Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 57

- Szkoła to jednak piekło. Tu też albo cholernie zimno, albo gorąco. Tego dyrektora już chyba popierdoliło. - zaklęłam pod nosem i jednocześnie zdjęłam z siebie bluzę, po czym zwinęłam ją w kłębek i wrzuciłam do szafki, mocno trzaskając jej drzwiczkami. Całe szczęście, że zawsze miałam na sobie jakiś t-shirt oraz na wierzch zarzucone coś cieplejszego, bo paradowania po całej szkole w bluzce od w-f'u nawet nie brałam pod uwagę.

Z powrotem zarzuciłam sobie na ramię torbę i burcząc coś tam pod nosem, skierowałam się na stołówkę szkolną, gdzie miałam nadzieję spotkać Aidena. Co prawda za diabły nie chciałam się z nim użerać i robić z siebie idiotki, płaszcząc się przed nim oraz jego kumplami, ale nadszedł czas żebym wypełniła moją część umowy. Bo niestety prawdą było to, że każdy pakt zawarty z jakimkolwiek mieszkańcem Piekła był świętością, a jego niedopełnienie oznaczało skazanie się na Otchłań. Jeszcze jedna durna zasada świata niematerialnego.

Kurwa, mogłam jednak nie ratować Cassie. Wynikło z tego więcej problemu niż pożytku, a i tak nie miałam pewności czy Astriel zabrał ją do Nieba. Po wczorajszym wybuchu anioła dotarło do mnie, że można się było spodziewać po nim wszystkiego, włącznie z odesłaniem duszy dziewczyny do Podziemia, a od powrotu od ojca jeszcze nie miałam okazji pogadać z brunetem na spokojnie. Zawsze gdy go widziałam kręciło się wokół niego pełno śmiertelników bądź Lilianna, a akurat wizja wyjaśniania wszystkiego tej blondynie niezbyt mi się podobała. Plus jeszcze dochodziła sprawa ze zbuntowaniem ptaszka, o czym też chciałam z nim porozmawiać, lecz jednocześnie nie wkopać go przed siorą. Bo ta to na bank od razu poleciałaby do ich ojczulka i naskarżyła mu, czym zjebałaby plan doprowadzenia archaniołów do upadku. Więc tak czy siak, jak na razie musiałam czekać na moment, kiedy to mogłabym porozmawiać z Asem bez grona jego fanów w pobliżu.

Podeszłam do przeszklonej ściany, która odgradzała stołówkę od korytarza, a przemknąwszy wzrokiem po tłumie nastolatków, z czego większość zamiast żreć po prostu gadała z przyjaciółmi, wreszcie odnalazłam jasne, platynowe włosy Aidena. Chłopak siedział przodem do wejścia, mając na kolanach jakąś kolejną szkolną lalkę i razem z Benem właśnie śmiali się z durnego Marco, próbującego podrzucić nóż w ten sposób, by wpadł do puszki coli ostrzem w dół. A nie miało prawa mu się to udać, bo puszka od napoju była zamknięta. Ja pierdolę, niech mnie ktoś zabije!

Westchnęłam ciężko z rezygnacją i niechętnie podeszłam do drzwi, które otwierały się zaledwie pod lekkim naporem. Już parę razy zostały one wyrwane z zawiasów podczas bójek, a dyrektor twierdził, że zakupienie nowych nie miało większego sensu. I tutaj akurat musiałam się z nim zgodzić, bo bijatyki były w tym opuszczonym przez Boga miejscu prawie że codziennością. Szkoda tylko, że zawsze nim zdążyłam dołączyć do zabawy, nauczyciele wkraczali do akcji i znów robiło się na tym zadupiu koszmarnie nudno. A potem aniołki się dziwiły dlaczego urządzałam sobie polowania na ludzi. Po prostu. Dla zabawy!

Z niechęcią weszłam do pomieszczenia, natychmiast skupiając na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, którzy gwałtownie umilkli. A raczej nie ja zwróciłam ich uwagę, a moje ramiona, od barków po nadgarstki ozdobione ciemnymi tatuażami. Doskonale wiedziałam, że to one były obiektem zainteresowania, bo nikt ich nigdy wcześniej nie widział. Przez pierwsze trzy lata pozostawałam bez mocy, co było równoznaczne ze zniknięciem rysunków. Za to kiedy wreszcie przebudziłam moją demoniczną formę i się ukazały, to nosiłam do szkoły długie rękawy, nie chcąc ściągać na siebie uwagi śmiertelników. Jedynie nie przewidziałam tego, że dyrektor szkoły może zarządzić jej ogrzewanie, a ze względu na stare grzejniki, które były rozlokowane w całym budynku i nie dało się ich skręcić, temperatura powietrza sięgała pewnie ponad trzydziestu stopni Celsjusza. Całe szczęście, że byłam przyzwyczajona do takiego czegoś.

Otrząsnąwszy się z krótkotrwałego onieśmielenia, szybko namierzyłam Aidena, który jak reszta ludzi wpatrywał się we mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Wyprostowałam się dumnie i pewnym krokiem ruszyłam do jego stolika, a kiedy przy okazji zerknęłam krótko na Bena i zobaczyłam jego arogancką minę oraz szeroki uśmiech, uwolniłam dodatkowo aurę. Momentalnie parę osób się wzdrygnęło, inni spuścili głowy i skulili się na swoich miejscach, z powrotem zabierając za jedzenie, choć uporczywa cisza nadal nieprzyjemnie piszczała w uszach, zakłócana odgłosami z korytarza. No, zapowiadała się ciekawa rozmowa przy ponad stówie przysłuchujących się nastolatków. Zajebiście.

- Aiden. - stanęłam przed stolikiem popularsów i zmusiwszy się na uśmiech, zwróciłam się do blondyna zupełnie ignorującego siedzącą mu na kolanach szatynkę. - Mam do ciebie sprawę. Moglibyśmy porozmawiać? Na osobności? - spojrzałam znacząco na jego kumpli, piorunując ich wzrokiem, a Ben parsknął cicho śmiechem i kręcąc niedowierzająco głową, klepnął przyjaciela w ramię.

- Powodzenia. - szepnął mu jeszcze na ucho, czego pewnie nie miałam usłyszeć, ale zapanowawszy nad pierwszymi ukłuciami wkurzenia, z trudem utrzymałam uśmiech. - Wiesz co robić.

Aiden roześmiał się tylko cicho i gwałtownie zrzuciwszy z siebie dziewczynę, wstał oraz się do mnie wyszczerzył, a jego dwukolorowe oczy, w których obwódka tęczówki była intensywnie zielona a wnętrze piwne, błysnęły niepokojącym blaskiem. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, chłopak objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w stronę wyjścia, zupełnie nie zważając na to, że skaczące mi między palcami iskry prawdopodobnie parzyły go w skórę, zaś aura silnie atakowała. Cholera, gość był wytrzymalszy nawet od Astriela.

W milczeniu wyszliśmy z pomieszczenia i przez chwilę podążaliśmy korytarzami, a będąc przez cały ten czas obejmowana, wręcz modliłam się, bym czasem teraz nie wybuchła i go nie zabiła na oczach wszystkich. Debil chyba nie słyszał o przestrzeni osobistej, bo im więcej osób na nas spoglądało z zaskoczeniem wymalowanym na twarzach, tym mocniej mnie chłopak do siebie przyciskał. Kurwa, ostatni raz zawarłam umowę z jakimś aniołem. Bo wychodziło na to, że gdy As musiał jedynie zabrać Cassie do Nieba, tak ja musiałam męczyć się z zapatrzonymi w siebie szkolnymi gwiazdeczkami, których ego było wielkości Mount Everestu. Ech, nieźle się wkopałam.

Wreszcie Aiden zatrzymał się przed jakimiś drzwiami i rozejrzawszy się wokół czy nie było gdzieś jakiegoś nauczyciela, szybko je otworzył i wepchnął mnie do środka, wchodząc zaraz za mną. Tym razem z mojego gardła dobyło się ciche warknięcie, a moc prześlizgnąwszy mi się pod skórą, wydostała się, na szczęście w tak małych ilościach, że tylko włączyła światło w ciemnym pomieszczeniu. Stara żarówka zamigotała, a rozejrzawszy się dookoła, skapnęłam się, iż byliśmy w składziku woźnego. I dopiero teraz uświadomiłam sobie, co miał na myśli Ben, gdy mówił "powodzenia".

- Aiden, chciałam porozmawiać, a nie się pieprzyć. Czaisz różnicę? - odwróciłam się do niego zirytowana i splotłam ręce na piersiach, zaś chłopak roześmiał się i wcisnąwszy dłonie do kieszeni spodni, oparł się o drzwi.

- W takim razie od razu ostrzegam, że moja chata odpada. Tak więc musisz podać mi swój adres i która godzina by ci pasowała, ale dzisiejsza noc nie wchodzi w rachubę, bo Will organizuje imprezę. - skinął głową i odpowiedział, a kiedy dotarło do mnie o czym mówił, złość ponownie we mnie uderzyła. Wbiłam paznokcie mocno w ramiona, byleby zapanować nad iskrami i przymknęłam oczy, licząc w myślach do dziesięciu.

- ...dziewięć, dziesięć. - wymamrotałam pod nosem i spojrzawszy znów na chłopaka, który nadal patrzył na mnie z tym swoim wkurzającym uśmieszkiem, zmusiłam się na spokojny ton. - Aiden, powiem ci to po raz ostatni. Nigdy nie prześpię się ani z tobą, ani z Benem. I przestańcie mnie z tym męczyć, bo przyrzekam, że jak z wami skończę, to rodzona matka was nie pozna! - uniosłam głos, czego skutkiem było zamigotanie żarówki, lecz mój rozmówca ponownie zignorował to, co powiedziałam.

- Oj Sab, wiem, że tylko tak mówisz. A także wiem, że prawda jest zupełnie inna. - chłopak odbił się od drzwi i powoli zaczął iść w moją stronę, wciąż nie reagując na moją aurę, która była w pełni sił a i tak nic mu nie robiła. Instynktownie zaczęłam się cofać, choć ręce aż mnie świerzbiły bym wreszcie uderzyła narcystycznego nastolatka, który nie rozumiał co próbowałam wbić mu do jego pustego łba. - Przyznaj. Nie układa ci się w związku, zaczyna cię on męczyć i potrzebujesz prawdziwej rozrywki, bo twój chłopak jest w tym beznadziejny. Okej, rozumiem sytuację. - dotknęłam plecami ściany i przycisnęłam się do niej, a blondyn oparł się jedną ręką z boku mojej głowy i nachylił ku mnie, zachowując na szczęście bezpieczną odległość. - I wiesz co? Mimo że wszyscy gadają jaka to z ciebie suka i tak dalej, to zgadzam się. Zgadzam się być twoją odskocznią i przyrzekam, że nic nie wspomnę o tym aniołkowi.

- Aiden, zacznę może od tego, że z aniołkiem nie jesteśmy parą. Nie sypiałam z nim, nie sypiam i nie będę sypiać, a nasza relacja opiera się na wspólnej niechęci do siebie. Zadaję się z Astrielem tylko dlatego, że muszę. Po drugie, nie, nie chcę żebyś był moją odskocznią, ani w ogóle nic z tych rzeczy, bo nie jestem dziwką by się puszczać ze wszystkimi na prawo i lewo. Trzy, spróbuj mnie znowu dotknąć, a zgotuję ci takie piekło, że będziesz błagał o śmierć. Oraz cztery, chciałam z tobą porozmawiać na zupełnie inny temat niż ten, który zacząłeś. - wyliczyłam na palcach, przeszywając go ostrym wzrokiem zazwyczaj działającym nawet na demony, a jednak ten śmiertelnik nadal hardo mi się przyglądał, co zaczynało doprowadzać mnie do szewskiej pasji. Jakim pierdolonym cudem dawał radę mi się stawiać?! Już dawno powinien brać nogi za pas!

- Serio? - Aiden zmarszczył zdezorientowany brwi i potarł kark wolną dłonią, po czym odsunąwszy się do ode mnie, przechylił głowę lekko na bok. - Więc czego chcesz?

Ech, i co mu miałam niby powiedzieć? Tak prosto z mostu się go zapytać, czy czasem nie planował samobójstwa? Że jego granatowa aura niepokojąco pulsowała i dlatego mimo wszystko zgodziłam się mieć na niego oko? Że widziałam otaczającą go poświatę, bo byłam demonem? Ta, na pewno by mi uwierzył. Nie wspominając już o reakcji Asa, gdybym mu oświadczyła, że wypaplałam człowiekowi tajemnicę istnienia Piekła i Nieba. Pewnie znów wpadłby w ten swój szał niebiańskiego buntownika. Choć z drugiej strony wkurzenie go byłoby całkiem fajne.

Z zamyśleniem zmierzyłam Aidena uważnym spojrzeniem od góry do dołu, oceniając jego wygląd. Nie ma co, wśród śmiertelników na pewno uchodził za przystojnego. Jasne, blond włosy modnie ułożone, drogie ciuchy zakrywające umięśnioną sylwetkę, kwadratowa szczęka, pełne usta i te hipnotyzujące, dwukolorowe oczy. Gdyby nie to, że do szkoły chodzili jeszcze Astriel będący aniołem oraz Ben, mogłabym nawet stwierdzić, iż to Aiden byłby w budzie tym najprzystojniejszym. Więc pokazywanie się z nim raczej by mi nie zaszkodziło.

Wyprostowałam się i uniosłam dumnie podbródek, oparłam ręce na biodrach i schowawszy moją aurę, uśmiechnęłam się cwaniacko, zaś oczy błysnęły mi złośliwymi iskierkami.

- Co ty na to, żeby podenerwować aniołka i twoich kumpli?

***

Hejo! :)

Z racji tego, że od poniedziałku znów zaczyna się szkoła, to wracamy do starego schematu wrzucania rozdziałów, czyli nowe części tylko w soboty. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że za tydzień majówka, to pewnie znowu dostanę przypływu weny i tak jak ostatnio, możecie się spodziewać w przyszły poniedziałek lub wtorek maratonu ;)

Miłego weekendu! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro