Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

* IV *

   Dziewczyna na koniu z trudem przedzierała się przez zarośla. Gałęzie szarpały jej płaszcz i chłostały po twarzy, wywołując łzy bólu. Koń rżał niespokojnie, gdy szarpała za wodze, aby omijać największe chaszcze. Jakaś uschnięta gałąź zerwała jej z głowy kaptur a na twarz posypało jej się suche igliwie. Dziewczyna miała dość. Gdyby nie ten zdradziecki Kariadel siedziałaby teraz przy kolacji z matką i patrzyła w gwiazdy. Matki już nie ma a poplecznicy tego drania na pewno już ją szukają, aby zabić. Nemei nigdy nie musiała walczyć o swoje życie, ba nawet matka nie przykładała wagi, aby córka uczyła się walki. Umiała grać na harfie i pięknie śpiewać. Rozumiała zwierzęta i kochała cały świat. Była łagodnym stworzeniem nie przywykłym do przemocy i walki. Śmierć matki wszystko zmieniła. Zabił matkę na jej oczach. Wściekł się, gdy zobaczył jak Nemei ujeżdża najcenniejszego konia a potem karmi go jabłkiem i głaszcząc po pysku coś do niego mówi. Nejfim miał być koniem Kariadela, generała wojsk czarnych elfów, tymczasem Sakaria podarowała go córce, niewydarzonej elfce o gołębim sercu. Ten drań po prostu wyją miecz z pochwy i pchną nim królową. Nemei z krzykiem podbiegła do matki i złapała ją w ramiona. Krzyczała i wyzywała go od najgorszych. Płaczącą oderwali ją od matki i zamknęli w odosobnieniu. Coś wtedy w niej umarło i się zacięło. Obiecała sobie, że kiedyś osobiście sama zabije Kariadela. Wypuścili ją dopiero po pogrzebie matki. Dziewczyna nie mogła znaleźć sobie miejsca w nagle obcym dla niej otoczeniu. Pod rządami samozwańczego władcy wszystko się zmieniło. Zamilkły wieczorne śpiewy i beztroskie przekomarzania. Zastąpił ich stukot młotów wykuwających miecze. Kobiety były smutne i milczące. Wiecznie zajęte nacinaniem lotek i umieszczaniem ich na końcówkach strzał. Kariadel szykował się do wojny. Nemei przerażona zastaną rzeczywistością zaczęła się dopytywać, z kim ten samozwańczy król chce walczyć. Czy ktoś mu zrobił coś złego? Okazało się, że nie, Kariadel po prostu miał dość pokoju i siedzenia w Pustynnych Górach na obrzeżu kraju niczym wyrzutek. Mierziła go pustynia rozciągająca się na zachód od Pustynnych Gór a od wschodu Wielki Bór, który skutecznie odcinał jego krainę od reszty Tir Emrallt. Chciał podbić całą krainę i osiąść gdzieś niedaleko Morza Nadziei byle tylko nie było wiecznego piasku, gdy tylko wiał wiatr od strony pustyni. Podobno, gdy jadł to piasek zgrzytał mu w zębach. Przynajmniej tak powiedziała Leksja najlepsza przyjaciółka Nemei. Wtedy się z tego śmiały. Potem księżniczka nie miała już powodu do śmiechu. Kariadel bowiem stwierdził, że Nemei zostanie jego królową. Jest młoda, śliczna i z królewskiego rodu. Zostanie jego kobietą i da mu następcę.

Odmówiła. Obcięto jej za to włosy, co było najwyższą zniewagą dla elfa i wsadzono do lochu gdzie nie dostawała nic do jedzenia oprócz garści chlebowych jagód i kubka z wodą. Jeśli zgodzi się zostać jego żoną to zostanie uwolniona. Dziewczyna jednak nie chciała. Pewnej nocy do jej lochu zajrzała Leksja. W ręku trzymała klucz i otworzyła kratę.

- Uciekaj – kiwnęła na nią ręką.

- Ale jak... skąd masz klucz?

- Zabrałam pijanemu strażnikowi. Nie pytaj o nic tylko uciekaj – pociągnęła ją za rękę. – Trzymaj – wcisnęła jej w rękę torbę podróżną. – Tu masz coś do jedzenia a Tosin czeka już z twoim koniem.

- A co z tobą? – spytała Nemei ze łzami w oczach.

- Ja sobie poradzę, nie martw się. Jedź do króla Świetlistych Elfów, twoja matka bardzo go ceniła. Tam będziesz bezpieczna. Masz jeszcze to – wręczyła jej sztylet w ozdobnej pochwie.

- Ale ja nie umiem...

- Nauczysz się w razie konieczności. No jedź już.

Dziewczyny przytuliły się do siebie na pożegnanie, po czym Nemei wsiadła na swojego czarnego konia i wyjechała z Królestwa Cienia.   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro