8
W domu Tsuny wszyscy siedzieli w salonie jego domu i miło rozmawiali. Mimo to byli lekko zniesmaczeni. Powodem był oczywiście Rin. Z jakiegoś powodu nawet polubili Rina mimo że znali się zaledwie od niedawna. Było w nim coś co kazało ludziom się uśmiechać. To samo widzieli w Tsunie jako swoim Szefie ale Rin i na niego działał pozytywnie. Nie potrafił na to znaleźć wytłumaczenia ale gdy go widział to czuł się o wiele pewniej jakby wszelkie obawy znikały a wszelkie problemy przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. To było niezwykłe. Nawet Reborn który z byle kim się nie zadaje wydawał się przejęty tym że Rin odjechał. Mimo tych smutnych szarych myśli nie zamierzali się przecież załamywać. W końcu kiedyś ponownie go spotkają. Taką przynajmniej mieli nadzieję.
Komuś zaczął dzwonić telefon. Okazało się że to Kyoko. Ta wyjęła go szybciutko z kieszeni krótkich spodni i odebrało.
- Hana? Coś się stało? Nigdy nie dzwonisz o tej porze - Do jej uszu dobiegł szloch - Hana?!Dlaczego płaczesz?! - Spytała zaniepokojona i wszyscy zwrócili na nią uwagę
- Co się stało? - Spytał Tsuna a ta w odpowiedzi wzruszyła ramionami dalej zaniepokojona
- Hana? - Chwile czekała za nim usłyszała jej słowa
- Kyoko... pomóż.... ciała... oni... w kawałkach.... - Mówiła ciągle szlochając
- Hana, co ty mówisz? Jakie ciała? - Ryohei aż poderwał się z kanapy a wszyscy inni wstrzymali oddech - Gdzie jesteś?! Hana!
- Krew.... wszędzie.... Kyoko.... - Mówiła jak w transie
- Hana powiedz gdzie jesteś! - Zażądała Kyoko ponownie po czym przez chwile panowała cisza
- Skrzyżowanie.... 5... ulica... Kyoko.... ksiądz..... noże.... masa ciaaaał.... - Nic więcej nie usłyszała oprócz dźwięku upadającego ciała
- HANA! Hana! Hana! Co się stało!? HANA!!! - Wołała Kyoko ale bez skutku
- Co się dzieję? - Spytał Tsuna
- Kyoko - Podszedł do niej jej brat - Co się stało Hannie? Kyoko? - Pytał bardzo spanikowany
- Nienie nie wiem - Odparła wystraszona - Mówiła coś o ciałach, nożach i księdzu ale nie wiem o jej chodziło - Mówiła bliska płaczu
- Mówiła gdzie jest? - Spytał Reborn
- Hm, Skrzyżowanie na 5 ulicy - Oznajmiła ze łzami w oczach a Haru objęła ją ramieniem dodając otuchy
- Szybko! - Oznajmił Tsuna - Puki nie jest za późno! - Wszyscy przytaknęli i skierowali się do wyjścia - Kyoko - Dziewczyna spojrzała na niego - Ty i Haru lepiej tu zostańcie z Lambo i I-Pin - Poprosił
- Dobrze - Zgodziła się cichutko
Tsuna kiwną głową i wybiegł z domu gdzie czekała na niego reszta i wszyscy szybko ruszyli na pomoc Hannie.
Tymczasem Gdzieś w Indiach
Nad miastem zagościła już noc ale życie dalej w nim tętniło. Ludzie wracali z pracy inni do niej szli, niektórzy szukali rozrywki a inni ją zapewniali. Właśnie w jednym z takich miejsca a konkretnie w restauracji bardzo eleganckiej miał miejsce występ trupy która wykonywała tradycyjne tańce z pomocą tradycyjnych strojów do muzyki tradycyjnej odgrywanej przez tradycyjne instrumenty. Piękne panie tańczyły do nastrojowej muzyki. Piękno i uroda kobiet robiło olbrzymie wrażenie na gościach przybytku. Stroje kobiet idealnie do nich pasowały i sprawiały że były jeszcze bardziej atrakcyjniejsze.
Przy jednym ze stolików siedział bogato ubrany Hindus w średnim wieku. Był sam. Oglądał przedstawienie w fascynacją i zainteresowaniem. Był tak skupiony na tańczących paniach że nie zauważył jak ktoś do niego podszedł przez co się wzdrygną a owa osoba od razu zaczęła szeptać mu coś do ucha. Patrząc cały czas na tancerki słuchał słów mężczyzny początkowo zirytowany i zmęczony ale szybko odzyskał energie i przysłuchiwał się jego słowom z zainteresowaniem które było niemniejsze niż zainteresowanie tancerkami. Gdy mężczyzna skończył mówić ten kiwnięciem głowy odprawił go a ten odszedł. Przez chwilę patrzył się jeszcze na owe tancerki po czym dosyć niechętnie ale i jednocześnie z energią wstał i wyszedł. Gdy był już na zewnątrz wyją telefon po czym znalazł konkretny numer w telefonie i zadzwonił pod niego. Gdy właściciel numeru odebrał lekko się uśmiechną.
- Zaczyna się - Oznajmił z satysfakcją - Przyślij samolot, lecimy do Szanghaju
Rin
Gdy się obudziłem obraz strasznie mi wirował przez co nie byłem w stanie orientować się gdzie jestem. Jednak szybko doszedłem do siebie i odkryłem że jestem związany do tego w samym środku ciemnego pomieszczenia. Nie miałem żadnej możliwości ruchu co bardzo mi się nie podobało. Do tego sznur był bardzo mocno związany i na pewno zostaną po nim ślady.
- Gdzie ja jestem? - Wyszeptałem cicho do siebie i nagle syknąłem z bólu - Cholera, moja głowa
W tym momencie do pomieszczenia ktoś wszedł. Nie mogłem zobaczyć kto to gdyż ten ktoś wszedł zapewne wejściem które jest za mną. Ten ktoś szedł bardzo powoli a echo jego kroków odbijało się od ścian robiąc niezwykle dramatyczny efekt. Czas niezwykle mi się dłużył. Miałem już wrażenie że nigdy tu ten ktoś nie dojdzie aż nagle kroki ustały i zdałem sobie sprawę że owa osoba stoi tuż za mną. Byłem przerażony, przyznaję. Chciałem spojrzeć w górę ale w tym momencie ten ktoś złapał mnie za głowę i przeciągną do tyłu w taki sposób że byłem w stanie zobaczyć twarz mojego porywacza! Był to dobrze zbudowany mężczyzna jakoś chyba po 40-stce. Miał lekko siwo-blond włosy i bródkę. Nosił też okulary. Miał na sobie szary strój kapłański z fioletowymi akcentami a na piersi wisiał metalowy duży krzyż. Na twarzy mężczyzny malował się obrzydliwy okrutny szeroki uśmiech przez który widać było jego zęby. Wyglądał jak drapieżnik który za chwile miałby pożreć swoją ofiarę.
- A więc to ty jesteś tym demonem o którym tyle ostatnio się mówi - Puścił mnie ale wcześniej lekko pchną moją głowę do przodu - Miło zobaczyć osobiście osobę o której tyle się słyszało - Mówił spokojnie można by rzec że uprzejmie ale można było u niego wyczuć nutkę pogardy
Prychnąłem na jego słowa. Nie wiedziałem że jestem aż TAK znany. W sumie jestem synem Szatana, powinienem się tego jak najbardziej spodziewać ale no cóż jak zwykle coś mi umyka. Mężczyzna staną na kilka kroków przede mną. Spojrzałem na niego. jego twarzy nie schodził uśmiech. Jednak moją uwagę przykuł krzyż.
- Iscariote - Wyszeptałem
Na to mężczyzna gwizdną jakby z aprobatą.
- Jestem zaskoczony że o nas słyszałeś - Lekko się pochylił - A mówili że w nauce jesteś... jak by to powiedzieć... niezbyt dobry
- Wiele rzeczy o mnie nie wiecie! - Warknąłem natychmiast
Przez chwile mierzył mnie groźnym wzrokiem po czym uśmiechną się serdecznie.
- Masz racę - Przyznał ze spuszczoną głową - Ale to nie moja sprawa - Oznajmił i wyprostował się
- Gdzie ja jestem!? - Spytałem warcząc
- Spokojnie, nic ci nie zrobimy - Oznajmił - No... przynajmniej na razie - Dodał szybko i pokazał z za swojej szaty pokaźną kolekcje noży przez co lekko pobladłem - Tak więc widzisz, radzę nie robić niczego głupiego - Powiedział po czym ruszył ku wyjściu a gdy był już chyba prawie przy wyjściu zatrzymał się nagle - A jeszcze jedno - Drgnąłem i podniosłem do góry głowę - Niedługo będziesz miał gości - Obróciłem lekko głowę zaskoczony ale i tak nie byłem w stanie go zobaczyć
- Gości? - Spytałem zdziwiony
Ten nic nie powiedział i wyszedł i założył bym się że miał na twarzy szeroki uśmiech.
Gości. Jakich gości? Kto chciałby mnie odwiedzić? Może inni członkowie Iscariote lub! członkowie zako... ZARAZ! Członkowie zakonu! Jeśli tak to to oznacza tylko jedno! Mo jego bra...
- Bracie - O wilku mowa
Zacząłem się trząść ze strachu i nienawiści. Nie chciałem go widzieć za żadne skarby. Ogarniałem nie ogromna złość.
- Wynoś się - Mówiłem warcząc niczym jakieś zwierzę - Wynoś, nie chcecie widzieć
- Bracie ja...
-WYPIERDALAJ!!!!! -Wrzasnąłem głosem który nie należał do człowieka
Przez chwile panowała cisza w której myślałem że już sobie uciekł ale okazało się że się pomyliłem.
- Bracie - Dosłownie podbiegł do mnie z niezwykłą szybkością i staną przede mną a ja nie chcąc na niego patrzeć spuściłem głowę w dół - Bracie, chcę pogadać
- Nie ma o czym - Wycedziłem przez zaciśnięte zęby
- Ale bracie, posłuchaj mnie! - Nie dawał za wygraną - Musisz zrozumieć że to Dla Większego Dobra
-Większego Dobra? Większego Dobra czy tak!? Czy ty się słyszysz Yukio? Jakie większe dobro? - Spojrzałem na niego z nienawiścią
- Nie rozumiesz - Powiedział zaciskając zęby z całych sił
- Więc proszę powiedz tak bym zrozumiał - Zażądałem
- Zrozum tu chodzi o coś więcej - Zaczął - W tej walcę chodzi o coś o wiele większego, coś co może ostatecznie przynieść koniec ciemności, koniec Gehenny! - Mówił wierząc w to co mówi
- Yukio, Yukio, mój ty głupi młodszy braciszku - Lekko chichotałem - Jeśli mrok by zniknął to by i światło zniknęło - Powiedziałem mu - Nie wszystkie demony są złe tak samo jak nie wszyscy ludzie są dobrzy - Spojrzałem na niego a w oczach pojawiły mi się zapewne łzy - Większe dobro? Nie! To po prostu Zbrodnia! - Warknąłem - Tacy jak my mogą zmienić ten świat ale musimy zostać najpierw zaakceptowani, ty tego pragniesz, ale oni cię nie zaakceptują tylko zabiją gdy tylko przestaniesz być potrzebny - Mówiłem ogromnie poważnie
- Mylisz się bracie, niedługo zostanę Inkwizytorem, tak powiedział i Andersen - Prychnąłem widząc podekscytowanie w jego oczach
- Gdy murzyn zrobi swoje murzyn będzie mógł sobie odejść - Wycedziłem rozbawiony a ten prychną rozsierdzony
- Nie wiesz nawet co mówisz! - Wycedził
- Doprawdy - Pokręciłem z głową z politowaniem - Kiedyś nigdy bym nie pomyślał byś celował do mnie z odbezpieczonej broni a teraz - Na jego twarz skradło się przerażenie - Zmienili cię Yukio, i to na gorsze, zmienili w broń do zabijania - Po policzkach popłynęły mi łzy - Kiedy straciłem brata? - Spytałem szlochając - Kiedy mi go zabrali? Kiedy go zamordowali zastępując kimś całkiem obcym? - Nie mogłem powstrzymać szlochu
- Myślałem że zrozumiesz ale się myliłem - Skierował swe kroki do wyjścia - Mogłeś być częścią czegoś wielkiego ale wybrałeś drogę cierpienia - Oznajmił idąc koło mnie
- Tak jak Jezus jestem gotów cierpieć za innych i nie plamić się czyjąś krwią - Oznajmiłem
- Żebyś ty jeszcze bronił się imieniem naszego zbawiciela bracie, żałosne - Mówił z czystą pogardą
- Ja już nie mam brata - Natychmiast oznajmiłem - Nigdy już mnie tak nie nazywaj - Wycedziłem kompletnie wykończony
- Więc jak mam ci mówić? - Spytał
Na to pytanie wyprostowałem się powoli powtarzając sobie w głowie to pytanie.
- Po prostu Rin - Oznajmiłem - Jestem od dzisiaj tylko Rin, po prostu Rin, wyłącznie Rin
- Odrzucasz nazwisko naszego ojca? - Spytał z jadem
- Hehe, tak odrzucam - Przyznałem - A i tak nie był on naszym ojcem - Stwierdziłem szczerze rozbawiony
- Czyli uznajesz za swojego ojca Szatana? - Przytaknąłem a ten prychną
- Może nie tyle co go uznaję - Zacząłem - Co akceptuję prawdę o samym sobie
Gdy wypowiedziałem te słowa usłyszałem dźwięk uderzenia pięści o ścianę i szybkie oddalające się kroki świadczące o tym że Yukio wyszedł pozostawiając mnie kompletnie rozklejonego. Nie czułem się jednak zły. Czułem się zadziwiająco dobrze. Jakbym zrzucił z siebie ogromny ciężar. Czułem się lekko. Bardzo lekko. Jest to mile uczucie. Uczucie... Wolności!
Tym Czasem Gdzieś Indziej
Trójka Lechitów która miała chronić Rina resztką sił przemieszczała się wzdłuż wąskich uliczek miasta. Ich ubrania były podarte a z ciał lała się krew.
- Skur***l - Warknęła dziewczyna
- Nic nie mów, tylko tracisz siły - Upomniał ją najstarszy
Gdy wyszli z zaułków trafili do niewielkiego parku gdzie szybko się skryli. Dziewczyna zaczęła wyjmować potrzebne przedmioty do leczenia ran.
- Macie - Podała po jednym pudełku swoim towarzyszom i sama zaczęła ocierać swoje rany specjalną leczniczą pastą sycząc nieustanie z palącego bólu
- Ile zajmie leczenie? - Spytał najmłodszy
- Od dwóch do trzech godzin - Oznajmiła dziewczyna
- Musimy się pośpieszyć i znaleźć Rina - Oznajmił najstarszy a pozostała dwójka przytaknęła
Jeszcze w Innym Miejscu
W środku pojazdu opancerzonego który powoli jechał w leśnej gęstwinie naradzała się grupka oficerów którzy nie mieli żadnych oznaczeń świadczących o swojej przynależności państwowej mimo że mówili płynną Japońszczyzną.
- Generale! - Zasalutował łącznościowiec
- Co jest? - Spytał ów Generał zły że ktoś przerywa w tak ważnym momencie
- Dostaliśmy wiadomość z której wynika że transport wiezący obiekt został zaatakowany i wszyscy zginęli a cel uprowadzony - Generał walną z całych sił o blat
- Kto za tym stoi!? - Warkną wściekły
- Wedle doniesień jedna osoba, Paladyn Iscariote, Ojciec Aleksandr Andersen! - Wszyscy wstrzymali oddech i zmarkotnieli
Wszyscy o nim wiedzą kto znalazł się w tym bagnie.
- A kto jest autorem wiadomości?
- Wiadomość została nam przesłana na polecenie Pani Dyrektor Integry Fairbrook Wingates Hellsing - Oświadczył
- Hellsing? To nie ich teren działań. Co oni tu robią? - Nikt nic nie odpowiedział - No nic, ważne że są jak na razie po naszej stronie - Stwierdził z zadowoleniem Generał - Gdzie przeniesiono obiekt
- Jest mniej więcej na terenie opuszczonego Parku Rozrywki Centrum Kokuyo!
- Doskonale! W takim razie nie musimy się martwić o straty w cywilach! Rozpoczynamy koncentracje wojsk! Na pozycję
- TAK JEST! - Wszyscy zasalutowali i ruszyli do wykonywania sowich zadań
Narrator
W najodleglejszych częściach świata pionki zaczynały ustawiać się na swoich miejscach. Siły mroku zbierały siły wierząc w swoje nieuchronne zwycięstwo a siły dobra mobilizowały się będąc zdeterminowane by ich powstrzymać. Rin jeszcze nie wie jak wielka machina zdarzeń została przez niego uruchomiona i jak diametralnie zmienni ona wszystko co do tej pory istniało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro