do ukochanych. - na te słowa skrzywiłam się lekko, jednak niechętnie przyznałam dziewczynie rację, tym samym zachęcając ją do dalszego mówienia. - Z demonami jest tak samo, Sab. U was miłość też jest wieczna.
- Lil, o co ci chodzi? - zniecierpliwiłam się i posłałam dziewczynie ostre spojrzenie, z którego ta nic sobie nie zrobiła. - Chcesz mi wmówić, że demony są bardziej uczuciowymi stworami od aniołów?
- Nie, my oraz Upadli i demony funkcjonujemy akurat na tej samej zasadzie. - jej śliczną buźkę rozświetlił szeroki uśmiech, po czym wskazawszy palcem na Aidena, nachyliła się ku mnie i oznajmiła. - Raz zakochany anioł czy demon, będzie kochać tą jedną, konkretną osobę na zawsze. Po wsze czasy. Czyż to nie jest romantyczne?
- Nie. I chwila... A jeśli jakiś anioł bądź demon zakocha się w śmiertelniku? - zapytałam zdezorientowana dostarczonymi mi informacjami, lecz kiedy uśmiech anielicy stał się smutny, wszystko stało się dla mnie jasne. - Nieszczęśliwa miłość, tak?
- To zależy. Jeśli człowiek po śmierci trafi tam gdzie jego druga połówka, to nie ma problemu. Jednak gdy trafia gdzie indziej... - Lilianna urwała i pokręciła głową, ciężko wzdychając. - Twój i Aidena przypadek jest dość ciekawy. Zazwyczaj nie zdarza się, by demon choćby zauroczył się w śmiertelniku. Ale skoro już się w sobie zakochaliście... to mimo wszystko współczuję. Czeka was wielkie cierpienie.
Córka Gabriela odsunęła się ode mnie, dając wyraźny znak, iż nasza rozmowa dobiegła końca, a pozbawiona towarzystwa do gadania powiodłam wzrokiem do blondyna. Ten jakby wyczuwszy, że mu się przyglądałam, zerknął na mnie i posłał lekki uśmiech, by po chwili znów zostać całkowicie pochłoniętym rozmowie z kumplami.
Demony i anioły potrafiły kochać tylko raz. Hmm, to by wyjaśniało, dlaczego mój ojciec po śmierci matki nikogo więcej sobie nie znalazł. Co prawda doradcy, służący, a nawet jego zaufani przyjaciele wiele razy powtarzali mu, że powinien ponownie się ożenić i zapomnieć o mojej mamie, jednak tata wytrwale trwał w przekonaniu, że już nigdy nie będzie miał żadnej kobiety, bo ta, którą kochał, odeszła ze świata żywych. Zawsze to mówił, jak jakąś mantrę. A potem zamykał się w swoim gabinecie i nie wychodził z niego przez parę godzin.
- Księżniczko, wszystko gra? - poczułam, jak Aiden splótł nasze ręce, a kiedy na niego spojrzałam, jego troskliwy wzrok automatycznie poprawił mi humor. - Sab? Coś się stało?
- Ależ skąd. - zmusiłam się na delikatny uśmiech i nim ktokolwiek zdążył się zorientować, co się dzieje, podniosłam się z krzesła i usiadłam bokiem chłopakowi na kolanach, obejmując go jednocześnie za szyję. Cóż, skoro mieliśmy grać parę, a byłam pewna, że się przy tym nie zakocham, to co mi szkodziło. Kątem oka dostrzegłam jeszcze szok Bena i Marco, którzy wpatrywali się w nas z niedowierzaniem, Lil chichotała radośnie, za to w oczach Aidena pojawiły się złośliwe iskierki. Wiedział, o co mi chodziło. Mieliśmy tym jak najbardziej wkurzyć jego przyjaciół. - Więc gdzie mnie dzisiaj zabierasz, kochanie?
- To niespodzianka, księżniczko. Nic ci nie powiem. - odparł ponętnym głosem i zaczął wodzić dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa, co zdecydowanie mi się nie spodobało i już po paru sekundach iskry mocy wiły mi się pod skórą, chcąc wydostać i zaatakować człowieka, lecz zignorowawszy je, dalej udawałam zakochaną nastolatkę.
- Ale... - chciałam coś powiedzieć, jednak żałosny jęk Bena na szczęście mi to uniemożliwił.
- Ludzie, błagam, litości! - zawył rozpaczliwie i uderzył czołem o stół, na co Marco wybuchnął głośnym śmiechem, patrząc się na załamanego szatyna. - Nie zniosę więcej tych słodkości!
- Droga wolna, Ben. - odparł z rozbawieniem Aiden i wskazał mu drzwi, a zorientowawszy się, że przyglądała nam się cała stołówka, ponownie nachylił mi się do ucha i wyszeptał. - Sab, jesteś pewna, że twój chłopak nie ma nic przeciwko naszym wygłupom?
- Mówiłam już, nie mam chłopaka, idioto. - od razu zaprotestowałam także szeptem, lecz widząc jego nieprzekonanie, przewróciłam oczami i spytałam z niepokojem. - A czemu pytasz?
- Bo Astriel właśnie pożera cię wzrokiem, a mnie nim morduje. Nie chcę później od niego oberwać za odbicie mu dziewczyny. Więc jak to z wami jest, co?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro