Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Czarna limuzyna eskortowana przez trzy inne pojazdy opancerzone mknęła prze niemal puste ulice miasta. Rin siedział na swoim miejscu w towarzystwie 5 mężczyzn w czarnych garniturach i trójką ludzi w białych płaszczach. Nie rozmawiał z nimi. Nie miał ochoty a tym bardziej się nie znali. Myśli krążyły nie tyle co wokół nowo poznanych przyjaciół a wokół sensu tego wszystkiego. Był synem szatana co za tym idzie wiele istot pragnęło jego śmierci a co najmniej nieszczęścia jednak jak się okazało są też tacy którzy coś od niego chcą. Pierwszym był jego przybrany ojciec i jego przyjaciel Mephisto. Teraz doszedł jakiś Front Wyzwolenia i prawdopodobnie Dwór Cesarski. Czego jednak chcą dokładnie. Zamienić w broń tak jak chciał tego Zakon czy może coś o wiele gorszego? A może w końcu los się do niego uśmiechną i otrzyma szczerą pomoc i zrozumienie? Jest to mało prawdopodobne ale nie niemożliwe. 

Dźwięk rozbijającego się z przodu samochodu wyrwał go z letargu. Limuzyna gwałtownie zahamowała. Nagle z tyłu wszyscy usłyszeli jak w kolejny samochód coś uderza.

- Co się stało!? - Spytał nagle Rin kompletnie zaskoczony tym co się wydarzyło 

Gwardziści wstali i zaczęli z bronią w ręku wychodzić z limuzyny.

- Zostańcie tu! - Rozkazał jeden z nich i zamkną za sobą drzwi

- Kso!- Rin zdenerwował się - Chcę wiedzieć co się u licha dzieję!

- Em... Okomuro? - Rin spojrzał się w stronę Dziewczyny która pokazywała ekran na którym wyświetlał się obraz z kamer wokół limuzyny a Rin zaczerwienił się ze wstydu i nic już nie mówiąc przysunął się bliżej obrazu 

Wszędzie był dym. Ludzie z dwóch potrąconych pojazdów albo nie żyli lub byli nieprzytomni. Z tego który nie został potrącony wybiegło 10 żołnierzy w czarnych kuloodpornych kombinezonach i goglach na oczach. Zabezpieczali teren wokół limuzyny. Z obłoków dymu wyłoniła się jakaś postać. Kroczyła powoli. Była bardzo wysoka. Nosiła okulary które w straszny sposób odbijały światło. Na piersi miał duży metalowy krzyż który zwisał na długim łańcuchu. Nosiła długi płaszcz sięgający niemal aż do ziemi. Gdy bliżej podeszła było widać zarost na twarzy owego mężczyzny jak i szeroki uśmiech. Gwardziści ustawili się w szyku obronnym tak samo jak żołnierze i wycelowali w osobnika który się zatrzymał.

- STAĆ! TO TRANSPORT RZĄDOWY! NATYCHMIAST ODEJDŹ! - Krzyczał dowódca Gwardzistów ale mężczyzna tylko szerzej się uśmiechną - ALBO ODEJDZIESZ DOBROWOLNIE ALBO...! - Sztylet który wbił się w czaszkę, sam środek czoła, Gwardzisty uniemożliwił mu dokończenie zdania 

Po chwili krew trysnęła z ciała mężczyzny i jego ciało osunęło się martwe na ziemię. Po początkowym szoku ktoś krzykną, OGNIA!, i wszyscy zaczęli strzelać do tego mężczyzny który niezwykle zwinnie unikał pociskał a nawet je odbijał swoimi sztyletami! Towarzyszył temu jego przerażający chichot. Gdy nagle skoczył w górę jednocześnie wyciągną jeszcze kilka podobnych sztyletów i posłał je w stronę żołnierzy. Po sekundzie 6 żołnierzy i 3 gwardzistów leżało martwych. Kierowcy naszych aut wyszli i również zaczęli się ostrzeliwać. o jednak nic nie dawało. Zwinnie omijał każdą kule. Jedna minęła go o włos ale ten nie zwrócił na to żadnej uwagi. Gdy już podleciał do jednego z żołnierzy przeciął mu obiema sztyletami gardło by po chwili nożem w prawej ręce zrobić to samo żołnierzowi który nierozważnie postanowił zaszarżować na napastnika po czym wykonał pół obrót i przebił brzuchy dwójce gwardzistów którzy chcieli zajść go od tyłu!

Rin przyglądał się temu z szeroko wyszczerzonymi oczami. Był przerażony. Tak samo jak inni. Jednym słowem można było tylko określić tego napastnika. Potwór. Nie miał litości. Widać było że czerpie przyjemność z zabijania. Nie pozwoli by coś stanęło mu na drodze. Rin tak mocno zaciskał zęby że wydawało się że zaraz mu pękną!

- Wychodzę! - Oświadczył nagle i już chciał wyjść ale powstrzymał go Szatyn dosłownie rzucając się na drzwi 

- W żadnym wypadku nie wychodzisz! - Krzykną

- Nie powstrzymasz mnie - Warkną i już chciał zacząć się szarpać ale pozostała dwójką złapała go za ręce - CO WY ROBICIE!? - Krzykną oburzony

- Uspokój się!  - Ten jednak nie słuchał a zamiast tego zaczął kopać Szatyna po twarzy i starał się wyrwać z uścisku pozostałej dwójki nie szczędząc przekleństw 

- Co za utrapienie -Jęknęła dziewczyna a po chwili dostała z łokcia prosto w nos ale go nie puściła - JESTES MARTWY! - Warknęła z mordem w oczach i zaczęła szarpań Rina za włosy i uszy 

Siwowłosy przyglądał się temu ze znużeniem. ~Jak z dziećmi - Przeleciało przez myśli. Spojrzał na ekran. Zobaczył jak ostatni żołnierz jest przecinany poziomo na pół. Gdy napastnik chciał ruszyć w ich stronę wokół zaroiło się od radiowozów Policji. To była ich szansa!

-Wychodzimy! - Oświadczył Siwowłosy na co nikt już nie protestował i zaczęli powoli opuszczać pojazd co zirytowało Rina ale ten już się nie odzywał 

W chwili gdy wyszli policja starała się negocjacjami  powstrzymać napastnika ale ten i teraz się nie posłuchał i skończyło się dosyć podobnie. Dwóch policjantów padło martwych a reszta zaczęła strzelać. 

- Jasa Cholera! - Warknęła dziewczyna i zmusiła mnie bym wraz z nią się skulił

- Musimy go powstrzymać inaczej.. - Zaczął Ron ale Siwowłosy mu przerwał

- Nie! - Powiedział stanowczo a Rin patrzył na niego z oburzeniem jak i ze zdziwieniem

- Dlaczego!

- To nie jest nasze zadanie! - Oświadczył i spojrzał w jego kierunku - Musimy cię dostarczyć w jednym kawałku, reszta jest nieważna - Rin poczuł ogarniającą go wściekłość

- Ale on ich wszystkich zabiję! - Krzykną z całych sił

-0 Byś ty był bezpieczny - Oznajmił ze spokojem mężczyzna na co Rin patrzył teraz na niego zaskoczony - Oni walczą by cię chronić jeśli zostaniesz schwytany zaprzepaścisz to za co walczyli i zginęli - Mówił to z surowym wzrokiem

Rin był rozdarty. Mężczyzna miał rację ale to i tak nie tłumaczyło dlaczego miałby pozwolić zginąć tym ludziom i to za niego! Bo kim takim był że trzeba za niego umierać? Był synem szatana! Czy naprawdę był tego warty?

Z zamyśleń wyrwał go sztylet który ledwo nie obciął mu lewego ucha. Otępiały ze strachu spojrzał w strone z której przyleciał sztylet i zobaczył jak owy napastnik się na niego patrzy z mordem w oczach i z szerokim sadystycznym uśmiechem. Rin przełkną ślinę na samą myśl o tym co ten potwór ma teraz w głowię. 

- Dd-dobrze - Tylko tyle był w stanie powiedzieć

Strach go sparaliżował. Wiedział że na swoim obecnym poziomie nie da rady zmierzyć sie z tym monstrum. Przegrał by i to bardzo zybko i tak jak powiedział Siwowłosy, śmierć tych ludzi posła by na marne. Bolało go że ktoś w ogólę musiał za niego umierać ale nie miał zamiaru dać się schwytać temu sadyście z byle głupoty!

Rin

I w tedy się zaczęło wszystko dziać jakby ze zdwojoną szybkością. Napastnik rykną i natarł wprost na nas celując ostrzem wprost na mnie ale zasłonił mnie, z wielkimi trudnościami, szatyn swoją włócznią którą odbił atak wroga. Ten chciał zaatakować drugim mieczem ale powstrzymał go białowłosy co jednak nie zezłościło napastnika. Wręcz przeciwnie! Wydawał się być coraz bardziej podekscytowany! Tym czasem dziewczyna pociągnęła mnie i Kura ze sobą! Za nami było słychać dźwięki ścieranych ze sobą ostrzy i przerażający chichot napastnika. 

- Kim on jest? - Spytałem sam siebie

- Iscariote - Mimo to odparła dziewczyna z ogromną powagą

- Iscariote - Powtórzyłem myśląc nad tym bo już gdzieś słyszałem tą nazwę - Iscariote - Dopiero teraz do mnie dotarło ale to musi być jakiś żart - ISCARIOTE!? 

- Nie krzycz tak! - Warknęła dziewczyna nie zmieniając tępa

- Ale..! Oni to tylko legenda! 

Czytałem o nich w bibliotece szkolnej. Byli jednak przedstawiani w taki sposób że nikt o zdrowych zmysłach w nich nie wierzył. Przecież to istne maszyny do zabijania! I teraz jedna z nich poluję na mnie!

- Wiesz... - Zacząłem a ta spojrzała na mnie i zdziwiła się na widok paniki na mojej twarzy - Może to samolubne ale... chcę być jak najdalej tego potwora 

- Uu, a ja myślałam że powiesz coś w stylu, "Zawracamy! Musimy im pomóc!", Czy jakoś tak jak to bohater - Zachichotałem na to 

- Może i ja też mam swoje niestworzone ideały ale nie należę do tych którzy idą na spotkanie śmierci wiedząc że i tak na obecnym poziomie nie mają szans - Ta wypowiedź chyba zrobiła na niej wrażenie bo przez pewien czas milczała

- Zmieniłam o tobie zdanie - Odparła a ja spojrzałem na nią zdziwiony - Jednak nie jesteś totalnym debilem 

Może i było to kąśliwe ale zrobiło mi się na to ciepło na sercu. Jednak nie było mi dane zbyt długo nad tym myśleć bo po chwili coś walnęło dziewczynę w głowę i ta padła nieprzytomna!

- Oj! - Tylko tyle zdążyłem powiedzieć

Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i  przystawił chustę z środkiem odurzającym do nosa. Po kilku sekundach byłem nieprzytomny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro