Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

* XVI *

  Aurinie spadającej w przepaść przed oczami migały twarze bliźniaków, które zostaną sierotami bez szans na lepsze życie, bo ona zawiodła. Uniknęła śmierci z rąk Tordena by zginąć w odmętach górskiej rzeki wraz z Tamerem. Poczuła złość sama na siebie, gdy głucho uderzyła w rwącą wodę. Poczuła tępy ból w plecach jakby wpadła na kamienną ścianę. Jęknęła. Nie straciła jednak przytomności, czym była bardzo zaskoczona. Rwący nurt rzucał, Tamerem po wystających z wody głazach niczym szmacianą lalką, nie czyniąc zaś żadnej krzywdy Aurinie. Woda niosła ją niosąc ją łagodnie niczym dziecko. W czarodziejce obudziło się dawno nieznane uczucie własnej mocy, zaś na usta wypłynęły ciche słowa:

- Aqua sit vita, non morte - sięgnęła dłonią w kierunku nieprzytomnego mężczyzny.

Fala wody łagodnie przysunęła ciało do niej. Czarodziejka przyciągnęła nieprzytomnego elfa do siebie. Trzymając jego głowę nad powierzchnią wody pozwoliła nurtowi nieść się dalej. Wypluci z gardzieli skały, spadli ogromnym wodospadem w burzyny wody. Ogromna siła cisnęła ich na wystające głazy u podnóża góry. Gdyby była normalnym człowiekiem pewnie nie przeżyliby tego upadku. Na szczęście była czarodziejką i otoczyła ich swoją magią. Odbili się od kamieni niczym krople wody, które na nie spadały. Zawiśli w powodzi lodowatych igiełek wody, by po chwili spaść niczym bańka mydlana na spienione fale górskiej rzeki. Poddali się jej nurtowi. Silvam, bo tak nazywała się ta rzeka znosiła ich w dół, z dala od siedziby króla elfów. Spadała z gór licznymi kaskadami. Roztrzaskiwała się w spienionym huku fal, które zagłuszały nawet myśli czarodziejki. Bezlitośnie rzucała ciałami o wystające z jej nurtu głazy nie czyniąc im jednak żadnej krzywdy. Aurina chroniła ich obydwoje magią żywiołów. W końcu jednak wypłynęli na spokojne wody gdzie nurt nie był już taki bystry. Uważnym spojrzeniem zlustrowała okolicę i stwierdziła, że są daleko, poza granicami królestwa elfów. Zdecydowała się w końcu, że tu mogą się zatrzymać. Stanęła w rzece i na własnych nogach doszła do kamiennego brzegu, na który po chwili fale wyrzuciły nieprzytomnego elfa. Tamer był nienaturalnie blady, na jego czole zaś widniało paskudne rozcięcie, z kórego sączyła się krew. Pochyliła się nad nim. Przyłożyła dłoń do jego szyi i coś wyszeptała. Elf zaniósł się kaszlem wypluwając wodę. Błędnym spojrzeniem popatrzył na Aurinę. Czarodziejka, choć cała przemoczona jaśniała jakimś dziwnym blaskiem. Jej skóra zdawała się błyszczeć w blasku słońca a oczy lśniły niczym migocząca woda i jak wydawało mu się, że do tej pory miały zieloną barwę tak teraz były błękitne i przeźroczyste niczym górski strumień. Powoli usiadł i złapał się za bolącą głowę. Pod palcami wyczuł nierówne brzegi rany.

- Nigdy nie byłem ranny w walce a pokonała mnie górska rzeka? - odezwał się z niedowierzeniem patrząc na krew na swojej dłoni.

Aurina roześmiała się łagodnie a jej śmiech przypominał dzwonki na wietrze. Nabrała wody w garść i polała nią rozcięte czoło elfa mówiąc coś w nieznanym języku.

- Da quod accepit.

Krople wody zamieniły się w płynne złoto i wniknęły w ranę, która się tak zasklepiła, że nie było po niej śladu. Ból głowy znikną a Tamer spojrzał na Aurinę w zaskoczeniu.

- Co ty zrobiłaś? - spytał wstając.

- Uleczyłam cię - odparła po prostu. - Moja moc powoli wraca. Mówiłam, że moja magia pochodzi z mocy żywiołów. Rzeka jest moim sprzymierzeńcem tak samo jak cała przyroda. Dziękuję ci za to, że mnie uwolniłeś. Zaczynam czuć, że żyję.

Uśmiechnął się do niej i rozejrzał po okolicy gdzie wylądowali. Rwąca rzeka w tym miejscu była już łagodnie płynącym, szerokim strumieniem. Jego woda obmywała przybrzeżne kamienie. Tamer usiadł na jednym z nich, spojrzał na gęsty las otaczający ich ze wszystron, zmarszczył czoło jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili jednak zdjął buty i wylał z nich wodę.

- Owszem jesteś wolna - przytakną zakładając but na nogę. - Ale co zamierzasz dalej? Masz gdzie pójść? Wrócisz do Slot Dragen? Nie sądzę - stwierdził zakładając drugiego buta.

- Oczywiście, że wrócę, ale jeszcze nie teraz. Muszę pomyśleć jak uwolnić stamtąd swoje dzieci. Nie zamierzam ich tam zostawić - co powiedziawszy ruszyła w stronę lasu.

- Mogę ci pomóc - zaoferował się wstając z kamienia i podążając za Auriną. - Mogę tam pojechać i ich odbić.

- Nie! - niemal krzyknęła stając na brzegu lasu i odwracając w jego stronę. - Nie możesz. Nie ty. Nigdy ci na to nie pozwolę - odezwała się twardo.

Roześmiał się tak głośno, że z pobliskich drzew poderwały się ptaki.

- Przecież nic mi nie możesz zrobić. Nie dysponujesz taką siłą, aby mnie pokonać. 

Po twarzy czarodziejki przebiegł dziwny półuśmiech. Wykonała gest dłonią a z ziemi wyłoniły się pnącza roślin, które w mgnieniu oka oplotły nogi elfa i powaliły go na plecy. Tamer zdezorientowany popatrzył na piękną twarz czarodziejki, która się nad nim pochylała.

- Mój drogi zacznij doceniać moją moc. Nie jestem już taka bezsilna odkąd opuściłam niegościnne więzienie.

- Dobrze wiedzieć - mrukną próbując się uwolnić, ale pnącza, aby mocniej wbijały się w jego nogi. - Zrozumiałem - odezwał się w końcu pokornie. - Wypuść mnie.

- Tylko, jeśli obiecasz, że nie wybierzesz się do Slot Dragen. To zbyt niebezpieczne.

Dopiero, gdy złożył obietnicę czarodziejka skinęła dłonią a pnącza schowały się pomiędzy trawami i Tamer mógł wstać.

- Jak w takim razie mogę inaczej ci pomóc?

- Pomogłeś już wystarczająco uwalniając mnie z lochu. Myślę, że teraz, gdy odzyskuję swoją moc poradzę sobie sama. Dziękuję ci za wszystko.

- Nikt nie jest samo wystarczający - stwierdził. - Głupotą by było na twoim miejscu odrzucać jakąkolwiek pomoc. Gdzie zamierzasz teraz pójść, co będziesz jadła, nie pomyślałaś o tym?

- Miło, że się o mnie troszczysz, ale naprawdę dam sobie radę. Zamierzam po prostu wrócić do swojego domu, odpocząć i ułożyć plan odbicia własnych dzieci.

- Samej nigdy to ci się nie uda - stwierdził z mocą. - Zamek jest dobrze strzeżony.

Aurina doskonale o tym wiedziała, ale na razie nie chciała o tym myśleć. Chciała w końcu wrócić do siebie, aby na spokojnie wszystko przemyśleć.

- Wiem, ale teraz chyba właściwiej by było abyś wrócił do zamku zanim zaczną coś podejrzewać. Nie chcę abyś narażał się z mojego powodu. Wolę nie myśleć, co zrobi, Torden, gdy zauważy moją ucieczkę.

- Zadowolony to raczej nie będzie - Tamer uśmiechną się szeroko. - Oczywiście wrócę do zamku, ale przedtem chcę cię bezpiecznie ukryć.

Aurina roześmiała się.

- Nie musisz książę. Ja już jestem u siebie - wskazała na las. - I zapewniam, że jeśli nie zechcę to nikt mnie tu nie znajdzie.

Tamer spojrzał na nią z niedowierzeniem.

- Chodź to ci coś pokarzę - skinęła głową w głąb lasu.

Weszli pomiędzy drzewa, które nagle zaszumiały tak głośno jakby poruszył nim ogromny wiatr. Wiatru jednak nie było. Drzewa z powrotem witały swoją panią. Aurina nagle zniknęła z oczu Tamera jakby się nagle rozpłynęła w powietrzu. Elf niespokojnie rozejrzał się, naokoło, ale nigdzie jej nie zauważył.

- Gdzie jesteś! - zawołał.

- Tutaj - usłyszał tuż koło swojego ucha. Obrócił się w stronę głosu, ale nikogo nie zobaczył oprócz gęstych krzaków. Gdy nagle liście brzeziny zamrugały niczym oczy niemal odskoczył do tyłu wyraźnie przestraszony. Zielone oczy przybrały ludzki wygląd a po chwili z liści uformowała się twarz czarodziejki.

- Nie bój się - wyciągnęła do niego dłoń, która przez krótką chwilę wyglądała jak rozcapierzona gałąź. Gałąź zamieniła się w rękę a z drzewa wyszła czarodziejka w swojej prawdziwej postaci. W jej zielonych oczach błyskały iskierki rozbawienia.

- Dlatego mówiłam, że jeśli nie zechcę to nikt mnie nie zobaczy. Czy teraz możesz spokojnie wrócić do zamku i się przebrać w suche rzeczy?

Tamer z zaskoczeniem stwierdził, że ubranie Auriny jest suche i mimo, że porwane to nadawało czarodziejce uroku. On zaś sam wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Mokre ubranie kleiło mu się do ciała, w butach czuł przejmującą, zimną wilgoć zaś długie włosy zwisały bez życia i ciążyły niczym nasiąknięty wodą płaszcz.

- Tak zrobię - zgodził się. - Ale nie myśl, że tu jeszcze nie wrócę. Naprawdę chcę ci pomóc.

- Dobrze - zgodziła się ku jego wielkim zaskoczeniu. - Nauczysz mnie jak posługiwać się bronią. Łukiem, mieczem, sztyletami wszystko jedno abym tylko umiała się bronić.

Już Tamer miał jej powiedzieć, że przy jej zdolnościach do znikania i pętania ludzi nie jest jej to potrzebne, ale w porę ugryzł się w język.

- W porządku - zgodził się zamiast tego i na zgodę podał jej dłoń. Uścisnęła ją z uśmiechem na ustach. Jej drobna dłoń była nadzwyczaj silna, co ponownie go zaskoczyło. Postanowił w myślach już niczemu się nie dziwić, choć podejrzewał, że Aurina jeszcze nieraz go zaskoczy. Nie miał jeszcze pojęcia nawet jak bardzo.

- W takim razie, kiedy się spotkamy na naukę? - spytał.

- To ty mi powiesz, kiedy będziesz mógł, ja będę dostępna cały czas. Wystarczy, że pojawisz się w lesie a ja o tym będę wiedziała.

Skiną głową na zgodę i ruszył w stronę, gdzie według niego powinien znajdować się zamek.  Aurina odprowadziła go wzrokiem, po czym weszła głębiej w las. Czarodziejka nareszcie czuła, że jest siebie i czuła się jak nowo narodzona. Kierowana instynktem podążała w jak najgłębszy las u podnóża gór gdzie znajdował się jej dom. Stanęła w końcu przy największym drzewie stojącym u podnóża skały i położyła na nim swoją dłoń.

- Avoin (otwórz się) - wyszeptała.

Stare drzewo zaszumiało radośnie i otworzyło przed nią wejście do jej domu. Czarodziejka weszła do środka a drzewo zamknęło się za nią. Otoczyła ją ciemność, która ustąpiła, gdy wezwała światło. Wnętrze dębu rozbłysnęło próchnem niczym złotym piaskiem. Aurina zeszła w dół po plątaninie korzeni układających się w schody i znalazła się w podziemnym korytarzu wydrążonym we wnętrzu skały, który wznosił się w górę i prowadził do drzwi we wnętrzu góry. Były z ciemnego drzewa, rzeźbione w misterny wzór liści, kwiatów i pnączy. Otworzyły się przed nią, gdy tylko położyła na nich swoją dłoń. Już po chwili była w swoim domu, jakim była ogromna, przestronna jaskinia. Przez otwory w skale, niczym przez okna wpadały promienie słoneczne i wpełzały korzenie wiekowych drzew, które wijąc się w fantastyczne kształty wyglądały tak jakby podtrzymywały skałę od spodu.

- Nareszcie w domu - ucieszyła się.

Smutno jej było tylko, że nie ma z nią jej dzieci. W duszy jednak miała mocne postanowienie odzyskania ich za wszelką cenę. Teraz jednak postanowiła, że najpierw się umyje i przebierze. W głębi z prawej strony jaskini znajdowała się głęboka nisza prowadząca na zewnątrz skały. Aurina wyszła tamtędy i znalazła się nad niewielkim jeziorkiem otoczonym ze wszystkich stron skałami. Do jeziorka z szumem wpadał szeroki wodospad. Jego krople odbijając się od kamieni opryskały czarodziejkę. Roześmiała się radośnie, szeroko rozłożyła ręce i wystawiła twarz do słońca. W górze zaszumiały drzewa, paprocie i inne krzewinki wydawały się wyginać w tańcu radości, weselej zaśpiewały ptaki. A leśne zwierzęta czując powrót czarodziejki na ten jeden moment znieruchomiały jakby nie wierzyły w swoje szczęście, że wróciła ich opiekunka. Po lesie i górach wybuchł radosny gwar uradowanych zwierząt. Doeth słysząc leśną wrzawę zaprzestała zbierania ziół i ciekawsko nadstawiła uszu. Po chwili przydreptał do niej Marchuni i wychrumkał jej radosną nowinę: Czarodziejka Lasu wróciła do domu. Starowinka z radości aż klasnęła w ręce. Dzik tylko zachrząkał, że zrozumiał i znikł w krzakach. Doeth natomiast postanowiła, że musi odwiedzić Aurinę.

W tym samym czasie, Tamer szedł głównym duktem w stronę mostu prowadzącego do głównego wejścia, do zamku. Był jeszcze cały mokry, choć włosy już zdążyły mu podeschnąć. Mimo tego, że był przemięknięty i nieco zziębnięty to humor mu dopisywał. Przed nim,  nieopodal majaczyła ogromna sylwetka zamku. Jeszcze chwila i będzie w domu, gdzie w końcu będzie się mógł przebrać w suche ubranie. Nagle coś w krzakach załopotało wielkimi skrzydłami i łamiąc gałęzie wzbiło się w powietrze. Nad czubkami drzew zobaczył czarnego smoka. Tak go to zaskoczyło, że aż stanął osłupiały. Gad tymczasem zatoczył koło, po czym odleciał w stronę zachodu słońca. Zastanawiając się, co smok robił w pobliżu królewskiego zamku ruszył w jego stronę. Niedługo potem był już w zamku i kierował swoje kroki w kierunku schodów. Jego powrót został od razu zauważony, o czym od razu poinformowano króla, który nigdzie nie mógł odnaleźć syna. Tamer właśnie miał wejść na górę i udać się do swojej komnaty, gdy w drzwiach od sali tronowej pojawił się jego ojciec.

- Gdzieś ty był? - spytał go. - I co robiłeś, że jesteś cały mokry?

- Zażywałem kąpieli, nie widać? - odparł wchodząc po schodach.

- W ubraniu? - zdziwił się władca.

- A co za różnica w ubraniu czy bez? Przecież efekt jest taki sam - odparł książę przyspieszając kroku i niknąc ojcu z oczu.

Władca tylko popatrzył za oddalającym się synem i w duchu ciężko westchną. Ruszył w kierunku tronu wydając po drodze rozkaz, aby przyprowadzono Aurinę. Zamierzał z nią porozmawiać zanim albo wyda na nią wyrok śmierci, albo zwróci Xylli. Zasiadł na tronie i z wyniosłą miną czekał na więźniarkę. Kapitan pałacowej straży Nadamir wrócił sam a na jego twarzy malowała się konsternacja.

- Panie - pochylił się przed władcą a na jego twarzy wyrażała niepokój. - Czarodziejka zniknęła.

- Słucham? - Torden pochylił się do przodu nie wierząc w to, co słyszy. - Co to znaczy zniknęła? - spytał lodowato.

- Nie ma jej w lochu panie - pokornie skłonił głowę.

- Jak to nie ma jej w lochu? - podniósł głos. - Nie rozpłynęła się chyba w powietrzu przed oczami strażników - podniósł się z tronu.

- Strażników nie było w lochu, gdy to się stało - przyznał mężnie, choć bał się reakcji króla. W końcu to on był odpowiedzialny za straż zamkową.

- A gdzie byli? - niemal warkną i nie czekając na odpowiedź wstał z tronu, szybko zszedł po schodach i ruszył do lochu z miną, która nie wróżyła nic dobrego. Ze zdumieniem staną przed otwartą, pustą celą a na jego twarzy pojawiła się wściekłość. Odwrócił się powoli w stronę kapitana, który podążył za władcą. Zaraz za nim pojawiła się dwójka strażników, którzy powinni byli strzec czarodziejki.

- Gdzie byli twoi ludzie, że nie wywiązali się z obowiązków i pozwolili uciec niebezpiecznej czarownicy?! - spytał go ze złością. Był wściekły jak nigdy dotąd.

- Nie wiem panie - odparł pokornie Nadamir.

- Czy ja mam moronów zamiast strażników! - hukną ze złością podchodząc do jednego z nich. Złapał go za szyję, podniósł do góry i bez trudu cisną nim tak silnie, że strażnik wpadł do otwartej celi i osuną się po jej ścianie. Podszedł do drugiego i spojrzał mu z bliska w przestraszone oczy. - Co za głupcy opuszczają swoje stanowiska?! - wykrzyczał pytanie nie oczekując odpowiedzi, po czym uderzył go tak silnie w przyłbicę, że ta wydała dźwięczący odgłos a strażnik osuną się bezwładnie na posadzkę. - Znaleźć mi ją i przyprowadzić! - wydał rozkaz kapitanowi i energicznie ruszył do wyjścia. Wchodził już do westybulu, gdy odwrócił się i dodał. - Zresztą sam będę nadzorował poszukiwania.

- Tak panie - skłonił się Nadamir i pospiesznie się oddalił. Jeszcze nigdy nie widział tak wściekłego króla i wolał się raczej teraz nie narażać.

W tej samej chwili Torden zobaczył swojego syna schodzącego z góry.

- Jedziesz ze mną - wydał krótkie polecenie.

- Dokąd? - spytał zaskoczony Tamer.

- Czarodziejka uciekła. Trzeba ją znaleźć.

W oczach Tamera pojawił się błysk uśmiechu. Będzie zabawa.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro