Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 63 (1/3)

Hejo! :)

Dzisiaj szykuje się kolejny maraton! :D Możecie podziękować za niego Zelusiova, która jakby nie patrzeć, to mnie do niego wręcz zmusiła xD Ale ok, niech Ci będzie. Masz ten swój maraton ;P

 Następny rozdział wleci za godzinę :)

Zapraszam!

***

- Cześć chłopaki! - obok mnie niespodziewanie usiadła Lil i obdarzyła wszystkich uroczym uśmiechem. - Mam nadzieję, że nie zamęczacie mojej przyjaciółki.

- My mielibyśmy ją zamęczać? Ależ skąd! - Ben udał oburzenie, jednak Aiden prychnął pod nosem, spoglądając na mnie ze współczuciem. Jako jedyny ze stolika popularsów widział, że rzeczywiście męczyłam się w towarzystwie elity i siedziałam z nimi tylko dlatego, że nie mogłam tak po prostu zostawić blondyna i sobie pójść. - Księżniczka wygląda wręcz na zachwyconą faktem, że może gadać z takimi przystojniakami. Prawda?

- Widziałam ładniejszych. - burknęłam pod nosem, a wtedy mój "chłopak" się do mnie przysunął i szturchnął łokciem w bok. Obdarzyłam go znudzonym spojrzeniem, lecz gdy zauważyłam, jak z chytrym uśmieszkiem wskazuje na swoje kolana, momentalnie poczułam zalewającą mnie złość. - Zapomnij.

- Księżniczko... - zaśmiał się i nachyliwszy mi się do ucha, bym tylko ja usłyszała to, co chciał mi powiedzieć, wyszeptał. - Mieliśmy udawać parę, tak? Więc nie narzekaj i ciesz się byciem popularną. - znów znacząco klepnął się w nogę, lecz zobaczywszy mój lodowaty wzrok, westchnął ciężko i odpuścił sobie. - No dobra, jak nie, to nie.

Z wyrazem niezadowolenia na twarzy z powrotem się wyprostował, natychmiast przyłączając się do dyskutujących Bena i Marco, za to ja skorzystałam z okazji i przesunęłam się z krzesłem bliżej Lilianny, bo od kiedy poznałam prawdę o jej charakterze, towarzystwo anielicy przestało mnie tak denerwować. Choć jej piskliwy głosik nadal tak samo wkurzał. Blondynka jakby wyczuwając moją irytację, od razu roześmiała się cicho i ustawiwszy ku mnie, zaczęła mi się uważnie przyglądać.

- Co? - fuknęłam na nią, bawiąc się sałatą zwisającą z widelca, a widząc roziskrzony wzrok Barbie, przewróciłam oczami. - Po prostu w ostateczności wolę wasze towarzystwo niż ludzi, okej? Mimo wszystko jedziemy teraz na jednym wózku, więc...

- Oj, nie o to mi chodzi. Wiem, że jesteś aktualnie do mnie neutralnie nastawiona, bo nie zostałam jeszcze zaatakowana twoją aurą. - odpowiedziała wesoło, kręcąc przecząco głową, przez co złote loki uciekły z misternego koka i opadły jej na ramiona. - Powiedz, zaczęłaś już coś do niego czuć? Będzie wielkie, wzruszające love story człowieka i demona? Chwila, co ja gadam. Przecież wy już ze sobą chodzicie! To oczywiste, że jesteś w nim zakochana!

- Ta, jestem z nim tak szczęśliwa, że mam ochotę skakać z radości. - przytaknęłam ze sztucznym uśmiechem, dopowiadając cicho pod nosem. - Najlepiej z mostu pod pociąg.

- Ach, jak ja uwielbiam te wszystkie miłości! - splotła ręce w koszyczek i oparłszy się łokciami o stół, a następnie podbródek na dłoniach, rzuciła mi rozmarzone spojrzenie. - Zazdroszczę ci. Też bym chciała w końcu znaleźć mojego przeznaczonego i żyć z nim długo i szczęśliwe przez całą wieczność. Miałabym czwórkę dzieci oraz wspaniałego męża, który kochałby mnie nad życie, byłby wspaniałym ojcem, a rodzina byłaby dla niego najważniejsza. Oczywiście oprócz Nieba i służbie Bogu.

- Życzę ci spełnienia marzeń. - nawet nie słuchałam tych bredni o miłości. Już na przykładzie choćby mojego ojca mogłam stwierdzić, że darzenie kogoś tym uczuciem było słabością, którą wrogowie mogliby wykorzystać. Złamanie serca było okropne, plus nie wiedzieć czemu, anioły i demony przeżywały je nader intensywnie, tak więc nic dziwnego, że wymagałam od Aidena jedynie przyjaźni. Żadnych bliższych relacji, żadnego zakochania w śmiertelniku. Amen. - Miłość jest beznadziejna.

- Sab, nie mów tak! Przyznaj, że w rzeczywistości jesteś w nim strasznie zakochana i nie możesz żyć bez ukochanego Aidena. - rozplotła ręce i dźgnęła mnie w ramię, ale zobaczywszy mój znudzony wzrok, zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy w geście oburzenia. - Traktujesz wasz uczucie jak karę.

- Jestem demonem, nie aniołem. - mruknęłam cicho, by czasem chłopacy tego nie usłyszeli. Choć i tak było to mało prawdopodobne, gdyż od dobrych pięciu minut ożywienie o czymś rozmawiali. - Nam nie amory w głowie. Każdy mieszkaniec Piekła od dziecka jest uczony, że okazywanie jakichkolwiek większych uczuć to oznaka słabości. I dlatego wolimy się skupiać na walce.

- A jednak potrzeba odnalezienia swojej drugiej połowy jest w was dość mocno zakorzeniona. - zauważyła z cwanym błyskiem w brązowych tęczówkach, a gdy uniosłam pytająco brew w oczekiwaniu na wyjaśnienia, Lil przysunęła się jeszcze bliżej mnie, tak, że stykałyśmy się ramionami, po czym zaczęła wyjaśniać. - Posłuchaj, każdy w Niebie wie, że Piekło ma na koncie liczne historie miłosne. No wiesz, mate wilkołaków, narzeczone wampirów, czy choćby przywiązanie samych Upadłych do ukochanych. - na te słowa skrzywiłam się lekko, jednak niechętnie przyznałam dziewczynie rację, tym samym zachęcając ją do dalszego mówienia. - Z demonami jest tak samo, Sab. U was miłość też jest wieczna.

- Lil, o co ci chodzi? - zniecierpliwiłam się i posłałam dziewczynie ostre spojrzenie, z którego ta nic sobie nie zrobiła. - Chcesz mi wmówić, że demony są bardziej uczuciowymi stworami od aniołów?

- Nie, my oraz Upadli i demony funkcjonujemy akurat na tej samej zasadzie. - jej śliczną buźkę rozświetlił szeroki uśmiech, po czym wskazawszy palcem na Aidena, nachyliła się ku mnie i oznajmiła. - Raz zakochany anioł czy demon, będzie kochać tą jedną, konkretną osobę na zawsze. Po wsze czasy. Czyż to nie jest romantyczne?

- Nie. I chwila... A jeśli jakiś anioł bądź demon zakocha się w śmiertelniku? - zapytałam zdezorientowana dostarczonymi mi informacjami, lecz kiedy uśmiech anielicy stał się smutny, wszystko stało się dla mnie jasne. - Nieszczęśliwa miłość, tak?

- To zależy. Jeśli człowiek po śmierci trafi tam gdzie jego druga połówka, to nie ma problemu. Jednak gdy trafia gdzie indziej... - Lilianna urwała i pokręciła głową, ciężko wzdychając. - Twój i Aidena przypadek jest dość ciekawy. Zazwyczaj nie zdarza się, by demon choćby zauroczył się w śmiertelniku. Ale skoro już się w sobie zakochaliście... to mimo wszystko współczuję. Czeka was wielkie cierpienie.

Córka Gabriela odsunęła się ode mnie, dając wyraźny znak, iż nasza rozmowa dobiegła końca, a pozbawiona towarzystwa do gadania powiodłam wzrokiem do blondyna. Ten jakby wyczuwszy, że mu się przyglądałam, zerknął na mnie i posłał lekki uśmiech, by po chwili znów zostać całkowicie pochłoniętym rozmowie z kumplami.

Demony i anioły potrafiły kochać tylko raz. Hmm, to by wyjaśniało, dlaczego mój ojciec po śmierci matki nikogo więcej sobie nie znalazł. Co prawda doradcy, służący, a nawet jego zaufani przyjaciele wiele razy powtarzali mu, że powinien ponownie się ożenić i zapomnieć o mojej mamie, jednak tata wytrwale trwał w przekonaniu, że już nigdy nie będzie miał żadnej kobiety, bo ta, którą kochał, odeszła ze świata żywych. Zawsze to mówił, jak jakąś mantrę. A potem zamykał się w swoim gabinecie i nie wychodził z niego przez parę godzin.

- Księżniczko, wszystko gra? - poczułam, jak Aiden splótł nasze ręce, a kiedy na niego spojrzałam, jego troskliwy wzrok automatycznie poprawił mi humor. - Sab? Coś się stało?

- Ależ skąd. - zmusiłam się na delikatny uśmiech i nim ktokolwiek zdążył się zorientować, co się dzieje, podniosłam się z krzesła i usiadłam bokiem chłopakowi na kolanach, obejmując go jednocześnie za szyję. Cóż, skoro mieliśmy grać parę, a byłam pewna, że się przy tym nie zakocham, to co mi szkodziło. Kątem oka dostrzegłam jeszcze szok Bena i Marco, którzy wpatrywali się w nas z niedowierzaniem, Lil chichotała radośnie, za to w oczach Aidena pojawiły się złośliwe iskierki. Wiedział, o co mi chodziło. Mieliśmy tym jak najbardziej wkurzyć jego przyjaciół. - Więc gdzie mnie dzisiaj zabierasz, kochanie?

- To niespodzianka, księżniczko. Nic ci nie powiem. - odparł ponętnym głosem i zaczął wodzić dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa, co zdecydowanie mi się nie spodobało i już po paru sekundach iskry mocy wiły mi się pod skórą, chcąc wydostać i zaatakować człowieka, lecz zignorowawszy je, dalej udawałam zakochaną nastolatkę.

- Ale... - chciałam coś powiedzieć, jednak żałosny jęk Bena na szczęście mi to uniemożliwił.

- Ludzie, błagam, litości! - zawył rozpaczliwie i uderzył czołem o stół, na co Marco wybuchnął głośnym śmiechem, patrząc się na załamanego szatyna. - Nie zniosę więcej tych słodkości!

- Droga wolna, Ben. - odparł z rozbawieniem Aiden i wskazał mu drzwi, a zorientowawszy się, że przyglądała nam się cała stołówka, ponownie nachylił mi się do ucha i wyszeptał. - Sab, jesteś pewna, że twój chłopak nie ma nic przeciwko naszym wygłupom?

- Mówiłam już, nie mam chłopaka, idioto. - od razu zaprotestowałam także szeptem, lecz widząc jego nieprzekonanie, przewróciłam oczami i spytałam z niepokojem. - A czemu pytasz?

- Bo Astriel właśnie pożera cię wzrokiem, a mnie nim morduje. Nie chcę później od niego oberwać za odbicie mu dziewczyny. Więc jak to z wami jest, co?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro