Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

* VIII *

  Podróż z Krainy Cienia, poprzez cały Wielki Bór była dla Nemei bardzo męcząca. Księżniczka nieprzyzwyczajona do takich niewygód po pierwszym dniu wędrówki była zmęczona i cała połamana, nie miała nawet głowy do rozpalenia ogniska. Padła na mchu obok powalonego, ogromnego drzewa i zapadła w głęboki sen. Nejfim położył się obok niej i ogrzewał swoim ciałem. Tylko dzięki niemu czuła się bezpieczna. Gdy się obudziła słońce stało wysoko nad wierzchołkami drzew. Mało się nie popłakała widząc wokół siebie bezkresny las. Wydawało jej się, że jest u siebie w pałacu, więc zastany widok był dla niej zaskoczeniem. Zjadła trochę jedzenia z zapasów z torby i mimo niechęci ruszyła dalej. Gdyby nie Nejfim pewnie zginęłaby w tym lesie. To on odstraszał dzikie zwierzęta, które na nich polowały. To on pokazywał jej jadalne jagody, gdy zabrakło jej jedzenia, to on wynajdywał strumienie z wodą, którą napełniała bukłaki. W końcu to on podpalał dla niej ogniska, gdy dziewczyna naszykowała chrust i gałęzie na podpałkę. W końcu był flammende to znaczy ognisty. Gdyby nie on Nemei już dawno by się poddała. To dzięki niemu dotarli tak daleko i zbliżali się do gór Askadronu gdzie znajdował się zamek elfów. Nagle poczuła, że coś jest nie tak. Zamilkł śpiew ptaków, nie było widać przemykających się zwierząt a wiatr pachniał jakoś inaczej. Wyczulone elfie ucho usłyszało z oddali trzaski łamanych gałęzi. Pogoniła konia i wjechali na wierzchołek wzgórza. Stamtąd jej sokole oko ujrzało jeźdźców Kariadela jadących ścieżką przez las. Było ich sześciu. Z daleka nie widziała, kogo za nią posłał ten moron. Wszyscy byli ciemnoskórzy i ciemnowłosi. Z całą pewnością poznała tylko Farlinga, prawą rękę Kariadela. Tego elfa poznałaby zawsze i wszędzie. Wyróżniał się nie tylko czerwoną jak krew peleryną, ale i czerwonymi włosami, które wiązał wysoko w kucyk czarnym pasem. Jego kiedyś przystojna twarz poprzecinana była bliznami po licznych bijatykach a wąskie ciemne, usta były wiecznie zaciśnięte. Był potężnie zbudowany i we wszystkich wzbudzał strach. Teraz bił pejczem swojego konia po zadzie, aby zwierzę szybciej gnało. Pokazał na nią końcem batoga. Zobaczyli ją. Gwałtownie szarpnęła koniem i pognali do przodu jakby goniły ich skumle. Zdawała sobie sprawę, że jeśli ją dopadną to będzie po niej. Galopem zjechali po zboczu wzgórza, przecięli szmaragdowo - zieloną łąkę, po czym zagłębili się w gęsty las. Nejfim biegł dalej mimo przeszkód jakby udzielił mu się strach jego pani.

- Kocham cię koniku – wyszeptała niemal leżąc koniowi na plecach, aby nie chłostały ją po twarzy gałęzie drzew. – Jeśli z tego wyjdziemy cało to dostaniesz ognisty promień – obiecała mu.

Ognisty promień była to unikalna roślina o pociągłych, ciemnozielonych liściach i czerwonych owocach w kształcie długich szyszek. Były w smaku soczystej słodkości, gdy się je obrało, natomiast nieobrane i za długo trzymane w dłoni wybuchały pomarańczowym płomieniem. Były przysmakiem ognistego konia.

Nejfim z coraz większym trudem wspinał się po leśnych ostępach gdyż teren powoli się wznosił i stawał się kamienisty. I mimo tego, iż był bardzo wytrzymałym koniem to i on powoli opadał z sił. Nemei zsiadła z wierzchowca, aby go odciążyć i szła obok niego. Otaczał ich wysoki, gęsty las a pod stopami chrzęściły kamienie, patyki i zeschnięte liście. Teren robił się coraz bardziej stromy, powoli wspinali się pod górę. Po męczącej wspinaczce zatrzymali sie w końcu na leśnej polanie. Nemei sięgnęła po bukłak i wypiła z niego ostatni łyk wody.

- Jeszcze trochę koniku - odezwała się do niego. - Damy radę.

Zwierze w odpowiedzi tylko energicznie potrząsnęło głową.

Polana, na której się zatrzymali była porośnięta paprociami i odchodziła od niej ścieżka w głąb lasu. Nemei dosiadła konia i ruszyli dalej ścieżką, która powoli pięła się pod górę. Była coraz bardziej zmęczona i przestraszona, gdyż powoli zapadał zmrok a nie chciała już się zatrzymywać gdyż bała się, że wtedy dopadnie ją Farling ze swoimi zbirami. Gdy usłyszała odgłosy pogoni, szarpnęła koniem i skręcili ze ścieżki w zarośla. Nejfim ostatkiem sił pędził do przodu, aby uratować swoją panią przed niechybną śmiercią. Twarz dziewczyny była podrapana gałęziami, ubranie poszarpane, o coś porwała rękaw sukni. Nie zważała jednak na to czując, że pościg coraz bardziej się zbliża. Przecinali właśnie niewielką polanę, gdy nagle koń zarżał ze strachu i zatrzymał się tak gwałtownie, że Nemei z niego spadła. Tuż przed nimi pełzł długi, czarny wąż w żółte cętki wzdłuż kręgosłupa. Jego ogon zakończony ostrym grotem kiwał się wahadłowo. Nemei zamarła ze strachu. To był goroniec, najgroźniejszy z węży. Gad uniósł łeb do góry i wysuną czarny, rozdwojony język do przodu badając otoczenie. Wyczuł przed sobą ofiarę, której nie zamierzał odpuścić. Uniósł się jeszcze wyżej i szeroko otworzył paszczękę, z której wysunęły się długie, ostre kły jadowe. Był gotowy do ataku. Jego gadzie oczy powiększyły się wpatrując w bezbronną ofiarę, jaką była dziewczyna. Nejfim zarżał tak głośno, że usłyszeli go zapewne ich prześladowcy. Gad skręcił w jego stronę a dziewczyna szybko wstała.

- Cicho - syknęła na konia, przerażona do granic. Nie wiedziała, co gorsze, czy zginąć od elfiego miecza, czy od jadu gorońca. Trucizna tego węża powodowała wysoką gorączkę, wywołującą straszne halucynacje i drgawki. W tym czasie wąż wbijał zęby w ofiarę i wysysał z niej krew.

Nejfim parskną a z jego nozdrzy wydobył się dym. Gad tylko cofną lekko łeb do tyłu jakby chciał zaatakować konia.

- Nie! - krzyknęła elfka i rzuciła w węża kamieniem. Ten spojrzał w jej stronę i sykną ostrzegawczo. Jego ciało wygięło się w jej stronę i wyciągnęło niczym guma. Dziewczynie wydawało się, że goroniec stał się jeszcze większy a przez to jeszcze straszniejszy. Jego wielkie, czarne oczy zdawały się hipnotyzować Nemei, która stała sparaliżowana strachem, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. To już po mnie, przemknęło jej po głowie. Nagle jednocześnie wydarzyło się kilka rzeczy. Nejfim chcąc odwrócić uwagę gada od dziewczyny pluną ogniem na jego ogon. Oparzony goroniec sykną i zaatakował dziewczynę, jego kły nie zdążyły jej jednak sięgnąć gdyż nagle z lasu wypadł na koniu czerwono włosy elf i jednym ruchem miecza pozbawił gada głowy. Krew trysnęła z opadającego kadłuba na ubranie Nemei. Dziewczynie zrobiło się niedobrze.

- Tässä se on! - krzyknął Farling, co znaczy tutaj jest.

W chwilę potem dziewczyna została otoczona przez zbirów Farlinga. Jeden z nich zeskoczył ze srokatego konia i złapał za lejce Nejfima. Ten tak silnie szarpną łbem, że wyrwał się mężczyźnie.

- Helvetti - zaklął ten i złapał mocno konia za uzdę. Nejfim zarżał z oburzeniem.

- Zostawcie go! - krzyknęła Nemei.

Farling podszedł do niej z zakrwawionym mieczem w dłoni. Spojrzała na niego ze strachem.

- Generałowi nie spodobało się, że uciekłaś. Powinnaś była okazać mu posłuszeństwo. On nie toleruje niesubordynacji. Wiesz, jaka czeka cię kara? - bardziej stwierdził niż spytał.

- To, po co zabiłeś węża? Mogłeś pozwolić, aby to on mnie zabił - niemal warknęła ze złością.

- Wolę zrobić to osobiście - uśmiechną się kącikiem ust. - Lubię dosłownie wypełniać rozkazy króla.

- On nie jest prawowitym królem i nigdy nim nie będzie.

- Będzie, jeśli ty zginiesz. Poza tobą nie ma nikogo innego do objęcia tronu. Szykuj się na śmierć.

Nemei zbladła i odsunęła się krok do tyłu.

- Nie - wyszeptała przestraszona. - Proszę nie. Nie wrócę do Górskiej Cytadeli i nigdy nie upomnę się o tron tylko daruj mi życie.

- Mam ci darować życie? - parsknął śmiechem. - I narazić się królowi?

- Nie musisz mu mówić, że puściłeś mnie wolno - próbowała coś utargować, ale Farling tylko pokręcił głową i zbliżył się do niej.

- Nie będę kłamał swojemu władcy. Pożegnaj się ze swoim koniem, on pójdzie z nami.

- Proszę nie - Nemei pokręciła głową, ale elf był nieubłagany.

odniósł miecz do cięcia. Nagle dał się słyszeć dziwny odgłos a ręka zabójcy została przebita grotem strzały. Miecz wypadł mu z dłoni. Nemei patrzyła jak oniemiała na to, co się dzieje. Nie wiadomo skąd pojawili się uzbrojeni, konni jeźdźcy. Nieznajomi byli jasnoskórymi i jasnowłosymi wojownikami. Tylko jedna z nich odznaczała się karmelową skórą oraz czarnymi włosami zaplecionymi w liczne warkoczyki. Walczyła za to za dwóch i nikt z obecnych nie był w stanie jej dorównać. Była gibka i niesamowicie sprytna. Nemei jeszcze nie widziała, aby jakakolwiek kobieta walczyła tak jak ta. Wprawdzie w oddziałach Kariadela też walczyły kobiety, ale nie były tak dobre jak ta. Elfka pozazdrościła nieznajomej. Chciałaby umieć tak walczyć i umieć się obronić. Na polance trwała zagorzała walka pomiędzy ciemnymi a jasnymi elfami.

Nejfim korzystając z zamieszania skrył się w lesie. Instynkt podpowiadał mu, że tu jest zbyt niebezpiecznie. Wokoło śmigały strzały a w mieczach i sztyletach odbijało się krwawo zachodzące słońce. Nie można było rozróżnić czy to czerwony blask słońca, czy krew nieprzyjaciela. Ciszę leśną przerwały stękania i jęki rannych. Jeden z Czarnych elfów leżał nieruchomo na ściółce leśnej a krew z jego szyi barwiła ją rdzawo. Z gardła Nemei wyrwał się szloch. Nie opłakiwała martwego elfa, ale dopadł ją strach i obrzydzenie. Oprócz śmierci matki jeszcze nigdy nie otarła się z bliska z okrutnością walki i bezsensownej według niej śmierci. Nemei była wrażliwą istotą, która mdlała na widok krwi i nienawidziła barbarzyńskich walk. Zamknęła oczy i oparła o pień najbliższego drzewa.

Gdy nagle ktoś ją szarpną do góry zachwiała się i spojrzała w okrutne oczy Farlinga. Ten popchną ją, wykręcił jej rękę do tyłu i mimo rannej prawej ręki przyłożył jej nóż do szyi. Dziewczynie na widok ułamanej strzały, która przebiła jego rękę poniżej łokcia i sterczała niczym ułamany kij zrobiło się słabo.

- Rzućcie broń albo ona zginie! - krzyknął w zgiełk bitwy.

Wojownicy zamarli. Czerwono włosy elf przycisną mocniej sztylet do szyi Nemei. Delikatnie nacią jej skórę. Elfka widząc stróżkę własnej krwi zasłabła i ugięły się pod nią nogi. Przed oczami zamigotały jej czarne mroczki i zwyczajnie zemdlała. Farling czując, że dziewczyna wysuwa mu się z rąk, zaklął wypuszczając ją i znieruchomiał gdyż poczuł dotyk ostrza na swojej szyi. Jednocześnie ten ktoś odebrał mu sztylet z dłoni.

- Ani drgnij - usłyszał za sobą stanowczy, kobiecy głos.- A wy czarne diabły rzućcie broń, bo ubiję waszego pana jak psa.

W oczach ciemnych elfów dostrzegła wahanie, więc mocniej wbiła ostrze w szyję nieprzyjaciela. Ten sykną i kiwnął głową, aby posłuchali.

- A teraz zabieraj stąd swoich zbirów i wynocha z naszego lasu - popchnęła go do przodu. - Jedź do swojego hämätä i powiedz mu, że nigdy nie dostanie Nemei w swoje łapy.

- Jeszcze mnie popamiętasz czarnoskóra diablico - obiecał jej, na co Eri tylko parsknęła śmiechem. Spojrzał na nią ze złością.

- Kerätä - warkną na swoich żołnierzy.

Ci mimo licznych obrażeń posłuchali bez słowa sprzeciwu i wsiedli na konie. Z sześcioosobowego oddziału w miarę sprawnych elfów zostało czterech. Jeden leżał martwy z podciętą szyją a drugi siedział oparty o drzewo trzymając się za kikut ręki. Jego odrąbana dłoń leżała na środku polany niczym czarny korzeń z wypływającą z niego posoką.

- Zabierzcie mnie stąd - wyszeptał, gdy Farling przechodził koło niego.

- Po co? - spytał przywódca odwracając się w jego stronę. - I tak już się do niczego nie przydasz - to mówiąc skręcił mu kark.

Głowa elfa opadła do przodu. Farling wskoczył na konia.

- Ej! - krzyknęła na niego Eri. - Zabieraj sobie swoje trupy.

- Martwi mi do niczego. Zostawię ich wam na pamiątkę. Niedługo i wy będziecie wyglądali tak jak oni - ostrzegł, szarpną lejcami i odjechał galopem razem ze swoimi ludźmi.

- Kusipää - mruknęła Eri pod nosem. - Wrzućcie ich na konie - odezwała się głośno do swoich ludzi, którzy nie ponieśli większych strat poza drobnymi skaleczeniami i siniakami. Machnęła ręką na konie zabitych elfów. - Ty Argui zaprowadzisz ich do brennere niech ich spalą.

Złotowłosy mężczyzna skiną głową. Jej rozkaz został szybko wykonany. Dziewczyna zaś pochyliła się nad zemdloną i poklepała ją po twarzy. Jednak to nic nie dało. Nejfim wynurzył się zza krzaków i zarżał z niepokojem. Łbem trącił swoją panią.

Eri spojrzała na niego z ciekawością.

- Zanieście ją do strumienia - zwróciła się do swoich ludzi. - Woda z pewnością ją ocudzi.

W chwilę potem Nemei opryskana wodą z garści Eri powoli otworzyła oczy.

- Kim jesteś? - spytała cicho.

- Nazywam się Eri i jestem kapitanem wojsk Tordena - podała rękę elfce i pomogła jej wstać. - A ty zapewne jesteś Nemei córka Sakarii.

- Skąd to wiesz? - dziewczyna poczuła się zaskoczona.

- Król elfów dowiedział się, że uciekłaś z Królestwa Cienia i kazał nam ciebie znaleźć. Zdaje się, że zdążyliśmy w ostatniej chwili.

- Owszem - przytaknęła Nemei. - Dziękuję za ratunek - to mówiąc chwyciła swojego konia za uzdę. Z nim czuła się bardziej pewna siebie.

- Nie ma sprawy - odparła Eri. - Dasz radę sama jechać konno?

- Jasne - odparła Nemei. - Poza tym nie pozwolę nikomu dotknąć nikomu mojego konia. Może być niebezpieczny.

Już Eri miała się spytać, dlaczego niebezpieczny, ale się powstrzymała. To nie była pora na pytania. Najpierw trzeba było dostarczyć Nemei do zamku, aby odpoczęła. Na pytania jeszcze przyjdzie czas. Ruszyli w stronę Thorau - Elfiej Skały. 

Czy w ogóle ktoś to czyta i czy jest w miarę "zjadliwa" ta książka, bo się zastanawiam, czy jest sens pisać ją dalej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro