Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

* II*

Była blada, bezsilna i wyczerpana po kilkudniowej wędrówce. Przedzierała się przez ciemny, niegościnny las, który kiedyś był jej przyjacielem i schronieniem. Teraz zwyczajnie ją przerażał. Gęste zarośla i gałęzie drzew wydawały się być żywymi istotami, które swoimi patykowatymi pazurami szarpały jej ubranie, ciągnęły za włosy i drapały ciało niemal do krwi. Jej elegancka kiedyś szata była brudna i porwana. Na niegościnnych bagnach zgubiła buty. Szła, więc bosymi stopami po kamieniach, patykach i kujących szyszkach. Nie zważała jednak na ból, parła nieustępliwie naprzód gnana panicznym lękiem przed tym, co się stanie, gdy dopadną ją niestrudzeni i straszliwi myśliwi. Wiedziała, że jest niedaleko celu a najpóźniej jutro powinna dotrzeć do zamku króla elfów. Tam powinna być bezpieczna. Miała nadzieję, że władca udzieli jej pomocy. Przed nią jednak była jeszcze długa droga a ona była już zmęczona i głodna. W dodatku niebo nad drzewami niepokojąco pociemniało a w oddali dał się słyszeć grzmot. Zbliżała się burza. Nagły podmuch silnego wiatru wpadł pomiędzy drzewa, zatańczył z nimi w obłędnym tańcu pełnym trzasków i złowrogich szumów. Zadrżała tak z zimna jak i ze strachu. Nie miała gdzie się schronić ani przed wiatrem ani przed ulewą, która z wściekłością uderzyła gwałtowną falą w Czarny Bór. Ubranie przemiękło jej momentalnie przyklejając się do ciała niczym zimny kompres. Nad lasem przetoczył się potężny grzmot, od którego niemal zatrzęsła się ziemia a drzewa ugięły się pod ciężarem deszczu. Nie spowolniło to jednak jej kroków. Nadal przedzierała się przez gąszcz mokrych zarośli mając nadzieję, że umknie pogoni. Nie wiedziała, że gwałtowna burza pomieszała szyki jej prześladowcom, którzy podczas ulewy stracili trop dziewczyny.

Nagle potknęła się o wystający korzeń i upadła. Gdy się podniosła omal nie krzyknęła z przerażenia. Przed nią stał potworny stwór. Była to ogromna catigera. Jej wielkie, szmaragdowe oczy wpatrywały się w pobladłą twarz kobiety.

Zaś długi, prążkowany ogon z pędzlem na końcu, nerwowo obijał się o boki ogromnego kota o szarej sierści, poprzecinanej czarnymi pręgami.

Zwierz wydał z siebie potworny przerażający ryk, od którego niemal zawibrowało powietrze, z drzew posypały się liście i igliwie a wszelkie nocne stworzenia znieruchomiały ze strachu.

- Spokojnie - odezwała się do stworzenia, choć serce w piersi tłukło się jej jak oszalałe. Dawno nie widziała catigery, więc bała się teraz jak na nią zareaguje. Ostrożnie wyciągnęła przed siebie dłoń w uspokajającym geście. Kiedyś na ten gest reagowały najbardziej straszne bestie a uznawszy jej zwierzchność od razu łagodniały. Teraz jednak zwierzę spojrzało na nią dziko, położyło po sobie spiczaste uszy zakończone pędzelkami sierści i warknęło ostrzegawczo, pokazując kły ostre niczym sztylety.

- Orika, spokojnie - nazwała stworzenie po imieniu. - Nie poznajesz mnie?

Catigera spojrzała na nią dzikim wzrokiem i ponownie zaryczała. W jej głosie dało się słyszeć niechęć oraz wrogość. Kłapnęła zębami dając wyraz swojemu niezadowoleniu. Kobieta cofnęła się do tyłu. Nie miała szans z ogromnym, niezadowolonym zwierzęciem, które z gracją kota podeszło na tyle blisko niej, że poczuła na twarzy jego oddech pachnący rybą. Stała przez jedną paraliżującą chwilę oko w oko z potworem, który jednym ruchem łapy pozbawiłby ją życia. Chcąc przełamać magiczną blokadę sięgnęła po dawno wygasłą moc, ale tylko zachwiała się z przejmującego bólu. Obroża z platynazytu, która blokowała każdy rodzaj magii zalśniła oślepiająco na jej szyi pozbawiając ją oddechu. Upadła. Catigera uniosła łapę uzbrojoną w potężne pazury do ostatecznego ciosu.  

   Na trop uciekinierki wpadł dowódca myśliwych na południowej stronie Lasu Zagubionych Dusz. Wydał dźwięk zwołujący swoich podwładnych, którzy, mimo, iż znajdowali się w odległych miejscach podążyli za głosem przywódcy. Pięciu okrutnych myśliwych podążyło śladem wiedźmy. Swoim lotem przecinali ciemniejące niebo, rozjaśniane rozbłyskami błyskawic. Pokonali już Szmaragdowe Wzgórza i zbliżali się nad Czarny Las. Wiedźma najwyraźniej podążała w stronę Gór Askadronu gdzie wznosił się zamek króla elfów. Nie widzieli jej gdyż gęste drzewa zasłaniały wszystko, co było pod nimi. Niegościnny bór zasłaniał wszystkie ścieżki i polany broniąc do siebie dostępu dla niechcianych gości. Jednak wyczulone zmysły myśliwych wyraźnie dawały im znać, że ona musi tam być. Gdyby mieli więcej miejsca na wylądowanie to mogliby już na piechotę dogonić wiedźmę, która zapewne do tej pory opadła już z sił. Niestety pogoda skutecznie zniwelowała ich plany. Nagły podmuch wiatru uderzył silnie i rozproszył równy szyk. Zaś potężny huk gromu niemal ich ogłuszył. Zatrzepotały gniewnie skórzastymi skrzydłami próbując wrócić na poprzednią trasę, lecz podmuchy wichru skutecznie im to uniemożliwiały. Na domiar złego luną gwałtowny deszcz, który rozmył ślad po wiedźmie i ograniczył widoczność. W tej sytuacji nie mieli szans jej schwytać. Pod rozkazem dowódcy wylądowali na obrzeżach lasu. Przecinające niebo błyskawice odbiły się w lśniących zbrojach i groźnie wyglądających, obusiecznych mieczach. Niepokojąco zielone oczy pięciu srogich myśliwych zabłysły w ciemności niczym ślepa drapieżnika na myśl o polowaniu, bo też tak całkowicie to ludźmi nie byli.

Dowódca wyciągną do przodu dłoń z bronią wskazując kierunek. Okrutni myśliwi zagłębili się w las. Posługując się tym razem ludzkimi zmysłami ruszyli tropem uciekinierki, która przedzierając się pozostawiła po sobie ślad połamanych gałęzi i podeptanych traw. Teraz nie przeszkadzał im ani wiatr, ani deszcz. Podążali za wiedźmą gotowi spełnić rozkaz swojej królowej.

Znaleźli ją po kilku minutach marszu. Leżała nieprzytomna na mokrej ściółce a nad nią stała ogromna catigera. Przywódca dał znak, aby się zatrzymać. Bestia spojrzała na nich dziko, położyła uszy po sobie i pokazując zęby wściekle zasyczała. To ona pierwsza znalazła dziewczynę i nie zamierzała się nią z nikim dzielić. Stanęła pomiędzy ofiarą a myśliwymi, gniewnie potrząsnęła łbem, po czym ryknęła. Dowódca jednak nie przestraszył się jej. Dał znak swoim podwładnym, aby dwóch z nich zajęło się wiedźmą, podczas gdy reszta rozprawi się z potworem. To, co wydarzyło się potem trwało dosłownie jedno mgnienie oka. Dwóch wojowników zarzuciło sieć na czarownicę w chwili, gdy ich towarzysze natarli na dzikiego kota. Zwierzę skoczyło na nich, przewracając dowódcę, niemal odcinając głowę ostrymi pazurami kolejnemu napastnikowi i odgryzając ramię kolejnemu. Po czym machnęło skrzydłami, złapało pazurami za metalową sieć wzbiło się w górę wraz z dziewczyną.

Dowódca podniósł się powoli potrząsając głową z oszołomienia. Gdyby nie był w głupiej ludzkiej postaci to pokazałby tej catigerze jak giną wściekłe koty. Poczuł złość sam na siebie i swoich ludzi za to, że tak łatwo dali się pokonać. Jeden z nich mimo ochraniającej go zbroi stracił rękę a teraz wykrwawiał się znacząc posoką jasno srebrzyste drzewo igłowca. Drugi zaś leżał nieruchomo z głową trzymającą się tylko na rdzeniu kręgowym. Ogromna plama krwi znikała powoli zlizywana przez zachłanne, trujące trawy oraz małe żyjątka żywiące się rozkładem i śmiercią.

- Brannsssår* - wysyczał wściekle rozkaz do dwójki ocalałych wojowników wskazując na ich martwych towarzyszy. Ci bez słowa protestu wywlekli ciała na skraj lasu, po czym wykonali polecenie dowódcy.

- Damn, että on osuma* - zaklął ze złością dowódca waląc dłonią w pobliskie drzewo, które złamało się z trzaskiem.

Brannsssår - spalić

Damn, että on osuma - szlag by to trafił

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro