16| GRA
Gdy budzę się obok wciąż śpiącego Bakugo, uśmiecham się lekko. Przez moment niemal nie pamiętam wydarzeń z poprzedniej próby ani w ogóle powodu, dla którego zasnęliśmy razem, zaraz jednak wraca do mnie widok odciętej głowy i z trudem powstrzymuję odruch wymiotny, krzywiąc się przez ohydny smak w ustach. Biorę głęboki wdech, siadając i naprędce przeczesując włosy dłońmi. Powinienem zapisać przebieg Próby w notatniku, nawet gdyby faktycznie miało to u mnie wywołać atak paniki, ale nie chcę ryzykować, że Bakugo się obudzi i go zauważy. To byłaby prawdziwa katastrofa...
— Kirishima? Nie śpisz już? — słyszę cichy, ochrypły od snu głos, który wyrywa mnie z rozmyślań. Szybko przywdziewam na twarz swój najpiękniejszy uśmiech, gotów udawać, że to, co zdarzyło się chyba już ładnych kilka godzin temu, było jednorazowym epizodem.
— Dopiero co się obudziłem! Dobrze ci się spało?
Bakugo marszczy brwi i przypatruje mi się podejrzliwie, zaraz wzdychając cicho.
— Powiedz mi, co się z tobą dzieje.
Przygryzam wargę, pocierając dłonią o przedramię, walcząc z chęcią ucieczki z tego pokoju albo odpowiedzenia czegoś w stylu: ,,Nie wiem, o czym mówisz, stary! To zwykły koszmar, serio, nic specjalnego", tylko jak w takim razie wytłumaczyłbym swoje zaniki pamięci? Bakugo mógłby naprawdę powiedzieć o moich problemach pielęgniarce szkolnej albo nauczycielom, a jeszcze tego mi brakuje!
— Źle sypiam. Proszę, opowiedz mi, co się wczoraj działo. Zauważyłeś coś... dziwnego? — Mimo wszystko dobrze jest mieć go tu jako prowizorycznego wspólnika. Przynajmniej ma informacje z pierwszej ręki.
— W nocy nigdzie się nie ruszałeś. Teraz też — wyznaje po chwili ciszy, a ja kiwam głową. Więc jednak mnie obserwuje... To dobrze, przynajmniej mam świadomość, że na czas Próby nie zostaję zamknięty w szafie, a mojej tożsamości nie przejmuje jakiś zły klon. — Wczoraj zachowywałeś się normalnie. Gdy zapytałem cię o to, czy pamiętasz poprzedni dzień, powiedziałeś, że tak.
— Teraz nic nie pamiętam...
— Wiem. Nie miałeś pojęcia, o co mi chodzi. A potem stwierdziłeś, że bardzo boli cię głowa i poszedłeś spać.
Ach, więc może przedwczesna śmierć pokrywała się czasowo z tym nagłym bólem? Może on miał mnie zmusić do zaśnięcia, może następne kilka godzin niespokojnego snu były czasem, który spędziłem w tej dziwnej pustce, zawiesinie między dwoma światami?
— Kirishima, rozumiesz coś z tego? — pyta w końcu poirytowany Bakugo, a ja zerkam na niego z ukosa. Wygląda uroczo, gdy jest taki śpiący i rozczochrany bardziej niż zwykle, a mimo tego i widocznej senności próbuje utrzymać powagę, próbuje mi pomagać.
— Pewnie niedługo mi przejdzie — stwierdzam, żeby go uspokoić, w głowie mając to, że jeśli go nie uratuję, wkrótce naprawdę Próby się skończą, a wtedy... Wtedy znów będę normalny, prawda?
Ale bez Bakugo. Z odrażającym poczuciem winy, którego nie potrafiłbym znieść. Przyszłoby mi żyć w świecie szarym i ponurym przez jedno jedyne życie, którego nie udałoby mi się uratować.
— Powinniśmy komuś powiedzieć — burczy znów Bakugo, a ja już nie mam siły na naszą zwyczajową sprzeczkę.
— Nie, nie potrzebuję pomo...
— Kurwa mać, przestań! — krzyczy nagle chłopak, podrywając się do siadu i obdarzając mnie wściekłym, lodowatym spojrzeniem.
Och, wkurzyłem go.
— Proszenie o pomoc wcale nie jest słabe ani nic w tym stylu, wiesz?! — warczy, a gdy poranne promienie słońca padają na jego twarz, myślę, że jest piękny. — Strasznie długo tak sądziłem, ale już wiem, że tak naprawdę to cholernie męskie! Bo proszenie o pomoc wymaga odwagi! Bo przyjmowanie pomocy pomaga wygrać! — Nakręca się coraz bardziej, widzę to, gdy przysuwa się na łóżku bliżej mnie. Jego oczy błyszczą, a ja nie mogę oderwać od nich wzroku. — Wiesz, kto mnie tego nauczył?! — dodaje jeszcze, a ja unoszę brwi, teraz całkiem zaciekawiony jego monologiem. — Ty! Ty, więc, kurwa, stosuj się do własnych słów, pacanie! Daj sobie pomóc!
Widzę, że to kosztowało go sporo wysiłku. Rumieni się lekko. Przemówienie mi do rozsądku widocznie wymagało od niego wyjścia poza pewne strefy komfortu. Przyznał, że mnie słucha. Że szanuje moją opinię i faktycznie stosuje się do moich słów, więc tym bardziej kraje mi się serce, gdy zdaję sobie sprawę, że przecież muszę odmówić.
— Przepraszam — szepczę po chwili ciszy, a zaraz potem drzwi za Bakugo zamykają się z trzaskiem. Przez resztę dnia nie odzywa się do mnie ani słowem.
▪▪▪
Wieczorem mam straszne problemy z zaśnięciem. Przez bite dwie godziny wiercę się z boku na bok, otulam kocem i zsuwam go z siebie, bo na zmianę jest mi ciepło i zimno. Oraz niedobrze. Przed oczami znów mam martwe spojrzenie Bakugo, krwawy incydent ze strażą... Świadomość tego, że tu, w realnym świecie, mój najlepszy przyjaciel jest na mnie śmiertelnie obrażony, nie pomaga. Boję się, tak strasznie się boję zamknąć oczy, choć cienie na ścianach wyciągają swoje macki w moją stronę, zaciskając się na szyi. Nocne mary nie dają mi spokoju i gdy po następnych kilku godzinach wreszcie udaje mi się zasnąć, po obudzeniu się w piątej już Próbie, decyduję, że, żeby nie marnować bezcennego czasu na Próby, muszę postarać się o jakieś środki nasenne tak, żeby nie ściągnąć uwagi dorosłych. Nie podoba mi się to w ogóle, ale wiem, że będę musiał załatwiać sobie leki przez starszych uczniów. Niepełnoletność tak mi przeszkadza...
Schemat pierwszych kilku dni powtarzam. Zdobywam podziw Bakugo, przyjaźń Midoriyi i rozrywkę ze strony Ashido, Sero i Kaminariego, a później znów jestem w tej samej karczmie, w tej samej gospodzie, razem z Bakugo przeciskając się przez podrygujący do wesołej muzyki tłum. Serce wali mi jak młotem, gdy siadamy, a po chwili dołącza do nas czarna postać w płaszczu. Tę decyzję podjąłem już podczas Świadomego Dnia.
Zagram w jego grę.
— Nie ma mo... — zaczyna Bakugo po złożonej propozycji, ale wchodzę mu w słowo, pewnie oznajmiając:
— Zgoda.
Mężczyzna w płaszczu kiwa głową, po czym wstaje.
— Zapraszam do mojego pokoju. Tu jest nieco zbyt tłoczno — mówi, a ja bez wahania idę za nim, ignorując Bakugo, który widocznie chce zaprotestować.
Jeśli nawet czeka na nas pułapka... Pójdę przodem, jemu nic się nie stanie. Nie mogę doprowadzić do tego, żeby znów zaatakowała nas straż z ich przerażającym dowódcą, po prostu nie mogę!
Gdy wreszcie udaje nam się przepchnąć przez tłum na dole i pokonać drewniane schody, postać prowadzi nas korytarzem, mijając drzwi do pokoju naszego i Midoriyi oraz tego Kaminariego, Sero i Ashido. Zatrzymuje się niemal na samym końcu korytarza, rozglądając się czujnie, nim decyduje się wpuścić nas do środka.
To pokój taki jak nasz: krzesło, miednica, mała półka na ubrania czy inny dobytek, łóżka. Tym, co przykuwa mój wzrok, jest biurko, a na nim kilka listów gończych z moim wizerunkiem na nich. Więc jednak od początku to o mnie chodziło...
— Eijiro. — Słyszę głos za sobą, więc odwracam się gwałtownie, zaraz widząc, jak mężczyzna zdejmuje kaptur, ukazując znajomą twarz Shoto Todorokiego. — Dawno się nie widzieliśmy. Twój kompan, jak zakładam, przyda się w realizacji planu?
To on mnie tu zna? Osobiście? Nie mam pojęcia, co odpowiedzieć, więc zerkam pytająco na Bakugo... I marszczę brwi, bo chłopak wygląda, jakby dosłownie wryło go w ziemię. Patrzy w szoku na Todorokiego i chyba nie dowierza własnym oczom. Dlaczego?
— H-hej — dukam w końcu, a Todoroki unosi brwi, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
— Hej? — powtarza, jakby faktycznie nie wierzył własnym uszom. Palnąłem coś głupiego?
— Zgłupiałeś? — cedzi Bakugo przez zaciśnięte zęby, widocznie odzyskując opanowanie po chwilowym szoku.
Już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, gdy Todoroki znowu się odzywa:
— Hm. Potrzebuję twojej pomocy.
— Tak, mieliśmy o to zagrać — przypominam, znowu zgarniając za to zdumione spojrzenia. Czy naprawdę jestem aż tak beznadziejny...?
— Przecież to była tylko przykrywka, żeby cię tu sprowadzić... — Todoroki patrzy na mnie niepewnie, a ja już nie mam dobrej odpowiedzi w zanadrzu, więc zrezygnowany wyrzucam z siebie prawdę:
— Wybacz, ale nie mam pojęcia, kim jesteś.
— Kurwa, nie wierzę. — Bakugo chyba nie wie czy powinien płakać, czy się śmiać. Na jego miejscu pewnie sam bym tak się zachowywał, ale teraz prędzej mi do pierwszego niż drugiego. Naprawdę nikt nie mógł mi dać poradnika o Próbach zanim mnie w nie wpakował?!
— Ch-chyba mam leciutką amnezję. Szczerze to nie pamiętam nic sprzed trzech dni — mówię cicho, śmiejąc się nerwowo, a przez twarz Bakugo przemyka cień zrozumienia. Pewnie skojarzył wszystkie sytuacje, w których dziwnie się zachowywałem...
Wzrok Todorokiego ze zdumionego zmienia się w przestraszony.
— Jak to: nie pamiętasz?! A rebelia?! Przecież obiecałeś, że wrócisz, cały nasz plan!... — Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wzburzonego.
— Przepraszam, ja... Może mi opowiesz?...
Wzdycha, wbijając wzrok w niebo za oknem powoli przechodzące w atramentową czerń. Cieszę się, że nie ma mnie na zewnątrz. Cieszę się, że soczyście zielonej trawy nie brudzi szkarłat krwi Bakugo.
— Chyba będę musiał — mruczy, biorąc głęboki wdech, uspokajając się. — Zacznijmy od początku. Jestem najmłodszym synem obecnie panującego króla, Shoto Todoroki. A z twoją pomocą mam nadzieję przeprowadzić zamach stanu.
Jestem w czarnej dupie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro