Rozdział 47
- Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. - anioł usiadł na drugiej huśtawce obok mnie i spojrzał w moim kierunku, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Wygrałaś, Sab. Właśnie mi udowodniłaś, że potrafisz udawać człowieka. Ba, nawet słodką, niewinną dziewczynę.
- Oj, zamknij się. - rzuciłam ze śmiechem do Asa i zakołysałam się lekko na huśtawce, uśmiechając się z zadowoleniem. - Mówisz tak, bo sam chcesz jej trochę, co nie?
- Nie zapominaj kto ci ją kupił. - prychnął brunet, a gdy zerknęłam na niego kątem oka, zauważyłam rozbawienie wymalowane na jego twarzy. - I kto by pomyślał, że wielka wojowniczka Piekła, córka samego Szatana jest wielką wielbicielką waty cukrowej.
- Hej, w Podziemiu tego nie mamy. - spróbowałam się natychmiast wytłumaczyć, jednak zobaczywszy pobłażliwy uśmieszek aniołka przewróciłam oczami i przeniosłam spojrzenie na słodkość na patyku, której sprzedawca mi nie poskąpił. Oderwałam kolejny fragment waty i przed włożeniem go do ust, mruknęłam pod nosem. - No dobra, może tym razem masz rację. Kocham watę cukrową.
- Tym razem? To ty wczoraj tak strasznie chciałaś nasz sojusz, a było to równoznaczne z przyznaniem, iż był to świetny pomysł. - usłyszawszy drwiący ton Asa natychmiast spiorunowałam go wzrokiem, choć ten tylko wzruszyły ramionami i znów uśmiechnął się ze złośliwością.
- Będziesz mi to wypominał do końca naszej znajomości, prawda? - żachnęłam się z irytacją i wzięłam trochę waty, zapychając sobie nią usta i uniemożliwiając przekleństwom cisnącym mi się na język wydostać się na zewnątrz.
Gdy srebrnooki przytaknął z widoczną wesołością, westchnęłam tylko ciężko i pozwoliłam mojej aurze wreszcie się uwolnić, co od razu spotkało się z gniewnym pomrukiem ptaszka, którego energia momentalnie zakuła mnie w ramię. Zrozumiałam przekaz. Miałam dalej chować swoją i udawać śmiertelnika. Ech, Astriel miał pewnie teraz ze mnie niezły ubaw.
Skrzywiłam się lekko i niechętnie posłuchałam się anioła, przy okazji uciekając wzrokiem na karuzele i strzelnice. Mimo że kiedy tu przyjechaliśmy nie było większego ruchu, to teraz koło placu zabaw, na który weszliśmy, przechodziło coraz więcej nastolatków. Jak na razie była tylko jedna rodzina z mniejszym dzieckiem, ale przedział wiekowy reszty śmiertelników wahał się od piętnastu do dwudziestu lat. Już na pierwszy rzut oka mogłam wywnioskować z twarzy każdego, że był zadowolony z olania lekcji i przyjścia tu, a ta przyjazna atmosfera chyba nawet zaczęła mi się udzielać. Może i nadal nie podobał mi się fakt, że byłam tu z niebiańską istotą, której nie mogłam zabić, jednak perspektywa kupienia sobie jeszcze większej ilości waty cukrowej jako-tako mnie uspokajała. Plus jeszcze z kolejki górskiej i paru innych atrakcji dało się wyczuć słabe promieniowanie strachu.
- Asie... - zaczęłam cicho, a gdy dreszcze przemknęły mi po plecach przez intensywność jego wzroku, dodałam z zamyśleniem. - Jak jest w Niebie? Naprawdę tak cudownie?
Spodziewałam się, że chłopak zaraz mnie wyśmieje, zacznie wkurzać i dogryzać oraz chwalić wymiar aniołów, lecz o dziwo, nic takiego nie nastąpiło. Przez kilka sekund trwała uporczywa cisza między nami, a gdy to sobie uświadomiłam, zmarszczyłam brwi i przeniosłam swą uwagę na bruneta. Ten wpatrywał się w ziemię, zaciskając dłonie w pięści.
- A co ci powiedziała Lil? - spytał po chwili szorstkim tonem, posławszy mi krótkie spojrzenie swych srebrnych oczu.
- Że... - odetchnęłam głęboko, próbując sobie przypomnieć jej słowa. - ...wszystko przesycone jest tam radością i na każdym kroku czuć miłość Boga. Że wszyscy są tam szczęśliwi i nie męczy was smutek. Że to miejsce idealne.
- Bzdury. - podsumował As, na co chwilowo osłupiałam. Sam anioł mówił takie rzeczy? Nadzieja Nieba?! Cholera, albo na serio było tam zupełnie inaczej niż mówiła blondyna, albo to jej bratu coś odbiło. - Prawda jest taka, że obecność Boga jest nikła, a większość aniołów nie może się z Nim kontaktować. Tylko archaniołowie mają taką możliwość i to wyłącznie Najstarsi. Resztę uznaje się za niegodnych rozmowy z Najwyższym.
- Kim są Najstarsi? - zaczęłam bawić się pustym już patyczkiem od waty, obracając go w palcach i uderzając w niego słabymi, ledwo widocznymi iskrami.
- To tak jak u was Upadli. Ci najważniejsi. Tak jak Upadli mają swój autorytet przez to, że kiedyś mieli okazję zasmakować łaski Bożej, tak Najstarsi to u nas ci, którzy służą Bogu już od tysiącleci. No i przez cały ten czas byli mu posłuszni. - posłał mi znaczące spojrzenie, a kąciki ust mimowolnie mi się uniosły. - Tak czy siak, to właśnie oni mają władzę. Nie Stwórca, bo on rzadko kiedy się w ogóle wtrąca w nasze sprawy. Co do tego miałaś rację, Sabrielo. To ignorant, który tylko nas obserwuje dla własnej rozrywki.
- Wow, być mieszkańcem Piekła i usłyszeć takie coś z ust kogoś tak wysoko postawionego jak ty to zaszczyt, Nadziejo Nieba. - stwierdziłam i skinęłam z uznaniem głową, już po chwili wybuchając głośnym śmiechem. Astriel prychnął cicho pod nosem, a zauważywszy, że czekałam na ciąg dalszy, westchnął ciężko i kontynuował.
- Nie zawsze byłem żołnierzem. Dawniej w ogóle mnie to nie interesowało. Jedyne co zaprzątało mi głowę to imprezy, na które wyciągali mnie bracia, a ja jak debil za nimi łaziłem, byle by przypodobać się ojcu. Widział w nich synów idealnych. A przynajmniej do czasu, gdy w końcu mu się postawili i oświadczyli, że chcą opuścić Niebo. Zostali za to surowo ukarani. - przez twarz srebrnookiego przemknął grymas, a tęczówki zalśniły tajemniczymi iskrami. - Włącznie ze mną.
- Czekaj moment. Ale przecież to nie ty chciałeś zostać Upadłym. - zauważyłam i przełożywszy jedną nogę przez siedzonko huśtawki, odwróciłam się przodem do aniołka. - Ojciec ukarał cię tak właściwie za nic?
- Bał się, że ja również zdradzę Boga i oddam cześć największemu wrogowi Nieba. - wytłumaczył i gwałtownie zamilkł, zapatrzony w przestrzeń. Uchylił usta jakby chciał coś powiedzieć, choć przez dobrą chwilę żaden dźwięk się z nich nie wydobył. - Dostałem tysiąc batów. Tysiąc batów za to, że moi bracia się sprzeciwili. Dodatkowo użył do tego boskiego metalu, a wiesz jak on działa na demony i anioły. Przez dobry miesiąc miałem problemy z samym poruszaniem się, nie mówiąc już o próbach normalnego chodzenia.
Sapnęłam aż cicho i nachyliłam się ku znajomemu, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. Kurwa, co?! Gabriel ukarał Asa wraz z braćmi, choć ten niczego nie zrobił?! Bo miał taki kaprys?! Cholera, nawet mój ojciec nie był tak okrutny! A był Diabłem! Najostrzejsza kara jaką kiedykolwiek dostałam to spędzenie roku w tej zimniejszej części Piekła na wyprawie, przez co potem jak tylko myślałam o lodzie i śniegu miałam ochotę się rozpłakać. Ale to co zrobił archanioł... I dodatkowo użył do tego metalu, który jako jedyny mógł nas zranić i jednocześnie odebrać umiejętności regeneracyjne. Zazwyczaj tylko najwyżsi rangą w wojsku mieli z niego broń (jak na przykład moje sztylety), a i tak tylko nieliczni mieli zaszczyt posiadania takich ostrzy. Boski metal był zbyt niebezpieczny by używać go jak zwykłą broń. Plus dodatkowo wydzielał dziwne toksyny, które utrudniały gojenie się ran. Więc to co przeszedł Astriel...
Po raz pierwszy od bardzo dawna zrobiło mi się żal anioła. I pewnie w innych okolicznościach wieść o takim czymś przyniosłaby mi satysfakcję z cierpienia jakiegoś ptaszka, ale As... Cholera, może i znaliśmy się ledwie ponad tydzień, lecz tyle mi wystarczyło by mieć pewność, że brunet z pewnością nigdy by się nie ośmielił postawić Bogu aż w takim stopniu. Więc karanie go było głupie i po prostu bezsensowne. Ktoś taki jak on nigdy nie powinien zostać tak okrutnie potraktowany i... Hmm, czy ja właśnie współczułam komuś, kto powinien być moim wrogiem? Ech, kolejny znak, że byłam na Ziemi zbyt długo.
- Kiedy doszliśmy do siebie nie mieliśmy już więcej odwagi nawet patrzeć na naszego ojca. Kuliliśmy się za każdym razem jak choćby słyszeliśmy jego głos, a moi bracia by go udobruchać postanowili wstąpić do Anielskiej Armii. Oczywiście wziąłem z nich przykład, bo jakżeby inaczej, tyle że gdy ja przykładałem się do treningów, oni tylko udawali. Ostatecznie ojciec ich przejrzał i kiedy mi odpuścił, widząc moje postępy, ich zaczął ganić i być dla nich jeszcze ostrzejszy. - smutny i cichy głos bruneta nagle nabrał swej codziennej melodyjności i wesołości, a twarz ozdobił słaby uśmiech. - Teraz to ja jestem tym najlepszym i...
- Jak mi powiesz, że tamta kara wyszła ci na dobre, to cię walnę. - przerwałam mu ostro, a czując budzącą się we mnie żądzę krwi mało brakowało i uwolniłabym moje moce. Iskry mrowiły mnie w palce, moc parzyła niczym lawa w żyłach, a plecy nieprzyjemnie mrowiły, chcąc uwolnić skrzydła.
As roześmiał się z widocznym rozbawieniem, za to mnie zalewały kolejne fale gniewu, powodując pulsowanie mojej aury chcącej się teraz uwolnić i rozlać po najbliższym mi otoczeniu jak plama ropy na wodzie.
Jebane anioły! Od zawsze wiedziałam, że wcale nie były takie święte oraz dobre jak się je przedstawiało na Ziemi! Kurwa, nic dziwnego, że ojciec w końcu z nimi nie wytrzymał i postanowił opuścić Niebo! Sama bym tak zrobiła, a po tym co opowiedział mi Astriel, moja nienawiść do archaniołów tylko się pogłębiła. Nieświadomie dał mi jeszcze większą motywację do spowodowania upadku tych ptaszysk, a jako pierwszy cel obrałam już sobie Gabriela. I miałam zamiar go zabić choćby nie wiem co. Osobiście.
- Sab. - z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka i dopiero teraz zauważyłam, że wstał i stanął przede mną. Uniosłam na niego moje lśniące gniewem tęczówki, na których widok aniołek uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Hej, dzięki temu jeszcze żyjesz. Może i jestem już posłuszny Niebu, jednak nadal naginam wydawane mi rozkazy. Prawda jest taka, że miałem zabić wszystkie napotkane demony, lecz i tym razem akurat tą część mam zamiar zignorować. Więc przestań teraz złorzeczyć na Gabriela...
- Mam ochotę go rozerwać na strzępy. - burknęłam i spaliwszy patyk nadal trzymany w ręce, podniosłam się i stanęłam z rękami splecionymi na piersiach, starając się nie wysunąć pazurów.
- Więc przestań teraz złorzeczyć na Gabriela i po prostu chodźmy wreszcie skorzystać z jakiejś karuzeli. Co ty na to? - przechylił głowę na bok, a gdy jego oczy zajaśniały i przybrały swój metaliczny blask, westchnęłam głęboko, próbując się uspokoić.
- A nie przyszliśmy tu czasem bym nauczyła się bycia miłą i radosną? - zapytałam z przekąsem, choć w kącikach ust już czaił mi się złośliwy uśmieszek.
- Tym razem zrobimy wyjątek. - odparł i odwróciwszy się na pięcie, dał znać mi ręką bym poszła za nim. Przewróciłam tylko oczami i go dogoniłam, a kiedy zerknął na mnie, spytał. - Pierwszy przystanek zamek strachów, co ty na to?
***
Hej! :D
Wielu z Was chciało rozdział z perspektywy Asa, jednak już kiedyś Wam to pisałam. Jego punkt widzenia jeszcze BĘDZIE się pojawiał, także nie brałam go tutaj nawet pod uwagę. Ostatecznie stanęło więc na tym, że będzie rozdział z perspektywy Rotha.
Pytanko: Wolicie rozdział z Rothem jako zupełnie oddzielną część, która nie będzie miała powiązania z fabułą, czy to będzie po prostu ciąg dalszy historii? W tym drugim przypadku rozdział pojawiłby się dopiero za parę (paręnaście? xD) części, bo musiałabym go odpowiednio wkręcić w fabułę. Więc?
Miłego weekendu! :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro