Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

* XV *

  Nemei nie było dane dokończyć swojej opowieści gdyż nagle w pobliżu stołu pojawił się odźwierny. Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę a on zaanonsował głośno:

- Jaśnie panie. Przybył posłaniec ze Slot Dragen do Waszej Wysokości. Czeka na posłuchanie.

Władca podniósł się i skierował swoje kroki do sali. Dopiero, gdy zasiadł na tronie wpuszczono posłańca. Był to ubrany całkowicie na czarno wysoki, postawny mężczyzna o czarnych włosach i takich samych oczach. W dłoni trzymał zwinięty pergamin z pieczęcią smoka. Jego ruchy były pewne i zdecydowane, gdy szedł w stronę władcy i skłonił się przed nim.

- Moja pani Xylla de Shagreen przesyła list do Waszej Wysokości i oczekuje na natychmiastowe spełnienie jej prośby - odezwał się z naciskiem na „natychmiastowe" i skłonił się podając list stojącemu w pobliżu słudze. Ten na tacy zaniósł list do króla, któremu nie spodobało się, że ktoś przynagla go do działania. Przyjął list i przełamał pieczęć. Tam zaś było napisane stylowym, czysto kobiecym charakterem pisma:

Najwyższy Władca Świetlistych Elfów

Król Tir Lysendelen

Torden syn Thundera

Zwracam się z uprzejmą prośbą do Waszej Wysokości o oddanie mojej własności, jaką jest Aurina Czarodziejka Leśnego Królestwa. Czarodziejka obiecała mi bowiem dozgonne posłuszeństwo i oddanie w zamian za wyszkolenie jej dzieci na dowódców i wojowników i przysposobienie ich aby w przyszłości mogli ubiegać się o tron. Niestety nikczemna wypowiedziała mi posłuszeństwo i bez mojej zgody zbiegła z zamku. Podobno spiskuje przeciwko Tobie z Twoimi wrogami, więc ostrzegam przed jej zakusami.

Doszły mnie słuchy Najwyższy Władco, że uciekinierka przebywa w Twoim zamku gdzie znalazła spokojny azyl i cieszy się niezasłużoną swobodą i zaufaniem. Byłabym wielce zobowiązana gdyby Wasza Wysokość okazał dobrą wolę i bezzwłocznie odprawił czarodziejkę, odsyłając ją razem z moim zaufanym sługą Darkarem. Jeśli jednak Wasza Wysokość nie uczyni tego, poważnie zastanowię się nad wyciągnięciem konsekwencji z mojej strony. Być może pod znakiem zapytania stanie nasza współpraca podczas nadchodzącej wojny. Liczę jednak na zdrowy rozsądek Waszej Wysokości. Pozytywne rozpatrzenie mojej prośby w znacznym stopniu wpłynie na naszą przyszłą współpracę.

                                                                                                      Z wyrazami szacunku

                                                                                                                                      Królowa Tir Dragen

                                                                                                                                      Xylla de Shagreen

Tordenowi nie spodobało się to, co przeczytał aczkolwiek nic po sobie nie okazał. Posłaniec czekał na wydanie czarodziejki w jego ręce, ale się nie doczekał.

- Twoja pani żąda zbyt wiele, w zbyt krótkim czasie - odezwał się władca lodowatym głosem. - Nie mogę tak bez zastanowienia oddać czarodziejki nie porozmawiawszy z nią przedtem. Jak bowiem wynika z tego listu - pomachał pergaminem. -

Aurina zataiła przede mną pewne informacje. Przekaż, więc swojej pani, że oddam jej czarodziejkę w dogodnym dla mnie terminie.

- Niech wasza wysokość jeszcze się zastanowi - odezwał się Darkar równie lodowato jak jego rozmówca. - Odmowa wydania czarodziejki może spowodować przykre konsekwencje.

Władca ze złości zacisną zęby. Ten sługus Xylli najwyraźniej mu groził i nic sobie nie robił z tego, że stoi przed królem elfów. Wstał z tronu i podchodząc do mężczyzny staną parę schodków nad nim, jakby chciał mu pokazać, kto tu jest górą.

- Pańskie słowa zabrzmiały jak groźba - stwierdził ze złością. - Mnie się nie grozi, bo to ja tutaj rządzę i wyciągam konsekwencje. Możesz panie trafić do lochu a nie z powrotem do Slot Dragen - odezwał się twardo do Darkara patrząc na niego z góry.

Zszedł i staną koło mężczyzny na tyle, blisko, że poczuł jego dziwny zapach. Z czymś mu się kojarzył, ale nie pamiętał, z czym.

- Poza tym - kontynuował władca. - Wyraźnie powiedziałem, że oddam czarodziejkę, ale dopiero wtedy, gdy ja z nią skończę. Czy to jest jasne? - spojrzał wrogo na mężczyznę.

- Tak panie - odparł ten skłoniwszy głowę jakby godził się z podjętą prze króla decyzją.

Tordenowi wydało się, że źrenice mężczyzny zmieniły kształt. Ale był to ułamek sekundy i władca nie do końca był pewny tego, co ujrzał.

- Przekażę mojej pani Xylli de Shagreen decyzję waszej wysokości. I ufam, że władca Tir Lysendelen dotrzyma danego słowa i odeśle czarodziejkę do Slot Dragen - po tych słowach odwrócił się i wyszedł.

Władca zaś wrócił na tron i z zasępioną miną jeszcze raz przeczytał list, który potwierdził słuszność ostrzeżeń Doeth przed zdrajczynią ze Slot Dragen. Bardziej jednak od zmowy z wrogiem bolała go zdrada Auriny. Miała dzieci z innym mężczyzną. Chciał rzucić jej w twarz, że wszystko wie i zobaczyć jej minę.

Od rozmyślań oderwało go pojawienie się w drzwiach tarasu Eri i Nemei. Eri opierała się na ciemnoskórej księżniczce, która, mimo iż była od niej o głowę niższa, drobniejsza i szczuplejsza prowadziła ją bez wysiłku. Wojowniczka wyglądała tak jakby miała zamiar zaraz zemdleć. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Odkąd sięgał pamięcią Eri nigdy nie zasłabła. Była silnym wojownikiem zahartowanym w boju i nawet groźne skaleczenia nie robiły na niej wrażenia. Teraz zaś wyglądała jakby opuściły ją wszystkie siły. Pospiesznie do nich podszedł. Eri podniosła na niego nieprzytomny wzrok.

- Nic mi nie jest - odezwała się słabo.

- Nie prawda - zaprotestowała Nemei. - Źle się czujesz i potrzebujesz pomocy, więc nie protestuj.

Torden położył dłoń na policzku chorej dziewczyny. Jej skóra była tak ciepła, że niemal parzyła i znowu władca poczuł nieuchwytny, obcy zapach, który po chwili znikną a Eri odetchnęła jakby coś jej ulżyło.

- Już mi lepiej - odezwała się nieco silniej, ale nadal wyglądała na osłabioną.

Władca jednak jej nie uwierzył i nie odsuną dłoni od jej twarzy. Wyczuwał, że aura wojowniczki jest zakłócona bólem mięśni i stawów. Nie potrafił zdiagnozować problemu, mógł tylko na razie uśmierzyć ból, co też uczynił. Eri poczuła się na tyle lepiej, że przestała opierać się na Nemei.

- Dziękuję panie - pokłoniła się władcy. - Mogę już wracać do swoich obowiązków.

Elfia księżniczka spojrzała na nią z niepokojem.

- Jeżeli gdzieś wracasz to do swojego łóżka - odezwał się król elfów tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Ale panie... - chciała zaprotestować, ale władca nie dał jej dokończyć.

- To rozkaz - odezwał się krótko ucinając tym wszelką dyskusję.

- Czy mogę dotrzymać jej towarzystwa? - Nemei spytała nieśmiało.

Torden spojrzał na nie i się zgodził. Pomyślał, że dobrze zrobi Nemei towarzystwo innej dziewczyny. Na pewno czuła się tu samotna a Eri przyda się ktoś, kto ją popilnuje i wcale nie będzie źle gdyby te dwie zaprzyjaźniły się ze sobą. Eri wychowana przez wojowników z garnizonu nie miała nikogo bliskiego, zupełnie tak jak teraz Nemei. Powinny, więc dogadać się bez problemu. Eri, mimo, iż ciemnoskóra i nie podobna do świetlistych elfów była doskonałą wojowniczką, tropicielką i przyjaciółką jego syna. Torden cenił ją, jako kapitana swoich wojsk i był zaniepokojony jej stanem na tyle, że rozmowę z Auriną odłożył na później. Słusznie zresztą, bo Eri ponownie poczuła się gorzej i Nemei przyszła po pomoc do władcy.

Władca wyszedł, od Eri, mocno zaniepokojony. Zrobił wszystko, co w jego mocy, aby ochłodzić ciało wojowniczki i złagodzić ból. Bał się jednak, że to nie wystarczy. Nemei siedziała przy chorej i niemal trzymała ją za rękę, zapewniając, że wszystko będzie dobrze.

- Hitto, lopeta vittu - zaklęła Eri, na co Nemei zatkało. Jeszcze nigdy nie słyszała przekleństwa w ustach kobiety. Wojownicy, którzy ją otaczali to było, co innego, wolno im było. Kobiety były ciche i grzeczne.

- Nic nie będzie dobrze. Wszystko mnie boli i czuję się tak jakby było mi ciasno we własnej skórze. Nigdy nie chorowałam, co za wstyd.

Krzyknęła, gdy kolejny spazm bólu wstrząsną jej ciałem a na karku poczuła dotyk ognia.

- Nie wiem jak ci pomóc, choć bardzo bym chciała. Nie mam mocy uzdrowicielki. Czy mam zawołać króla?

- Nie! - niemal warknęła. - Wytrzymam, jestem wojowniczką. Nie potrzebuję króla, jako niańki, ty mi w zupełności wystarczysz. Nie boli mnie w końcu cały czas. Podaj mi koszulę, muszę się przebrać jestem cała spocona.

Księżniczka spełniła jej polecenie.

- Wiesz, co mi się dzisiaj śniło? - spytała Eri rozpinając oliwkową koszulę. - Że byłam smokiem i mordowałam bezbronnych ludzi. To było okropne, czułam smak ich krwi na swoim języku, było mi niedobrze. Stałam się sobą, gdy pojawiła się czarodziejka. Znasz czarodziejkę lasu?

Nemei pokręciła głową.

- Siedzi zamknięta w lochu. Nie wiem, dlaczego, ale mam wrażenie, że skądś ją znam. Odwróć się - poleciła chcąc się przebrać.

Zdjęła koszulę i krzyknęła czując ponowną falę bólu, zwinęła się w kłębek. Nemei odruchowo spojrzała w jej stronę i to, co zobaczyła na plecach wojowniczki zupełnie wytrąciło ją z równowagi.

- Och, helwetti - wyrwało jej się odruchowo.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro